poniedziałek, 31 grudnia 2012

Niall. cz. 2 ♥

Druga część. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Na specjalne życzenie Angeli. Tak, pisałam to z myślą o Tobie. ♥ Trochę mi nie wyszło.. Przepraszam.
KLIK. ♥

"People say we shouldn't be togeather,
We're to young to know about forever
But I say, they don't know what they talk talk talking about..."

    Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie. Ubrałam się, uczesałam, zjadłam śniadanie.. Byłam pełna energii, roześmiana... Chciało mi się żyć. Zadziwiające, jak wypowiedziane przez odpowiednią osobę dwa słowa mogą zmienić wszystko...
   Niall przyszedł o 7:30. Punktualnie. Na powitanie pocałował mnie w policzek. Wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę szkoły. Gdy byliśmy już dość blisko, chłopak splótł swoje palce z moimi. Spojrzałam na to jak na nadprzyrodzone zjawisko. Nie byłam przyzwyczajona do tego typu rzeczy.
   Weszliśmy do szkoły trzymając się za ręce. Niall podszedł ze mną do szafki i poczekał aż wyjmę odpowiednie książki, a potem szybko wziął swoje i ruszył pod klasę, nadal trzymając moją dłoń w mocnym uścisku. Cała klasa rzuciła nam dziwne i trudne do rozszyfrowania spojrzenia. Niall szepnął: „Nie przejmuj się, ja cię kocham.” To jedno zdanie dodało mi otuchy. Cmoknęłam go delikatnie w policzek, a potem poszłam przywitać się z Maggie.

- No kochana, gorąco! - zawołała na powitanie i mocno mnie uściskała.
- Oj coś ty!
- No nie mów, że ci się to nie podoba! - dała mi kuksańca w żebra.
- Może i się podoba, ale żeby od razu gorąco..?
- Jesteś za mało pewna siebie i tyle! - zaśmiała się Mag i popchnęła mnie w kierunku Nialla. - No dajesz, pokaż Trishii, że on jest twój!
- Jesteś głupia – pacnęłam przyjaciółkę w głowę.

   Mimo wszystko podeszłam do Nialla, który rozmawiał właśnie z Jasonem – kapitanem drużyny futbolowej. Osobiście nie przepadałam za tym gościem. Splotłam palce z palcami Nialla po raz enty dzisiejszego dnia i rzuciłam ciepły uśmiech Jasonowi.

- O, stary, taką laskę wyrwałeś?! Piona! - krzyknął. Jacy ci faceci puści... A mówią, że kobiety to plastiki.
- Jason, chyba nie masz pojęcia co oznacza fakt, że się z kimś chodzi – powiedział Niall łapiąc się z zakłopotania za kark. - To wcale nie jest szpanowanie dziewczyną jak jakimś upolowanym zwierzątkiem. To jest coś znacznie głębszego – zaczął się rozwodzić.
- Dobra, okej... Ale ładna to ta twoja dziewczyna jest – puścił mi oczko.
- Ta, dzięki – odparłam sarkastycznie.

   Usiedliśmy na ławce. Niall podszeptywał mi śmieszne historyjki związane z różnymi osobami przechodzącymi przez szkołę. Może to dziwne, ale teraz czułam się w jego towarzystwie jakoś.. inaczej. Zaczęłam lubić to, jak się do mnie zwracał: księżniczko, skarbie, kochanie... Było w tym coś niezwykłego i dzięki temu czułam się lepsza od innych dziewczyn. Wiem, że to głupie.
   Podeszła do nas Trishia. Obrzuciła mnie nienawistnym spojrzeniem i pocałowała Nialla w policzek. Chyba na powitanie.

- Trish... Coś się stało? - spytał Nialler.
- Nie, dlaczego? - uśmiechnęła się do niego swoim wyuczonym plastikowym uśmiechem.
- Pocałowałaś mnie – wskazał na policzek.
- A co, to w dzisiejszych czasach nawet swojego chłopaka nie można pocałować? - usiadła mu na kolana. Miałam ochotę przywalić jej w twarz.
- Złaź z niego ty głupia pindo! - krzyknęłam. - On wcale nie jest twoim chłopakiem!
- Nie jest? O, Nialler, musisz zasmucić swoją koleżankę – zrobiła smutną minkę. No wiecie, taką jaką robią te plastiki na amerykańskich filmach.
- Nie wiem o czym gadasz Trish, chyba coś ci się pomieszało – chłopak zepchnął ją delikatnie ze swoich kolan.
- Ale Niall, kotku, ja cię kocham! - rozpłakała się. Tak, rozpłakała się. Myślałam, że ten moment w jej życiu nigdy nie nastąpi.
- Nie mów do mnie kotku, okej? - powiedział chłodno. - Nigdy nie byliśmy i nie będziemy razem i po prostu musisz się z tym pogodzić.
- Niall, zrozum, my jesteśmy dla siebie stworzeni! - zaczęła go przekonywać zarzucając swoimi blond włosami. - Zrobię dla ciebie wszystko co chcesz! - paplała jak desperatka. Coraz bardziej chciało mi się śmiać.
- Po prostu zostaw mnie spokoju – powiedział.
- Skoro tak mnie traktujesz, to ja potraktuję tą zdzirę – tu pokazałana mnie – tak samo.
- Nie mów tak o niej! - krzyknął. - Mam wątpliwości co do tego, kto tu jest zdzirą.
- Niall, co ci się stało? - stała tak zdezorientowana na środku korytarza. Dopiero teraz zauważyłam, że wszyscy ludzie się na nas gapią.
- Mi? Nic. Gorzej z tobą – powiedział.

   Wziął mnie za rękę i poszedł w drugą stronę. Posłał mi przepraszające spojrzenie. Na pocieszenie przytuliłam go mocno. Chyba przejął się tym całym zajściem mocniej niż ja. Chociaż to nie on był nazwany zdzirą. Przyzwyczaiłam się. Trishia mówiła tak o mnie od początku podstawówki (wtedy dziwiłam się skąd znała takie słowa). Ale Niall dopiero dzisiaj to zauważył.
   Zadzwonił długo oczekiwany dzwonek. Biologia. Usiadłam w ławce z Maggie, tak jak zawsze. Tylko na nią zawsze mogłam liczyć. Jak to się mówi? Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
   Niall posyłał mi całusy przez całą lekcję. Nasza nauczycielka, pani Serioso zauważyła to i powiedziała:

- Horan, lekcja to nie czas na wyznawanie miłości pannie [T.N.]!

   Chłopak oblał się rumieńcem. Ja zresztą też.

- Przepraszam, pani profesor – wydukał.

   Zauważyłam jak Trishia rzuca mu nienawistne spojrzenie. Zastanawiało mnie, jak on z nią wytrzymywał przez te wszystkie lata... Nie widział jej próżności ani podłego zachowania? Dziwne, przecież to czuć na kilometr. Postanowiłam, że muszę się go o to spytać.

   Po ostatniej lekcji, Niall stał oparty o moją szafkę i czekał aż przyjdę. Mimo, że w-f mieliśmy razem, trzeba było brać poprawkę na to, że dziewczyny ubierają się dłużej. Niall uśmiechnął się do mnie jakoś specyficznie.

- Kochanie, masz kamizelkę na drugą stronę – zaśmiał się i zdjął ze mnie jeansowe okrycie.
- Hm... - zawstydziłam się. - To chyba znaczy, że będę miała szczęście?
- Na pewno – pocałował mnie w policzek.

   Wzięłam plecak, ubrałam płaszcz i wyszłam ze szkoły, trzymając Nialla za rękę. Kiedy byłam przy nim, czułam się szczęśliwa. Tak jakby ktoś wpuścił do mojego brzucha stado motyli. Szliśmy przez pewien czas w milczeniu, aż Nialler nagle skręcił w lewo. Posłałam mu pytające spojrzenie.

- Chodź, chcę cię zabrać w takie jedno wyjątkowe miejsce – powiedział.

   Posłusznie poszłam za nim. Weszliśmy do jakiegoś parku, lasku albo zagajnika. Nie wiem co to jest. Przez chwilę błądziliśmy po krętych uliczkach, aż w końcu stanęliśmy przed ogromnym drzewem.

- Widzisz te wszystkie serduszka na pniu? - spytał Niall.

   Spojrzałam na niego i pokiwałam głową.

- To będzie nasze – odparł i wyciął scyzorykiem serce w  najbardziej widocznym miejscu. - Bo chcę być z tobą na zawsze – szepnął i delikatnie mnie pocałował. Prawie się rozpłynęłam.
- A teraz daj mi ten scyzoryk – poprosiłam.

   Ze skupieniem wydziergałam w środku serca nasze inicjały, starając się, by litery były starannie wykaligrafowane, takie jakie pisało się w pierwszej klasie podstawówki. A potem łzy wzruszenia zaczęły napływać mi do oczu. Staliśmy w milczeniu i patrzyliśmy na nasze dzieło: ogromne sece a w nim „N & [T.I]”.... Na zawsze razem.

KONIEC.

A. ♥

niedziela, 30 grudnia 2012

Harry. ♥ (kontynuacja tego tamtego pod spodem ;D)

No więc... Skoro tak bardzo chcieliście, to druga część nadchodzi! Przyznam, że nieźle się nagłowiłam co w niej napisać, bo w mojej głowie ten imagin był zwyczajnym oneshotem. Nieźle zaskoczyliście mnie prosząc o następną część. Spędziłam nad tym trochę czasu i nie wiem czy zaspokoiłam Wasze oczekiwania. Sami oceńcie. Z dedykacją dla Angeli, która pomogła mi jakoś to wszystko poukładać. <3
KLIK. ♥
___________________________________________________

"Każdy dzień to od­ro­bina życia: każde prze­budze­nie, to od­ro­bina na­rodzin, każdy po­ranek, to od­ro­bina młodości, każdy sen zaś, to na­mias­tka śmierci.  "

     Obudziłaś się nadzwyczaj wypoczęta. Miejsce obok ciebie było puste... Harry już wstał. Powoli zwlekłaś się z łóżka i wciągnęłaś na siebie legginsy i luźną koszulkę. Przeczesałaś palcami włosy i wyszłaś do kuchni. Zawiódł cię do niej słodki aromat karmelu i wanilii. Hazza stał przy kuchence i podrzucał do góry naleśniki. A przy stole siedziała Emily. Przytuliłaś siostrę na powitanie.

- [T.I.], a wujek robi mi naleśniki! - krzyknęła wesoło i klasnęła w rączki. Uśmiechnęłaś się do niej i usiadłaś na krześle obok.
- A jak ci się udało go do tego zmusić?
- Poprosiłam. Ładnie poprosiłam, prawda Harry? - spojrzała z nadzieją na Loczka, który z wielką pasją oddawał się smażeniu naleśników.
- Prawda smerfetko – odpowiedział miękko. - Pierwsza porcja naleśników z owocami i karmelem dla małej księżniczki gotowa! - powiedział, po czym postawił przed Emily talerz z pięknie wyglądającym posiłkiem.
- Jak w bajce... - szepnęła z zachwytem dziewczynka i wzięła się do jedzenia.
- Niall by się ucieszył – zaśmiałaś się.
- I to jak – uśmiechnął się Harry. - Druga porcja naleśników z owocami i karmelem dla królowej mojego serca także gotowa! - dodał i wręczył ci talerz.
- A dla ciebie? - spytałaś.
- Dla mnie też jest – zapewnił cię. - A więc, trzecia porcja naleśników z owocami i karmelem dla króla naleśników z owocami i karmelem, czyli mnie, gotowa!
- Ach, ta twoja skromność! - zaśmiałaś się i cmoknęłaś go w nos.

   Zjedliście w spokoju śniadanie, a potem zaczęliście się zastanawiać co by tu zrobić, żeby mała się nie nudziła. Zgodnie wybraliście, że pójdziecie do ZOO. Mała bardzo się ucieszyła. Podczas gdy ty próbowałaś przekonać Emily, że cienka różowa sukienka to nie dobry pomysł na piętnastostopniowy mróz, Harry poszedł odśnieżać samochód.
   Wyjechaliście z domu około dwunastej. Szliście przez ZOO trzymając małą za ręce i pokazując jej różne zwierzątka. Co z tego, że różni ludzie rzucali wam wzgardzające spojrzenia? Robili to dlatego, nie wiedzieli czy Emily jest twoją siostrą, czy córką. Ważne było to, że dziewczynka była szczęśliwa.
   Po zwiedzeniu całego ZOO, zdecydowaliście, że pójdziecie na obiad do McDonalda – ulubionego miejsca Emily. Zamówiliście jej zestaw Happy Meal, a sami zadowoliliście się jedynie kawą. Oboje nie lubiliście fastfoodów i trzeba było przyznać, że nawet w kawie którą piliście czuć było chemiczny posmak.
   Około siedemnastej wyczerpały wam się plany odnośnie dzisiejszego dnia. Włóczyliście się bez celu po mieście, wchodząc do wszystkich sklepów z zabawkami po drodze. W końcu najmłodszy element twojej rodzinki zaproponował:

- Pójdźmy do kina!
- Kino? - zastanowił się Harry. - No, niezła propozycja młoda! - przybił Emily piątkę.
- Wiem Harry – uśmiechnęła się dziewczynka i poprosiła by Hazza wziął ją na barana.

   Do kina nie było daleko, więc postanowiliście się przejść. Twój chłopak słodko wyglądał z małym, śmiejącym się bąblem na ramionach. Złapałaś go za wolną rękę i lekko się do niego przybliżyłaś. Emily zaczęła krzyczeć na całą ulicę:

- Zakochana para, Harry i [T.I.]!!!
- Och, przytkaj się słoneczko – skarciłaś ją.
- Co chcesz, prawdę mówi! - odezwał się Styles.

   Obejrzeliście cudowny, wzruszający film noszący tytuł „Renifer Niko ratuje święta”. Twojej siostrze bardzo się podobał. Skakała z radości, w momencie gdy dowiedziała się, że mały Niko jednak uratował Boże Narodzenie.
   Do domu wróciliście około dwudziestej. Emily była wycieńczona. Razem wykąpaliście ją i ułożyliście do spania.

