środa, 27 lutego 2013

Harry. ♥

69 POST! TAAAAAK, 69!
Jojki! Dziękuję za życzenia, za wszystko! No po prostu.. ryczę dzisiaj przez cały dzień, wszystko przez moich kochanych debili. <3
Dla Angeli, Ady, Adriana, Kacpra S., Sebastiana St., Sebastiana Sł, Kacpra Sz., Marysi, Marcina, Alice i... no po prostu dla wszystkich!
KLIK.♥

"Prawdziwa miłość nie wyczerpuje się nigdy.
Im więcej dajesz, tym więcej ci jej zostanie."


   Pierwsze promienie słońca wdarły się do mojego pokoju o godzinie 7:23. Wtuliłam twarz w poduszkę, starając się ponownie zasnąć. I co z tego wynikło? Lipa. Była sobota, a w sobotę nie miałam najmniejszego zamiaru wstawać o siódmej. To z deka nienormalne. Ułożyłam się najwygodniej jak się dało i zamknęłam oczy, czekając na sen.
   I wtedy przyszedł. Ale nie sen. Przyszedł Harry. Otworzył drzwi kopniakiem, śpiewając radośnie "Happy Birthday to you!". Leniwie otworzyłam oczy i wsparłam się na łokciach. Hazza tańczył na dywanie, trzymając w rękach srebrną tacę wyłożoną słodkościami. Dopiero gdy spojrzałam na te wszystkie pyszności, doszło do mnie że jestem głodna.

- Jesteś przesłodki - wymruczałam do chłopaka, kiedy usadowił się obok mnie na pościeli.
- No wiem - zaśmiał się i dał mi całusa w czoło.
- No to co my tu mamy? - spytałam i usiadłam po turecku, biorąc sobie tacę na kolana.
- Serek na słodko, na słono i na ostro, dziewiętnaście naleśników, dziewiętnaście czekoladowych babeczek i dziewiętnaście różnych torebek herbaty, plus czajniczek z wrzątkiem i filiżanka - uśmiechnął się
- Wszystkiego dziewiętnaście?
- Tak jakoś wyszło - zaśmiał się i delikatnie mnie pocałował. Raz, drugi, trzeci, dziewiętnasty. - Żeby tradycji stało się zadość - dodał i oblizał się, cały czas wbijając wzrok w moje oczy. - Jesz?
- Siedemnaście naleśników? - zdziwiłam się.
- Pomogę ci - zaoferował.
- No to dawaj, smaruj je tym serem.
- Którym? - spytał sięgając po nóż.
- Na początek słodkim - odparłam. - Ostry zostawimy na koniec.

   Hazza posłał mi zaczepne spojrzenie, co najmniej dwuznaczne.

- Zrozumiano - mrugnął do mnie i posmarował naleśnika.
- Jesteś głupi - zaśmiałam się i pacnęłam go w głowę.
- Ale i tak mnie kochasz - wyszczerzył się i posmarował mi nos serkiem. - A teraz to zliż, nie używając rąk.
- Co? Nie da się! - zaśmiałam się i nieudolnie próbowałam dotknąć językiem nosa.
- Nie da się, nie da się - przedrzeźniał mnie. - Wszystko się da. Starczyło słodko się uśmiechnąć i powiedzieć: "Harry.. czy byłbyś tak dobry i zlizał mi ten serek z nosa?", a ja odpowiedziałbym "Oczywiście [T.I.], jeszcze pytasz?" i zlizałbym ten serek.
- A więc, Haroldzie.. czy byłbyś tak dobry i zlizał mi ten serek z nosa? - powtórzyłam i uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam.
- Oczywiście [T.I.] - powtórzył. - Ale najpierw zrobię ci zdjęcie - zachichotał.

   Wyjął z kieszeni telefon i pstryknął kilka fotek. Potem wszystkie mi pokazał, a swoim zdaniem najśmieszniejszą wstawił na instagrama. On jest dziwny.
   Następnie nachylił się nade mną i delikatnie pozbył się całego serka z mojego nosa. Łaskotał mnie przy tym niemiłosiernie, przez co dostałam jakiegoś dziwnego napadu kichania.

- Hm.. Oby to nie oznaczało, że jesteś chora - zaśmiał się.
- Nie martw się Styles, nie zanosi się - odparłam i zaczęłam jeść.

   Naleśniki były najpyszniejszymi naleśnikami jakie jadłam od dawna. W szczególności te "na ostro". Harry zaparzył mi wszystkie dziewiętnaście herbat naraz, wsypał do środka siedem łyżeczek cukru, wlał odrobinę mleka i podał mi filiżankę, kłaniając się przy tym jak gejsza podczas japońskiej ceremonii podawania herbaty.
   Spróbowałam tego przesłodzonego napoju i, ku swojemu zdziwieniu, stwierdziłam że jest przepyszna. Jak całe śniadanie. Przytulona do Stylesa powoli piłam najdziwniejszą herbatę w swoim życiu, w najdziwniejszym dniu w całym roku, czyli w moje urodziny.

   Po śniadaniu pojechaliśmy do reszty chłopaków. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, cała czwórka rzuciła się na mnie i mocno mnie wyściskała, na kilka sekund blokując dopływ tlenu do moich płuc. Każdego z osobna przytuliłam i obcałowałam, nie zapominając o Hazzie, który cierpliwie przeczekał ten atak.
   Przez jakiś czas posiedzieliśmy u chłopaków w domu, a potem poszliśmy do kina, następnie do Zoo, a na sam koniec pograć w paintball. O dziewiętnastej (o ironio!) wróciliśmy z Harrym do mojego domu.

- Masz jeszcze siły na cokolwiek? - spytał Hazza rozpłaszczony na kanapie. - Bo ja nie.
- A ja bym jeszcze gdzieś wyskoczyła - zaśmiałam się i zaczęłam skakać po dywanie.
- Mhm... - westchnął i na chwilę się nad czymś zastanowił. - To ubierz się ciepło, zabiorę cię gdzieś - uśmiechnął się.

   Pobiegłam na górę, zastanawiając się gdzie możemy pojechać. Stanęłam przed szafą i po krótkich oględzinach wybrałam czarne rurki i gruby kremowy sweter. Zeszłam na dół i podeszłam do Harry'ego, który nadal jak placek leżał na sofie.

- Wstawaj Styles, miałeś mnie gdzieś zabrać - uśmiechnęłam się.
- Już idę kochanie - uśmiechnął się i wstał z sofy.

   Złapał mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Wsiedliśmy do środka i zaczęliśmy jechać gdzieś daleko przed siebie. Zasnęłam. O 19:23.
   Godzinę później zajechaliśmy na miejsce. Harry nie mógł mnie dobudzić, ale w końcu mu się to udało. Kiedy wysiadłam z samochodu, ujrzałam przecudny widok na spokojne morze i statek, dryfujący gdzieś w oddali. Ścisnęłam dłoń Harry'ego i położyłam mu głowę na ramieniu.
   Zeszliśmy na dół, na plażę. Usiedliśmy na piasku, wtuleni w siebie i oglądaliśmy zachód słońca. Niebo z błękitu przechodziło w zmysłowy fiolet, róż, pomarańcz i żółć. Było słychać radosne krzyki mew i fale uderzające o brzeg. Było tak... magicznie.
   Nagle Harry wstał i złapał mnie za rękę. Cały się trząsł i nerwowo zagryzał dolną wargę.

- Co się stało? - spytałam.
- Nic... Po prostu myślę, że w końcu powinienem to zrobić - uśmiechnął się.
- Co zrobić?
- [T.I.] - zaczął i ukląkł przede mną na piasku. - Czy ty.. czy.. czy zostaniesz moją żoną? - spytał i  spojrzał mi głęboko w oczy.

   Nie zastanawiałam się ani przez chwilę. Rzuciłam się na niego z głośnym "TAK!" i zaczęliśmy się tarzać po piasku i zasypywać nasze usta drobnymi pocałunkami.
   Potem położyliśmy się obok siebie i zaczęliśmy wpatrywać się w piękne gwieździste niebo.

- I będziesz ze mną już na zawsze? - spytał Harry mocno ściskając moją dłoń.
- Na zawsze - uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy.

A.♥

wtorek, 26 lutego 2013

Louis.♥

Kolejny imagin, natchniony chwilą. Jestem chora w najgorszym możliwym czasie - jutro moje urodzinki! W tym roku cieszę się znacznie bardziej niż w poprzednich, mimo że staję się coraz starsza. Nienormalne, nie? No ale co tam o mnie, imagin ważniejszy. Miłego czytania.
Z dedykacją dla Nathalie Sweet. <3 
KLIK.♥ 



"Because if you want,
I'll take you in my arms and keep you sheltred,
From all that I've done wrong"



   Są takie dni w życiu każdego człowieka, kiedy wydaje ci się, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Minuty wydają się być godzinami, o faktycznych godzinach już nie mówiąc. W takim dniu potrzebne jest nam coś, co wyrwie nas z odrętwienia.

- I właśnie dlatego Grecy przegrali tą wojnę - zakończył historyk. - Panno [T.N.]?
- Hm? - podniosłaś nieprzytomny wzrok znad książki i spojrzałaś na nauczyciela. Louis po twojej prawicy irytująco się zaśmiał.
- Co było przyczynami upadku Cesarstwa Rzymskiego?
- A my nie mówiliśmy przypadkiem o Grekach? - zrobiłaś zdziwioną minę. Lou jeszcze raz zachichotał. Tym razem nie wytrzymałaś i uderzyłaś go książką w głowę.
- Widzę że szanowna pani na lekcjach historii wcale nie uważa - zaśmiał się nauczyciel.
- Uważam proszę pana, ale się zamyśliłam... - odparłaś speszona. Louis ledwie powstrzymywał się od śmiechu.
- Dobra [T.N.], nie będę cię więcej męczył, tylko na przyszłość: nie śpij na lekcjach.

   W tym momencie w Louisie coś pękło i zaczął się śmiać na całą klasę, zupełnie nie mogąc się opanować. Walnęłaś go z całej siły w ramię, ale to sprawiło że rzęził jeszcze głośniej. Nauczyciel patrzył na niego znudzony i wpisywał do dziennika jakąś notatkę.

- "Tomlinson śmieje się na lekcji i nie można go uspokoić" - odczytał historyk z dziennika i podszedł do waszej ławki by pogratulować chłopakowi. - Na jutro do podpisu - uśmiechnął się kpiąco i wstawił do zeszytu blondyna ogromną czerwoną jedynkę.
-  Co? Nie może pan! - krzyknął chłopak. - Przecież ja tylko...
- Obserwowałem cię przez całą lekcję, Tomlinson. Przede mną nic się nie ukryje.
- Wie pan co? Pan jest dziwny - stwierdził i skrzyżował ręce na piersi. Teraz to ty zaczęłaś się śmiać.
- [T.I.], tobie też mam wstawić uwagę?
- Nie, panie profesorze. Przeżyję bez tego - odparłaś i wystawiłaś Louisowi język.

   Zadzwonił dzwonek. Razem z Lou wyszliście z klasy jako pierwsi. Zaczęliście się przepychać, tak jak to mieliście w zwyczaju. Często też prowadziliście bitwy na łaskotki. To taki wasz rytuał.
   Nagle podeszła do was twoja przyjaciółka Jasmine. Uśmiechnęła się do ciebie smutno i spytała:

- [T.I.], mogę cię prosić na moment?
- Jasne - uśmiechnęłaś się i zostawiłaś Louisa samego, znikając w tłumie z przyjaciółką. - Coś się stało?
- Ym nie... To znaczy, tak. Chodzi mi o dzisiejszą historię.
- Czyli...? Ujmij to jakoś jaśniej Jasmine - zaśmiałaś się.
- O Louisa. Nie zauważyłaś, że on się z ciebie wiecznie nabija? Że stroi sobie żarty twoim kosztem? Że jesteś dla niego pośmiewiskiem? - mówiła szczerze zmartwiona.
- Daj spokój Jass... On taki nie jest - machnęłaś na to ręką. Jednak w głębi duszy naprawdę zaczęłaś się nad tym zastanawiać.
- Skąd wiesz jaki jest? Nie znasz go aż tak dobrze - dziewczyna chwyciła cię za ramię i uważnie ci się przyjrzała.
- Masz rację, jest nowy... Ale nie wydaje się na takiego - zaprzeczałaś,żeby utwierdzić w tym samą siebie.
- Przemyśl to [T.I.] - odparła. - Idę do biblioteki, idziesz ze mną?
- Nie, dzięki.. Pójdę się przewietrzyć - posłałaś przyjaciółce ciepły uśmiech i poszłaś w przeciwną stronę.

