sobota, 28 września 2013

Harry. ♥ 2

Hej Moi Drodzy. ♥
Na sam początek muszę Wam powiedzieć że przechodzę chyba jakiś kryzys z tym Zaynem i za Chiny nie mogę niczego wymyślić, tym bardziej niczego +18, bo to mi się w ogóle nie klei do jakiejkolwiek fabuły. Prosiliście o 2 część Hazzy 6 lat później, ale tak jakoś wyszło że jest inaczej.
HAHAHAHAHAHA, PORAŻKA, POZDRAWIAM Z PODŁOGI. PRZEPRASZAM.
+ jeśli ktoś ma sprecyzowany pomysł na dalszą część Zayna to niech pisze TU lub TU w DM albo po prostu w zwykłym tweecie, będę baaardzo, bardzo wdzięczna! xxx
KLIK.♥


   Dobra, zacznijmy od tego że nienawidzę siebie. Nienawidzę tego kim jestem i co sobą reprezentuję. Nienawidzę tego w jaki sposób chodzę, uśmiecham się, mówię, śmieję się, a nawet oddycham. Gdy patrzę w lustro, widzę kogoś, kim od zawsze bałem się zostać. Jak byłem mały, moja mama ostrzegała mnie przed takimi ludźmi jak ja. To pewnie za to mnie znienawidziła.
   Potrzeba mi dziesięciu minut, żeby zapomnieć o teraźniejszości i przenieść się do innego świata. Powoli skręcam w palcach bibułkę z marihuaną, uważając, żeby nic nie spadło na podłogę. Otwieram dłoń i spoglądam z dumą na efekt mojej pracy. Uśmiecham się do Louisa stojącego obok mnie. Podaje mi zapalniczkę, a ja biorę ją od niego i sprawnie podpalam skręta.
   Biorę go do ust i mocno się zaciągam. Rozkoszuję się ciepłem rozpływającym się po moim ciele z każdym kolejnym buchem. Mięśnie zaczynają się rozluźniać, mózg odpoczywa. Widzę zebry. Teraz żyrafy. Powietrze pachnie arbuzem. Otwieram oczy i powoli wypuszczam dym z płuc. Podaję Louisowi skręta, po czym siadam na podłodze obok nieprzytomnego Zayna. Dźgam go palcem w żebro, ale nie reaguje. Louis bierze kilka szybkich buchów, po czym oddaje skręta Niallowi. Blondyn uśmiecha się i porządnie zaciąga.

- Odpływam – chichocze, po czym zaczyna kaszleć.
- Cicho – karci go Louis, parskając śmiechem.
- Widzicie te misie koala? - pyta Niall, po czym zaczyna skakać po pokoju.
- To chyba był jego pierwszy raz – uśmiecham się do Louisa.
- Harry? - słyszę zaniepokojony dziewczęcy głos dobiegający zza drzwi. - Hazza? - dziewczyna woła rozpaczliwie.

   To jest... jak ona miała?

- Cholera, [T.I.]! - szepczę i przenoszę wzrok na Nialla. - Gaś to idioto. Ona nie może zobaczyć że palimy to gówno – karcę blondyna i szybko wstaję z ziemi by otworzyć okno.
- Dlaczego? - pyta zdziwiony.
- Ona. Ma. Czternaście. Lat. - warczę, podchodzę do blondyna i wyrywam mu skręta z ręki.
- Więc dlaczego się z nią zadajesz? - pyta, ale nie czeka na odpowiedź. - I skąd ona wie że tu mieszkasz? Przyprowadziłeś ją tu? Chyba ustaliliśmy coś odnośnie przyprowadzania KOGOKOLWIEK do tego domu.
- Harry? - szlocha [T.I.], po czym drzwi do piwnicy otwierają się, ukazując... ją.

   Jest brudna i potargana. Ma zapadnięte policzki, cienie pod oczami i zabandażowane nadgarstki. Gdzieniegdzie jej bandaże były przesiąknięte krwią. Gdy na nią spojrzałem, poczułem bolesne ukłucie w sercu.

- Co tu robisz? - pytam, siląc się na możliwie jak najbardziej jadowity ton.
Nie mogę spać – szepcze cicho, po czym ociera prawą ręką łzy spływające po policzkach. - Paliłeś coś? - pyta, podchodząc do mnie bliżej i wyciągając jedną z zakrwawionych rąk w moją stronę.

   Delikatnie ściskam jej dłoń i przytulam jej rozczochraną głowę do piersi. Nie chcę odpowiadać, bo boję się że będzie na mnie zła. Wiem że to idiotyczne, skoro jestem od niej o sześć lat starszy, ale...

- Paliłeś? - ponawia pytanie, odrywając się ode mnie.
- Tak – wzdycham.
- Dlaczego?
- Nie musisz wiedzieć – zbywam ją i mocniej przytulam.
- Kim oni są? - spogląda na Nialla i Louisa całujących się w kącie pokoju i Zayna leżącego na podłodze.
- To moi... - jak to nazwać?- przyjaciele... - dokańczam ostrożnie.
- Przyjaciele – powtarza [T.I.]. Kiwam głową.