- Wiesz co [T.I.]? - odezwała się chwytając cię za rękę. - To był najcudowniejszy dzień w moim życiu. Kocham cię – ucałowała cię w policzek. Myślałaś, że się rozpłyniesz ze wzruszenia.
- A mnie to nikt nie kocha? - przypomniał się Harry.
- Ciebie też kocham wujku – odparła Em i przetarła oczy ze zmęczenia.
- Dobranoc kochanie – powiedziałaś.
- Dobranoc [T.I.], dobranoc Harry – wyszeptała i zamknęła oczy, zapadając w głęboki sen.

   Wyszliście po cichu z jej pokoju i zdecydowaliście, że pójdziecie na spacer. Szliście wieloma krętymi uliczkami trzymając się za ręce i rozmawiając. Zrobiło wam się zimno. Wróciliście do domu i usiedliście na twoim łóżku.

- Dawno się tak nie zmęczyłem jak dzisiaj – odparł Harry. - A dodatkowo strasznie boli mnie kark.
- Rozmasować ci? - spytałaś.
- Jakbyś była tak dobra – uśmiechnął się zadziornie.

   Usiadłaś za nim i zaczęłaś powoli masować spięte mięśnie na szyi chłopaka. Harry co chwilę pomrukiwał, a ty się z niego śmiałaś.

- Już? - zapytałaś po chwili.
- Pewnie, kochana jesteś – pocałował cię w usta i położył się na łóżku kładąc głowę na twoich kolanach.

   Przez chwilę patrzyliście tylko w swoje oczy, pozwalając minutom marnować się na nicnierobieniu. Harry zaczął nucić pod nosem Little Things, głaszcząc twoją dłoń. Przytuliłaś kudłatą głowę chłopaka do siebie i czule pogłaskałaś go po jego uroczych loczkach.

- Mamusiu, nie przestawaj, tak mi dobrze... – wymruczał.
- Dobrze syneczku – zaśmiałaś się i cmoknęłaś go w czoło.
- Ej, [T.I.] - powiedział, spoglądając ci w oczy z nagłym ożywieniem. - Wyobrażasz to sobie? My, w naszym własnym domu, siedzący sobie w kuchni i popijający poranną kawę, a koło nas taki malutki, roczny szkrab pełzający po podłodze? Darcy.. albo Emily... Albo Lilly – rozmarzył się.
- A chłopczyk? Louis... albo Michael.

   Siedziałaś z głową opartą o zagłówek łóżka, rozmyślając sobie o wszystkim i o niczym. Hazza bawił się twoimi włosami i podśpiewywał cicho piosenki. W tej chwili było coś tak wyjątkowego, że chciałaś żeby trwała wiecznie. Delikatnie zachrypnięty głos Harry'ego, powietrze przepełnione zapachem róż, zmysłowe światło i wszechogarniające ciepło... Twoja definicja szczęścia.

2 LATA PÓŹNIEJ
- Wróciłem! - zawołał Harry wchodząc do domu. - Cześć kochanie – odparł całując cię w policzek. - Jak tam nasze maleństwo? - spytał głaszcząc cię po wypukłym brzuchu.
- Rośnie całe i zdrowe – uśmiechnęłaś się.
- Już wiesz?
- Co wiem?
- Czy to będzie dziewczynka?
- Dziewczynka – przytaknęłaś.
- Darcy.. Zgódź się na Darcy – poprosił, składając na twoich ustach miękki pocałunek.
- Skoro tak ładnie prosisz... – zaśmiałaś się. - Jeszcze dwa miesiące i wyjdzie zobaczyć swojego cudownego tatusia.
- I jeszcze bardziej cudowną mamusię...

A. ♥

sobota, 29 grudnia 2012

Harry. ♥

Wiem, Harry był wczoraj, dlatego przepraszam że tak się powtarzam. :/ Ale po prostu czytajcie. KLIK. ♥



"Bo dzieci są najważniejszym skarbem dla rodziców."

    Mroźny, sobotni wieczór. Siedzisz w domu i opiekujesz się swoją trzyletnią siostrą Emily. Twoi rodzice zostali zaproszeni na jakieś ważne spotkanie i zostawili cię z małą. Na początku świetnie sobie radziłaś. Potrafiłaś wynaleźć dla siostry mnóstwo ciekawych zabaw, odgadywałaś jej potrzeby, wszystko szło świetnie. Dobiegała dziewiętnasta. Mała zaczęła marudzić.

- Co się stało bąbelku? - spytałaś biorąc Emily na ręce. - Jesteś głodna? - spytałaś. Mała skinęła główką. - A co byś zjadła?
- Frytki – odparła.
- A skąd ci ja teraz wezmę frytki? - zdenerwowałaś się.

   Poszłaś do kuchni i zajrzałaś do lodówki. Było tam chyba wszystko oprócz frytek. Zaczęłaś więc proponować siostrze coraz to nowe potrawy, ale za każdym razem dziewczynka protestowała. Chciała tylko frytki i nic innego nie wchodziło w rachubę.

- Dobra, wygrałaś, dostaniesz te frytki – odparłaś zrezygnowana.

   „Ale kto zostanie z Emily?” - pomyślałaś i złapałaś się za głowę. Jakbyś zadzwoniła po nianię, ta przyjechała by po godzinie, kiedy mała wariowałaby już z głodu. Babcia mieszka za daleko, ciocia tak samo... Przejrzałaś kontakty w telefonie. Harry. Tak, idealnie. Może akurat on mógłby ci pomóc? Zadzwoniłaś.

- The number you are trying to reach is currently.. free. How can I help you babe? - usłyszałaś głos swojego chłopaka i zaczęłaś się śmiać. - No, co jest? - ponaglał cię.
- Harry, masz może wolną godzinkę lub dwie, w przedłużeniu do jutra? - spytałaś.
- Mam rozumieć, że proponujesz mi randkę? - czułaś jak Styles się uśmiecha.
- Nie, niestety nie, ale byłabym bardzo szczęśliwa, gdybyś zgodził się zaopiekować Em...
- Okej, nie ma sprawy – odparł od razu. Odetchnęłaś. - A co takiego się stało, że nie możesz z nią zostać, hm? - zaczął dociekać.
- Mała zażyczyła sobie frytki, a najbliższy supermarket jest dwadzieścia minur drogi stąd, nie mówiąc o McDonaldzie albo Nando's.
- Dobra, będę za chwilkę – przesłał ci wirtualnego całusa i się rozłączył.
- Emily, wujek Harry się tobą zaopiekuje! - oznajmiłaś siostrzyczce. Bardzo się ucieszyła.

   Nie czekałaś nawet dziesięciu minut, kiedy usłyszałaś dzwonek do drzwi. Otworzyłaś Harry'emu. Na powitanie pocałował cię w policzek i mocno przytulił, a potem poszedł do Emily. Ubrałaś się i szybko poszłaś do sklepu. Doszłaś na miejsce po jakichś piętnastu minutach (minusy mieszkania na obrzeżach Londynu). Wyjęłaś z chłodni dwie paczki frytek i poszłaś do kasy. Kasjerka obrzuciła cię uważnym spojrzeniem.

- Ty jesteś dziewczyną Harry'ego Stylesa? - spytała.
- Em.. tak – przytaknęłaś.
- Szczęściara – mruknęła. - To będzie razem pięć funtów i dwanaście pensów.
- Dzięki. Do zobaczenia – uśmiechnęłaś się do sprzedawczyni i wyszłaś.

   Droga powrotna bardzo ci się dłużyła. Mimo, że starałaś się iść szybko, nogi jakoś odmawiały ci posłuszeństwa. Przystanęłaś na chwilę, żeby złapać oddech. Usłyszałaś, jak coś charczy. Jak na ucho, odgłos pochodził z pobliskich krzaków!

- Ślepa świnia! - usłyszałaś przerażający rechot. - Wynoś się stąd! - krzyczał ktoś ukryty w krzakach, na przemian charcząc i plując.

   Skrzywiłaś się i jak najszybciej pobiegłaś w stronę domu. Cała zdyszana weszłaś do środka. O dziwo, w salonie nikogo nie było. Zdjęłaś buty, kurtkę i poszłaś do kuchni. Harry siedział z Emily przy stole i grał z nią w grę planszową o Kopciuszku. Uśmiechnęłaś się na widok chłopaka. Uwielbiałaś jego podejście do dzieci. Kochał je i mógł z nimi siedzieć godzinami. Wyciągnęłaś frytki z opakowań i usmażyłaś je na patelni. Po chwili cała góra ziemniaczanych przysmaków stała przed wami na stole. Hazza pocałował cię słodko i wziął jedną z frytek. Nie minęło nawet dwadzieścia minut, a na talerzu już nic nie było.

- Najadłaś się, mój łakomczuszku? - spytałaś Emily.

   Dziewczynka energicznie pokiwała głową i oblizała palce. Czyli najwidoczniej jej smakowało. Hazza uśmiechnął się do ciebie, a potem poszedł z małą do pokoju, żeby poczytać jej na dobranoc. Zostałaś w kuchni sama. Pozmywałaś, wyczyściłaś blat z tłustych odcisków palców Em, a potem położyłaś na stole obrus.
   Na palcach zakradłaś się do pokoju siostry. Gdy zobaczyłaś śpiącą małą, trzymającą się kurczowo Hazzy, łezka zakręciła ci się w oku. Chłopak spojrzał na ciebie z czułością i pokazał gestem, żebyś do niego podeszła.

- Jak odczepić tą małą pijawkę od siebie? - spytał szeptem, delikatnie głaszcząć lśniące loki dziewczynki.
- Masz, to jej misiek – podałaś Harry'emu przytulankę. - Daj jej go – uśmiechnęłaś się.
- Cóż, wątpię żeby ten misiek był choć w połowie tak fajny jak ja – odparł i mocno cię pocałował.
- No oczywiście, nie ma nikogo lepszego od ciebie – odwzajemniłaś pocałunek.
- My też będziemy takie mieli, prawda [T.I.]? - delikatnie ugryzł płatek twojego ucha.
- Jasne że tak Styles – zaśmiałaś się.

   Na palcach wyszliście z różowego, obklejonego plakatami księżniczek Disneya pokoju Emily i poszliście do twojego. Harry zaczął cię namiętnie całować, a potem... chyba nie muszę mówić co było potem.

A. ♥

Louis. ♥

Cześć! To ja, Marysia! Tak, ja! Wreszcie powróciłam z nowym imaginem dla Was! <3 Przepraszam, że tak długo nie pisałam. Przyznaję się, moja wina. Nie miałam weny, żeby wymyślić cokolwiek. Ale ważne, że ostatecznie jest, no nie? Polecam do słuchania They Don't Know About Us. 
 ___________________________________________________

 To już dzisiaj. Nadszedł dzień naszego ślubu, mojego i Lou. Byłam tak zestresowana, ze rano nie potrafiło mi nic przejść przez gardło. Ręce pociły mi się tak, że mój pierścionek ześlizgiwał się co jakiś czas. Byłam chodzącym kłębkiem nerwów. Nie mogłam ze sobą wytrzymać.
Kiedy „ zjadłam” śniadanie ubrałam się szybko i pojechałam do miejsca, w którym miała się odbyć ceremonia. Postanowiliśmy z Lou, że nasze wesele urządzimy w pałacu nad jeziorem. Był to stary budynek pochodzący z osiemnastego wieku. Został pięknie wyremontowany i urządzono w nim hotel i restaurację. Do wejścia prowadziły szerokie, marmurowe schody. W holu czekała już na mnie moja siostra, która była zarazem moją druhną. Pobiegłyśmy długimi schodami na piętro. Weszłyśmy do jednego z pokoi. Na łóżku leżała już moja suknia.Weszłyśmy do jednego z pokoi. Na łóżku leżała już moja suknia. Była śnieżnobiała, bez ramiączek. W talii przewiązany był jedynie kremowy pasek. Była... cudowna.
  Zrobiło mi się strasznie niedobrze z nerwów. Myślałam, ze zaraz zwymiotuję. Tak bardzo chciałam, żeby wszystko poszło idealnie, że rodzina była zadowolona... i przede wszystkim Louis. Usiadłam na łóżku i zaczęłam głośno płakać. Kołysałam się w przód i w tył. Charlie próbowała mnie jakoś pocieszyć, ale ja nie mogłam się uspokoić.
  Tak bardzo się boję, ze wszystko zniszczę... Kocham go... kocham go nad życie... Przez ostatnie miesiące nie odczuwałam tylko strach.

- Charlie! Czuje się gorzej, niż przed egzaminem!- wychlipałam.
- Nie martw się [T.I]! Wszystko będzie dobrze...
- Pobiegłam do Lou, który znajdował się w pokoju obok. Po prostu musiałam go zobaczyć... Osobę, którą tak bardzo kochałam...
- Hej! [ T.I]! Dlaczego płaczesz? Skarbie, co się stało? Źle się czujesz? - podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Lou... Czuję... że coś zepsuję, że się potknę i rozwalę brodę albo rozedrę suknię.
- Ciii... Wszystko będzie dobrze, a wiesz dlaczego?
- Dlaczego?
- Bo marchewki są zdrowe!
- Lou! Nie mam teraz ochoty na żarty!
- Kocham cię i będę cię zawsze kochał, aż przemienimy się w pomarszczone prukwy i będziemy huśtać się na bujanych fotelach i trzymać za ręce. Będę cię kochał nawet wtedy, kiedy wyślemy nasze dzieci na studia i zostaniemy sami. Zawsze będę cie kochał, moja marcheweczko!
- Kocham cię, Lou!! - nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku.

  Chłopak objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Nie mogłam uwierzyć w to, że spędzę z nim resztę swojego życia. Cały strach mnie opuścił. Liczył się tylko on.Około dwóch godzin później staliśmy już przy ołtarzu. Nie potrafiłam przestać się uśmiechać.