   Twoje myśli krążyły wokół Tomlinsona. Zaczęłaś odtwarzać w głowie wszystkie chwile, w których się z ciebie śmiał. Było ich zaskakująco dużo. "On taki nie jest" - powtarzałaś sobie w myślach jak mantrę. Jednak tak naprawdę, już dawno przestałaś w to wierzyć. Ujrzałaś Louisa w zupełnie innym świetle - jako wredną kreaturę, nie jako przyjaciela.
   Wyszłaś przed szkołę i zaczęłaś płakać. Padał deszcz, ale się tym nie przejmowałaś. Łapałaś na dłoń krople wody z nieba, uśmiechając się do ciemnych kłębiastych chmur jak do rodziny. Smutek zżerał cię od środka. Nie mogłaś uwierzyć w to, że Lou był tak fałszywy. A jednak był.
   Zabrzmiał kolejny dzwonek. Przestudiowałaś w głowie plan lekcji i stwierdziłaś, że teraz macie muzykę, następną nudną lekcję, na której siedziałaś z Louisem.
   Wbiegłaś do szkoły i poszłaś na górę.

- Dlaczego jesteś cała mokra? - spytał chłopak chwytając w palce kosmyk twoich włosów.
- Pada deszcz - próbowałaś go zbyć.
- To dlaczego wyszłaś przed szkołę?
- Bo chciałam.
- Dlaczego odpowiadasz półsłówkami? - zdenerwował się.
- Wchodzimy - odparłaś i odwróciłaś wzrok.

   Przez całą lekcję nie odezwałaś się do Louisa ani słowem. Nie zwracałaś uwagi na jego zaczepki, zabawne komentarze. Udawałaś, że po prostu go nie ma.
   Dzwonek uznałaś za zbawienie. W końcu było już po ostatniej lekcji, mogłaś spokojnie pójść do domu i odpocząć od codzienności.
   Wyszłaś z klasy jako pierwsza i od razu pobiegłaś do szafki. Cały czas słyszałaś za sobą okrzyki Louisa. Próbował cię dogonić. Udało mu się dopiero przy szafce.

- [T.I.], wyjaśnisz mi do cholery o co chodzi?! Czego ci ta Jasmine nagadała, że nagle przestałaś się do mnie odzywać?
- Nic mi nie nagadała. Zrozumiałam po prostu jaki jesteś - odburknęłaś.
- Jaki jestem?! No powiedz mi jaki jestem! - rozłożył ręce, tak jakby przyjmował na siebie każdy cios. - No dawaj [T.I.], wygarnij mi to wszystko.
- Jaki jesteś? Podły, humorzasty, fałszywy, lubiący naśmiewać się z innych, szczególnie ze mnie!
- Naprawdę uważasz, że się z ciebie naśmiewam? - posmutniał.
- A nie jest tak?!
- Nie jest [T.I.] - spuścił głowę. - Przepraszam, że tak to odbierasz. Nie mógłbym się z ciebie naśmiewać.
- A to dlaczego? - spytałaś sarkastycznie. - No słucham?
- Bo cię kocham - wyszeptał i odszedł, znikając w tłumie.;
- Louis! - wołałaś za nim. -Louis, zaczekaj!

   Wołałaś go ile sił w płucach, ale on zdawał się tego nie słyszeć. Przed chłopak twoich marzeń wyznał ci miłość. A teraz sobie poszedł. Poszedł sobie, od tak.
   Walnełaś głową w szafkę i chwilę po tym poczułaś w czaszce piekący ból.

- Cholera jasna, wszystko zepsułam - wycedziłaś przez zęby. - Jak zwykle. [T.I.], ty cholerna debilko, wszystko potrafisz zawalić. Wszystko.

   Po chwili poczułaś na swoich ramionach dotyk czyichś ciepłych dłoni. Odwróciłaś się i zobaczyłaś Louisa z tym jego kochanym łobuzerskim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Uśmiechnęłaś się i zanim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, poczułaś na swoich ustach jego ciepły i wygłodniały pocałunek.

- Nic nie zepsułaś [T.I.] ty cholerna debilko - zaśmiał się i cmoknął cię w czubek głowy. - Kochasz mnie?
- No kocham - uśmiechnęłaś się i mocno go przytuliłaś.

A.♥

poniedziałek, 25 lutego 2013

Liam. ♥

Hejka hej wszystkim! Znowu Liam! Z dziwnym zakończeniem i dziwnym początkiem. Za wszelkie nielogiczne zejścia z tematu z góry przepraszam. Miłego poniedziałku, paróweczki! Dziękuję Wam za te wszystkie miłe komentarze i słowa uznania, dzięki Wam czuję się jakoś tak.. wyjątkowo. <3 Wesołego czytania paróweczki!
KLIK.♥

"And it's been a while, but I still feel the same.
Maybe I should let you go."

   Harry siedział sobie jak gdyby nigdy nic na kanapie i obżerał się serowymi chrupkami Nialla. Wiedziałem, że gdy Irlandczyk wróci do domu, strasznie się wkurzy. Na wszystkich. Na Harry'ego, za to że zjadł chrupki, na mnie, za to że mu pozwoliłem, na Louisa, że wyszedł z Eleanor zamiast pilnować jego jedzenia, a na Zayna za to, że papierosy są dla niego ważniejsi niż serowe chrupki, których nie pilnowałem ani ja, ani on, ani Lou. Czasem naprawdę go nie rozumiem. Szczególnie ostatnio zrobił się bardzo drażliwy. Wszystko go denerwowało, w każdej rzeczy wynajdywał dobry pretekst do kłótni. Martwiłem się o niego, bo to nie był ten nasz kochany Niall, podobny do Furbiego.
   Dzisiaj miała przyjść do nas [T.I.]. Na tą okazję wysprzątaliśmy dom, zgrabiliśmy liście przed domem, a nawet schowaliśmy do szafki całą jedenastkę plastikowych gołębi Louisa. Wiem, jesteśmy nienormalni.
   O ile dobrze się orientuję, [T.I.] podoba się Niallowi. On jej chyba też. W każdym razie, zawsze kiedy siedzą obok siebie, rzucają sobie powłóczyste spojrzenia, a potem się rumienią. Słodkie, prawda? 
   Problemem jest to, że ta dziewczyna jest tak wyjątkowa i inna, że ja chyba też się w niej zakochałem. Nawet nie chyba, tylko na pewno. Mieliście kiedyś tak, że gdy widzieliście ukochaną osobę, to serce szybciej wam biło na jej widok? Tak właśnie mam z [T.I.]. Ale nie powiem tego Niallowi. A tym bardziej jej.

- Liam, [T.I.] przyszła, otwórz drzwi! - krzyknął Harry, chociaż leżał na kanapie tuż przy moim boku.
- Sam jej otwórz geniuszu - zaproponowałem.
- Nie mogę. Muszę się ukryć przed gniewem Nialla - odparł i pobiegł na górę.

   Zwlekłem się z fotela i podszedłem do drzwi. Otworzyłem jej. O dziwo, przed domem nie stała tylko [T.I.]. Był z nią Niall. Uśmiechał się. "Możesz być spokojny o te chrupki, Harry" - pomyślałem.
   Przytuliłem [T.I.] na powitanie i pomogłem jej ściągnąć płaszcz. Zastanawiałem się, dlaczego nie przyszła do nas sama, tylko z Niallem. Może między nimi jest coś o czym nie wiem?
   Poszliśmy do kuchni.[T.I.] usiadła Niallowi na kolanach, chociaż było jeszcze kilka wolnych krzeseł. Robiąc kolację zerkałem na nich kątem oka. Nie całowali się, nawet nie trzymali się za ręce, ale było widać, że do czegoś między nimi doszło.
   Nie powinienem być zły ani zazdrosny, w końcu Niall nie miał pojęcia że [T.I.] mi się podobała. Ale jakimś cudem za każdym razem gdy ich widziałem, coś ściskało mnie w żołądku, a wielka gula podchodziła mi do gardła.

- Podano do stołu! - krzyknąłem z udawanym francuskim akcentem i postawiłem przed całą gromadką różnego rodzaju pyszności.
- Jojki, Liam, to wygląda cudownie! - zachwyciła się [T.I.] i klasnęła w dłonie. Zrobiło mi się tak jakoś.. przyjemnie? - Pachnie też cudownie.
- I cudownie smakuje - przyznał Niall zatapiając zęby w pieczonym udku kurczaka.
- Niall, kultura - skarciłem go. [T.I.] słodko się zaśmiała.
- Spokojnie, Liam, przecież nie jesteśmy w ekskluzywnej restauracji - mruknął blondyn i uśmiechnął się, cały upaprany kurczakiem.
- Troszeczkę się ubrudziłeś pączusiu - uśmiechnęła się [T.I.] i serwetką starła brud z twarzy Nialla. Znowu poczułem to głupie ukłucie, gdzieś tam, pod sercem.

   Powiedziałem wszystkim, to znaczy Harry'emu, Niallowi i [T.I.], że zapomniałem czegoś ze swojego pokoju. Oczywiście była to tylko przykrywka. A więc tak wygląda nieszczęśliwa miłość... Oskarżałem sam siebie o to, że coś zrobiłem źle, że nie byłem dla [T.I.] wystarczająco dobry, bo w końcu z jakiegoś powodu musiała wybrać Nialla.
   Zanim się spostrzegłem, po mojej twarzy zaczęły płynąć łzy. Jedna za drugą skapywały po moim policzku i spływały w dół, po szyi. Nie powstrzymywałem ich, nie dzisiaj. Otarłem oczy rękami i usiadłem na brzegu łóżka chowając twarz w dłoniach. Cicho pochlipywałem i w głowie zadawałem sobie bolesne ciosy biczem. Co robiłem nie tak?
   Nagle otworzyły się drzwi. Momentalnie otarłem twarz z resztek łez i spojrzałem na postać która weszła do mojego pokoju.

- [T.I.]? - zdziwiłem się.
- Liam? Ty płaczesz? - dziewczyna weszła do środka i usiadła obok mnie na łóżku. - Co się stało.
- [T.I.], powiedz mi, ale szczerze, czy... czy między tobą a Niallem coś się wydarzyło? Jesteście razem?

   Dziewczyna na chwilę zamilkła. Kreśliła na moim barku jakieś znaczki, wpatrując się w przestrzeń. Po chwili głośno westchnęła i skinęła głową. A więc wszystko jasne.

- Kochasz go, prawda? - spytałem.
- Oczywiście że go kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez niego - złapała się za serce, jakby w geście ukazania prawdziwości jej uczuć.
- No właśnie [T.I.]... Ja mam tak samo. Zakochałem się w tobie. Zakochałem się w tobie jak szaleniec! Nigdy w życiu nie kochałem nikogo tak mocno! - potrząsnąłem nią mocno, sprawiając że się przestraszyła. Nie tego chciałem. - Do cholery, czy nie możesz zrozumieć, że ja cię kocham?! Że chcę być z tobą?!
- Ale Liam... - wyszeptała. - Przepraszam cię. My nie możemy być razem - zalała się łzami i uciekła, nawet nie zamykając za sobą drzwi.