   Powinienem być wkurzony za to, że tu przyszła. Jest zwykłą smarkulą, która wpieprzyła się do mojego domu, bo stwierdziła, że „nie może spać”, ale... Ja nie potrafiłem jej tak po prostu wyrzucić. Nie mogłem jej zostawić. Nie mogłem. Kocham ją.

- Przepraszam za nich – szepczę jej do ucha i zaczynam gładzić jej włosy. - Chodźmy do łóżka – proponuję.

   [T.I.] wzdryga się i szybko odsuwa ode mnie. Boi się mnie? Przecież bym jej nie skrzywdził.
„A może już to zrobiłeś?” - mówi cichy głos w mojej głowie, który oczywiście jak zwykle ma rację.

- Spokojnie. Nie... wykorzystam cię.
- Nie chcę się pieprzyć – powiedziała cicho. Jej słownictwo czasami mnie zaskakiwało.
- Nie będziemy tego robić – mówię.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Gdzie jest sypialnia? - pyta, nieśmiało splatając ze sobą nasze palce.
- Chodź...

   Ciągnę ją za rękę do sypialni. Prawie przewracam się na schodach, ale [T.I.] pomaga mi utrzymać równowagę. Cholera. Co się ze mną dzieje?
   [T.I.] siada na łóżku i obejmuje się rękami. Kładę się obok niej z rękami skrzyżowanymi za głową. To dziwne, że zaledwie kilka godzin temu mówiłem jej, żeby o mnie zapomniała, a teraz tak po prostu leżymy razem na łóżku.

- Dlaczego tu przyszłaś? - pytam.
- Mówiłam ci...
- Powiedz prawdę.
- Powiedziałeś że mnie kochasz – szepcze.
- Słyszałaś to? - dziwię się i patrzę na nią. Kiwa głową. - Przecież kazałem ci o mnie zapomnieć.
- Nie potrafię tego zrobić tak po prostu – wyznaje. - Ja chyba też cię kocham Harry.

   Moje serce gwałtownie przyspiesza. Patrzę na [T.I.] z niedowierzaniem, próbując jeszcze raz przyswoić jej słowa. Kocha mnie. Chociaż ona też wie że to niewłaściwe.

- Twoi rodzice mnie zabiją – mówię.
- Nie zabiją – mówi stanowczo i zaczyna gładzić mój policzek. Mój wzrok wędruje na zabandażowane nadgarstki.
- Cięłaś się? - pytam, a ona szybko cofa rękę.
- Nie.
- Cięłaś się – tym razem stwierdzam.
- Przepraszam Harry, przepraszam! - krzyczy.
- Cii, nie przepraszaj – uciszam ją pocałunkiem. - Po prostu obiecaj mi, że nie zrobisz tego nigdy więcej.
- Dobrze.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.

   Przez chwilę siedzimy w milczeniu. Czuję jak moje serce powoli zwalnia. Robię się senny. Przytulam [T.I.] do siebie i chowam twarz w zagłębieniu jej szyi.

- Harry... Obiecasz mi że już nigdy nie będziesz tego palił? - pyta nieśmiało. Jej głos jest przytłumiony, a gdy na nią spoglądam, widzę jakby przez mgłę. Coś zaczyna kłuć mnie w sercu.
- Obiecuję – odpowiadam.

   Zamykam oczy i spadam. Spadam w ciemną, zimną otchłań. Nic nie widzę, nic nie słyszę. Jest mi duszno i zaczynam się krztusić. Chcę wrzasnąć, ale brakuje mi powietrza w płucach. Ostatkami sił otwieram oczy i widzę przestraszoną twarz [T.I.] przed oczami. Chcę powiedzieć jej że ją kocham, chcę ją pocałować, przytulić, ale moje ciało mnie nie słucha.

Upadam.
Wciąż upadam.
Długo lecę w dół.
I nie mam sił by się podnieść.
Oddycham coraz wolniej, z coraz większym trudem i nie jestem już w stanie niczego powiedzieć, niczego zobaczyć, niczego usłyszeć.
Ale dotrzymam swojej obietnicy.
Tak [T.I.], możesz mieć pewność że już nigdy więcej niczego nie będę palił. :)

With love,
A.♥

sobota, 21 września 2013

Harry. ♥

Hej.
Dla urozmaicenia, znowu Harry. Nie wiem kiedy dodam drugą część Zayna, bo nie mam na nią zbytnio koncepcji i wiem że zawaliłam sprawę, wiem, nie musicie mi tego mówić. I czuję się cholernie źle z tym wszystkim. Ogólnie ostatnio wcale nie jest dobrze, więc proszę Was, wybaczcie że nic ostatnio nie dodaję na tego bloga.
A więc.. Zayn w drodze. A teraz coś, co jest tak zagmatwane, że po części sama tego nie rozumiem. Odzwierciedlenie stanu mojego umysłu, hłe hłe.
Miłego. ♥
Dzięki Angela, za motywację. 
KLIK. ♥