- Jesteś moim największym marzeniem- szepnął do mnie.
- A ty moim...

KONIEC.

Maryś. <3 
Dla Powiecza. ; *

piątek, 28 grudnia 2012

Harry. ♥

Przez cały dzień chodziło za mną pytanie: czy wieczna miłość naprawdę istnieje? No i tak zastanawiałam się i zastanawiałam.. i wyszło z tego to.
KLIK. ♥
___________________________________________________


I can't believe I let you walk away when...
When I should've kissed you”

 - Lubisz mnie? - spytał Harry przybliżając się do mnie.

   To był początek wiosny. Całe miasto budziło się do życia po zimowych chłodach. A my siedzieliśmy obok siebie pochłonięci tym nicnierobieniem do reszty. Wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, że go kocham. Chciałam odpowiedzieć: Harry, ja cię lubię bardziej niż potrzeba. Ale wstydziłam się. I bałam się jego reakcji.
   Udałam, że zastanawiam się nad odpowiedzią, a potem lekko pokiwałam głową. Na twarzy chłopaka pojawił się nieśmiały uśmiech. Lekko przykrył swoją dłonią moją dłoń i potem już nic nie mówił, tylko siedział i patrzył się w przestrzeń. W tym momencie wystarczał mi tylko jeden gest. Myślałam sobie zawsze, że na miłość jeszcze przyjdzie czas.
   To było na miesiąc przed jego pójściem do X-Factora. Potem nasze drogi się rozeszły. Harry dzwonił co jakiś czas, żeby spytać czy wszystko w porządku. Ale nic poza tym.

   Popatrzyłam na nasze wspólne zdjęcie stojące na mojej szafce nocnej. Poczułam gulę w gardle, a chwilę potem się rozpłakałam. Leżałam na łóżku i płakałam jak małe dziecko. Tak bardzo za nim tęskniłam, że nie byłam w stanie wypowiedzieć tego zwykłymi słowami. Zadzwonił telefon. Z uśmiechem na twarzy zauważyłam, że to Harry. Ale nie chciałam, żeby słyszał mnie zapłakaną. Odrzuciłam połączenie. To i kilka następnych. 
   Nie mogłam znieść ogarniającego mnie smutku i uczucia pustki. Jak mogłam być tak głupia, że nie odebrałam?! A może to było coś ważnego?! Myślałam nad ty długo. Bardzo długo. Aż w końcu zasnęłam.
   Gdy się obudziłam, w telefonie czekało na mnie 11 nieodebranych połączeń i 20 nowych wiadomości. Wszystkie od Harry'ego. A potem usłyszałam dzwonek do drzwi.

Już idę! - zawołałam z wściekłością i zwlokłam się z łóżka.

   Byłam wściekła, że ktoś zakłóca mój spokój i to akurat w takim dennym dniu jak dzisiejszy. Ale w sumie nie mogłam nikogo winić za to, że przyszedł, bo w końcu nie wiedział jak się czuję. Może to sąsiadka, która chciała pożyczyć cukier...?
   Poprawiłam szybko rozczochrane włosy i otworzyłam drzwi, nawet nie zadając podstawowego pytania: kto tam? To co zobaczyłam, strasznie mnie zdziwiło. Na progu stał zmarznięty Harry, ubrany w cienką marynarkę i jeansy, pomimo minusowej temperatury na dworze. Zaniemówiłam.

- Jejku, Harry, co ty tu robisz? - zawołałam osłupiała.
- [T.I.], nawet nie wiesz jak się cieszę, że żyjesz – wysapał i mocno mnie przytulił. - Myślałem, że coś ci się stało... A może nawet że już nie żyjesz. Tak bardzo się martwiłem!
- Tak za tobą tęskniłam! - szepnęłam.
- Ja za tobą też – odszepnął i ucałował mnie w policzki i w nos. - Już nigdy mnie tak nie strasz, dobrze skarbie? Och, [T.I], ty jesteś taka... ech... taka... no wiesz! - zaczął się jąkać, ale cały czas nie wypuszczał mnie z objęć.
- Głupia? Brzydka? Dziwna?
- Nie, głuptasku... Taka... wyjątkowa – wreszcie się wysłowił.

   Staliśmy przez chwilę w milczeniu, pogrążeni w swoich oczach. Może były to tylko sekundy, ale najważniejsze sekundy w moim życiu, bo po nich stało się to, na co czekałam od ponad dwóch lat. Harry pochylił się nade mną i złączył swoje usta z moimi.

- Powinienem był pocałować cię już wieki temu – wyznał. - Kocham cię.
- Ja... ja ciebie też – wydukałam i mocno się do niego przytuliłam.

   A potem byliśmy we dwoje. Ona i on. Stanowiący jedną, idealną całość. Pewni, że już nikt i nic ich nie rozłączy. Że będą ze sobą dłużej niż przez całe życie.

A. ♥

czwartek, 27 grudnia 2012

Zayn. ♥

Bez zbędnych wstępów. Po prostu włączcie sobie Little Things. ♥ i czytajcie. :P
___________________________________________________

 
I can't be no superman,
But for you I'll be superhuman
I wanna save you tonight”

- Wstawaj misiu! - usłyszałaś głos Zayna przy moim uchu.
- Już wstaję – jęknęłaś i zakryłaś twarz poduszką, żeby światło nie raziło cię w oczy.

   Chłopak uszczypnął cię w udo i ściągnął kołdrę z łóżka. Pisnęłaś i kopnęłaś go, za co on odwdzięczył ci się łaskotkami. Nie możesz uwierzyć, że jest tak blisko ciebie. Jakiś czas temu mogłaś sobie tylko o nim pomarzyć, a dzisiaj? Zasypiasz i budzisz się przy nim każdego dnia.
   Powoli się ogarnęłaś: ubrałaś się, uczesałaś, zjadłaś śniadanie i wyprowadziłaś waszego psa: Apolla. Zayn pojechał do studia, bo miał jakieś ważne spotkanie z chłopakami, ale obiecał, że wróci jeszcze przed dwudziestą. Nie wiedziałaś co zrobić z taką ilością wolnego czasu. Wysprzątałaś cały dom, poszłaś na zakupy, odwiedziłaś waszą sąsiadkę, a potem zaprosiłaś swoją przyjaciółkę Liz na pogaduchy.
   Zanim się spostrzegłaś, na zegarze wybiła dwudziesta. Liz poszła już jakąś godzinę temu, a ty siedziałaś przy stole w kuchni, pogrążona w lekturze książki kucharskiej. Szukałaś jakiegoś przepisu na kolację dla ciebie i Zayna. Po chwili zadzwonił telefon. Odebrałaś.

- [T.I.], kochanie, wyjdź przed dom, ok? - usłyszałaś w słuchawce głos swojego chłopaka.
No dobrze – odpowiedziałaś, chociaż nie miałaś pojęcia o co może mu chodzić.

   Włożyłaś ciepłe buty i płaszczyk i otworzyłaś drzwi. Klęczał przed tobą Zayn z bukietem czerwonych róż w dłoni.

- [T.I.], tak sobie myślałem, co by było gdybym spytał cię o rękę. Gdybym spytał się o to, czy dasz mi swoją rękę, pewnie powiedziałabyś że nie, bo musiałabyś ją odkroić, a nie lubisz krwawych incydentów. Gdybym się spytał, czy wyjdziesz za mnie, to wyszłabyś, ale nie w tym sensie. Stanęłabyś po prostu za mną, bo wiem, że kochasz wszystko obracać w żart. Dlatego spytam się po prostu: czy zostaniesz moją żoną i wpuścisz mnie do domu, bo marznę a na dworze jest -10? - powiedział i spojrzał ci głęboko w oczy.

   Przez chwilę stałaś jak wmurowana w podłogę i patrzyłaś w piękne czekoladowe oczy chłopaka. Dokładnie analizowałaś każde jego słowo, ale nadal nie mogło do ciebie dojść to co mówił. Chciał zostać twoim mężem. Spełniły się twoje marzenia.

- Tak Zayn, chcę zostać twoją żoną – odparłaś ze łzami w oczach. - Jeśli chcesz mogę nawet oddać ci tą cholerną rękę i wyjść za ciebie. I TAK, TAK! Chcę zostać panią Malik! - wykrzyczałaś i rzuciłaś się mu na szyję.
- UPS – powiedział. - Zapomniałem pierścionka.
- To nic – uśmiechnęłaś się.
- Żartowałem – mrugnął i wyciągnął z kieszeni małe czerwone pudełeczko.

   Pierścionek pasował idealnie. Wpuściłaś zmarzniętego Malika do domu i uraczyłaś gorącym całusem. A potem mijały dni. Dzień za dniem.

DZIEŃ WASZEGO ŚLUBU.

- I ślubuję ci miłość – mówił ksiądz.
- I ślubuję ci miłość – powtarzał Zayn.
- Wierność...
- Wierność...
- I uczciwość małżeńską.
- I uczciwość małżeńską.
- Oraz...
- Oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci – powiedział chłopak wyprzedzając kapłana i mocno cię pocałował.

Amen. 

A. ♥

Niall. cz. 1. ♥

Wiem, że Nialler chodził do szkoły dla chłopców, ale inna koncepcja po prostu mi nie pasowała. Taki tam, normalny jak każdy inny. Koniecznie włączcie sobie jedną z tych dwóch piosenek: Truly, Madly, Deeply lub Irresistible . ♥ WESOŁYCH POŚWIĄT! :*
___________________________________________________

 
But baby if you say you want me to stay,
stay for the night
I'll change my mind.”

 
    Niall przywitał mnie krótkim uśmiechem. Musnął delikatnie opuszkami palców moje długie kręcone włosy. Nic nie mówił. Po prostu wykonał te parę gestów i poszedł dalej, do swoich kolegów. A ja zostałam sama.
    Potrząsnęłam głową, żeby włosy jakoś się ułożyły, a potem poszłam do szafki. Wyjęłam z niej książki na trzy pierwsze lekcje i ruszyłam korytarzem w stronę klasy 212. Po drodze spotkałam moją najlepszą przyjaciółkę Maggie. Jak zwykle przytuliłam ją na powitanie, a potem zaczęłam opowiadać jej o różnych głupotach.
    Nialler już stał pod klasą i rozmawiał z moją zmorą – Trishią. Ja nie lubiłam jej, ona nie lubiła mnie, ale jedna rzecz nas łączyła: obie przyjaźniłyśmy się z Niallem. On chyba nie zdawał sobie sprawy z relacji pomiędzy mną a panną T., bo zawsze próbował zapraszać nas do siebie we dwójkę. Jedna z nas miała zawsze na tyle taktu, żeby odmówić.
    Trishia posłała mi szyderczy uśmiech. Odwzajemniłam jej się tym samym, a potem zagłębiłam się w rozmowie z Maggie. Zadzwonił dzwonek. Cała trzydziestka osób z II c wbiegła do pracowni artystycznej. Wszyscy zajęliśmy swoje miejsca przy sztalugach. Po mojej lewej siedział Niall, a za mną swoje stanowisko miała Maggie.

 - Dzisiaj będziemy malować w parach – oznajmiła nauczycielka. - Dobierzcie sobie osobę, którą dobrze znacie i bardzo lubicie, bo inaczej będzie wam ciężko się dogadać. No, macie dwie minuty i ani sekundy dłużej.

Uśmiechnęłam się do Nialla, próbując powiedzieć mu przez to, że chcę być w parze z nim. Sygnał rozszyfrował dobrze, ale podał złą, bardzo złą odpowiedź.

- Przepraszam [T.I.], obiecałem Trishii że będę z nią malował.
- Ym.. jasne.. nie ma sprawy – wydukałam.
- Nie martw się, masz mnie! – uśmiechnęła się do mnie Maggie. - Nie przejmuj się tą starą jędzą – dodała szeptem gdy już stała ze mną przy sztaludze.
- Czy ktoś powiedział, że ja się nią przejmuję? - prychnęłam. W głębi duszy się przejmowałam.

Pani Parker podała nam temat pracy: Jesienna miłość. Gdy tylko usłyszałyśmy to hasło, od razu wiedziałyśmy co chcemy namalować. Fajnie to jest mieć z kimś jeden mózg na spółkę.. Po jednej z dwóch godzin zajęć artystycznych miałyśmy już dokładny zarys tego, co chciałyśmy stworzyć: dwójkę szaleńczo zakochanych ludzie leżących na usłanej kolorowymi liśćmi polanie.
Nauczycielka podeszła nas od tyłu i przez chwilę uważnie spoglądała na naszą pracę, a potem z satysfakcją pokiwała głową.

- Ślicznie – wyszeptała. - Od razu na to wpadłyście?
- Tak – odpowiedziałyśmy razem.
- Hm – zastanowiła się nauczycielka. - To będzie praca na szóstkę.

Obie oblałyśmy się rumieńcem, wydukałyśmy ciche „dziękujemy” i zabrałyśmy się do dalszej pracy. Gdy już skończyłyśmy, miałyśmy ręce całe umazane farbą, różnokolorowe plamy na policzkach i niebieskie końcówki włosów. No i wpisane do dziennika szóstki. Wychodząc spojrzałyśmy na pracę Nialla i Trishii. Jedna połowa była blada i delikatna, druga ciemna, dająca po oczach. Przedstawiała idących przez park ludzi: chłopaka i dziewczynę, trzymających się za ręce. Chłopak był ubrany dość staromodnie, dziewczyna nowocześnie. Wszystko się ze sobą kłóciło, ale, trzeba było przyznać, stanowiło ciekawą całość.
Poszłyśmy do łazienki umyć ręce i twarz. W środku przed lustrem stała Trishia i poprawiała makijaż. Posłała mi ten swój śnieżnobiały szyderczy uśmiech i patrzyła na mnie i Maggie z wyższością. Ta dziewczyna tak strasznie mnie wkurzała, że czasem miałam ochotę przyrąbać jej siekierką w głowę. Ale skończmy z tymi zapędami terrorystycznymi.
Reszta lekcji minęła bardzo miło. Nie licząc tego, że Nialler prawie się do mnie nie odzywał: tak bardzo był zaabsorbowany Trishią. Po ostatniej lekcji – muzyce, poprosił mnie, żebym na niego zaczekała. Potem wytłumaczył mi o co chodzi. Razem z Niallem podeszliśmy do naszej pani profesor, żeby spytać się o jakiś tam rodzaj strun do gitary. Chłopak chwilę rozmawiał z nauczycielką, a potem pociągnął mnie za rękę do najbardziej opuszczonego miejsca w szkole – garderoby dla osób z kółka teatralnego.