   Czułem się jak idiota. Jak jakiś desperat. Co ja się oszukuję, właśnie nim byłem! Byłem zdesperowany, bo dziewczyna którą kocham najbardziej na świecie nie kocha mnie, ale mojego najlepszego przyjaciela. Właśnie, czy Nialla nadal mogę nazywać swoim przyjacielem? Po tym wszystkim co się wydarzyło?
   Nawet nie zauważyłem kiedy moje rozmyślania mnie uśpiły. Obudziłem się rano totalnie przybity. Podkoszulek lepił mi się do ciała, pomięte jeansy uwierały chyba w każde możliwe miejsce. W cholerę nienawidzę rurek.
   Ze złością wstałem z łóżka i zszedłem na dół napić się czegoś zimnego. Nalałem sobie do szklanki zimnej wody i wbiłem w nią wzrok. Tępo wgapiałem się w tą przezroczystą ciecz, jakby oczekując, że w niej znajdę jakiś sposób na cofnięcie wczorajszego incydentu. Było mi koszmarnie głupio.
   Z dnia na dzień czułem się coraz gorzej. Gdy widziałem całujących się [T.I.] i Nialla, moje serce było rozszarpywane na tysiąc drobnych kawałeczków, które nie potrafiły z powrotem ułożyć się w całość. Płakałem całymi dniami i nocami, cały czas pytając siebie dlaczego jest tak jak jest, a nie inaczej.
   Co noc stawiałem sobie ultimatum, że pewnego dnia [T.I.] będzie moja.

A.♥

piątek, 22 lutego 2013

Zayn. ♥

POPSUŁAM SIĘ! Zauważyłam, że dodaję imaginy coraz rzadziej.. I wcale mi się to nie podoba. Obiecuję, że postaram się poprawić. Dzisiaj zdarzył się cud - nie miałam angielskiego! No i proszę bardzo, oto Wasz Zayn. :)
Dla Ady... bo mnie kocha i ja też ją kocham. <3
KLIK.♥ 

"This is the start of something beautiful.."

- Zayn! - wołałam, szukając go po całym domu. - Zayn, to nie jest śmieszne, gdzie się podziałeś?!

   Z minuty na minutę stawałam się coraz bardziej zdenerwowana. Gdzie on się znowu podział? No przyrzekam, nigdzie nie mogłam go znaleźć. Ostatnio, kiedy tak nagle zniknął, wrócił na drugi dzień trzymając za rękę jakąś "uroczą" dziewczynę. Nie powiedziałam mu, że to rani. To nie w moim stylu. Ale z drugiej strony, powinien zauważyć że cholernie mi się podoba. Mieszkam z nim już od ponad roku, to znaczy nie tylko z nim, ale też z całą resztą One Direction. Powinien... prawda?
   Stanęłam przy ścianie w kuchni i oparłam się o nią, rozmyślając o tym, gdzie może się podziewać Zayn. Pomyślałam sobie, że może teraz kocha się z jakąś seksowną blondynką na stole w kuchni. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Zsunęłam się w dół i usiadłam na podłodze chowając głowę w kolanach. Wypuściłam z ręki telefon i siedziałam.
   Nagle drzwi do domu się otworzyły. Szybko otarłam łzy z oczu i spojrzałam na przedpokój. Miałam nadzieję, że to Zayn, ale rozczarowałam się. To był Niall. Posłałam mu najradośniejszy uśmiech na jaki było mnie stać w tej chwili, więc musiał on wyglądać jak grymas zbyt tłustej świni. Blondyn od razu zauważył, że coś jest nie tak i przycupnął obok mnie na podłodze. Chwycił moją dłoń i zaczął ją gładzić, szepcząc cicho jakieś słówka, których nie rozumiałam. A może nie chciałam rozumieć?

- Co się stało [T.I.]? - wyszeptał, kładąc swoją ciepłą dłoń na moim ramieniu.
- Jestem głodna - skłamałam.
- Przestań ściemniać, nawet ja nie płaczę z głodu, kiedy mamy tak wypchaną lodówkę - zaśmiał się i otarł kciukiem łzy skapujące mi po policzkach. - No dawaj, o co chodzi?
- Bo Zayn... - wyszeptałam i zalałam się łzami.
- Co Zayn? - zdziwił się Irlandczyk. - Co z nim?
- Miał wrócić cztery godziny temu - spojrzałam na zegarek. - Dokładniej cztery i pół. A go nadal nie ma. Powiedział, że będzie na mnie czekał w domu, aż wrócę z pracy - wyszeptałam i przytuliłam się Nialla. - A jeśli mu się coś stało? Nie wiem co mam zrobić, martwię się..
- I gadasz jak desperatka - zaśmiał się Niall. - [T.I.], nie zrozum mnie źle, wiem że się martwisz. Ale Zayn miał pewną sprawę do załatwienia i pojechał gdzieś z Louisem.
- Yhm.. - westchnęłam. - A Harry i Liam? - spytałam.

   W tym momencie drzwi się otworzyły i do środka weszli roześmiani Harry, Liam i Danielle. Liam rozmawiał z dziewczyną, a Harry podszedł do nas i na powitanie, tak jak zawsze delikatnie pocałował mnie w policzek.

- Co jest? - spytał, siadając po mojej drugiej stronie.
- Już wszystko w porządku - odparłam uśmiechając się przyjaźnie do obu moich przyjaciół. - Kocham was - przytuliłam ich mocno do siebie.
- My ciebie też kochamy - uśmiechnął się Harry. - A teraz zwierzaj się wujkowi Hazzie o co chodzi.
- Nieważne - zbył go Niall.
- A Niallowi powiedziałaś! - krzyknął.
- No dobra, chodzi o Zayna...
- O widzę, że moja mała się zakochała - poczochrał mnie po włosach.
- Przestań - pacnęłam go ręką w głowę. - Dlaczego tak długo go nie ma?
- Nie mam pojęcia, pewnie coś mu wypadło... - Hazza zrobił wielkie oczy.
- To ja pójdę do pokoju - odparłam i wstałam z podłogi.

   Harry i Niall nic nie powiedzieli. Poszłam korytarzem w lewo do swojego pokoju. Gdy otworzyłam drzwi, moim oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Cała ściana nad łóżkiem była wytapetowana wspólnymi zdjęciami moimi i Zayna. Komu udało się ich tyle wytrzasnąć? Na łóżku leżała butelka mojego ulubionego czerwonego wina, a obok niego karteczka z napisem "OTWÓRZ SZAFĘ". Zdziwiłam się, bo nie wiedziałam o co chodzi. Podeszłam ostrożnie do szafy i delikatnie uchyliłam drzwi. Ze środka wyskoczył Zayn z ogromnym bukietem białych tulipanów w ręce. Na powitanie mocno mnie wyściskał.

- Jak długo tu siedzałeś? - spytałam kompletnie zbita z tropu.
- Prawie pięć godzin - zaśmiał się.
- Naprawdę?! I jakim cudem cię nie znalazłam?
- Bo jesteś głupkiem - wyszczerzył się i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.

   Stanęłam naprzeciwko niego i osłupiała gapiłam się wprost na jego usta. Nie wierzyłam, że ta chwila miała miejsce. Podniosłam wzrok na oczy Zayna i zaraz tego pożałowałam, bo prawie stopiłam się pod jego gorącym spojrzeniem.

- Kocham cię [T.I.]. Cholernie długo się w tobie podkochuję - wyszeptał mi do ucha i delikatnie je ucałował.
- To po co siedziałeś w tej szafie? - spytałam. Nie wierzyłam że to może być prawda.
- Właśnie po to, żeby ci to powiedzieć - uśmiechnął się.
- Tak długo...? Ja bym już dawno stąd wyszła.
- Wiesz, mówi się, że jak kocha, to poczeka - zaśmiał się i jeszcze raz złączył nasze usta w pocałunku.

A.♥

wtorek, 19 lutego 2013

Niall.♥

Każdy powód aby wyznać sobie miłość jest dobry. 
Hejka hej moi kochani! ♥ Powracam do Was z nowym imaginem, innym, dziwnym i niepoukładanym, zupełnie tak jak ja. Właśnie siedzę sobie przed moim kochanym lapkiem, tworzę z ciągu liter pozbawione sensu zdania i myślę sobie, jaki cały świat jest kochany i cudowny...
Nie, to taki żart. Oficjalnie stwierdzam, że mam chandrę.
Enjoy.
KLIK.♥ - ten kawałek powinien rozweselić każdego, nawet w najsmutniejszy dzień. :)

"Hey, you, you're still the one!"

- Rzućmy w nią siekierą, może się w końcu obudzi – moja przyjaciółka Ann szturchnęła moją drugą przyjaciółkę Lexie w żebra. Udałam, że ich nie słyszę.
- No dawaj [T.I.], z tej strony Ziemia, może nas słyszysz? - nabijały się.
- Dziewczyny, przestańcie, to nie jest wcale czas na żarty – prychnęłam i z wściekłością wcisnęłam piórnik do ledwo dopinającej się torby.
- Kochana, ogarnij się wreszcie! To że Niall wyjechał do Irlandii wcale nie oznacza końca świata. Czy przez taką pierdołę mamy się zachowywać jak wdowy po pogrzebie? Przecież twój blondasek nie umarł. Wróci! - śmiała się Lexie.

   Odkąd zaczęłam się przyjaźnić z chłopakami z One Direction, a w szczególności z Niallem, ciągle słyszałam jakieś uszczypliwe uwagi, to na mój, to na jego temat. Dziewczyny już też zaczynały mnie wkurzać. To moja sprawa z kim się spotykam, prawda?
   Wyjęłam z torby zeszyt do angielskiego. Wypadła z niego karteczka, którą zaraz podniosła Ann. Otworzyła ją z namaszczeniem, chrząknęła i zaczęła czytać: „Czyli dzisiaj robimy coś nielegalnego?” Lexie zachichotała i zaglądała Ann przez ramię. „ A co nielegalnego masz na myśli?” - kontynuowała. „Może filmowa noc?”

- No bez jaj, żaden normalny chłopak nie proponuje przyjaciółce filmowej nocy! To musi być gej! - śmiała się Ann.

   Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Moje dwie pseudo najlepsze przyjaciółki ewidentnie się ze mnie nabijały. Czytały na głos moje karteczki. Przecież ja się z nim tylko przyjaźnię, nic więcej! A te karteczki to żarty, zwyczajne żarty, które one musiały brać na serio! Tego było za wiele. Czerwona z wściekłości wyrwałam im skrawek papieru i wybiegłam przed szkołę. Zaraz za mną biegł Harry i próbował mnie zatrzymać. Na darmo.
   Usiadłam pod ogromnym drzewem na tyłach boiska i zaczęłam płakać. Po chwili dobiegł do mnie Hazza i mocno mnie przytulił. Nie miał zamiaru wypuszczać mnie ze swoich objęć. Dostałam spazmatycznego napadu płaczu. Wylewałam mu łzy na koszulę i biłam go pięściami w tors.

- Przestaniesz w końcu? - zaśmiał się. - Nie żeby coś [T.I.], ale to boli.
- A, no tak... przepraszam – zaczerwieniłam się. - Mam już ich dość – oparłam mu głowę na ramieniu.
- Nie dziwię się. Ale nie martw się, na mnie też lecą hejty. No cóż, nie wszystkie dziewczyny są Directionerkami – uśmiechnął się smutno. - Najlepsze jest to, że oceniają nas po pozorach. A ty tego nie robiłaś.
- Nigdy tego nie robię. Wszyscy ludzie są do kitu – skrzyżowałam dłonie na piersi i kopnęłam kamyk.
- Ej [T.I.], uważaj co mówisz – Styles pogroził mi palcem.
- Harry, przepraszam – speszyłam się i zalałam się nową falą łez.
- Wiem wiem słonko, cały świat jest do kitu, wszyscy ludzi są do kitu, nie mamy po co żyć... Standard. A jednak żyjemy, nie? - uśmiechnął się i cmoknął mnie w czoło, tak jak to miał w zwyczaju.

   Wokół nas momentalnie zebrali się ludzie i zaczęli nam robić zdjęcia, kiedy siedzimy zapłakani pod drzewem. Zasłanialiśmy obiektywy dłońmi, próbowaliśmy uciekać, ale oni ciągle nas gonili. Byli to między innymi paparazzi, czychający na chłopaków w każdym możliwym miejscu, zwariowane fanki i hejterzy. Szkoda, że wcześniej nie wiedziałam jakie przyjaźń z 1D niesie ze sobą konsekwencje. Chociaż w sumie dobrze, bo żałowałabym że ich nie znam.
   Styles chwycił mnie za rękę i wbiegł do szkoły. Zatrzasnął nas w ciemnym i ciasnym schowku na detergenty – ulubione pomieszczenie napalonych nastolatków podczas długiej przerwy. Drzwi zamknęły się z takim hukiem, że raptem spadło na nas wiadro pełne jakichś kartonowych pudełeczek. Styles podniósł z ziemi jedno z nich, przystawił do szczeliny w ścianie i ze zdziwieniem stwierdził:

- Prezerwatywa. 