   Zatracam się pocałunku. Wplatam palce w jego włosy i przyciągam go jeszcze bliżej. Kocham go. I wiem że mogę to dla niego zrobić, ale wiem że będzie boleć. Zawsze boli. Nie lubię tego i boję się, kiedy on chce to robić. 
   Ale robię to dla niego.
   Opieram się plecami o zimny mur, rękami błądząc po jego ciele. Nagle ktoś woła jego imię. On podnosi wzrok i obdarza lodowatym spojrzeniem osobę która nam przerwała. Szepcze do niej coś, czego nie jestem w stanie usłyszeć. Potem łapie mnie za rękę i każe czekać. Ale ja boję się zostać sama. Postanawiam iść.
   Jest głęboka, bardzo czarna noc. Idę przed siebie, chociaż nie mam już siły w nogach, jestem smutna i obolała. Do domu już niedaleko. Jeszcze tylko kilka kroków. 
   Dzisiaj stawiam sobie ultimatum, że więcej mu na to nie pozwolę.


   Harry puka do drzwi.
   Wiem, że to on, dlatego nie otwieram. Częstotliwość pukania wzrasta wraz z upływającymi sekundami. Zamykam oczy i wkładam do uszu zatyczki. Nie chcę go tutaj. Ręką próbuję wymacać butelkę wódki, którą, o ile dobrze pamiętam, ostatnio postawiłam na stole. Mam. Pociągam kilka łyków, pozwalając alkoholowi rozpalić moje gardło. Krztuszę się i zaczynam kaszleć. Cholera.
   Rozpaczliwy krzyk Harry'ego dobiega do moich uszu pomimo zatyczek. Drzwi aż drżą od rytmicznych uderzeń jego pięści. W tym domu jest tak ciemno i zimno.. Boję się.

- [T.I.], otwieraj, wiem, że tam jesteś! Ostrzegam, że zaraz wyważę drzwi! - krzyczy Styles.

   Nie wiem co mam robić. Na dworze jest około -10 stopni, Harry od 10 minut puka do tych cholernych drzwi...
   "Otworzyć, nie otworzyć, otworzyć, nie otworzyć" - w mojej głowie przewija się tysiąc myśli na minutę. Normalnie pewnie bym mu otworzyła, ale teraz tego nie zrobię. Boję się go. I nie chcę żeby znów robił to samo.

- Nie ma mnie! - odpowiadam i zanoszę się płaczem.

   Butelka wypada mi z rąk i upada na podłogę. Przezroczysty płyn rozlewa się na perfekcyjnie utrzymany dębowy parkiet rodziców. Zabiją mnie.

- [T.I.], otwórz wreszcie! - krzyczy Harry, ale w jego głosie można wyczuć znużenie.
- Nie! - bełkoczę i chwiejnym krokiem podchodzę do drzwi.

   Przykładam oko do judasza i zerkam na Harry'ego stojącego na ganku. Oświetla go mleczna poświata lamp ulicznych. Jedną ręką opiera się o drzwi, drugą cały czas rytmicznie uderza o framugę. Ma spuszczoną głowę, a z jego wargi coś czerwonego skapuje na wycieraczkę.

- Boję się - szepczę, mając nadzieję że on tego nie usłyszy.
- Otwórz - rozkazuje.

   Niepewnie uchylam drzwi. Harry wpada do środka z impetem i mocno łapie mnie za ramiona. Wiem że rano na moim ciele pojawią się sińce w miejscach w których mnie dotyka.

- Dlaczego uciekłaś? I co to ma znaczyć?! - krzyczy z wyrzutem, patrząc na rozbitą butelkę wódki na podłodze i kilka innych trunków stojących na stole. - Cholera jasna, [T.I.], masz tylko czternaście lat. Nie powinnaś pić.
- Ty pijesz - wytykam mu. Alkohol płynący w żyłach dodaje mi pewności siebie
- Ja jestem starszy - mówi od niechcenia i puszcza mnie na chwilę, tylko po to by następnie złapać mnie za nadgarstek i zaprowadzić do kuchni.

Wyjmuje z jednej z szafek szklankę i napełnia ją do połowy wodą.

- Pij - każe, podając mi szklankę w śmieszne, uśmiechnięte prosiaczki.
- Nie chce mi się pić - bełkoczę.
- Pij - powtarza.
- Nie jesteś moim ojcem - warczę.
- Wiem - mówi, a jego ton nagle łagodnieje.

   Opiera się łokciami o blat i patrzy mi w oczy. Wlepiam wzrok w jego dolną wargę i ze zdumieniem stwierdzam że nie ma już kolczyka, a w jego miejscu jest jedynie jedna wielka dziura. To stąd się wzięła ta krew na wycieraczce.
   Unoszę dłoń do góry i delikatnie dotykam palcem wskazującym jego wargi. Harry syczy i zabiera moją rękę ze swojej twarzy.