- [T.I.], nie wiem co mam zrobić – zaczął, głośno wypuszczając powietrze z płuc.
- Ale o co chodzi? - spytałam szorstko.
- Zakochałem się i nie wiem jak jej to powiedzieć – powiedział. Od razu pomyślałam o Trishii.
- Hm, pomyślmy – udałam że się zastanawiam. - Trishia, twoje nogi przyprawiają mnie o dreszcze, co jeszcze? Aha, kocham cię nad życie! Zostań moją dziewczyną! - wykrzyczałam i zalałam się łzami.
- Trishia?! Ja się w niej nie zakochałem!
- Jak nie w niej to w kim?! - warknęłam.
- W tobie [T.I.], w tobie!

I wtedy świat się zatrzymał. Cały czas odtwarzałam w myślach jego słowa. „W tobie...” Stałam nieruchomo jak posąg i patrzyłam w jego cudowne niebieskie oczy.

- We mnie... Niall Horan się we mnie zakochał – wypowiedziałam te słowa jak zaklęta.
- Tak, w tobie – uśmiechnął się. - W twoim uśmiechu, w twoich oczach, w twoim głosie, w twoim „ja” - powiedział i czule mnie pocałował.
- Ja też się w tobie zakochałam – odparłam.

Chłopak starł łzy z mojego policzka i czule go pocałował. Pod jego dotykiem topniałam jak masło na ogniu. Dobra, to chyba nie najlepsze porównanie. Poczułam jego usta na swoim czole, potem na nosie, a potem przy uchu. Dobiegł do mnie jego cichy szept: „Trishia nie dorasta ci do pięt kochanie...”

A.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Louis. Świąteczny. ♥

Wesołych świąt kochani! Co tam dostaliście? Specjalny świąteczny imagin specjalnie dla was, z tradycyjną świąteczną nutą do towarzystwa. Miłego czytania! <3 KLIK. ♥
___________________________________________________

   Stoję sobie na dworcu, pada śnieg. Wszyscy ludzie już dawno się rozeszli. Nic dziwnego, pociąg przyjechał już ponad pół godziny temu. Dzwoniłam po Louisa już 10 razy, ale on nie odbierał. Zaczęłam się denerwować. Podmuchałam na zmarznięte ręce, tupnęłam nogą i stałam dalej.
   Ludzie, do przesady, jest Wigilia! Lou mógłby chociaż raz się nie spóźnić. Przytuliłam mocniej swoją torbę i zamknęłam oczy. Wyobrażałam sobie bogato zastawiony stół, pachnącą choinkę, Louisa śpiewającego mi kolędy... Hm, chyba za bardzo się rozmarzyłam. Tak sobie myślę, że nie będę mogła zjeść dzisiaj kolacji z moim chłopakiem, bo zwyczajnie zapomniał, że żyję. Miło z jego strony, prawda? Do naszego domu miałam za daleko. Ponad godzinę drogi z dworca. Wybrałam numer Louisa jeszcze raz.
   Wreszcie odebrał.

- Tak (T.I.)?
- Przyjedziesz po mnie? Miło by było. Czekam na ciebie od prawie godziny! - wydarłam się do słuchawki.
- Oczywiście słonko, przepraszam! Nie mogłaś zadzwonić wcześniej?
- Dzwoniłam ciołku – zgasiłam go.
- Aha.
- No dajesz, bo marznę. Jedziesz czy nie?
- Jadę, jadę. Czekaj spokojnie – powiedział i pewnie zaczął nerwowo rozglądać się za kluczykami. 
- Łatwo ci mówić - westchnęłam i wcisnęłam czerwoną słuchawkę.

   Z minuty na minutę czekanie na dworcu zaczynało mi się coraz bardziej podobać. Przyjechał kolejny pociąg, tym razem z Birmingham Obserwowałam różnych ludzi przelewających się przez drzwi na poszczególne perony. Wszędzie słychać było krzyki zdenerwowanych mam: „Szybciej Jimmie, zaraz przyjedzie tatuś, nie mamy czasu na wygłupy.” albo „Lilly, gdzie zostawiłaś swojego Pana Puszka?” Na widok zdezorientowanych dzieci coś kuło mnie w sercu. Współczuję tej małej dziewczynce, która pewnie zgubiła swoją ulubioną przytulankę i to akurat w dzień przed świętami.
   Nie pamiętam po jakim czasie przyjechał Lou. Był cały zziajany, a włosy, mokre od potu przykleiły mu się do czoła. Na powitanie cmoknęłam go czule w usta.

- Hej kochanie, prze-pra-szam, że tak póź-no... - dyszał.
- Ważne, że w ogóle jesteś – splotłam jego palce z moimi. - Wszystkiego najlepszego marcheweczko! - ucałowałam jego usta. - Jedźmy już, co? Nieźle wymarzłam.
- Jeszcze raz przepraszam – posmutniał. - Moja mama już czeka z kolacją.
- Przywiozłam tradycyjny polski barszcz z uszkami – uśmiechnęłam się.
- Brzmi pysznie – oblizał się i wziął ode mnie walizkę.  

   Pojechaliśmy do domu Louisa. W środku pięknie pachniało choinką i świątecznymi potrawami. Zdjęłam swoje puchowe kozaczki, płaszcz, czapkę i rękawiczki i poszłam do kuchni, by pomóc pani Tomlinson w przygotowaniu posiłku. Gdy tylko mnie zobaczyła, chwyciła moją twarz w dłonie i mocno ucałowała w oba policzki.

- Och, myślałam że już nie przyjedziesz! - otarła spływającą po policzku łzę wzruszenia.
- Ale jestem, proszę pani – uśmiechnęłam się.
- Proszę pani?! - rzekła z udawanym oburzeniem. - Mów do mnie „mamo”.

   Zaśmiałam się. Podgrzałam na kuchence barszcz, uszka wyłożyłam do miski, a potem wszystko położyłam na stole. Przytuliłam siostry Louisa, a potem samego Lou i zasiadłam przy stole. Na pierwszy ogień poszedł barszcz. Chyba wszystkim smakował, biorąc pod uwagę to, że każdy brał dokładki. Następny kurczak. Był, co tu mówić, wyborny.  Gdy skończyłam jeść, Louis nagle się zdenerwował. Mama posłała mu zachęcające spojrzenie. Nie wiedziałam o co chodzi.
   Lou wstał od stołu i przyklęknął przy moim krześle. Wstałam.

- Co ty robisz? - spytałam szeptem.
- To co powinienem już zrobić dawno temu.

   I wyciągnął coś z kieszeni. Pierścionek pasował jak ulał.
   Pani Tomlinson delikatnie starła łzy wzruszenia fartuchem. Wszystkie siostry Lou pisnęły z podekscytowania. Ja też.

- Hm, chyba zapomniałem o najważniejszym pytaniu... - złapał się za głowę. - (T.I.), czy wyjdziesz za mnie?

   Nie wiedziałam co powiedzieć. Znaczy się wiedziałam, ale jakoś nie mogłam tego wykrztusić z siebie. Przytaknęłam więc kilka razy ruchem głowy i rzuciłam się mu na szyję. A potem ja wyciągnęłam z walizki prezent dla niego: czapkę z ogromnym pomponem – taką jaka strasznie mu się podobała, gdy ostatnim razem byliśmy na zakupach.

- Kochanie... To ja ci życzę wszystkiego najlepszego, wesołych Świąt i wytrzymania ze mną do końca twojego życia – pocałowałam go w usta.
- Kocham cię – wyszeptał. - I nie martw się, na pewno z tobą wytrzymam.

   Wszyscy zaczęli się śmiać. Jutro prawdziwy świąteczny obiad. Już nie mogę się doczekać, bo zjem go z najwspanialszymi ludźmi na świecie: moim narzeczonym i całą jego rodziną.

A.

niedziela, 23 grudnia 2012

Liaś cz. 2. ♥

Część druga do usług. ;) Jak ma się skończyć trzecia? Trochę brakuje mi koncepcji. Enjoy!
Włączcie sobie to: KLIK. ♥
___________________________________________________

    Po jakichś dwudziestu minutach znalazł cię Harry. Wszedł do twojego pokoju, bo chciał pożyczyć koc na plażę. Otwierał właśnie szafę w jego poszukiwaniu, kiedy zobaczył siedzącą na jej dnie ciebie: całą rozczochraną z twarzą mokrą od łez. Podał ci rękę i pomógł wygramolić się z szafy. Nie czekając na twoją reakcję, mocno cię przytulił i, gdy już odnalazł twoje usta, mocno do nich przywarł. Odskoczyłaś od niego jak oparzona.

- Co ty robisz?! - krzyknęłaś wymierzając mu policzek. - O mamo, Harry, nie chciałam! - zreflektowałaś się i zaczęłaś sprawdzać czy nic mu się nie stało.
- Daj spokój (T.I.). Zasłużyłem sobie – spuścił wzrok na dół. - Może w ramach przeprosin wyskoczysz dzisiaj ze mną do klubu?

   Popatrzyłaś na niego uważnie. Widać jego intencje były najzupełniej szczere. Uśmiechnęłaś się pogodnie i powoli przytaknęłaś skinieniem głowy.

- To świetnie. Wpadnę po ciebie za godzinę. Przyszykuj się.
- Okej – uniosłaś do góry kciuk. - Tylko ubierz się jakoś Styles – powiedziałaś patrząc na jego obszarpany T-shirt i dresy.
- Tak jest mamusiu! - zasalutował i wyszedł.

   Głośno wypuściłaś powietrze z płuc. Przejrzałaś się w lustrze na drzwiach szafy. Przeczesałaś palcami włosy, zebrałaś palcami resztki rozmazanego tuszu z policzków i zaczęłaś zastanawiać się w co się ubrać. W końcu wybrałaś to: <KLIK.>. Włosy zostawiłaś takie jakie były: długie, lekko falowane. Nie miałaś ochoty się nimi bawić.
   Poszłaś do waszej wspólnej kuchni i wyjęłaś z lodówki jogurt. Popatrzyłaś na niego uważnie, sprawdziłaś datę przydatności do spożycia, a potem otworzyłaś. Wszystko w porządku, żadnej pleśni. Postanowiłaś go zjeść razem z małą ciemną bułeczką.
   Gdy skończyłaś, popatrzyłaś na zegarek. Zostało ci zaledwie dziesięć minut. Porządnie wyszczotkowałaś zęby, ubrałaś się, kolejny raz rozczesałaś włosy....a potem otworzyłaś Harry'emu który uporczywie dobijał się do drzwi.

- No, nareszcie! - krzyknął i obleciał cię wzrokiem z góry na dół. - Ślicznaś – cmoknął cię w policzek.
- Ta, jasne – puknęłaś się palcem wskazującym w skroń. - Idźmy już.

   Hazza zaprowadził cię do jednego z prestiżowych klubów w Blanes: Sunnight. W środku pachniało czymś podobnym do żelek owocowych, bo żelkami to na pewno nie było. Oprócz tego wszędzie unosiły się kłęby pary, z głośników dudniła głośna hiszpańska muzyka, a barman o wdzięcznym imieniu Danny oblewał wszystkie ładne dziewczyny wódką. Ciebie też. Harry miał przy tym niezły ubaw. Puścił oczko barmanowi, ale ten chyba źle to zinterpretował, bo zaczął się przystawiać do twojego przyjaciela. Potem okazało się, że jest homo. Nie żeby to było złe samo w sobie, ale Harry'emu jakoś nie odpowiadało. Teraz to ty się śmiałaś. Zamówiliście półlitrowe Malibu, które zaczęliście sączyć przy stoliku. Gdy już je wypiliście zamówiliście następne i następne...
   A potem obudziłaś się w wygodnym dwuosobowym łóżku. Pewnie na piętrze klubu. Obok ciebie spał rozanielony Harry. Zaczęłaś panikować. Popatrzyłaś pod kołdrę. Tak jak się obawiałaś, oboje byliście nadzy. Rozejrzałaś się po pokoju. Zbite lustro, komoda bez szuflady, krzesło na trzech nogach, czwarta w kącie, zerwane zasłonki, zbita żarówka w lampie... „Uh, trzeba będzie dużo zapłacić” - pomyślałaś. Obudziłaś Stylesa.

- Co jest miśku? - spytał chrapliwie.
- Jak to co?! Przespaliśmy się ze sobą! - wrzasnęłaś.
- Tak... I było cudownie – rozmarzył się.
- Doprawdy? Szkoda że nic nie pamiętam – odparłaś z sarkazmem.
- To ci opowiem – uśmiechnął się. - Jakoś po szóstym drinku zaczęłaś mnie namiętnie całować, a potem walnęłaś taki tandetny tekst w stylu „chcę tego misiu”, ugryzłaś mnie w wargę i kazałaś wynająć pokój – mówił. Patrzyłaś na niego z rozdziawionymi ustami. - No co się tak patrzysz?
- Nie, nic... Mów dalej – wydukałaś.
- No więc ja wynająłem ten pokój... A potem było gorąco. Kochaliśmy się chyba ze trzy godziny. Przy okazji zniszczyliśmy komodę, lampę, krzesło, zasłonki, lustro... Serio nic nie pamiętasz? - spytał. Zaprzeczyłaś. - Wiesz, to dziwne... Co chwilę tylko wołałaś: „Och, Harry, zrób to jeszcze raz! Mocniej, mocniej!” - zaczął ewidentnie się z ciebie nabijać, nieudolnie naśladować twój głos.