   Zaśmiał się i podniósł następne.

- O, full wypas. Truskawkowa, bananowa, czekoladowa... - wymieniał, uśmiechając się od ucha do ucha.- Którą bierzemy?
- Co? - wytrzeszczyłam oczy.
- No którą bierzemy?
- Nie będę się z tobą kochać!
- Ale ja nic takiego nie powiedziałem! Pytałem się tylko którą bierzemy – mrugnął do mnie.
- Czekoladową – parsknęłam i wypchnęłam Stylesa z magazynu woźnego.

   Gdy drzwi się otworzyły, z półki spadło kolejne wiadro pełne kondomów i rozsypało się po całej podłodze. Cali czerwoni ze śmiechu i zażenowani zaczęliśmy pakować je z powrotem do środka. Ludzie dziwnie się na nas patrzyli, zwłaszcza na Harry'ego, który kurczowo trzymał w ręce brązowe pudełeczko. Coś czuję, że po całej szkole polecą ploty.
   A tak w ogóle, to po co Hazzie te prezerwatywy? Czy on ich używa do robienia kompotu, czy jak?
   Szybko uciekliśmy od ciekawskich spojrzeń pierwszoklasistek i przycupnęliśmy na schodach do piwnicy. Styles wyciągnął z tylnej kieszeni swoich idealnie dopasowanych czarnych spodni prezerwatywę i zaczął obracać nią w rękach.

- Cholera jasna, Styles, co ty robisz?! - usłyszeliśmy jakiś niski męski głos.

   Obróciliśmy się do tyłu w obawie, że stoi nad nami jakiś nauczyciel, ale to tylko Niall.... Niall?! Już wrócił? Ze szczęścia coś przestawiło mi się w głowie. Pisnęłam z radości i podbiegłam do Horana żeby wyściskać go na powitanie. Ku mojemu zaskoczeniu, blondyn nie dość że mnie nie objął tak jak to miał w zwyczaju, to na dodatek odepchnął mnie od siebie.

- Co jest Niall? - spytałam zaglądając mu prosto w oczy.
- Jak to co? Nie było mnie kilka dni, a ty już zdążyłaś przespać się z Harrym?
- Wcale z nim nie spałam! - krzyknęłam. Jak takie coś mogło mu przyjść do głowy?
- To co robi ta prezerwatywa w jego ręce?! - krzyczał. - Wytłumacz mi to [T.I.]! Wytłumacz mi!
- Niall, to jest takie cholernie skomplikowane... - westchnęłam.
- To ja już wszystko rozumiem. Po co robiłem sobie nadzieję, że kiedykolwiek coś między nami będzie? Przecież to było jasne że wolisz Harry'ego! Bo jest popularny i nikt się z niego nie śmieje bo ma krzywe zęby albo że farbuje włosy!

   Stałam osłupiała naprzeciwko Nialla i jeszcze raz przyswajałam wszystkie słowa. Podobałam się mu. Naprawdę się mu podobałam. On chce ze mną być! Czy ja dobrze rozumiem? Wszystkie moje marzenia się spełniły!
   Mocno, bardzo mocno przytuliłam Nialla, tym razem nie pozwalając mu siebie odepchnąć.

- Jejku, Horan, ty jesteś takim głupiutkim chłopczykiem – westchnęłam. - Nie zauważyłeś że szaleję za tobą odkąd cię poznałam?
- To ja się zmyję – zaśmiał się Harry nadal dokładnie przyglądając się kondomowi.
- [T.I.]... - zaczął Niall złączając nasze czoła.
- Tak Niall? - podniosłam wzrok i wlepiłam go w jego oczy.
- Kocham cię – szepnął i złączył nasze usta w czułym pocałunku..

A.♥

niedziela, 17 lutego 2013

Liam. ♥

Właśnie dowiedziałam się, że niektórzy ludzie biorą mnie za kompletną idiotkę. Przepraszam, że walę tak od czapy, ale wiem że Wam mogę zaufać. Kocham Was i będę to powtarzać wiecznie. ♥ Jesteście najlepsi! Przeczytałam komentarze od Was: więcej osób chciało imagina z Liamem więc z nim jest. Następny idzie Niall, potem Zayn, chyba że chcecie inaczej. Mam nadzieję, że się podoba ;)
KLIK. ♥

 "...Miłość nigdy nie ustaje.
Nie jest jak proroctwa, które się skończą, 
Albo jak dar języków, który zniknie, 
Lub jak wiedza, której zabraknie..."

   Jeszcze w zeszłym roku mógłbym opisać siebie jako kulturalnego, dobrze wychowanego i ułożonego człowieka, szanującego kobiety, pomagającego innym, uczciwego, o dobrym sercu. Mógłbym wymieniać swoje ówczesne zalety godzinami. Dlaczego teraz już taki nie jestem? Dlaczego?
   Ostatnio zastanawiałem się co mogło spowodować moją nagłą zmianę. Przecież człowiek nie zmienia się tak drastycznie z dnia na dzień. Mimo wszystko, nie mogłem sobie niczego przypomnieć, tak jakby ktoś wymazał mi pamięć gumką.
   Rano obudziłem się pierwszy ze wszystkich chłopaków. Zrobiłem sobie śniadanie, ale go nie zjadłem. Zostawiłem stygnącą jajecznicę i kawę na stole i wyszedłem z domu, żeby się przewietrzyć. Już od jakiegoś czasu wcale nie miałem apetytu. Jadłem z przymusu. Nawet nie wiem czy moje teraźniejsze życie można nazwać życiem. Dlaczego nie mogę być taki jak wcześniej?
   Na dworze było zimno. Wypuściłem z ust kłębek pary i ruszyłem przed siebie trzymając ręce w kieszeniach. Park o tej porze roku wyglądał zjawiskowo. Przyglądałem się każdemu pojedynczemu drzewu i szukałem jakichś oznak życia przyrody. Wyglądało na to, że każde stworzenie spało. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
   Przede mną szła dziewczyna. Taka tam zwyczajna, nie wyróżniająca się niczym, ciesząca się życiem. Tak jak ja, rozglądała się na wszystkie strony. W pewnym momencie nagle stanęła, a ja na nią wpadłem. Nie zrobiłem tego specjalnie, przysięgam! To był czysty przypadek!

- Przepraszam, nic ci się nie stało? - zmartwiłem się i przytuliłem ją na pocieszenie.
- Nie, spokojnie, żyję - uśmiechnęła się. - Skądś cię znam.
- One Direction..
- Tak, faktycznie!
- Jak się nazywasz? - spytałem.
- [T.I.] - odpowiedziała i się zarumieniła.
- A więc [T.I.], dasz się zaprosić na kawę?
- Y... em.. co to ja? - zmieszała się. - A tak, chętnie. Kiedy?
-  Teraz - mrugnąłem do niej i chwyciłem ją za rękę.

   Dziewczyna popatrzyła na nasze splecione palce i delikatnie wyswobodziła swoją dłoń z uścisku. Zrobiło mi się głupio.

- Przepraszam [T.I.], nie chciałem.
- Spokojnie... Chodźmy już, co?

   No to poszliśmy. Usiedliśmy przy najbardziej odosobnionym stoliku w Mash Cafe i pogrążyliśmy się w rozmowie. [T.I.] wolała słuchać niż opowiadać, siedziała cicho i przysłuchiwała się każdemu mojemu zdaniu z wielkim zaangażowaniem. Często się śmiała, ukazując przy tym rząd równych białych zębów. Miała śmieszny nawyk poprawiania włosów. Często trzepała głową, żeby ujarzmić swoje długie loki.  Była śliczna. Nadal jest śliczna.
   Świetnie się ze sobą dogadywaliśmy. [T.I.] zaskakiwała mnie z każdym kolejnym dniem. Bo spotykałem się z nią codziennie. Codziennie w tym samym miejscu i o tej samej porze. I zawsze szliśmy do Mash Cafe i siadaliśmy w dokładnie tym samym miejscu. Nie nudziło nam się to. W takim rytualnym powtarzaniu czynności było coś wyjątkowego, przyprawiającego o dreszcze, sprawiającego że każde spotkanie było niezapomniane, choć tak bardzo podobne do poprzedniego. Dzięki [T.I.] poznałem inny, lepszy świat. Zmieniła mnie, ale w ten pozytywny sposób. Zacząłem odnajdywać siebie.
   Pewnego dnia, dokładnie w trzecią rocznicę naszego spotkania uklęknąłem przed nie spodziewającą się niczego [T.I.] i spytałem się, czy zostanie moją żoną. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Już po chwili czułem na swoich ustach jej ciepły pocałunek, rozpalający całe ciało.
   Pierwszego października wzięliśmy ślub. Całą ceremonię doskonale pamiętam: chłopacy śpiewający weselne piosenki, siedemset osób ledwo mieszczących się w kościele, piękny bukiet białych lilii trzymany przez [T.I.], jej roześmiane oczy i zaczerwienione policzki, jej wspaniały uśmiech, słowa przysięgi małżeńskiej, dzwony kościelne, ryż rozsypany na dworze, spadające liście i to ogromne szczęście, które wtedy czułem. Wiedziałem, że to [T.I.] jest tą jedyną.
   Codziennie jej to powtarzam, przy każdej możliwej okazji. Nigdy nie przypuszczałem, że przypadkowo spotkana dziewczyna stanie się moją żoną, którą będę kochał jak żadną inną. A może to wcale nie był przypadek?

A.♥
  

piątek, 15 lutego 2013

Harry. ♥ (trzecia część postu niżej)

Jest trzecia część! Od razu bez bicia przyznam się, że mi nie wyszła i możecie jej nie zrozumieć. Jest pokręcona, tak jak cały dzisiejszy dzień. Czytajcie kochani. Zastanawiam się nad kolejnym imaginem. Niall czy Liam? Piszcie!
KLIK.♥

"Są ludzie fałszywi, ludzie szczerzy, i tacy, po których nie widać że w ogóle są."



   Okazało się, że Harry przyjechał samochodem. Powiedział, że chętnie podwiezie mnie do szkoły. Od razu rzuciło mi się na myśl: jak zareagują ludzie, kiedy zobaczą, że idol nastolatek Harry Styles odwozi mnie do szkoły? W myślach podskoczyłam z radości.
   Wsiedliśmy do zadbanego i świetnie wypasionego auta. Hazza włączył przyjemną muzyczkę, ze stoickim spokojem odpalił silnik i wyjechał na ulicę. Powiedziałam mu, gdzie ma mnie zawieźć i właśnie tam pojechał. A już myślałam, że wywiezie mnie do lasu i zgwałci. W końcu wczoraj mówił, że to zrobi.
   Zajechaliśmy pod szkołę na kwadrans przed rozpoczęciem lekcji. Samochód zaparkowaliśmy na parkingu dla nauczycieli, chociaż w sumie nie wiem po co, w końcu Harry mógł tylko mnie podwieźć i pojechać sobie do domu. Ale nie, musiał odprowadzić mnie pod samą klasę, robiąc tym samym wielką aferę pośród dziewczyn. Obskoczyły go z każdej strony i prosiły o autografy. A on posłusznie podpisywał zeszyty, piórniki i inne takie. Potem został zasypany lawiną pytań odnośnie tego co robi w naszej szkole i to na dodatek ze mną. Odpowiedział na każde. Jejku, jak ja go podziwiam, przecież on prawie nie ma prywatnego życia, a i tak daje radę. Jak on to robi?
   Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, Hazza złapał mnie za rękę i dał mi krótkiego całusa prosto w usta. Dziewczyny oczywiście już zdążyły zrobić zdjęcia, ale co tam. Dzisiejszego dnia nic nie mogło mi popsuć.

- O której kończysz? - spytał muskając nosem mój policzek.
- Piętnasta – uśmiechnęłam się.
- Będę stał tam gdzie teraz, o ile nikt mi tego miejsca nie zajmie – odparł i roześmiał się ukazując swoje słodkie dołeczki.