- [T.I.], nie dotykaj mnie - odpowiada chłodno.
- Dlaczego, Harry? - pytam. - Ty możesz mnie dotykać i całować. Dlaczego ja nie mogę?
- Nie zrozumiesz tego - szepcze i wkłada język w dziurkę po kolczyku.
- Wyjąłeś go? - patrzę wymownie na jego dolną wargę.
- Ten dupek mi go wyrwał - mówi, tak jakby to było oczywiste. Pewnie ma na myśli chłopaka, który nam dzisiaj przerwał.
- Biłeś się z nim?
- Tak.
- Powiedziałeś, że..
- Wiem co powiedziałem - przerywa mi.
- Dlaczego nie dotrzymujesz obietnic? - mruczę z wyrzutem.
- Dlaczego zadajesz tak dużo pytań? - warczy i obrzuca mnie wzrokiem pełnym nienawiści.
- Dlatego że martwię się o ciebie! I nic o tobie nie wiem!
- Może ja wcale nie chcę żebyś wiedziała o mnie cokolwiek? I tak już wiesz za dużo.
- Wiem tylko że nazywasz się Harry, bierzesz udział w nielegalnych walkach i, do cholery, nieziemsko całujesz - wyrzucam z siebie jednym tchem.

Harry sztywnieje i wbija wzrok w podłogę. Jego mięśnie napinają się przy każdym oddechu.

- Wiesz, że nic nas nie łączy, prawda [T.I.]?
- Jak to..?
- Wiesz, że cię wykorzystuję, prawda?
- Harry... o czym ty...
- Wiesz że nic do ciebie nie czuję i że przyszedłem tylko po to żeby znowu się z tobą przespać bo jesteś najbardziej popierdoloną i naiwną czternastolatką jaką znam? Wiesz, że gardzę tobą, bo mi uwierzyłaś? Wiesz że nienawidzę cię za to co ze mną robisz?
- Co z tobą robię? - pytam.

   Harry miał rację, gdy mówił że alkohol spowalnia myślenie. Harry zawsze ma rację. Już do tego przywykłam. Jego słowa mnie zabolały. Znowu płaczę, ale on się tym nie przejmuje. Patrzy w blat pustym wzrokiem, co chwilę wycierając krew spływającą po brodzie i szyi.

- Co robię? - pytam jeszcze raz i próbuję uchwycić jego spojrzenie.
- To co robimy jest niewłaściwe - zmienia temat. - Ja mam dwadzieścia, ty czternaście lat. Mimo tego że cię wykorzystuję, ty nie powiedziałaś o niczym rodzicom a nawet chciałaś mnie im przedstawić. Gdyby się dowiedzieli, zamknęliby mnie. Znowu.
- Nie rozumiem - szepczę.
- To co robię, to gwałt. Gwałcę cię dla własnej przyjemności, a ty jesteś we mnie tak zapatrzona, że nie chcesz nikomu o tym powiedzieć. Wierzysz że cię kocham, że robię to wszystko z miłości.
- Jesteś szczery - stwierdzam, ale zaczynam tego żałować, gdy dochodzi do mnie jak żałośnie to brzmi.
- Właśnie.. chodzi o to że nie - mówi cichutko.

   Głowa zaczyna mnie boleć. Dlaczego on jest tak cholernie skomplikowany? Dlaczego mówi takie rzeczy?

- Nie jesteś? - spytałam.
- Nie - wyszeptał. - Ja... [T.I.]...

   Znów milczy. Mam już dość jego ciągłych zmian nastrojów. Zaczynam płakać. Łzy rozmazują mój makijaż, ale nie przejmuję się tym. Chcę wiedzieć o czym myśli. Chcę wiedzieć co z nim robię. Chcę żeby w końcu mi powiedział.

- Nie! - krzyczy nagle.

Podskakuję ze zdziwienia i patrzę w jego intensywnie zielone oczy.

- Harry? - delikatnie dotykam jego ramienia.
- Nie! - krzyczy jeszcze raz.

   Uderza pięścią w blat , tak że moja szklanka z wodą podskakuje a woda rozlewa się. Takiego Harry'ego się boję. Puszczam się biegiem i uciekam z kuchni na górę, bojąc się że on pobiegnie za mną i znowu stanie się to co wcześniej. Miał rację. Kochałam go i miałam głupią nadzieję że on też mnie kocha. Zgadzałam się na to tylko dlatego, że nie chciałam go stracić.
   Drzwi do mojego pokoju otwierają się. Harry jednak nie wchodzi do środka, tylko zatrzymuje się w pół kroku.

- Nie wiem co ze mną zrobiłaś - wyznaje. - Ale... nie chcę cię już więcej krzywdzić. Żegnaj [T.I.], proszę, nie szukaj mnie, nie mów o mnie nikomu, nie zatrzymuj mnie, nie wołaj za mną na ulicy, po prostu pozwól mi odejść, dobrze? Nie chcę cię więcej krzywdzić. Zasługujesz na kogoś kto będzie cię kochał w normalny sposób, nie w taki popieprzony i niewłaściwy jak ja. Przepraszam. Źle się czuję wiedząc że zrobiłem ci krzywdę.