   Walnęłaś go w głowę. Nagle coś sobie przypomniałaś. Jego ciało napierające na twoje, oparte o komodę. Wasze nagie ciała. Czyli to prawda.

- O mamusiu – jęknęłaś. - Mamy problem.
- Dlaczego? - zdziwił się Harry.
- Liam... On... - zaczęłaś płakać. - Ja się... dowie... to...
- To co? Przecież nie jesteście razem – powiedział. Gdy zobaczył twoje mordercze spojrzenie dodał: - Chyba...
- Nie jesteśmy, ale chciałabym żebyśmy byli! - krzyknęłaś i zaczęłaś tłuc klatkę piersiową Hazzy pięściami. - Kocham go, nie rozumiesz?
- (T.I.), skoro tak chcesz, to bądźcie razem! Nie dowie się. Nie powiem mu. Zgoda? - uniósł ręce do góry w obronnym geście.
- Ale jak nie dotrzymasz słowa, to...
- To co? - spojrzał na ciebie zadziornie.
- Pomyślę – uśmiechnęłaś się. - I wiesz co? Chyba faktycznie było świetnie. Czuję się jak nowo narodzona – przeciągnęłaś się i podniosłaś z ziemi swoje majtki.
- Może powtórka?
- Zapomnij debilu – posłałaś mu słodki uśmiech i zaczęłaś się ubierać. - No co? Ty też się zbieraj, pewnie się martwią..

   Gdy wróciliście do hotelu, było już dobrze po dziesiątej. Lou gdy tylko was zobaczył, wiedział co się zdarzyło między wami ubiegłej nocy. Gwizdnął i szepnął Hazzie na ucho: „Dobra sztuka stary.” Zmierzyłaś ich obu morderczym spojrzeniem i poszłaś się przebrać.
   Na górze spotkałaś Liama. Przytuliłaś go na powitanie, ale nie odwzajemnił tego gestu.

- Co jest? - spytałaś z troską.
- Jeśli myślisz, że możesz przespać się z Harrym, a potem udawać że nic się nie stało, to grubo się mylisz – odparł szorstko i zabrał twoje ręce z jego ramion. - No co tak stoisz? Nie mów, że tak nie było! Hazza jest dobry w te klocki, nie? - spojrzał na ciebie szyderczo.
- Liam, czemu mi to robisz?! - zaczęłaś płakać.
- Ja?! Pomyśl co ty mi zrobiłaś! - krzyknął i wychodząc trzasnął drzwiami.

A.

piątek, 21 grudnia 2012

Harry. Smutny. ♥

Przerwa świąteczna zapowiada się całkiem ciekawie. Koniec świata przeżyłam, mogę pisać. Końcówkę rozwaliłam doszczętnie, przeeepraaaszam!
<KLIK.> ♥ - słuchajcie tego przy czytaniu, bo inaczej nie będzie efektu!!! <3
_____________________________________________________________ 

 "Brakuje mi ciebie. Tych bezsennych nocy, które całe przegadaliśmy, tych czułych słówek, tych planów, że w końcu przyjedziesz, obietnic, że nie zapomnisz. Naprawdę Harry, bardzo za Tobą tęsknię. Odezwij się, co?
Twoja (T.I.) "

    Mija kolejny miesiąc od waszego ostatniego spotkania. Pamiętasz dokładnie dzień w którym się spotkaliście. Wystarczyło kilka spędzonych razem wieczorów, żeby zauważyć, że się w sobie zakochaliście. Brzmi jak w tandetnym amerykańskim filmie. A jednak to prawda. Sama na początku też nie chciałaś w to wierzyć. W końcu jakim cudem gwiazda przekroju Harry'ego Stylesa mogła się tobą zainteresować?
    Każdego dnia budziłaś się z nadzieją, że zadzwoni, napisze... Bezskutecznie. Wydawało ci się, że zapomniał. A przecież mówił,że jesteś najlepszym co go w życiu spotkało. A może bardziej BYŁAŚ. Coraz bardziej wątpiłaś w to, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczysz.
    Rano wstałaś jakaś rozbita. Nie wiedziałaś co ze sobą zrobić. Kręciłaś się po domu bez celu, co chwilę próbując znaleźć sobie jakieś zajęcie. W końcu włączyłaś komputer. Zalogowałaś się na twittera. Po tym co zobaczyłaś, przetarłaś oczy ze zdumienia. Cały wirtualny świat mówił o romansie Harry'ego z Taylor. Przeczytałaś kilka twitlongerów, ale potem miałaś już dość. Każde słowo raniło cię od środka. Miałaś dość.

„Kochany Harry!” - nabazgrałaś na kartce kilka słów.
„Wiem, że brzmię jak desperatka, ale pamiętam jak na początku Ci zależało. Jak bardzo prosiłeś żebym pisała, wysyłałeś mi tysiące wiadomości z czułymi słówkami, dzwoniłeś co godzinę, żeby upewnić się, że wszystko u mnie w porządku. Mieszkam w Polsce. Wiem, że to daleko. Ale jakoś nie przeszkadza ci fakt, że Taylor mieszka w Stanach. Latać do niej jest Ci znacznie przyjemniej. Nawet nie powiem jak to boli. Pewnie i tak teraz jestem dla Ciebie nikim. Pewnie nie pamiętasz już tych wieczorów, kiedy szeptałeś mi do ucha, że mnie kochasz i nigdy nie opuścisz.
Przyszła pora, żeby powiedzieć: ŻEGNAJ.

(T.I.)”

    Wiedziałaś, że Harry nigdy nie przeczyta tej kartki, wiedziałaś że nie dowie się o twojej śmierci w ciągu kilku kolejnych minut, kiedy jeszcze zdążył by cię powstrzymać. Wyszłaś na balkon. W tym przypadku mnieszkanie na dziewiątym piętrze okazało się być wygodne. Przeżegnałaś się i usiadłaś na barierce. Spojrzałaś w dół. Zaczęłaś płakać. Po raz ostatni wyszeptałaś: „Kocham Cię Harry”, a potem skoczyłaś. I nie było już nic. Nie było smutku, nie było łez. Była tylko pustka. Drugi, lepszy świat.

Dzień twojego pogrzebu.

    Nie spodziewałaś się, że przyjdzie Harry. Nie spodziewałaś się, że wygłosi piękną mowę na twój temat. Nie spodziewałaś się, że zacznie płakać. Nie spodziewałaś się niczego.
    Patrzyłaś na niego z góry i nawet tu, po drugiej stronie zachciało ci się płakać. Dotknęłaś ręką policzka chłopaka i próbowałaś wytrzeć spływającą po nim łzę. Gdy dotknęłaś ręką jego serca, zauważyłaś, że drgnął.

- (T.I.)? - zawołał radośnie i zaczął rozglądać się na wszystkie strony.
- Stary, zrozum, ona odeszła – klepnął go w ramię Louis.
- Wcale nie odeszła! Ona tu jest, rozumiesz? Czuję to! - wrzasnął.
- Jej tu nie ma Harry, pogódź się z tym.
- Ona musi być! Chyba nie zwariowałem?! - zaczął krzyczeć jeszcze głośniej.
- Harry... - powiedział ze smutkiem Niall. - (T.I.) już nigdy nie wróci...

    Nigdy.

A.

czwartek, 20 grudnia 2012

Niall. Smutny... chyba. ♥

Jutro ponoć koniec świata, dlatego uznałam, że może powinnam coś dodać, hmm? Mówiłam już, że Was kocham? To powiem jeszcze raz. ♥
<KLIK> ♥ na umilenie czytania. Zakochałam się w tej piosence. *__*
_____________________________________________________________ 

   Nadszedł długo wyczekiwany dzień twoich osiemnastych urodzin. Szykowałaś imprezę na ponad dwieście osób, w jednym z najbardziej ekskluzywnych klubów w mieście. Twoi rodzice nigdy nie żałowali pieniędzy. Odkąd pamiętasz kupowali ci wszystko czego pragnęłaś. Ale ty tego nie zauważałaś i chciałaś jeszcze więcej. Nie zdawałaś sobie sprawy z tego jak wielką jesteś snobką. Nie widziałaś niczego oprócz czubka własnego nosa.
   "Jestem pełnoletnia"- pomyślałaś  gdy tylko się obudziłaś. "Wreszcie mogę robić legalnie to, co było nielegalne. Świecie, oto ja, (T.I. i N.) przybywam." Na twojej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. Chciałaś brać garściami z tego co zakazane, próbować coraz to nowych rzeczy.
   Niecałą godzinę po twoim przebudzeniu zadzwonił telefon. Popatrzyłaś na wyświetlacz. Niall. Zwykły kolega. Chodził z tobą do klasy, ale nigdy specjalnie za nim nie przepadałaś. Uważałaś go za człowieka nie wartego uwagi. Może dlatego, że dla wszystkich był taki pomocny, miły, wiele dawał, a nie oczekiwał niczego wzamian. Nie lubiłaś jak wypowiadał się o pieniądzach, o tym że nie są potrzebne do szczęścia. Ale wróćmy do telefonu. Z niechęcią, ale jednak, odebrałaś.

- Najlepszego! - krzyknął ci wprost do ucha. Odskoczyłaś.
- Ta, dzięki. Coś jeszcze? - spytałaś opryskliwie. Po co ten chłopak marnował twój cenny czas?
- Chciałem ci tylko życzyć znalezienia właściwej drogi w życiu - odparł wyraźnie zniechęcony. - Uwierz (T.I.), przyda ci się.
- Fajnie, dzięki. Dzisiaj o dwudziestej. Wiem, że przyjdziesz, kto by nie chciał? - prychnęłaś i rozłączyłaś się.

   Poszłaś do łazienki i stanęłaś przed lustrem. Podziwiałaś swój idealny wygląd: pięknie wyeksponowana szyja, wielkie jasnoniebieskie oczy o przenikliwym spojrzeniu, długie, kruczoczarne włosy... nic dodać, nic ująć. Byłaś szczera, prostolinijna, może i wredna, ale tylko dla niektórych... Miałaś ogromny talent muzyczny. Grałaś na czterech instrumentach, pięknie śpiewałaś... Nie lubiłaś rozmawiać z innymi, a mimo to byłaś popularna. 
   Nawet nie zdawałaś sobie sprawy z tego, jak wielkie masz szczęście i ile możesz osiągnąć. Może twoje opryskliwe zachowanie wynikało właśnie z niskiego poczucia własnej wartości?
   
   Dzień minął ci bardzo szybko. Może aż za szybko? Zanim się spostrzegłaś, zauważyłaś że jest już po 19. Szybko wskoczyłaś w czarną rozkloszowaną sukienkę i balerinki na niskim obcasie (nie lubiłaś szpilek, czułaś się w nich jak na szczudłach) i pojechałaś z rodzicami do klubu. Wszyscy byli już na miejscu. Przywitałaś się z każdym z osobna, pożegnałaś rodziców i wpadłaś w morze wirujących ciał. 
   Chciałaś zatańczyć z każdą zaproszoną osobą. To było takie postanowienie dla samej siebie. Nie liczyłaś ani osób, ani drinków, których przybywało z każdą chwilą. Po chwili zauważyłaś, z kim tańczysz. Niall. Wydawał ci się inny niż był jeszcze rano gdy z nim rozmawiałaś. Bardziej... pociągający. 

- A więc mówiłaś, że mnie nie lubisz - zaśmiał się i zaczął podziwiać twój erotyczny taniec.
- Wcale tak nie mówiłam - odparłaś. 

   Alkohol mocno zawrócił ci w głowie. Ponoć ludzie po wypiciu paru głębszych robią się szczerzy. Ale ty przecież nie lubiłaś Nialla. A przynajmniej tak ci się wydawało. Mimo, że starałaś się wmówić sobie, że ten taniec nic dla ciebie nie znaczy, nie mogłaś się odkleić od blondyna.

- Mówiłaś - zaprzeczył.
- Wiesz, co zrobiłabym teraz najchętniej?
- Czuję, że zaraz się dowiem - wyszczerzył się.
- Pocałowałbym cię - przygryzłaś dolną wargę.

   Nie musiałaś dwa razy powtarzać. W oka mgnieniu wasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Nie mogliście się od siebie odkleić. Tak jakby każde z was podświadomie czekało na tą chwilę.

- Możesz coś dla mnie zrobić? - spytał chłopak.
- Oczywiście, dla ciebie wszystko.
- Zmień się - odparł po prostu.

   Trafił w twój czuły punkt. Bańka mydlana, która osłaniała cię przed resztą świata pękła. Nie wiedziałaś co ze sobą zrobić. Stałaś jak wmurowana w ziemię. Nie słyszałaś już nawet dudniącej muzyki. Po prostu stałaś.

- Wiedziałem, że nie dasz rady - powiedział i odszedł.

   Poczułaś się tak, jakby ktoś wbił ci nóż w plecy. Minuty płynęły. Wszechobecne uczucie pustki przybierało na sile. Dotarło do ciebie, że nie jesteś idealna, że musisz wiele zmienić. A potem ktoś krzyknął. Dookoła wrzawa. Nie wiesz co się dzieje. Panikujesz razem z innymi. "O co chodzi?" pytasz sama siebie. Nie możesz wytrzymać. Chwytasz za ramię przypadkową osobę. Dziewczyna. Zapłakana.

- Co się stało? - chcesz wiedzieć.
- Zabił się - wydukała i zaczęła szlochać.
- Kto się zabił? - poczułaś niewytłumaczony niepokój. - Mów, kto?!
- On... Niall - powiedziała i zaczęła wymiotować. Za dużo alkoholu.