   Na pożegnanie mocno mnie przytulił, a potem zniknął w tłumie.
   Dziewczyny na lekcjach rzucały mi dziwne, trudne do określenia spojrzenia. Nagle wszystkie z nich stały się moimi przyjaciółkami, wspominały nasze rzekomo udane wspólne wypady w góry i nad jeziora i na każdym kroku zapewniały jak to mnie lubią. Nie ma to jak zdobywanie fałszywych przyjaciół.
   Lekcje minęły mi zaskakująco szybko. Po zajęciach wyszłam przed szkołę rozmawiając z moją przyjaciółką. W tej bardzo ambitnej wymianie zdań (głównie o biologii) przeszkodził nam Harry.

- Przepraszam słodko koleżankę [T.I.], ale muszę porwać swoją dziewczynę – ukłonił się szarmancko i objął mnie w pasie.
- Jasne – uśmiechnęła się [I.T.P.]. - Pogadamy później – przytuliła mnie na pożegnanie i poszła na autobus.
- To co teraz robimy? - spytałam Stylesa składając na jego ustach słodki pocałunek.
- Teraz jedziemy do mnie – zarządził i złapał mnie za rękę.
- Do ciebie?
- Tak, żeby pokazać chłopakom, że wygrałem za.. Że mam dziewczynę – uśmiechnął się jakoś sztucznie. Od razu coś wywęszyłam.
- Hazza, co jest? - spytałam patrząc mu ze złością w oczy. - Jesteś ze mną, bo się ZAŁOŻYŁEŚ?! - wybuchnęłam. - NIE WIERZĘ!
- Nie, [T.I.], to nie tak jak myślisz! Ja tylko..
- Przestań Styles, jesteś żałosny – odwróciłam się na pięcie i odeszłam.

   Żałosny.
   Żałosny...

   To słowo powtarzało się w mojej głowie tysiąc razy na sekundę. Znowu ktoś mnie zostawił. Znowu ktoś bawił się moimi uczuciami. Znowu ktoś miał mnie tylko za zabawkę. Co ja im wszystkim zrobiłam?!
   Szłam przez ulicę i płakałam. Łzy kapały po mojej twarzy strumieniami. Przez nie nic nie widziałam. Świat stracił wszystkie barwy i zaczął się rozmywać. A ja nadal płakałam. Potem potknęłam się o jakiś kamień i upadłam. Ale nie spadłam na chodnik, tylko wpadłam w jakąś ciemną dziurę. A ta dziura nie miała końca. Spadałam i spadałam, a potem się obudziłam.
   Leżałam w ramionach Harry'ego, wtulona w jego ciepłe, nagie ciało. Przywarłam do niego jeszcze bliżej, żeby znaleźć ukojenie.

- Co się stało [T.I.]?  - spytał, delikatnie muskając ustami moje ucho.
- Nic kochanie, kolejny zły sen – odparłam.
- A o czym? No powiedz bąbelku - zachęcał mnie.
- To naprawdę mało istotne, ważne że jesteś - zaśmiałam się i  wtulona w niego zasnęłam.

A.♥

środa, 13 lutego 2013

Harry. ♥ (dalszy ciąg postu poniżej)

Cześć, jestem Agnieszka, 
mieszkam sobie gdzieś tam, 
na Maćka się focham, 
a Was wszystkich KOCHAM. <3
Post zaczęty wierszykiem, a teraz można czytać dalej. Jejka, mam tą samą sytuację co z poprzednim Harrym, znaczy tamtym o dziecku. Napisałam sobie pierwszą część, a potem okazało się że chcecie następną. No ale tym razem na szczęście miałam jako taką koncepcję, więc coś naskrobałam. Może i nie jest idealne, wszystko leci za szybko, ale mam nadzieję, że nie spadłam na dno. ;) Maybe ciąg dalszy?  Miłego czytania paróweczki, jutro święto murarzy, czyli WalęTynki. Ktoś obchodzi z drugą połówką (nie twitterem)? :D Dla Żelka.
KLIK. ♥ 

''Cause girl you're amazing
Just the way you are.."


   Obudziłam się na poduszce Harry'ego, wtulona twarzą w jego zabójcze loki. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam oprócz otwarcia oczu było kichnięcie. To skutecznie obudziło mojego nowego kolegę. A może przyjaciela? Zaczęłam się zastanawiać, czy mogę już go nazwać swoim przyjacielem. Chyba tak, skoro spaliśmy razem, prawda?
   Przypomniało mi się, że muszę iść do szkoły. Z przerażeniem spojrzałam na zegarek. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zauważyłam że pokazuje dopiero szóstą piętnaście. Miałam jeszcze mnóstwo czasu na przyszykowanie się do szkoły.

- Jak ci się spało? - spytał Harry swoim cudownie zachrypniętym głosem.
- A bardzo dobrze – uśmiechnęłam się od ucha do ucha, ukazując rządek równych białych zębów. Tym akurat mogłam się pochwalić.
- Musimy to powtórzyć – zaśmiał się i odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
- Musimy, musimy – odparłam i wstałam z łóżka.
- Gdzie pędzisz? - zdziwił się i  zaczął mi się bacznie przyglądać ze swojej twierdzy na łóżku.
- Do szkoły – westchnęłam i wyjęłam z szafy czarny sweter i białe rurki.

  Pokazałam strój Hazzie. Obejrzał go, zastanowił się chwilę i zaprzeczył.

- Nie pasuje.
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Bo nie. Ładniej będziesz wyglądała w tej szarej sukience i rajtuzach – puścił mi oczko.

   Spojrzałam na szarą bawełnianą sukienkę z dekoltem obszytym koronką i rękawami do łokci. Lubiłam ją, nawet bardzo, ale odkąd zaczęłam chodzić z Tomem ani razu jej nie włożyłam, bo on nie lubił dziewczęcych dziewczyn. No ale w końcu już z nim nie jestem, a to przecież oznacza, że mogę wreszcie do niej wrócić.

- Skoro tak twierdzisz, to w to się ubiorę – uśmiechnęłam się do Hazzy i zniknęłam w drzwiach łazienki.

   Po jakimś czasie wróciłam. Harry spojrzał na mnie z niedowierzaniem i aż wstał z łóżka. Podszedł do mnie i stanął za mną przed lustrem. Chwycił mnie za ramiona i wyprostował. Rozplótł warkocza. Palcami rozciągnął kąciki ust i ustawił uśmiech.

- Jesteś piękna – wyszeptał mi do ucha. - Popatrz tylko jak wyglądasz. Popatrz na te włosy, na te oczy, na ten uśmiech.
- Harry – skarciłam go i oblałam się rumieńcem.
- No co? - zdziwił się. - Jakim cudem jakikolwiek chłopak z tobą zerwał?
- No bo mu się nie podobałam. Przecież jestem brzyd...
- Nie mów tego – zakrył mi usta ręką. - Jesteś śliczna, tylko się sobie uważnie przyjrzyj. Widzisz jaką wadę?
- Całe mnóstwo – załamałam ręce.
- Naprawdę? Ja nie widzę żadnej – przybliżył swoje usta do moich. - Może poza tym, że twoje piękne usta się nie uśmiechają.

   Zaśmiałam się nerwowo i spuściłam wzrok. W tym czasie usta Harry'ego odszukały moje i złączyły się w czułym pocałunku. Nie chciałam się od niego oderwać. Czochrałam palcami jego włosy, delikatnie przygryzałam jego dolną wargę... Jejku, co mi odbiło? Czemu całuję się z chłopakiem, którego poznałam dopiero wczoraj i to przez przypadek?
   Nie chciałam o tym myśleć, chciałam po prostu być szczęśliwa. A w tej chwili byłam. I to bardzo.

- Chyba się w tobie zakochałem [T.I.] - wyszeptał mi Hazza do ucha.
- Chyba? - zaśmiałam się.
- Na pewno – poprawił się i mocno mnie przytulił. - A ty?
- Co ja?
- Czy ty mnie też?
- Ja ciebie też – uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy.

C.D.N.
A.♥

wtorek, 12 lutego 2013

Harry. ♥

Inspiracja czerpana z natury! Haha. Fatalny dzień, zakończony imaginem. Coś dla Was Miśki. Mam nadzieję, że się spodoba. Na początku może nie czuć tego Directionowatego klimatu, ale nie zrażajcie się, tylko czytajcie dalej. Za wszelkie usterki z góry przepraszam. Poza tym, akcja strasznie szybko się toczy. Może się Wam spodoba. Hope you like it. <3
KLIK. ♥


"Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie."
A może więcej niż przyjaciół?

   Dzisiaj wtorek. Najgorszy z możliwych dni, bo jest bardziej na początku niż na końcu tygodnia i zazwyczaj we wtorki nikt nie ma czasu żeby z kimkolwiek się spotkać. Miałam dzisiaj iść do kina z moim chłopakiem, ale pech sprawił, że wczoraj ze mną zerwał. Staram się udawać twardą, tak żeby przypadkiem nie pomyślał, że mi na nim zależało. Ale zależało i to cholernie. Przeryczałam z głową w poduszce cały wczorajszy wieczór i połowę nocy, bo około drugiej wymiękłam i poszłam spać. I znowu śniły mi się koszmary. Jak zawsze.
   Ze szkoły do domu miałam strasznie daleko. Niestety, do miejsca w którym mieszkałam nie jeździł żaden autobus, a taksówki w Londynie są trochę za drogie. Wsiadłam więc do metra i wysiadłam na najbliższej mojemu domowi stacji. I tak dzieliło mnie od niej jakieś dwadzieścia minut drogi.
   Doczłapałam się do domu i od razu zaległam przed telewizorem. Rodzice jeszcze nie wrócili z pracy, więc miałam wolną chatę na najbliższe trzy, cztery godziny. Normalnie bym się cieszyła i od razu zaprosiła Toma do domu żeby obejrzeć jakiś film i poobściskiwać się na kanapie.. Ale nie dzisiaj. Kurde, znowu sobie o nim przypomniałam. A przecież tak bardzo chciałam go wypędzić z mojej głowy...
   Dostałam SMS-a. Od taty. Napisał, że wrócą najprawdopodobniej dopiero jutro, bo są na bankiecie. Okej. Jeszcze bardziej mnie to dobiło. Co ja będę robić sama w tych czterech ścianach, w dodatku przez całą noc? Chyba umrę.
   Poszłam do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę. Zwykłą, czarną herbatkę, najlepiej z cytrynką. Najpierw musiałam sobie przypomnieć, gdzie ją trzymamy, bo zazwyczaj żyję samą wodą mineralną. Ale kobieta zmienną jest, tym bardziej po zerwaniu. Mi się akurat zachciało herbaty. Otworzyłam pierwszą szafkę i z przerażeniem stwierdziłam, że cała jest zawalona różnego rodzaju herbatami. Wzięłam pierwsze z brzegu pudełko: rumianek. Mięta. Jaśmin. Czerwona z płatkami róży. Biała. Zielona z cytryną. Malinowa. Jeżynowa. Porzeczkowa. Było jeszcze wiele wiele innych, ale żadnej normalnej. W końcu zdecydowałam się na jaśminową. Ponoć uspokajała.
   Zaparzyłam aromatyczny napój w moim ulubionym kubku w kotki i odczekałam kilka minut, żeby nabrał smaku. Babcia nauczyła mnie cierpliwości w parzeniu herbaty. Dzięki jej naukom wiedziałam, że za krótko parzona będzie miała tylko zapach, a za długo parzona będzie gorzka. Wszystko musiało być idealnie.
   Chwyciłam kubek w obie dłonie i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku, wzięłam na kolana laptopa, obok siebie położyłam telefon i herbatę i zaczęłam przeglądać facebooka, a potem twittera. Jakieś zdjęcia, posty zakochanych osób.. to nie dla mnie. Nie dzisiaj.
   Z wściekłością zatrzasnęłam klapę komputera i wbiłam paznokcie w pościel, żeby jakoś stłumić smutek. Wzięłam łyka herbaty, potem drugiego... Zaczęłam się powoli odprężać. Myślałam sobie o różnych bezsensownych rzeczach typu teletubisie, jednorożce i tańczące babeczki. Przykryłam się kołdrą i już prawie wpadałam w objęcia snu, kiedy nagle zadzwonił telefon.