   Siedzę cicho na łóżku i powoli przyswajam do siebie jego słowa. Odchodzi, tak? Dlaczego nie czuję nic oprócz tępego bólu w sercu? Dlaczego nie chcę biec za nim i go zatrzymać? Dlaczego nie błagam go żeby został i nie zaprzeczam wszystkim jego słowom? Bo to prawda - mówi cichy głos w mojej głowie i ja wiem że ten głosik ma rację.
   Drzwi zamykają się, słyszę jak schody skrzypią pod ciężarem jego ciała.
   Nagle, tknięta jakimś dziwnym, niezrozumiałym dla mnie impulsem, zbiegam na dół i docieram do drzwi wejściowych w momencie, gdy zatrzaskują się za Harrym. Otwieram je z powrotem i patrzę jak odchodzi w ciemność.

- Kocham cię [T.I.] - słyszę jego cichy szept i wtedy jeszcze nie dochodzi do mnie jak wiele musiały go kosztować te słowa.

A.♥

środa, 11 września 2013

Harry.♥

Heeeej miśki, tutaj Angela ♥. Wiem, że Agnieszka dawno niczego nie dodawała, a ja wiem, że chcecie coś poczytać. Postanowiłam więc dać wam imagina, którego napisałyśmy wspólnie- po kawałku ja i po kawałku ona. Nam bardzo się spodobał, mam nadzieję, że wy też go polubicie.
Agnieszka ma teraz bardzo dużo na głowie, szkoła, szkoła muzyczna, angielski, musicie jej wybaczyć. :)
PS. Aguś, mam nadzieję, że nie jesteś zła za ten włam, kocham Cię <33333.
A tutaj macie podkład:
KLIK.♥