   "Niall? Niall się zabił? Dlaczego? Przeze mnie?" - te pytania nie dawały ci spokoju. Biegałaś z kąta w kąt próbując uspokoić innych. Sama jednak byłaś zbyt roztrzęsiona by chociaż jedno słowo otuchy płynące z twoich ust mogło brzmieć wiarygodnie. Z bezsilności zaczęłaś płakać. Nie przejmowałaś się rozmazanym makijażem, po prostu płakałaś. Znalazłaś na ziemi kawałek potłuczonego szkła. Wzięłaś je do ręki i zrobiłaś jedno długie nacięcie wśród nadgarstka. Poczułaś piekący ból, a potem upragnione uczucie ulgi. Zrobiłaś jeszcze jedno, potem jeszcze jedno.Wokół ciebie utworzyła się ogromna kałuża krwi, która co chwilę się powiększała. Zaczęłaś tracić przytomność.... A potem.. potem nie było już nic.
   
   Obudziłaś się zlana potem. Miałaś dreszcze, rozgrzane policzki. Starałaś się uspokoić oddech. Już dawno nie miałaś tak okropnego snu. Popatrzyłaś w prawo. Obok ciebie leżał spokojnie śpiący Niall. Odetchnęłaś z ulgą i wtuliłaś się w jego tors. Znów wszystko było w porządku.

A. ♥

środa, 19 grudnia 2012

Zayn. ♥

Imagin bardzo krótki. Brakuje mi weny, a poza tym mam ostatnio strasznie mało czasu na pisanie. Przed Świętami mam do roboty 69 razy więcej rzeczy niż normalnie, więc wybaczcie. Kocham Was. ♥
*__*  Takie tam piękne coś.. ;*
_____________________________________________________________ 

  Było ciemno i bardzo nastrojowo. Siedziałam sobie na ogromnej huśtawce w moim ogrodzie z głową Zayna ułożoną na moich kolanach. Byliśmy ze sobą od niedawna. Może od niecałego miesiąca? Niby wszystko między nami było piękne, romantyczne, ale szczerze mówiąc, do tej pory nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego. Czasami panowało między nami takie niewyjaśnione napięcie, które drażniło zarówno jego jak i mnie.

- Jakbyś mnie nie znała, to nadal byłabyś z Mattem? - zadawał mi to pytanie po raz setny. Czy on nadal nie mógł zrozumieć jak trudno mi na nie odpowiedzieć?
- Przecież wiesz, że cię kocham – powiedziałam i pochyliłam się by go pocałować, ale on odepchnął moje usta.
- Nadal nie odpowiedziałaś – wyjaśnił.
- Dobra, sam tego chcesz – odparłam i westchnęłam. - Tak, chyba bym z nim była. Zadowolony?
- Jak najbardziej – uśmiechnął się.
   
   Myślałam, że będzie zły, wstanie, pokłóci się ze mną i odejdzie gdzieś daleko, a potem zapomni o mnie, ja wrócę do swojego życia i wszystko będzie na pozór piękne i poukładane. A on co? Uśmiechnął się. Czasem naprawdę go nie rozumiem. A mówią, że to kobiety są skomplikowane.

- Nie jesteś zły? Nie rzucasz przedmiotami? - dziwiłam się.
- Niby dlaczego? - zaśmiał się. - To tylko potwierdza moją teorię, że zmieniłem twoje życie, kochanie.
- Ale jak to? - nadal nie docierało do mnie jakim cudem wcale go to nie ruszyło. Chyba powinnam się cieszyć, nie?
- Normalnie. Cieszę się, że jestem wyjątkowy – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Bo jestem, prawda?
- Oczywista oczywistość – odpowiedziałam i pocałowałam go w usta.

    Reszta wieczora minęła jakoś nadzwyczaj spokojnie. Teraz już nie czuliśmy się tak niezręcznie w swoim towarzystwie. Coś mi się wydaje, że jeszcze dużo pięknych chwil przed nami...

A. 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Wszyscy. ♥

Taka tam, nagła wena. Tym razem wyznajemy sobie miłość. Kto robi to najlepiej?
_____________________________________________________________ 

Harry:
- (T.I.), jak cię widzę, to czuję jak moje serce bije sześćdziesiąt dziewięć razy szybciej niż powinno - dla podkreślenia tych słów położył twoją dłoń na swojej piersi. - Wszystko staje się takie... piękne. Powiesz mi jak ty to robisz?
- Nie powiem... bo sama nie wiem - odpowiedziałaś i oblałaś się rumieńcem.
- W każdym razie coś czuję, że jeśli zaraz mnie nie pocałujesz, to umrę - odparł i przysunął swoją twarz tak blisko, że aż stykaliście się nosami.
   Usta Hazzy najpierw musnęły twoje delikatnie, potem coraz namiętniej i drapieżniej. Zatopiliście się w pocałunkach, a gdy w końcu się od siebie oderwaliście, wyszeptał:
-  Kocham cię (T.I.). I już tak dawno chciałem ci to powiedzieć...

Louis:
- Jak jestem przy tobie, to czuję się jak gołąb: moje serce nienaturalnie szybko bije. Wiesz jak to dziwnie czuć się jak gołąb? - odbiegł na chwilę od tematu, ale po chwili spoważniał. - Jesteś piękniejsza od najdorodniejszej marchewki. Po prostu uwielbiam cię za to że jesteś... Kocham cię! - ostatnie słowa wykrzyczał.
   Pocałował cię zadziornie i z uczuciem.  Chciało ci się śmiać, ale postanowiłaś, że tym razem się opanujesz.
- Też cię kocham Lou - powiedziałaś i złożyłaś na jego policzku delikatny pocałunek.
- To fajnie... Skoro mamy to już za sobą, to teraz pójdźmy do łóżka. Na ckliwe gadanie przyjdzie czas przy oświadczynach.
- Widzę że masz plany co do mojej osoby.
- Mówiłem że cię kocham - odparł i jeszcze raz cię pocałował.

Zayn:
- Rozumiesz, że nawet jak patrzę w lustro, to nie czuję się tak wspaniale jak przy tobie?
- Ta.. to faktycznie coś znaczy - prychnęłaś z sarkazmem.
- Mówię serio (T.I.)! Nigdy przy nikim nie czułem się tak cudownie jak przy tobie! Nigdy! - odparł i zanim mu uciekłaś, zdążył lekko pocałować cię w usta.
   Gdy to zrobił już nie miałaś zamiaru zwiewać. Śmiało oddałaś pocałunek.
- Kocham cię skarbie - odparł.
- Och Zayn, co z ciebie wyrośnie... - westchnęłaś. - Też cię kocham.

Niall:
- No i jak myślisz, co by odpowiedziała, gdybym wyznał jej miłość? - zapytał splatając swoje palce z twoimi.
- To zależy jak byś to ujął.
- Hm.. lepsze: "moje serce bije przy tobie tak szybko jak u cukrzyka bez insuliny, jesteś dla mnie jedzeniem - nie wyobrażam sobie bez ciebie życia!", czy "jesteś cały czas tu: w moim sercu - nie mogę przejść obok ciebie obojętnie, na moich ustach - nie mogę przestać o tobie mówić, w mojej głowie - nie mogę przestać o tobie myśleć; jesteś moim powietrzem, potrzebuję cię jak ogień tlenu.. po prostu: kocham cię!"?
- Chyba ta druga wersja lepsza - zaśmiałaś się.
- No to jak to było? - złapał się za głowę w zakłopotaniu. - O, już wiem. (T.I.).. jesteś cały czas tu: w moim sercu - nie mo...
- Nie wysilaj się Niall, kocham cię - odparłaś i pocałowałaś go w usta.
- Naprawdę?
- Naprawdę - energicznie pokiwałaś głową.
- Też cię kocham - odparł i zasypał cię gradem niezapomnianych pocałunków.

Liam:
- Wiesz jak czuła się Jessie, kiedy Woody wyznawał jej miłość? - spytał i chwycił cię za rękę.
- O ile dobrze pamiętam, on nie wyznawał jej miłości - uśmiechnęłaś się.
- Naprawdę?
- Na sto procent..
- To w takim razie... Wiesz jak czuła się (T.I.), kiedy Liam wyznał jej miłość?
- Nie wiem.
   Chłopak pocałował cię mocno i z uczuciem.
- Teraz już wiesz? - spytał.
- Tak.. - odpowiedziałaś. - Czuła się jak w niebie.
- Kocham cię.
- Ja ciebie mocniej.
- Wcale że nie! - zaprzeczył i złożył na twoich ustach pocałunek. - I nawet się ze mną nie kłóć.

No... i jak jest? Chyba nie tak źle? :D 
A. ♥

Liaś cz. 1. ♥

Brakuje mi wakacji.. Pewnie jak każdemu. Pisać drugą część? Bo to jest taki o wyrzutek i za bardzo nie wiem co z nim zrobić.. :/

Dla przypomnienia najlepsza nuta tego lata! KLIK. ♥
_____________________________________________________________ 

    Jest gorąco, słonecznie... Gdybyś nie nasmarowała się kremem z filtrem, to poważnie bałabyś się czy przypadkiem skóra nie wypaliłaby ci się od promieni słońca. Leżałaś na plaży i smażyłaś się na słońcu, podczas gdy twój przyjaciel Liam poszedł posurfować.
   Nagle zrobiło ci się strasznie duszno, więc postanowiłaś trochę ochłodzić się w wodzie. Ledwo co  zanurzyłaś stopę w wodzie, poczułaś że ktoś lub coś jej dotyka. Wzdrygnęłaś się i wybiegłaś z powrotem na brzeg. Trzęsłaś się z obrzydzenia, ale nie poddałaś się i spróbowałaś jeszcze raz. Po powierzchni wody pływały papierki, zużyte kondomy, trochę wodorostów. No cóż, nie było za czysto.
   Te wakacje miały być spełnieniem waszych marzeń: krystalicznie czyste morze, przyjemna temperatura, imprezy od rana do nocy, może trochę zwiedzania, opalania się na plaży... Katalonia, Barcelona... to wszystko brzmiało tak pięknie. Ale w rzeczywistości tak nie było. Brakowało wam czegoś. Sami nie wiedzieliście czego.
   Mijał już czwarty dzień waszego pobytu tutaj, w małym miasteczku na wybrzeżu Costa Brava. Czwarty dzień nie robiliście nic szczególnego. Zero wspaniałych wspomnień, niezapomnianych wieczorów... Było sztywno. Liam chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, ale ty już od początku to widziałaś. Nie chciał rozmawiać z tobą tak jak zazwyczaj. Nie poruszał niektórych tematów. Tak jakby coś się zmieniło.. A przecież gdy planowaliście te wakacje miało być tak pięknie. Jedynym minusem było to, że zabraliście ze sobą jeszcze Harry'ego i Louisa. Mówili, że nie będą wam w niczym przeszkadzać, bo wiedzą że chcecie spędzić razem trochę czasu, ale oczywiście nie dotrzymywali słowa i chodzili za wami krok w krok.
   Zimna woda pieściła twoje spalone plecy, skutecznie cię ochładzała. Po chwili poczułaś jak ktoś wciąga cię pod powierzchnię. Chciałaś zacząć się drzeć, ale przypomniałaś sobie, że pod wodą to może być niezbyt wskazane. Zaczęłaś się miotać na wszystkie strony, bo zaczęłaś tracić oddech. I wtedy nagle się wynurzyłaś i zobaczyłaś roześmianą twarz Harry'ego. Tobie nie było do śmiechu. Poczułaś jak słona woda dostaje ci się do oczu i zaczyna okropnie piec. Tupnęłaś nogą z niezadowolenia i wydarłaś się na przyjaciela:

- Ty głupku! Myślałeś że to będzie zabawne? Grubo się myliłeś!
- Oj (T.I.) nie wygłupiaj się, przecież nic ci się nie stało! - rozłożył ręce na boki próbując cię przytulić, ale chlapnęłaś mu wodą w twarz. - To nie było zabawne! - wrzasnął próbując pozbyć się słonej wody z oczu.
- Doprawdy...? - zdziwiłaś się i skrzyżowałaś ręce na piersi. - Przeproś – zażądałaś.
- Przepraszam... - odparł niezadowolony.

   Chłopak chyba chciał pocałować cię w policzek, ale ty, bardzo mądra, tak przesunęłaś głowę, że trafił na usta. Chociaż pocałunek był niezdarny i trwał niecałą sekundę, zauważyłaś że Hazza się oblizuje.
   Walnęłaś go w głowę, zaśmiałaś się i odpłynęłaś, a on za tobą. Droczyłaś się przez chwilę z Loczkiem, aż w końcu zmęczyłaś się i wróciłaś na koc. Liam już tam siedział. Uśmiechnęłaś się do niego ciepło, ale nie odwzajemnił uśmiechu. Coś cię zakłuło. Tam, pod sercem.
   Do hotelu wróciliście późnym popołudniem. Liam nie chciał się do ciebie odzywać. Na wszystkie pytania odpowiadał półsłówkami. Nie mogłaś tego wytrzymać. Po kolacji zaciągnęłaś go do schowka na szczotki – tylko tam Harry i Lou za wami nie chodzili.

- Co jest? - spytałaś zaglądając mu głęboko w oczy.
- Nic – odparł spuszczając wzrok.
- Przecież widzę! Liam, powiedz wreszcie o co chodzi!
- Dobra, sama chciałaś – westchnął. - Jest jedna rzecz... Ale nie za bardzo wiem jak to powiedzieć – chwycił twoją dłoń.

   Serce zaczęło bić ci szybciej. Poczułaś jak pocą ci się ręce, nogi odmawiają posłuszeństwa... Przypuszczałaś co za chwilę powie.

- Tak...? - spytałaś.
- Bo ja...
- MAMY WAS! - wrzasnęli Lou i Hazza, a drzwi do schowka otworzyły się z hukiem!
- Uu... nie całują się... - zaczął buczeć Louis.
- Może się całowali? - walnął kolegę Loczek.

   No i tak ta dwójka zaczęła się kłócić. To było u nich na porządku dziennym.


- Powiem ci później – powiedział Liam i wyszedł.