- Co do cholery?! - wrzasnęłam do siebie i popatrzyłam na wyświetlacz. Jakiś nieznany numer. Odebrałam, bo co mi szkodzi? - Halo?
- Cześć – powiedział jakiś męski głos. - Boże, mam już jej dość.
- Kogo? - spytałam. - Z kim ja... - próbowałam się dowiedzieć, ale ten typ mi przerwał.
- No jej.
- Aha – pokiwałam ze zrozumieniem głową, a potem zorientowałam się, że tajemniczy ktoś po drugiej stronie tego nie widział. - No... a czemu?
- Bo cały czas tylko do mnie wypisuje i wydzwania i pyta się „co tam kwiatuszku?” albo „kiedy do mnie przyjedziesz?”. Jak mam jej do jasnej cholery wytłumaczyć, że nigdy? Że mnie wkurza tym swoim zachowaniem? Co ona sobie myśli, że może mnie publicznie upokorzyć a potem udawać że nic się nie stało? Z kim ja się zadaję? Znaczy.. zadawałem?! - żalił się. Nie no, ten facet zaczynał mi się podobać. - Może powiesz mi z łaski swojej co mam z nią zrobić.
- Zablokować ją, geniuszu – prychnęłam. - Napisać jej prosto z mostu, że cię nie obchodzi, że ma przestać, bo już masz jej serdecznie dość. Czekaj... mówiłeś coś o tym, że publicznie cię upokorzyła, tak? To ty publicznie napisz, że jest podłą suką – zamierzałam pobawić się w psychologa. Ale nie, nie nabijałam się z niego. Widać było że mówił serio. Chciałam mu pomóc, jak Boga kocham.
- Ej, dobre, dobre, bardzo dobre – cmoknął z zadowoleniem. - Jezu i jakie przewidywalne! Możesz mi powiedzieć, dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Jestem głupkiem!
- No... - przytaknęłam. - Najwidoczniej tak.
- Dzięki za pocieszenie.
- Do usług.
- No, a tak cały czas o mnie. A co u ciebie?
- A wiesz, siedzę sobie w domku, pod kołderką.
- Szczęściara – mruknął. - Ja w studiu, jak zwykle.
- Biedaczysko – westchnęłam. Była już przecież prawie dwudziesta.
- No a co porabiasz?
- Piję herbatkę, przeglądam twittera.
- O, pisali coś nowego?
- Wiesz, zawsze się coś znajdzie – wypuściłam głośno powietrze.
- Nie nudzi ci się, hm?
- Właśnie okropnie, ale odkąd zadzwoniłeś to już nie – zaśmiałam się. - A tak w ogóle, to z kim ja rozmawiam?
- Harry – przedstawił się.
- Jaki Harry?
- Styles...?
- Skąd masz mój numer? - zastanowiłam się. Czyżbym udostępniła go na twitterze? Nie. Na sto procent nie.
- Nie jesteś moją kuzynką? - zdziwił się. - Halo...? Jak się nazywasz w takim razie?
- [T.I.] - odparłam skołowana. - Skąd masz mój numer? - powtórzyłam.
- Literówka.. znaczy się, cyferówka. O ile jest coś takiego – zaśmiał się. - Jesteś z Londynu?
- Yhym.
- A skąd dokładnie?
- Broken Street.
- Numer?
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś gwałcicielem?! - wkurzyłam się.
- Spokojnie słonko, chcę cię odwiedzić. Muszę wiedzieć komu się zwierzam, nie? - zaśmiał się. - No dawaj, dawaj.
- Siedemnaście...? - wydukałam.
- Ehm.. będę za chwilę – cmoknął do słuchawki i się rozłączył.

   [T.I.], głupku, w co ty się wpakowałaś?! Zadzwonił do mnie zupełnie obcy facet, zwierzał mi się, pomagałam mu, a na koniec powiedziałam mu gdzie mieszkam. Jestem kompletnie głupia! Jak ja mogłam, no do cholery, jak?!
   Dwadzieścia minut później usłyszałam dzwonek do drzwi. W luźnym swetrze i legginsach zbiegłam na dół i otworzyłam Harry'emu od tej dziewczyny. Kiedy go zobaczyłam, opadła mi szczęka. Stał przede mną gwiazdor światowej sławy, wokalista One Direction o ile się nie mylę. Jak mogłam go nie poznać? Przecież nawet się przedstawił!

- Mogę wejść? - spytał po chwili, a ja uświadomiłam sobie, że trzymam go na zimnie, sama zastanawiając się jakim cudem stoi u mnie w progu.
- Pewnie – ocknęłam się. - Zapraszam.
- Dzięki – odparł i wszedł do środka. - Ładnie tu masz.
- Nie zgwałcisz mnie? - spytałam dla pewności.
- Na pewno nie dzisiaj – uśmiechnął się. Oblałam się rumieńcem.
- A kiedy?
- Kiedyś – powiedział tajemniczo. - Musisz być bardzo wyluzowana – stwierdził. - To widać po twoich radach. Tak w ogóle, to skąd jesteś?
- Stąd – uśmiechnęłam się.
- Ale powiedz coś więcej o sobie, ty mnie już znasz – zachęcił mnie, siadając na sofie w salonie.

   Harry miał w sobie coś takiego, że mogłam powiedzieć mu zupełnie o wszystkim. I tym sposobem zwierzyłam mu się z problemów w szkole, z rodzicami i o zerwaniu z Tomem. Na to ostatnie chłopak zareagował bardzo uczuciowo. Przytulił mnie do siebie i gładząc po plecach mówił, że nie zasługiwał na mnie. Że jestem cudowna. Szczerze to nie wierzyłam w jego słowa, ale mimo wszystko bardzo podniosły mnie na duchu.
  Potem gadaliśmy jeszcze o milionie innych rzeczy, wypytywałam się go o zespół, on mnie o szkołę. Po jakimś czasie wiedzieliśmy o sobie tak wiele, że aż miałam mętlik w głowie. Nadal nie wierzyłam że Harry Styles tak po prostu siedzi sobie u mnie na kanapie. I w dodatku mnie przytula, co właśnie sobie uświadomiłam.

- Mieszkasz sama? - spytał, kiedy już dochodziła pierwsza.
- Nie, rodzice są na jakimś bankiecie – zrobiłam obojętną minę.
- Nie boisz się?
- Czasem się boję – przyznałam.
- To zostaję z tobą – odparł.
- Ale Harry...
- Żadnego ale, rozumiesz? Zostaję. Nie wyrzucisz mnie za żadne skarby – zaparł się.
- Masz piżamę?
- Nie – uśmiechnął się szeroko, ukazując słodkie dołeczki.
- Nie będziesz spał nago – uprzedziłam go.
- Och, a już miałem taką nadzieję! - zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie.

  Położyłam głowę na jego ramieniu i zaczęłam się śmiać.

- Co jest? - spytał.
- Wiesz.. Ten dzień był taki dziwny. Tyle się zmieniło...
- Żałujesz tego?
- Czy żałuję? - zastanowiłam się. - Nie, w zupełności nie.

   Kiedy usłyszał te słowa, delikatnie pocałował mnie w czubek głowy. Rozpłynęłam się. Wtuliłam się w niego mocniej i siedziałam tak wąchając jego perfumy przez kilka chwil. A potem poszłam się myć.
   Umyta i uczesana w luźnego warkocza pokazałam Hazzie gdzie ma spać, jeśli koniecznie chce u mnie zostać.

-Co? - zdziwił się. - Nie mogę z tobą?
- Ech.. - westchnęłam i zaczęłam się zastanawiać. Znam go jeden wieczór. Czy to nie jest chore? - No dobra – zgodziłam się pod wpływem impulsu.
- Wiedziałem, że się zgodzisz – uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.

   Oblałam się rumieńcem po raz enty tego dnia i skryłam głowę w poduszce. Harry bawił się wypadającymi spoza warkocza kosmykami moich włosów i nucił coś pod nosem. Odwróciłam głowę w jego głowę i zostałam obdarzona słodkim całusem w nos. Uśmiechnęłam się i wlepiłam swoje oczy w jego oczy. Przez chwilę leżeliśmy tak w milczeniu, aż w końcu zasnęliśmy.
   I pierwszy raz od wielu dni nie przyśnił mi się żaden koszmar. Żaden.

- Jesteś moim łapaczem snów, Styles – wyszeptałam i mocno się do niego przytuliłam.

Rozjechana Walcem Aga. ♥

niedziela, 10 lutego 2013

Liebster Blog Awards. 4 ♥

Kochani moi/nasi, to już czwarta nominacja! Tak jak za każdym razem, ogromnie się cieszę, że znaleźliście nasz blog gdzieś w zakamarkach internetu, spojrzeliście na niego i się Wam spodobał. To naprawdę ogromne wyróżnienie: docenienie naszej pracy, wysiłku. Jesteście NIEZASTĄPIENI! <3

Tym razem nominację otrzymałyśmy od http://onedirectioni-imaginy-directionerki.blogspot.com/ . ♥



Wyróżnienie Liebster Blog otrzymywane jest od innego blogera, dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 11 osób (informuje je o tym wyróżnieniu) i zadaje im swoje 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie.

Pytań dostałyśmy osiem, dlatego odpowiemy tylko na osiem pytań. Nie będziemy wymyślać innych, nie?  ;)

Pytania do nas:
1. Jak myślisz, czemu hejterzy najbardziej czepiają się Liama?
M: Love Hazza. <3
A: Może dlatego, że jest najbardziej.. wrażliwy? Albo że za pierwszym razem nie udało mu się w X-Factorze.
2. Co skłoniło cię do założenia bloga?
M: To co poniżej. ^^
A: MARYSIA.   
3. Masz konto na tt?
M: NOOO. @sucharowa_lol
A: Yhm ;) @AStawicka
4. Dzięki czemu zaczęłaś pisać?
M: No cóż.. pisałam już wcześniej, ale pewnego dnia postanowiłam zmienić tematykę. KONIEC.
A: Bo ta powyżej mnie nakłoniła. :D
5. Wolisz girlsbandy czy boysbandy?
M: Boysbandy.
A: Boysbandy. ^^
6. Co sprawia, że dalej piszesz?
M:Ja nie piszę.. xD
A: Kochane anonimki, które doceniają moją pracę. 
7. Który z chłopaków ma twoim zdaniem najładniejsze oczy?
M: WSZYSCY.
A: Niall... i Hazza. <3    
8. Czy uważasz się za osobę kreatywną?
M: NIe..?
A: W sumie nie wiem, czasem brakuje mi pomysłów, ale na ogół sama wymyślam historie. :D

Blogi nominujemy te same co wcześniej, pytania zadajemy te same co wcześniej. :)

A&M. ♥

Louis. 3 ♥

Jest trzecia część! Przepraszam, że ostatnio jestem tak cholernie niesystematyczna. To naprawdę nie jest specjalnie. Po prostu codziennie gdzieś wyjeżdżamy, a gdy już wrócimy, jestem zbyt zmęczona, żeby cokolwiek stworzyć. + NIE JESTEM DOBRA W PISANIU +18, wybaczcie zboczuszki. ;* Kocham Was. Przede wszystkim za to, że nadal mnie motywujecie. <3
KLIK. ♥


   Jakimś cudem, Louisowi całkiem sprawnie poszło rozebranie mnie do rosołu, mimo gipsu skutecznie uniemożliwiającego jakikolwiek ruch rękami. Po chwili on też stał przede mną zupełnie nagi, z ogromnym rogalem na twarzy.

- No, to się zaczyna! - zatarł ręce i z uśmiechem zaczął obdarzać moją szyję krótkimi, namiętnymi pocałunkami.
- No, właśnie czuję - odparłam, ledwo łapiąc oddech. A to dopiero początek.
- No. To szykuj się na najgorsze - wysapał. - Znaczy... Najlepsze.