- Miałaś. Tego. Nie. Robić. - wycedził. Obrzucił mnie chłodnym spojrzeniem zielonych tęczówek. Znowu powracamy do okrutnie obojętnej wersji Harry'ego.
- Przepraszam - wyszeptałam.
Nie mogłam się zdobyć na żadne wyjaśnienia. Jego obecność sprawiała że brakowało mi języka w gębie. Nie lubiłam gdy był taki. Wtedy czułam się jak ostatnia idiotka, potrzebna mu tylko do tego żeby w gorsze dni miał kogo przelecieć.
 - Przestań. Tyle razy juz o tym rozmawialiśmy, obiecywaliśmy sobie, że tak nie będzie. Dlaczego mi to robisz?- zapytał tym razem z nutką smutku w głosie.
- Przepraszam, wiem, że nie powinnam dawać gościom twoich ulubionych chipsów, ale powinieneś mnie zrozumieć. Druga paczka leży przecież nieotwarta w szafce. Przecież wiesz, że nie zrobiłam tego specialnie. Kocham Cię
- Dobrze wiesz że nie o to chodzi - warknął i zacisnął palce na moim ramieniu o wiele za mocno. Skuliłam się pod jego dotykiem. - Mówiłem ci już że towarzystwo w którym się obracasz nie jest dla ciebie odpowiednie. - mruknął. O nie, znowu do akcji wkracza Harry-Mamuśka. - On mógł coś ci zrobić.
On? To znaczy kto?
 - To znaczy ten, no, jak mu tam... O, wiem, Jeremy...- wycedził ze złoscią w głosie.
- Oj przestań. Znam go od podstawówki. Co mi moze zrobić?- coraz bardziej bałam się mojego chłopaka.
- [T.I.], widziałem, jak on się na Ciebie patrzy. Nie chciałem wejśc wam w rozmowę, ale miałem ochotę go zabić. ON CIĘ ROZBIERA WZROKIEM. A ja na to nie pozwolę. Nie ma mowy, kochanie - zarządził i popatrzył na mnie najbardziej "martwiacym się" wzrokiem, jakim zdołał w tej całej sytuacji.
- Harry, nie bądź głupi, przecież mnie nie zgwałci. Wiem, że się o mnie martwisz, ale nie masz powodu- przytuliłam się do niego i bezskutecznie próbowałam go uspokoić.
Po raz pierwszy w życiu Harry odepchnął mnie od siebie. Zadrżałam i nieśmiało spojrzałam mu w oczy.
- Pamiętaj że jakby tylko spróbował się do ciebie dobierać to masz mi powiedzieć, a znajdę i zabiję tego gnoja - wysyczał i zacisnął dłonie w pięści.
Delikatnie dotknęłam palcem jego dłoni próbując jakoś go rozluźnić. Słyszałam jak jego początkowo urywany oddech zaczyna się uspokajać. Musiał być naprawdę wkurzony i mam wątpliwości co do tego że chodziło tylko o Jeremiego.
- Hazz.. - zaczęłam miękko i zaczęłam kreślić kciukiem nieokreślone wzory na wierzchu jego dłoni.
- Słucham
- Czy jest coś jeszcze, o czym powinnam wiedzieć? - zapytałam i złapałam go za rękę.
- Nie toleruję go. Nie chce go wiecej widzieć w naszym domu. Już dawno zrobiłbym z nim porządek, gdyby nie to, że przy chłopakach mi nie wypada. NA RAZIE. - Harry ponownie mnie odepchnął. Chyba wkurzył się jeszcze bardziej.
- Pytam o coś, czego nie wiem. Proszę, bądź szczery wobec mnie. Chyba to sobie obiecywaliśmy, prawda?
Trafiłam w sedno. Harry przybliżył się do mnie i delikatnie chwycił moją dłoń. Początkowo chciałam ją odepchnąć, ale to by go jeszcze bardziej rozwścieczyło a ja nie chciałam ryzykować.
 - Mam problemy. W pracy - powiedział.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
 - Jakie problemy i dlaczego ja jeszcze o nich nie wiem? - zapytałam, przenikliwie patrząc w jego oczy.
- Bo widzisz, Modest! każe mi coś zrobic, a ja nie chcę i z tego są problemy - odpowiedział najbardziej wymijająco, jak tylko mógł.
- Proszę Cię, jaśniej - zaczynałam siecoraz bardziej martwić.
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć... - nagle jego twarz posmutniała i jego oczy zaczęły się szklić.
- Powiedz najprościej jak tylko się da. - poprosiłam.
-Modest! każe mi z Tobą zerwać.
 Aha. Modest! każe Harry'emu ze mną zerwać. Dobra. Rozumiem.
Wszystko zaczyna mi do siebie pasować. To, że Harry jest taki wściekły na to z kim się zadaję, to że teraz niechętnie gdzieś ze mną wychodzi, to że jest taki oschły.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc w zadumie skinęłam głową.
 - Przepraszam. Nie powinienem Ci tego mówić. Poradzę sobie z tym - chyba pierwszy raz od 2,5 roku, czyli od kiedy jesteśmy razem, widziałam jak Styles płacze. Nie wiedziałam co mam powiedzieć - [T.I.] nie przejmuj się tym. Ja sobie z nimi poradzę. Zależy mi na tym, żebymy dalej byli razem.
- Harry - wreszcie się ocknęłam - dlaczego oni chcą, żebyś ze mną zerwał? Przecież nie mówiłam nic w prasie poza tym, co pozwolili mi mówić, nie zachowywałam się źle. Dlaczego? - ja też zaczęłam płakać.
- Dlatego, że twierdzą, że jesteśmy razem za długo i potrzeba nowej sensacji -  wyszeptał. Oni są tacy bez serca.
 - Hazz... - mocniej ścisnęłam jego dłoń. - Proszę, nie pozwól żeby mi cię zabrali. Dlaczego nie mogą wziąć dziewczyny dla Nialla? - zaczynałam histeryzować. - Przecież on od samego początku nikogo nie miał, nie uważasz że to by była większa sensacja? - nadawałam i coraz mocniej zaciskałam paznokcie na dłoni Harry'ego.
- [T.I.], zaufaj mi - szepnął. - Zrobię wszystko co w mojej mocy żebyśmy mogli być razem. Naprawdę.
Mimo tego czułam że go tracę.
 Do naszego pokoju weszli Zayn i Liam. Widząc płaczącą mnie cofnęli się, ale Harry ruchem ręki poprosił, żeby weszli.
- Czyli [T.I.] już wie...?- bardziej stwierdził, niż zapytał Liam.
- Zobczycie, wszystko będzie dobrze. Harry, ja też rozmawiałem o tym z Modest! i są nieugięci. Ale będę wam pomagał do końca. To tak jakby kazali mi zostawić Perrie. Domyślam się jak to strasznie musi boleć - powiedział Zayn, któremu udzielił sięnasz nastrój.
- Ale ja nie stracę [T.I.], choćby nie wiem co - stanowczo rzekł Harry, jeszcze mocniej mnie przytulając - kocham Cię - wyszeptał mi do ucha.