   Miałaś ochotę zabić tych dwóch dzikusów. Jak zwykle wszystko zepsuli. Wybiegłaś ze schowka do swojego pokoju, zamknęłaś się w szafie i zaczęłaś płakać.

A. ♥

Harry cz. 3 ;*

Jest mokro. Wszystkie ulice mokre. Szłam sobie z białym szaliczkiem na głowie, obok mnie krasnoludek Agusia, no i tak rozmawiamy sobie, że może już czas dodać tą trzecią część. Co wy na to kochani?
Na poprawę humoru polecam to: KOCHAM TO!
_____________________________________________________________ 

 -Myślałam... że jesteśmy przyjaciółmi, ze mogę ci zaufać. Ty jednak najpierw flirtujesz z jakąś lafiryndą,a potem mnie całujesz?! Jak możesz?! Ty... dupku! - no i... domyślcie się! Znów zaczęłam ryczeć. Niepotrzebnie się malowałam. Głupia [ T.I]!
-Wcale nie flirtowałem z żadną dziewczyną!
-To co robiłeś? Oglądałeś jej biust?!
-To była jakaś mama fanki. Chciała mój autograf. To wszystko [T.I]...!
-Przepraszam. Ale to, że jesteś dupkiem nie odwołuje!
-Kocham cię!
-Co?
-Kocham! Już od dłuższego czasu... Chciałem ci wcześniej powiedzieć, ale nie potrafiłem. Kocham cię! - zamurowało mnie. No dobra... wcale nie zamurowało! Tak tylko pisze, żeby nie było, że jestem jakaś teges i tamteges!
-Powiesz coś? - jestem głupia. Zapomniałam mu odpowiedzieć. Jak zwykle wszystko zawalam!
-Kocham cię Harry. Chyba od początku naszej znajomości. - przybliżyłam się do niego i wplotłam ręce w jego włosy. - Kocham cię..- teraz już szeptem powtórzyłam, te dwa piękne słowa i... umarłam. 

   Żartuję! Rozpłynęłam się w delikatnym pocałunku. Myślałam, ze oszaleje ze szczęścia. Nagle poczułam nieładny zapach benzyny, co zniszczyło moje „ rozpływanie się” . Oderwaliśmy się od siebie.

-Jedziemy do domu. Śmierdzi tu benzyną. - zaczęłam się śmiać. Harry dotknął mojego policzka i starł z niego resztki łez. Potem wziął mnie na ręce, tak jak to robi pan młody i zaniósł mnie do samochodu.
-Jeszcze potrafię chodzić. Jak zacznę niedomagać dam ci znać. - on tylko udał, że nie słyszy i zatrzasnął drzwi samochodu, po czym usiadł na miejscu kierowcy i zapalił samochód.
-Teraz musimy poruszyć bardzo ważny temat.- powiedział
-Jaki? Kto będzie zbierał Niall'a spod drzwi? Ja na pewno nie, bo jest dla mnie za ciężki. Pewnie jak zwykle się uchleje do nieprzytomności! Mogłeś tam zostać i go pilnować!
-A kto by cię odwiózł?
-Sama bym się odwiozła! Tyłkiem po asfalcie! A o czym chciałeś porozmawiać?
-Czy... - i wtedy durna mu przerwałam, bo zaczęła lecieć w radiu moja ulubiona piosenka i podgłośniłam radio. Darłam się na całe gardło tak, że Harry pękał ze śmiechu. Po chwili jednak posmutniał. Ściszyłam radio.
-No... teraz mów. Już się nie będę wydzierać, obiecuję.
-Chodziło mi o to... to znaczy.. chciałem cie zapytać... czy zostaniesz moją dziewczyną.
-Co? A nie narzeczoną?! Jak możesz!- zrobił minę typu WTF? - Żartowałam. Pewnie, że tak! Kocham cię! Patrz na drogę, a nie na mnie!! Chcesz spowodować wypadek?
-Nie. Jeszcze chcę trochę pożyć i pobyć z moją dziewczyną.
-To słodkie... ale i tak będziesz zbierał Niall'a.
-No dobra... ale należy mi się po tym jakaś nagroda, prawda? - poruszył dziwacznie brwiami.
-Kupię ci żelki.
-Co? Miałem coś innego na myśli.
-Przecież wiem, ale ci nie zrobię.
-[T.I]... Jedno ciasteczko! Proszę!
-Harry! Nie będę piekła żadnych ciastek! Zapomnij!
-Ale [T.I] .
-No dobra... Jedna porcja!
-Wiedziałem... ! - kochany wariat.
 
   Po jakichś dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu. Weszliśmy do ciemnego i cichego domu. Ściągnęłam buty i powoli ruszyłam w stronę swojego pokoju.

-[ T.I]?
-Tak?
-Kocham cię. - no nie wytrzymałam... Ale on słodki! ( buahahahah)!! Zeszłam ze schodów i padłam mu w ramiona. Delikatnie musnęłam jego usta. Ach... Pachniał tak cudownie! - A teraz upieczesz mi ciastka?
-Harry! Jest 2 nad ranem! Nie będę piekła ciastek o tej godzinie! Idę spać! Obudź mnie jak reszta wróci.
-Dobra... Ja też idę spać... Mogę z tobą?
-Nie.
-Ale [ T.I] !
-Harry!
-[T.I] !
-Harry!
-No weź! Przygarnij Hazzę! Nie bądź taka lodówa, co?
-Harry.. Idź spać. Pleciesz bzdury.
-Dobra! Idę do łazienki! Zaraz do ciebie przyjdę!
-Zabarykaduję drzwi.
-Czym?
-Jeszcze nie wiem.
-Ranisz...
-No dobra! Możesz przyjść!
-Wiedziałem!
-Ale mi zaśpiewasz polską kołysankę.
-Dobra.
-Ale ty nie znasz żadnej polskiej kołysanki.
-Nieważne! Nauczysz mnie!
-Ach Harry... Co z ciebie wyrosło!
-Nie wiem... Nie pytaj...
 
   Weszłam do łazienki, nalałam pełną wannę cieplutkiej wody i weszłam do niej. Zamknęłam oczy i zaczęłam rozmyślać. Byłam taka szczęśliwa. Nie do końca rozumiałam co się stało. Jesteśmy razem... to było takie piękne..., że aż nierealne. Jeszcze kilka godzin temu myślałam, ze moje życie jest beznadziejne, a osoba, którą kocham nie odwzajemnia tego uczucia. Uśmiechnęłam się.

-[T.I]! Wyłaź stamtąd! Idziemy spać! Umarłaś, czy co? Boże, [T.I]?! Kochanie, powiedz, że żyjesz!! Nie umieraj, zaraz tam wejdę!
-Harry! Uspokój się! Żyję! Już wychodzę!
-Ufff... to czekam!
-Haroldzie Styles! Odejdź od drzwi i przestań mnie podglądać!
-Oj dobra, dobra...
    
    Trochę trwało moje wychodzenie z łazienki . Nie za bardzo chciało mi się wychodzić z cieplutkiej, milutkiej wanny. W mojej słodziutkiej pidżamie w króliczki wyszłam na paluszkach i usiadłam na łóżku. Harry już spał... A wyglądał tak słodko. Wsunęłam się do łóżka i przytuliłam się do jego torsu. Pocałowałam go w policzek i zamknęłam oczy. Po chwili wpadłam w objęcia Morfeusza.
Obudził mnie wielki trzask i huk. Otworzyłam oczy i pogładziłam miejsce obok siebie. Było puste. Otworzyłam oczy jeszcze szerzej. Westchnęłam i wstałam z łóżka. Zeszłam schodami na dół.

-Niall! Cholera jasna! Musiałeś się znowu tak upić! - wrzasnęłam, kiedy zobaczyłam jak Harry próbuje położyć go na kanapie. Upił się do nieprzytomności. On tylko wymamrotał jakieś niezrozumiałe słowa. - -Niall... czuć od ciebie alkoholem na kilometr!
-[ T.I] idź się połóż. Ja się nim zajmę. O jeny... Weź Niall schudnij! Robią ci się wałeczki od piwska!
-Poradzisz sobie? Na pewno?
-Tak.. Idź się połóż. Ja zaraz do ciebie przyjdę.
    
    Poszłam do pokoju i z powrotem runęłam na łóżko. Siedziałam na ławce w parku. Czułam smutek i przygnębienie.

-Nie kocham cie, słyszysz?! Nic dla mnie nie znaczysz!- wrzeszczał Harry stojąc nade mną. - A ty głupia uwierzyłaś w to, co mówiłem.
-Harry proszę, nie mów tak! - zalałam się łzami. Wszystko zaszło mgłą...czułam tylko ból, potworny ból.
-[T.I]! Boże, [ T.I]! Co się dzieje! Obudź się! - usłyszałam głos ukochanego.
-Zostaw mnie Gustawie! Nie chcę cie znać!
-Gustawie? [T.I]! To ja, Harry! - otworzyłam jedno oko, potem drugie.
-Ach to ty...
-Możesz mi wytłumaczyć o co chodzi z tym Gustawem?
-Nie wiem. Miałam straszny sen.
-A co ci się śniło?
-Że mnie rzucasz.
-Nie martw się. Nie zrobię tego, nigdy, przenigdy! Kocham cię.
-Ja ciebie też. Ale chodźmy już spać, co? Która jest godzina?
-Dochodzi piąta.
-Jeny! Padam z nóg. Chodź, kładź się obok mnie.
-Zimno, co?
-Och... bardzo grzejniczku! - wyszczerzyłam się. Przytuliłam się do chłopaka i po raz kolejny tej nocy zasnęłam...

    Następnego dnia około godziny pierwszej po południu wygramoliłam się z łóżka. Czułam się, jakby ktoś walnął mnie kapciem w twarz, albo jakbym wąchała klej. Poczłapałam na dół, żeby ponownie się położyć. Tym razem na kanapie. Wzięłam zimny ręczniczek i położyłam go sobie na czoło.

-Czemu czuję się jakbym miała kaca, skoro nic nie piłam?!
-Nie wiem ! Ja czuje się znakomicie! Chociaż nie... strasznie burczy mi w brzuchu. - odpowiedział Niall włażąc do pokoju.
-Spadaj! Znowu się uchlałeś jak jakiś żul osiedlowy! Mógłbyś przystopować! Zobaczysz, ze kiedyś wyślemy cie na odwyk!
-Nie emocjonuj się tak, bo ci żyłka pęknie. - Zayn zaszczycił nas swoją wybitnie mądrą wypowiedzią.
-Ty też się nie odzywaj Zayn! O której wróciłeś? Przed chwilą?
-Nie! Godzinę temu! Nie obrażaj mnie!
-Idiots! Idiots everywhere! Widział ktoś Harry'ego?
-Nie... A widzieliście Kevina? Jeszcze wczoraj tu był? - Lou wpakował się na kanapę. Każdy jego włos odstawał w inną stronę. Co za ludź!
-Nie nie widzieliśmy. Lou, weź się uczesz! Wyglądasz jak strach na wróble! - zganił Louisa Liam.
-Odczep się! To jest artystyczny nieład.
-Kto cie nauczył takich słów?
-[T.I]!
-Ekhem... Komu kawy?! - do tej... hm... jakże ambitnej konwersacji dołączył Harold.
-Ja!! Natychmiast! Zaraz zdechnę jeśli nie dostarczę swojemu organizmowi kofeiny! - wrzasnęłam i szybko poderwałam się. Z kanapy. Harry podał mi jeden z plastikowych kubków z kawą przy okazji muskając moją dłoń i zalotnie się uśmiechając.
-Kiedy im powiemy?- szepnął tak, żebym tylko ja usłyszała.
-Nie wiem... Teraz? - wzięłam wielki łyk napoju. Był taki pyszny!
-Jesteś pewna?
-A ty?
-Od pewnego czasu niczego nie jestem pewien, oprócz tego, ze cie kocham.
-Ja ciebie też. Chodźmy! Raz kozie śmierć! Najwyżej zamienią się w dzikie dzieci i nas zadźgają ekierką.
 
   Chłopak złapał mnie za rękę i stanęliśmy przed resztą zespołu. Popatrzyli na nas jak na błaznów. Ich wzrok zatrzymał się na naszych splecionych rękach. Próbowałam ułożyć sobie w głowę przemowę, ale nic nie mogłam wymyślić.

-Wiedziałem! Wiedziałem! - wrzasnął Lou. Podbiegł do nas i zaczął czochrać Harry'emu włosy, a mnie mocno przytulił. Po chwili dołączyła do nas reszta. Nie mogłam oddychać. Zaczęłam się dusić i kaszleć, więc mnie puścili.
-O kiedy? Od wczoraj, prawda? - zapytał Niall. Ja tylko lekko się do niego uśmiechnęłam. Cała w środku promieniałam. Moje największe marzenie się spełniło!
 
   Nasza historia nie ma końca... Trwa nadal... życie pisze własną książkę z nielimitowaną liczba słów. Cieszę się, że poznałam tych fantastycznych ludzi. Pomogli mi przetrwać wszystkie złe chwile mojego życia. I chodź atrament się już skończył... ciąg dalszy będziemy pisać własną krwią.

Maryś. <3

sobota, 15 grudnia 2012

Harry. Trochę smutny. ♥

No cześć kochani. Stwierdzam totalną porażkę przy pisaniu tego imagina. Pasuje do mojego nastroju. Hahaha, btw. wkurzyła mnie dzisiaj Taylor tym całym Fuck you directioners. To tak trochę żeby się zemścić. BUAHAHAHAHA. Dobra, co ja się rozpisuję. Miłego czytania. <3

<KLIK>  Słuchajcie przy czytaniu. ;)
_____________________________________________________________ 

    Harry Styles to twój najlepszy przyjaciel. Znasz go odkąd pamiętasz. Chodziliście razem do szkoły, do przedszkola, razem bawiliście się w piaskownicy. Wspierałaś go gdy poszedł do X-Factora, gdy nagrywał obie płyty... Po prostu zawsze byłaś przy nim.
   Od jakiegoś czasu po świecie krążą jakieś wiadomości o jego romansie z Taylor Swift. Ty wiesz że to nieprawda i zdajesz sobie sprawę z tego, że te plotki ranią Harry'ego. Każdego dnia dzwoni do ciebie i mówi, że już nie może wytrzymać. Nie wiesz jak mu pomóc. W końcu co możesz zrobić? Napisać: „spokojnie, to tylko plotki.”? Mało kto uwierzy.
   Pewnego wieczora ktoś wrzucił na tt link do filmu na którym Harry wychodzi z hotelu gdzie była Tay. Od razu poleciały komentarze typu: przespał się z nią, a teraz wstydzi się przyznać. Styles nie wytrzymał. Zadzwonił do ciebie.