   Zamknęłam oczy i całkowicie oddałam Lou kontrolę nad moim ciałem, którym zawładnęły elektryzujące dreszcze. Usta chłopaka błądziły w okolicy mojego brzucha i powoli schodziły coraz niżej. Niebezpiecznie, ale podniecająco nisko.
   Po chwili czułam jego usta na swojej kobiecości. Zaparło mi dech w piersiach. Próbowałam jakoś uspokoić oddech, ale przy wyczynach Lou było to wręcz niemożliwe. Drażnił się ze mną, przestając wtedy, gdy już prawie dochodziłam. Cały on.
  Wreszcie przestał. Uśmiechnął się do mnie zadziornie i dał mi krótkiego całusa w usta. Potem wszedł we mnie i co chwilę przyspieszał i zwalniał, wchodził i wychodził. Robił to, co mu się żywnie podobało, a ja tylko od czasu do czasu pojękiwałam i dawałam się ponieść falom namiętności. Dzisiaj to on był górą.

- Tomlinson, jesteś bogiem - krzyknęłam, kiedy oboje doszliśmy.
- Wiem. Dlatego tak bardzo mnie kochasz - wyszeptał i ułożył się obok mnie na materacu.

   Po poobdarzaniu siebie nawzajem namiętnymi pocałunkami, poszliśmy spać.


LOUIS:

   Obudziliśmy się bardzo bardzo bardzo wypoczęci i szczęśliwi. Zresztą, co tu się dziwić. Po naszych nocnych wyczynach [T.I.] po prostu musiała być zadowolona. Inna opcja nie wchodziła w grę.
   Wstałem z łóżka i spojrzałem na moją biedną dziewczynę. Nie mogła sama nic zrobić. Ale to z jednej strony dobrze. Pomagając jej, mogłem jej pokazać, jak wiele dla mnie znaczy. Pochyliłem się nad nią i słodko ją pocałowałem, a potem przyniosłem rzeczy do ubrania. Próbowała mi pomóc, ale z każdym najmniejszym ruchem ręki pojękiwała z bólu. W końcu powiedziałem jej, żeby dała sobie spokój.

- Nie te spodnie - powiedziała, kiedy próbowałem na nią wciągnąć obcisłe rurki w różnokolorowe maziaje.
- Dlaczego nie? Wyglądasz w nich mega seksownie - zaśmiałem się i uszczypnąłem ją w pośladek.
- Nie, weź te ciemne jeansy - poleciła. Zrobiłem słodką minkę, próbując ją przekonać. - Przestań Lou, idź po tamte spodnie i weź przy okazji ten sweter w truskawki.
- No dobra - wreszcie się ugiąłem. - Poza tym, śmieszny masz ten gips. Wyglądasz jakbyś miała pajączka - puknąłem w białą maź zastygniętą na jej plecach. - Takiego mocnego pajączka.

   Zaśmiała się i pocałowała mnie w nos. Ubrałem ją w to co chciała i pomogłem zawiązać buty, a potem postawiłem ją na nogi. Zeszliśmy na śniadanie. Niektórzy ludzie dziwnie się na nas patrzyli. Może wiedzieli, co robiliśmy wczorajszej nocy?

- Czego ci nałożyć? - spytałem, stając przed stołem obładowanym 69 typami różnego jedzenia.
- Weź mi to co sobie - odparła i usiadła przy naszym stoliku.

   Nałożyłem na talerze różnych specjałów i zaniosłem do [T.I.]. Usiadłem na przeciwko niej i zacząłem jeść. A ona tylko siedziała i się nie odzywała. Stukała nerwowo palcami w blat stołu.

- Smacznego - wysyczała.
- Ach tak, smacznego - puściłem jej oczko. - Dlaczego nie jesz?
- No pomyślmy.. bo może nie mam jak?!
- Aa, faktycznie. Przepraszam kochanie, zapomniałem.

   Pacnąłem się w głowę i posmarowałem jej bagietkę masłem i położyłem na niej kilka plastrów szynki, na górę pomidora, ogórka i rzodkiewkę. Podałem jej kanapkę do ust. Ludzie posyłali nam śmieszne spojrzenia. Wystawiłem do nich język.

- Weź rób to tak, żeby chociaż myśleli, że jesteś romantyczny - zaśmiała się, powoli przeżuwając pieczywo.
- Staram się. Ten wazon - spojrzałem na kwiaty mające dodać nastroju - mi przeszkadza.
- To go przestaw - zasugerowała.

   Zrobiłem tak jak chciała, a potem karmiłem ją tak, by być "romantycznym". Kiedy przez przypadek ją ubrudziłem, powiedziałem na całą salę "przepraszam najmocniej kwiatuszku" i wytarłem jej policzki serwetką. Z minuty na minutę stawałem się w tym coraz lepszy. Chyba odnalazłem pasję w karmieniu mojej dziewczyny.

   Kiedy już skończyliśmy, poszliśmy na spacer po okolicy. Co prawda nie mogliśmy już jeździć na nartach, ale spacerując sobie po górach też było przyjemnie. Chyba nawet lepiej niż na stoku. Żadnych kolejek, ryzyka kolejnego złamania obojczyka.
   Coś czuję, że te pozornie nieudane ferie, będą jednymi z najlepszych zarówno w moim życiu, jak i w życiu [T.I.].

***

- Kocham cię - wyszeptała mi do ucha, kiedy w przeddzień wyjazdu namiętnie całowaliśmy się pod latarnią.
- Ja ciebie bardziej - odszepnąłem. - I nawet nie próbuj zaprzeczać.

A.♥




środa, 6 lutego 2013

Louis.2 ♥

Jest druga część! Dziękuję bardzo bardzo bardzo za podpowiedź co mam napisać dalej. Niby przewidywalne, ale ciekawe. Aha, i co powiecie na dłuższe, kilku/kilkunastorozdziałowe opowiadanie z 1D? Czytalibyście?
KLIK. ♥

"Uśmiech nie zawsze oznacza,że ktoś jest szczęśliwy.
Czasami po prostu oznacza,że ktoś jest silny..."

   Na początku mnie wyprzedziła. Potem to ja wyprzedziłem ją. Potem ona znowu mnie. I tak bez przerwy. Że tak powiem, wyrównany pojedynek. Pomińmy fakt, że [T.I.] nie potrafiła jeździć na nartach.
   Przez cały czas gdy wjeżdżaliśmy na górę zastanawiałem się nad dobrą nauczką za to drobne kłamstewko, ale nadal nie potrafiłem wymyślić niczego odpowiedniego. Tak jakby moje szatańskie pomysły zniknęły wraz z postawieniem nogi na stoku. Dziwne, prawda?
   Jechaliśmy i jechaliśmy w dół, omijając staruszków, przestraszone dzieci i zmartwionych rodziców. W pewnym momencie straciłem [T.I.] z oczu. Tak jakby rozpłynęła się pod ziemię. Zacząłem rozglądać się na wszystkie strony, aż wreszcie ją zobaczyłem.
   Leżała rozpłaszczona na stoku, trzymając jedną nartę w ręce, drugą w zębach. Była nienaturalnie wygięta i płakała. Podjechałem do niej i szybko wziąłem od niej narty i pomogłem jej wstać.

- Nic ci nie jest? - spytałem.

   Było to raczej pytanie retoryczne, bo [T.I.] wyglądała jakby ją ktoś przejechał walcem, a potem napuścił na jej rozpłaszczone ciało stado dzikich słoni. Cud, że miała wszystkie zęby na swoim miejscu.

- Nie wiem, jak na razie nic mnie nie boli - wzruszyła ramionami i syknęła z bólu. - Stop, cofnij to. Boli mnie bark.
- Bark? - zdziwiłem się. - Uu, kiepściutko kochana, kiepściutko.
- No co ty? - spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Dasz radę jechać?
- A ty dasz radę zejść na dół na rzęsach?
- Okej, zrozumiałem. Daj narty.

   Wziąłem narty [T.I.] na jedno ramię, swoje na drugie i ruszyłem powoli w dół stoku. Mój rozjechany placek szedł kilka kroków przede mną, cały czas próbując rozmasować obolały bark.
   Kiedy doszliśmy na dół, znaleźliśmy przystanek pierwszej pomocy. Wpakowaliśmy się do gabinetu lekarskiego i poddaliśmy [T.I.] obserwacji. W milczeniu czekaliśmy na wyrok. Było tak jak się spodziewałem:

- Ma złamany obojczyk - oznajmił doktor bardzo znudzonym tonem.
- Co?!
- Będziesz miała gips! - powiedziałem ruszając brwiami. - Będę ci na nim rysował nieprzyzwoite rzeczy.

   W nagrodę za moje... no cóż, bardzo dojrzałe zachowanie, dziewczyna obdarzyła mnie jednym ze swoich mrożących krew w żyłach spojrzeń. Aż przeszły mnie ciarki.

- To kiedy zakładamy gips? - pytałem.
- Zamknij się - warknęła [T.I.].
- Teraz - oznajmił doktor. - Nie można czekać. Rozbierz bluzkę.
- Wyjdź Tomlinson, wyjdź - powiedziała.

   Przyznam, że bardzo niechętnie opuściłem gabinet lekarski i usiadłem na krześle w poczekalni. Jakieś pół godziny później drzwi się otworzyły i wyszła przez nie [T.I.]. Strasznie naburmuszona.

- Noo, kochana, nie jest źle! - uśmiechnąłem się i wystawiłem ręce by ją przytulić.
- Drwisz sobie ze mnie Tomlinson?
- Nie, coś ty, nawet nie widać tego gipsu - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Jedyne co, to rękawy od kurtki dziwnie ci zwisają - dodałem i zacząłem je podrzucać.
- Uspokój się wreszcie, nie jestem w nastroju na żarty - odparła.

   Zobaczyłem w jej oczach błyszczące łzy. Chyba rzeczywiście nie czuła się najlepiej. Przytuliłem ją do siebie mocno, ale delikatnie, uważając by nic jej nie zrobić. Wydała mi się taka krucha i dziewczęca, jak nigdy dotąd. Kreśliłem dłońmi koła na jej plecach, a swoją głowę oparłem o jej czoło. Płakała. Moczyła łzami moją kurtkę, ale to nie miało dla mnie znaczenia.
   Biedna, kochana [T.I.], która chciała tylko udowodnić, że potrafi jeźdzć...

OCZAMI [T.I.]:

   Czułam się fatalnie. Chciałam wyklinać na cały świat, na te głupie narty, na drzewa na stoku, no po prostu na wszystko! Wiem, że Louis nie chciał być niemiły, tylko poprawić mi humor, ale teraz nie byłam w nastroju na jakiekolwiek żarty. Chciałam tylko znaleźć się sama w jakimś odosobnionym miejscu i wyrzucić z siebie cały żal.
   Delikatnie odsunęłam się od Louisa i wyswobodziłam z jego uścisku.

- Jedźmy już do hotelu, co? - zaproponowałam.
- Na pewno nie chcesz jeszcze pojeździć? - zaśmiał się.
- Nie wkurzaj mnie. I tak już sobie nagrabiłeś - uszczypnęłam go zdrową ręką.
- No dobra, dobra, nie denerwuj się mała, już jedziemy - uniósł ręce do góry w geście obronnym.

   Powoli wpakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do hotelu, umiejscowionego za następną górą. Recepcjoniści jak zwykle miło nas powitali i spytali co się stało. Ku mojemu zadowoleniu, Louis sprostował sytuację, nie każąc mi rozwodzić się nad tym jak to możliwe, że już pierwszego dnia pobytu w górach złamałam obojczyk. W tym momencie miałam ochotę wycałować go całego z góry na dół. Wiem, trochę niejednoznacznie to brzmi.
   Wjechaliśmy windą na dwudzieste trzecie piętro i otworzyliśmy drzwi do pokoju taką bajerancką magnetyczną kartą. Luksus po prostu. Nie zważając na protesty Louisa brzmiące: "TYLKO NIE W BUTACH!", rzuciłam się na łóżko.




- Nie ruszam się stąd za żadne skarby - oznajmiłam.
- O nie, moja droga, musisz wstać, bo roztopisz się w tych spodniach.
- Dramatyzujesz - zbyłam go, chociaż faktycznie zaczynało robić mi się gorąco. - Wiesz, że będziesz musiał mnie karmić? Jak małego dzidziusia - zaśmiałam się.
- Och, zawsze marzyłem o roli matki - udał zachwyt i położył się obok mnie.