 Rozkoszowałam się jego bliskością. Wplotłam palce w jego włosy tak jak to miałam w zwyczaju. Miałam przeczucie że już niedługo nie będę mogła tego robić. To nie tak że nie ufałam Harry'emu. Wiedziałam że będzie się o mnie troszczył i że zrobi wszystko żebyśmy byli razem, ale wiedziałam też jak wpływowy bywa Modest!. I ta świadomość wcale niczego nie ułatwiała.
- Wszyscy cię kochamy [T.I.] - powiedział Zayn i dołączył się do naszego uścisku, a zaraz po nim Liam.
Oby to nie był nasz ostatni uścisk.
 Poprosiłam chłopców, by zostawili mnie na chwilę samą, ci w zamian za to kazali mi za 10 minut zejść do salonu. Położyłam się na jeszcze naszym wspólnym łóżku i zaczęłam płakać. Chyba musiało być mnie bardzo słychać, bo nrzyszła do mnie Perrie i powiedziała, że nie zostai mnie tutaj samej, wiec zeszłyśmy do salonu, gdzie czekał na nas podwieczorek. Nikt nie wspominał już o tym cholernym Modest!, ale widać bylo, że wszyscy się tym przejmują. Nie chciałam nic jeść. Wtuliłam się w jeszcze mojego Harrego tak, jakby to miały być nasze ostatnie wspólne chwile.
 Bo to chyba były nasze ostatnie wspólne chwile.
Jeszcze przez jakiś czas siedzieliśmy razem w pokoju, ale potem chwyciłam Harry'ego za rękę i poprowadziłam do naszej sypialni. Gdy tylko zamknęliśmy za sobą drzwi, zaczęłam płakać. Harry podszedł do mnie i delikatnie ujął mój podbródek. Zaczął składać delikatne pocałunki na linii mojej szczęki a następnie na szyi. Cały chłód i obojętność bijące od niego jeszcze niecałą godzinę temu się ulotniły. Teraz znowu był moim Harrym.
 Następnego dnia, cały nasz dom był pogrążony w smutku. A, chyba, żeby nas dobić Modest! zrobiło nam niespodziewaną wizytę.
- Dzień dobry, my do One Direction, a właściwie do Harrego - powiedzieli otwierającej im drzwi Eleanor.
- Dzień dobry. Zaraz go zawołam.
- Przy okazji może przyjsć tu ta cała [T.I.] - dodał najbardziej obojętnie jak tylko mógł. Widać, że mnie nie lubią.
- Harry, [T.I.], macie gości, panowie z Modest! przyszli!!!- krzyknęła nam Calder. To, co uslyszeliśmy, strasznie nami wstrząsnęło. W ekspersowym tępie przebraliśmy się z piżam ( było koło 9:00) i przywitaliśmy ich z kamiennymi minami na twarzach.
 - Witaj [T.I.] - odpowiedział mi jeden z identycznie wyglądających gości w czarnych garniturach i okularach i z nieskrywaną niechęcią podał mi dłoń.
Niepewnie ją uścisnęłam i spróbowałam spojrzeć mu w oczy, jednak ciemne okulary skutecznie to uniemożliwiały.
- Dzień dobry panie... - zająknęłam się i w duchu zaczęłam liczyć na to że mnie wyręczy.
- Miller - odpowiedział, dokładnie tak jak oczekiwałam.
- Panie Miller - zwrócił się do niego Harry. - Coś nie tak?
 - Dobrze wiesz co jest nie tak, Styles. A ty panienko masz czas do 15:00, żeby się stąd wynieść. - wycedził. Zamurowało mnie. Liczyłam się z tym, że może tak być, ale w głębi duszy miałam nadzieję na to, że uda nam się przekonać tych facetów do tego, aby pozwolili nam być razem.
- Zaraz, zaraz - wykrzyknął Harry- nie tak szybko. Nie zniszczycie mi życia. NIE ZROBICIE MI CZEGOŚ TAKIEGO WBREW MOJEJ WOLI, ROZUMIECIE?! Kocham ją i nie będziecie robić sensacji z tego, że się rozstajemy, bo jeśli to zrobicie, cały świat dowie się dlaczego, a tego chyba nie chcemy, prawda?
- Nie zrobisz tego - zezłościł się ten cały Miller.
- Zrobię - odpowiedział mu Harry i bardzo mocno mnie przytulił - z resztą nie tylko ja. Chłopcy są po naszej stronie.
 Patrzyłam na niego oniemiała. Zaraz.. On chyba nie miał zamiaru zrobić tego o czym myślałam? Gdy napotkałam jego spojrzenie zrozumiałam że nie żartuje.
- Harry, zastanów się - poprosiłam szeptem, tak żeby żaden gość z Modest! tego nie usłyszał. - Nie musisz tak bardzo ryzykować.
- Podjąłem już decyzję - odparł chłodno.
Westchnęłam. Widziałam jak nerwowo przygryza wargę i przeczesuje palcami włosy. Zdawałam sobie sprawę z tego jak wiele dla mnie poświęca. I, co lepsze, wcale nie wydawało mi się że byłam tego warta.
- Słuchamy panie Styles - powiedział zniecierpliwiony Miller i zdjął okulary.
Przeszył mnie przenikliwym spojrzeniem chłodnych niebieskich oczu, a potem przeniósł wzrok na Harry'ego, wyczekując odpowiedzi.
Harry wlepił wzrok w ziemię i wziął kilka głębokich oddechów.
- A więc... - zaczął i złapał mnie za rękę.
- A więc cały świat dowie się, jaky jesteście, że nie mamy prywatnego życia, ze wieszacie się w każdą naszą sprawę iii co najlepsze, opublikuję nagrania, na których wyraźnie widać, że nas szantarzujecie, jak to z zeszłego października, kiedy stwierdziliście, że nie możemy zagrać w charytatywnym meczu dla domów dziecka.
- A my się pod tym podpiszemy, bo to, do czego teraz doszło jest całkowitym przegięciem - odezwał się Louis i nagle wszyscy mieszkańcy naszego domu stawili się przeciwko Modest!.
 Wiecie że w ten sposób zbankrutujecie, prawda? Bo za nami pójdą tysiące innych ludzi - powiedział cierpko Harry.
Twarz Millera wykrzywiła się w czymś przypominającym uśmiech.
- Ty i ten twój cięty język, Styles - zaśmiał się, jakby właśnie opowiedział najśmieszniejszy kawał na świecie.
- Mówimy jak najbardziej serio - włączył się Niall.
I nie odpuścimy, do puki nie pozwolicie zostać [T.I.] z Harrym. - dodał zdecydowanym głosem Zayn.
- Wygraliście, ale jeszcze tego pożałujecie - odezwał się Miller, po czym on i nten jego "kolega" trzasnęli drzwiami naszego domu. Wszyscy zaczęli krzyczeć ze szczęścia, a Hazza, nie znwrzając na nic i na nikogo wziął mnie na ręce i pocałował najbardziej czule i radośnie od początku naszego bycia razem.
Wiem że to jeszcze nie koniec. Ale wierzę w nas. Wierzę że damy sobie radę. Tak.
Jestem szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa.