- (T.I.)? - zapytał ze zdenerwowaniem w głosie.
- Tak Harry?
- Jesteś w domu?
- Jestem. Zapraszam, drzwi otwarte.
- Będę za chwilę – odparł z ulgą i rozłączył się.

   Byłaś zdenerwowana tak samo jak twój przyjaciel. Nie wiedziałaś co ze sobą zrobić. Leżałaś zwinięta w kłębek i czekałaś aż Harry przyjedzie. Po chwili usłyszałaś pukanie i odgłos otwierających się drzwi. To był wasz zwyczaj. Pukasz i wchodzisz. Nie czekasz aż ktoś ci otworzy. No, chyba że drzwi są zamknięte.
   Chłopak wszedł do salonu. Miał czerwone oczy, rozczochrane włosy.. wyglądał na wyczerpanego i pewnie taki był. Wstałaś z sofy i przytuliłaś się do przyjaciela. Chciałaś go tym jakoś pocieszyć. Styles pocałował cię w czoło i opadł na fotel.

- Chcesz się czegoś napić? - spytałaś.

   Chłopak w odpowiedzi skinął głową. Poszłaś do kuchni i nastawiłaś wodę na herbatę. Słuchałaś szumu czajnika i czekałaś aż woda wreszcie się zagotuje. Zalałaś wrzątkiem herbatę, poczekałaś aż naciągnie, a potem wróciłaś do salonu z dwoma kubkami aromatycznego napoju w rękach. Postawiłaś jeden przed Harrym, a drugi objęłaś dłońmi i usiadłaś z nim na oparciu fotela.

- Znowu chodzi o Taylor? - spytałaś po kilku minutach ciszy.
- A o kogo innego? Wkurza mnie jej zachowanie. Gdy tylko pojawiają się paparazzi chwyta mnie za rękę, przytula. Cholera, mam już dość! - krzyknął i uderzył dłonią o stół tak mocno, że wylał gorącą herbatę. - (T.I.) przepraszam... - dodał i schował twarz w dłoniach.
- Harry, jest już późno. Połóż się, chyba dawno nie spałeś – poradziłaś mu, rysując palcem kółka na jego plecach.
- Masz rację... - powiedział. - Masz jeszcze moje stare dresy i koszulkę?
- Mam – przytaknęłaś i z uśmiechem przypomniałaś sobie jak kiedyś je u ciebie zostawił „tak na wszelki wypadek”.
- To pójdę się umyć – powiedział i poszedł do łazienki.

   Ty o tej godzinie (było koło pierwszej w nocy) byłaś już wykąpana. Poszłaś więc do sypialni i przykryłaś się ciepłą kołdrą. Zaczęłaś już zasypiać, gdy usłyszałaś że drzwi twojej sypialni się otwierają. Otworzyłaś oczy i zobaczyłaś Harry'ego.

- Mogę spać z tobą? Jak jestem sam, to to wszystko mnie przeraża – powiedział.
- Pewnie że możesz – uśmiechnęłaś się i wskazałaś zachęcająco na wolne miejsce obok ciebie.

   Po chwili poczułaś jak materac ugina się pod ciężarem ciała Harry'ego. Chłopak przysunął swoją poduszkę bliżej twojej i położył na niej głowę. Gdy obracałaś się w jego stronę jego loki łaskotały cię w nos. Prychałaś wtedy zabawnie, co bardzo śmieszyło chłopaka.

- Co mam z tym zrobić? - spytał cię.
- Nie myśleć o tym – odparłaś i położyłaś się na jego torsie.

   Chłopak objął cię opiekuńczo ramieniem i zaśpiewał ci do ucha kołysankę. Pamiętałaś ją z wczesnego dzieciństwa. Mama Harry'ego zawsze wam ją śpiewała. Spokojna melodia ukołysała cię do snu.

   Hazza spał obok ciebie z wyrazem błogości na twarzy. Pogładziłaś ręką jego lśniące loki, a potem poszłaś do kuchni, bo zaczęło ci burczeć w brzuchu. Wyjęłaś z lodówki trzy jajka i rozbiłaś je na rozgrzanej patelni. Dorzuciłaś do tego trochę bekonu, bazylii i oliwek tworząc jajecznicę nowej generacji. Do czajnika nalałaś wody i zrobiłaś cały dzbanek przepysznej herbaty z cytryną – takiej jaką Harry lubił najbardziej. Chciałaś, żeby chociaż poranek był dla chłopaka przyjemny. Na koniec, gdy talerze i kubki z herbatą stały już na stole, wkroiłaś do osobnej miski banany, gruszki, jabłka i kilka brzoskwiń, a potem usiadłaś na blacie w kuchni i włączyłaś radio. Leciały akurat poranne wiadomości. W sumie, nie mówili o niczym ciekawym. Tylko o jakichś kryzysach, aferach..
   Nagle drzwi do kuchni zaskrzypiały przejmująco i wpuściły do środka rozespanego Harry'ego. Uśmiechnęłaś się do niego i zaprosiłaś do stołu. Chłopak podszedł do ciebie i złożył ci gorący pocałunek na ustach. Nawet nie wiedziałaś dlaczego, byliście w końcu tylko przyjaciółmi. Przeszedł cię dreszcz.
   Harry usiadł przy stole, powiedział ciche „smacznego” i zaczął jeść. W jego ruchach nie było typowej dla niego energii. Wszystko robił jakoś mechanicznie... Nie mogłaś na to dłużej patrzeć. Wzięłaś do ręki butlę z ketchupem i narysowałaś mu na prawie pustym talerzu szeroko uśmiechniętą buźkę. To też nie zadziałało.

- Harry, uśmiechnij się, no dawaj, wiem że potrafisz! - powiedziałaś zachęcająco.
- Łatwo mówić – zbył cię. - Wiesz, mi wcale nie jest tak łatwo. Po prostu mam już dość tej całej sławy. Na początku sądziłem, że to będzie fajna zabawa, ale teraz już wiem że wcale tak nie jest. To jest... straszne! Wyobraź sobie, że nie masz ani grama prywatności, wszędzie łażą za tobą paparazzi i robią ci zdjęcia w najmniej odpowiednich momentach. A potem rodzą się takie plotki jak o mnie i Tay. Nie wkurzałoby cię to?!
- Pewnie tak – odparłaś. Twój przyjaciel nigdy nie była aż taki wylewny. - Nie wiem czy wytrzymałabym tyle ile ty musisz – wyznałam szczerze.
- Widzisz? A teraz wszyscy wymagają ode mnie więcej niż wcześniej. Boże, (T.I.), co ja mam robić?!
- Harry... - chwyciłaś go za rękę. - Wiem, że to głupia odpowiedź, ale nie mam pojęcia. Naprawdę nie wiem.
- No tak. Tak myślałem. Nikt nie wie – odparł zrezygnowany i wyrwał swoją dłoń z uścisku. - Mam już naprawdę tego wszystkiego serdecznie dość! Błagam, zrób coś! Cokolwiek! - krzyczał przez łzy.

   Jeszcze nigdy nie widziałaś go w takim stanie. Tobie samej zachciało się płakać. Po chwili po twojej twarzy zaczęły spływać jedna za drugą łzy. Harry zauważył, że płaczesz. Podszedł do ciebie, klęknął przy twoim krześle i zaczął całować twoje dłonie, ramiona, potem policzki.

- Nie płacz (T.I.), nie rób mi tego. Kocham cię – wyszeptał. - Zawsze cię kochałem.
- C – co ty gadasz? Masz dużo lepsze ode mnie dziewczyny – wydukałaś. Nie mogłaś uwierzyć w to, co przed chwilą powiedział.
- Nie znam żadnej dziewczyny lepszej od ciebie – powiedział i położył sobie prawą dłoń na sercu.
- Też cię kocham Harry. I nie chcę żebyś tak cierpiał – szlochałaś. - Nie chcę.

   Po chwili poczułaś jego miękkie usta na swoich ustach. Zatonęliście w morzu pocałunków. Czekałaś na tą chwilę tak długo... a teraz wreszcie okazało się, że to rzeczywistość.

- Jak mam ciebie, to czuję że dam radę – odparł Harry. - Kocham cię.

A. ♥

czwartek, 13 grudnia 2012

Niall. ♥

13 (czynasty). Hueh. Pechowo. Marysię dzisiaj dwa razy chciał przejechać rower (o dziwo, udało się jej przeżyć <3). Dzień spędzony na rysowaniu chmurek. Jest słodko. Jutro piątek. Jakie plany na weekend?
_____________________________________________________________ 

- Dlaczego ciągle mnie rysujesz? - spytał Niall zaglądając przez moje ramię. Szybko zamknęłam notatnik i oblałam się rumieńcem.
- Dobrze się ciebie rysuje – próbowałam wyjaśnić.
- A mnie się źle rysuje?! - zawołał z urazą Zayn.
- A mnie?! Jestem gorszy? - krzyknął Harry.
- Jejku ludzie, ogarnijcie się – zawołał Lou. - Najważniejszym w tym momencie pytaniem jest: gdzie zginął telewizor? O ile dobrze pamiętam, jeszcze wczoraj tam stał – wskazał na niską czarną szafkę. - - A dzisiaj „PFF” i go nie ma!
- Nawet nie będę mówił przez kogo go nie ma – powiedział Liam i spojrzał wymownie na Harry'ego.
- No co, każdemu może się zdarzyć – próbował się usprawiedliwić.
- Tak, przecież to całkiem normalne, że rzuca się szklaną butelką w telewizor – odparł Zayn i skrzyżował ręce.
- A idź ty wstrętny chłopcze – odezwał się Harry i zepchnął mulata z sofy.

   I znowu zaczęła się przepychanka i obrzucanie siebie nawzajem obelgami. Normalne. Zaczęłam przyjaźnić się z chłopakami ponad rok temu i już zdążyłam przyzwyczaić się do ich humorków. Jeden powie byle co, drugi odpowie na to byle czym i już mamy idealny pretekst do bójki.
   Styles rzucił w Zayna poduszką, przez co mulat spadł na moje ramię i stworzył krechę przecinającą nos i lewy policzek Nialla. Aż coś się we mnie zagotowało.

- Malik, przegiąłeś – wysyczałam.
- No i jak ja teraz wyglądam?! - wrzasnął Niall i wyrwał mi notes z rąk, a następnie podstawił go pod nos Zayna. - NO JAK?!
- Masz po prostu nową bliznę. Prawie niezauważalna – zachichotał Louis.
- Faktycznie. Jak zamkniesz jedno oko, a potem drugie, to wcale jej nie widać – powiedział Horan.
- Nie jest źle. Przynajmniej to nie prawdziwy ty – pocieszył chłopaka Liam.
- Tak. Masz szczęście Zayn. Inaczej byś już nie żył. Nie żebym ci groził.
- Okej, mam już dość, idę zapalić – odparł i wyszedł z pokoju.

   Wiedziałam, że ta chwila kiedyś nadejdzie. Nie było takiego wieczora, kiedy Zayn nie przerwałby naszej rozmowy tym, że musi wyjść na papierosa. Współczuję mu. Przez ten cały nałóg musi wychodzić ciemnymi, mroźnymi wieczorami na podwórko i marznąć. Ale cóż, sam chciał.
   Harry położył głowę na moim ramieniu i obserwował jak udoskonalałam kolejny portret Horana. Lewą rękę zanurzyłam w jego loczkach, prawą nadal poprawiałam rysunek. Na każdym rysunku usta Irlandczynka były nienaturalne, jakby doklejone. Ani razu nie udało mi się ująć ich idealnie takimi jakimi są.

- Jak ci się podoba? - spytałam Hazzę.
- Jest śliczny – zaśmiał się. - Tak Horan, traktuj to jako komplement.
- No dzięki – uśmiechnął się do niego Niall. - Faktycznie jestem niezły – pokiwał z uznaniem głową patrząc na moje „dzieło”.
- A jaki skromny – dodał Louis z teatralnym westchnięciem.
- Moje największe atuty – zaśmiał się blondyn.

   Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, które przerywały pociągnięcia ołówka po kartce. Louis stukał palcami w udo, Harry nadal trzymał głowę na moim ramieniu, a Niall patrzył z niedowierzaniem na to co powstawało na kartce.

- (T.I.), mówiłem już, że cię ko... kocham twoje rysunki? - wydukał blondyn i mocno się zaczerwienił.
- Nie mówiłeś – zaśmiałam się.
- To musisz wiedzieć, że on cię kooochaaaaa! - wydarł się Louis.
- Kooochaaaaa! - zawtórował mu Harry.
- Kocha? - spytałam.
- Kocha – odparł Niall i ciepło mnie pocałował.
- Aha – odparłam.
- No - powiedział Harry.
- Ta... - dodał Lou.
  Zamilkliśmy.
- A ty? - spytał nagle Niall.
- Co ja?
- Czy ty mnie też...
- Czy ty go teeeż? - wyszczerzył się Lou.
- No właśnie, ty go też? - powtórzył Harry.
- Tak, ja go też – powiedziałam.
- Kiedy ślub? - wtrącił się Liam.
- Jutro – odparł Harry.
- Pojutrze – poprawił go Louis.
- Za rok – odparliśmy z Niallem i zaczęliśmy się śmiać.

KONIEC. <3

Aga. :P