   Zdążył się już przebrać i miał na sobie tylko białe polo i granatowe rurki. Oparłam mu głowę na ramieniu i starałam się znaleźć możliwie najwygodniejszą pozycję. To znaczy taką, w której moje obojczyki nie będą cholernie piekły. Nagle doszło do mnie coś, co nie powinno było do mnie dochodzić właśnie w tej chwili.

- Wiesz, skoro nie mogę sama jeść, to znaczy, że nie mogę się sama ubierać. Ani myć - wypaliłam.

    Oczy Lou nagle rozbłysły milionem iskierek.

- I uważasz, że to będzie jakiś problem? - spytał chrapliwym głosem i zaczął delikatnie rozpinać guziki moich spodni narciarskich.
- Ej Lou... - zamruczałam. - Przestań.
- Nie mogę, to jest silniejsze ode mnie - zaśmiał się i zaczął powoli zsuwać spodnie z moich bioder, pakując ręce nie tam gdzie trzeba.
- Gdybym mogła, pacnęłabym cię w twarz - odparłam.
- Przecież wiem, że tego chcesz mała - szepnął mi do ucha i przejął inicjatywę.

C.D.N.
A.♥ 

wtorek, 5 lutego 2013

Louis.1 ♥

Prosiliście o Louisa? To macie! Kocham Was kaczuszki, jesteście niezastąpieni. <3 Może jakieś pomysły na drugą część? Wiem jakie będzie zakończenie... Czekajcie cierpliwie. ;)
KLIK.♥

"In a crust we trust."

- Louis Tommo Tomlinson, we własnej osobie - ukłoniłem się przed [T.I.].
- Co?! - oburzyła się. - Ty?! TY? Ty masz zamiar uczyć mnie jeździć na nartach? NIE! - krzyknęła i skrzyżowała ręce na piersi. - Każdy, tylko nie ty!
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Dlaczego?! Bo masz dar sprawiania, że wokół dzieją się nieszczęścia.
- Ej, [T.I.], nie przesadzaj!
- A kto ostatnio poparzył mnie żelazkiem?
- Ale to był tylko przypadek!
- Teraz pewnie też złamię sobie nogę "przez przypadek". Nie! - powtórzyła i odwróciła się ode mnie.
- [T.I.], chociaż teraz mi zaufaj! Nie ma żadnego instruktora, więc na miłość Boską, nie wydziwiaj, tylko pozwól mi cię nauczyć.

   [T.I.] wypuściła głośno powietrze z płuc i podała mi rękę na znak zgody. Uśmiechnąłem się do niej. Punkt dla ciebie, Tomlinson.
   Tym razem naprawdę nie chciałem robić jej kawału. Chciałem ją po prostu nauczyć jeździć. Ustawiłem jej narty bokiem do stoku, a zaraz obok nich moje. Pokazałem jej jak się wpinać. Od razu załapała. A myślałem, że będą problemy...

- Co teraz? - spytała, kiedy już stała na nartach.
- Teraz ułóż swoje nogi w pług, o tak - pokazałem jej. Powtórzyła. - Dobrze! Tak się hamuje.
- A jak się przewraca?
- Na bok - odparłem i zademonstrowałem idealny książkowy upadek.
- Super. A jak się podnosi?
- To zależy jak się przewrócisz. Najlepiej tak, żeby być bokiem do stoku.
- Okej - uśmiechnęła się i patrzyła jak wstaję. - Już rozumiem. To jak się zakręca?
- Musisz przerzucić ciężar z jednej nogi na drugą i próbować tak jakby podjechać do góry.
- Jezu, Tomlinson, jaki ty wyuczony! - dała mi kuksańca w żebro i zaśmiała się swoim uroczym śmiechem.  - No to jedziemy! - krzyknęła i runęła w dół stoku.
- Ej czekaj! [T.I.]! Najpierw trzeba spróbować! - darłem się za nią, ale chyba już mnie nie słyszała.

   Jechała w dół z zawrotną prędkością i, o dziwo, szło jej bardzo dobrze. Ani razu się nie zachwiała, ani razu nie upadła, ani razu w nikogo nie wjechała.. Zacząłem wietrzyć podstęp.
   Gnałem za nią najszybciej jak mogłem. No dobra, nie najszybciej jak mogłem, ale najszybciej jak się dało, żeby nie umrzeć. I tak jej nie dogoniłem. Dobra z niej narciareczka, nie ma co!
   Gdy zajechałem na dół, ona już tam stała i śmiała się ze mnie. Podjechałem do niej i otarłem pot z czoła. Była niesamowita.

- Co, zmęczony? - spytała i poczochrała moją grzywkę wystającą spod czapki.
- Ja? Skądże! - zaśmiałem się. - Czy ty aby na pewno wcześniej nie jeździłaś?
- Jeździłam - przytaknęła. - Ale cię nie okłamałam, bo to, że wcześniej jeździłam, wcale nie znaczy że umiem.
- Ale umiesz. A więc dostaniesz za swoje kłamczucho! - dałem jej pstryczka w nos.
- No to co, jedziemy jeszcze raz?
- Wyścigi?
- Jak najbardziej Tomlinson - cmoknęła mnie w policzek i ustawiła się w kolejce do wyciągu.

   Stałem zaraz za nią. Nie musieliśmy długo czekać, bo kolejka nie była za długa. Wyciąg za to wlókł się niemiłosiernie. Chyba nawet wolniej od ślimaka.
   Na górze ustawiliśmy się narta przy narcie i posłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia. [T.I.] cmoknęła mnie w policzek jeszcze raz i zaczęła odliczać.

- 3..2...1... START! - krzyknęła i pognała w dół.

  Ta dziewczyna nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

A.♥

sobota, 2 lutego 2013

Hazza. ♥

Wyszło z tego takie pseudo +18, bo chyba nie do końca. Nie wyszło mi. Kompletnie mi nie wyszło. Miało być inne. Przepraszam Was bardzo, że tak dawno nie pisałam. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
KLIK. ♥

 "Wiesz, Prosiaczku... miłość jest wtedy... kiedy kogoś lubimy... za bardzo."

   Było zimno. Cały świat przykryła biała, puchata i zimna kołderka. Lubiłam taką pogodę, ale do czasu. Kiedy byłam kompletnie przemarznięta i od domu dzieliło mnie co najmniej czterdzieści minut szybkiego marszu, wyklinałam na śnieg i minusową temperaturę ile wlezie. W dodatku mój kochany kieszonkowy zegarek od dziadka pokazywał 22:37.
    Co ja robię tak daleko od domu o tej porze?! Wracam z opery. Miałam iść ze znajomymi, ale oczywiście musieli się wywinąć w ostatnim momencie. Niech żałują, bo spektakl był cudowny. Poszłabym na niego jeszcze raz, gdyby nie to, ze bilety są cholernie drogie. Gadam od rzeczy, prawda?
    Żeby pokonać strach przed tym, że ktoś mnie zgwałci, zadzwoniłam do Harry'ego.

- Cześć kocie, co tam? - spytał i głośno westchnął.
- Idę właśnie do domu – odparłam.
- Sama?! Na piechotę?! Zgłupiałaś?!
- Hazzuś, uspokój się, nic mi nie będzie – zaczęłam go zapewniać. - Kiedy wracasz?
- To zależy od tego, o której po nas przyjadą. Szkoda że cię nie ma na tej gali. Znaczy się dobrze, bo byś się nudziła. Dobra skarbie, ja kończę, postaram się wrócić jak najszybciej. Kocham cię smerfetko – powiedział i cmoknął do telefonu.
- Też cię kocham – odparłam i wcisnęłam czerwoną słuchawkę.

    Minęłam właśnie drogowskaz na Oxford. To znaczy, że do domu nie jest już tak daleko. Sprężyłam się i zaszłam szybciej niż mogłabym się spodziewać. Weszłam do środka i zapaliłam światło. Ściąnęłam płaszcz i buty, a potem poszłam do sypialni się w coś przebrać.
    Kiedy już byłam mniej zmarznięta i przebrana, wskoczyłam na kanapę i wymościłam sobie gniazdko z koców. Włączyłam jakiś głupi film w telewizji i zapadłam w letarg.
    Wybudził mnie z niego chrobot kluczy w zamku. Po chwili drzwi się otworzyły i ukazały Harry'ego z zabawnie czerwonym nosem.

- Cześć Rudolf – przywitałam się z nim.
- Aaale śmieszne.. - obruszył się i ściągnął kurtkę. - Jestem zmarznięty jak... zmarznięty Harry.

    Zaśmiałam się i wróciłam do oglądania filmu. Harry, który wrócił do domu dopiero przed chwilą, już zdążył się na dobre rozgościć. Paradował po salonie w samych spodniach i jadł banana.

- Za dwie północ – oznajmiłam wyglądając go przez ramię ze swojej twierdzy na kanapie.
- Czas pomyśleć życzenie – uśmiechnął się zawadiacko.
- Okej – odparłam i zamknęłam oczy próbując wynaleźć jakieś marzenie do spełnienia. - Już.
- Kochanie, masz jeszcze jakieś życzenia? Mieszkasz z bogiem seksu! Czego chcieć więcej? - zaśmiał się i wskoczył do mojego legowiska.
- Kocham cię głuptasku – uśmiechnęłam się.
- Ja ciebie bardziej.
- Doprawdy? - zaczęłam go kusić przygryzając dolną wargę.
- Nie wiem, czy dobrze odczytałem twoje intencje – odparł przysuwając się bliżej i rozpinając guzik od spodni – i nie wiem czy ty też masz na to ochotę, ale...
- Umyj się – zbyłam go.
- Twierdzisz że śmierdzę?
- Nie, skądże – zaśmiałam się i poczochrałam jego loczki.
- Wiesz, nie mogę się doczekać, kiedy już będziesz moją panią Styles.
- Nie podlizuj się – skarciłam go.
- [T.I.], jak możesz tak sądzić? No wiesz co? To mnie zraniło – spuścił głowę i wygiął wargi w podkówkę.
- Wiesz, że cię kocham, nie? - pocałowałam go.
- Wiem. I dlatego chcę żebyś była moja – odwzajemnił pocałunek.

   Przysunął się jeszcze bliżej, powoli zsuwając spodnie z pasa. Chwyciłam jego twarz w dłonie i zaczęłam fo całować. Czułam, że jego palce wędrują tam gdzie nie powinny, ale pomyślałam sobie, że tym dam się ponieść chwili. Nie protestowałam, nie odsuwałam go od siebie, chociaż bałam się co będzie dalej. Chciałam mu bezgranicznie zaufać, pozwolić mu robić ze sobą wszystko co będzie chciał. Musiałam się tylko trochę rozluźnić.
    Poczułam nagły ucisk w żołądku, a potem palce Harry'ego wewnątrz mnie. Krzyknęłam.

- Przestań – poprosiłam. - To boli.
- Boisz się? - spytał. Był wyraźnie zmartwiony.
- Strasznie się boję – przyznałam.
- Spokojnie kochanie, będę delikatny – uśmiechnął się i ugryzł płatek mojego ucha. - Zaufaj mi.
- Yhym.. - wymusiłam uśmiech. - Ufam ci.
- Teraz na trzy krzycz moje imię – powiedział.
- Co? - zdziwiłam się i spojrzałam na jego idealnie wyrzeźbiony tors.
- To co mówiłem. Raz, dwa, trzy...! - odliczył i zaraz potem znalazł się we mnie.

    Krzyczałam. A bardziej to darłam się, wykrzykując jego imię jak najgłośniej. Nie potrafię dokładnie opisać uczucia, które wtedy mną zawładnęło. Najpierw bolał.. Potem było cudownie. Tak cudownie, że aż nie chciałam przestać. Nigdy w życiu.

    Rano obudziłam się w opiekuńczych ramionach Harry'ego. Nie spał, tylko przyglądał się mi i co chwilę obdarzał delikatnymi pocałunkami moje czoło.

- Cześć kotku, byłaś cudowna – powiedział i przywitał moje usta pocałunkiem.
- No nie wiem kto tu był cudowny – zrewanżowałam się i oddałam pocałunek.
- Co zjesz na śniadanie? - spytał.
- Nie wiem – odpowiedziałam. - Zrób co chcesz, ufam ci.

    Pocałował mnie.

A.♥