Angela&A. ♥
+ notka ode mnie dla Angeli:
jezusmariadziewczynojesteśokroooopnaidźsprzedawaćubraniacyganomnahalinastępnymrazemjakchceszdodaćcośnatymblogutomichociażotymnapiszaniejaprzezciebiezawałudostaję.
POZDR. Yours forever and always, Agnes.

niedziela, 1 września 2013

Zayn. ♥ 1

Hej wszystkim!
No to oficjalnie mamy już wrzesień. Cieszycie się? Ja sama nie mam pojęcia jak przetrwam kolejny rok szkolny, biorąc pod uwagę to jacy ludzie przychodzą do mojej szkoły. o.o
Dzisiaj coś typowo amerykańskiego, przepraszam za te cholerne wypociny, ale ja naprawdę odkąd tylko dodałam 4 część Niallera zupełnie nie miałam siły się ogarnąć i coś napisać.
Tu macie linka do bloga Gosi i Dagmary. Dopiero zaczynają, więc mam nadzieję że trochę im pomożecie:
http://to-dopiero-poczatek.blogspot.com/
A tutaj "soundtrack":
KLIK.♥


   Dzisiaj wstałam z łóżka w naprawdę podłym nastroju. Spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. No pięknie, znowu jestem spóźniona. Niechętnie wygrzebałam się z ciepłej pościeli i poszłam do szafy żeby wybrać coś do ubrania. Przeszukałam wszystkie półki i wieszaki, próbując skompletować strój odpowiedni do dzisiejszej "uroczystości". Rozpoczęcie roku szkolnego - koszmar, który muszę przeżywać nieprzerwanie od ukończenia piątego roku życia - wypadło właśnie na dzisiaj.
   Ostatecznie zdecydowałam się na prostą czarną sukienkę, biały ażurowy sweterek i czarne buty na niewysokim obcasie. Włosy związałam w wysokiego kucyka i delikatnie podkreśliłam rzęsy tuszem. Kiedy przejrzałam się w lustrze, stwierdziłam że wyglądam całkiem dobrze. A to zaskoczenie. Ostatnio w ogóle nie podobam się sobie, twierdzę że jestem gruba, niekształtna, z twarzą jak Gollum, a tu nagle stwierdzam że w stroju galowym wyglądam dobrze. To chyba pierwsze oznaki choroby psychicznej.
   Zeszłam na dół na śniadanie. Wrzuciłam w siebie dwa małe tosty z dżemem truskawkowym i filiżankę pysznej herbaty Twinings English Breakfast. Dobra, jestem gotowa. Czas jechać.
   Szybko pożegnałam się z mamą i bratem, a potem wskoczyłam do samochodu Dylana czekającego pod moim domem.

- Hej śliczna - przywitał się ze mną, słodkim ruchem odgarniając złote włosy z czoła.
- Hej - odparłam i pocałowałam go w policzek.

   Dylan White jest z pewnością najcudowniejszym i najbardziej troskliwym chłopakiem jakiego znam. Moim chłopakiem. Codziennie dziwię się jakim cudem ktoś taki jak on zainteresował się kimś takim jak ja. Ale nie będę narzekać. Strasznie się cieszę że go mam.

- Jak się czujesz? - spytał, kładąc dłoń na moim kolanie i zręcznie wycofując samochodem z mojego podjazdu na drogę.
- W porządku - skłamałam. Tak naprawdę czułam się fatalnie.
- Na pewno? - nie dał się zbyć. Spojrzał mi prosto w oczy, a jego spojrzenie mówiło "powiedz prawdę, bo jak nie, to porozmawiamy inaczej". Wzdrygnęłam się.
- Nie - powiedziałam w końcu i łypnęłam na niego kątem oka. - Ale nie chcę o tym rozmawiać.
- Rozumiem - pokiwał w zadumie głową i lewą ręką zmienił bieg na skrzyni biegów.

   Potem, aż do momentu w którym zatrzymaliśmy się na parkingu przed szkołą, wcale nie rozmawialiśmy. Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu, podbiegła do nas grupka znajomych Dylana, którzy od paru tygodni przed zakończeniem zeszłego roku szkolnego stali się także moimi znajomymi. Należało do nich kilku chłopaków z drużyny polo Dylana i trzy dziewczyny z redakcji gazetki szkolnej.

- Hej [T.I.], hej Dylan - powiedziała piskliwym głosem Hayley, śliczna niebieskooka azjatka. - Ponoć do naszej szkoły przychodzi jakiś nowy nauczyciel od plastyki - szepnęła z przejęciem i puściła mi oczko.

   Po jej zachowaniu byłam w stanie stwierdzić że nowy nauczyciel rysunku jest bardzo, bardzo, bardzo przystojny. W ramach odpowiedzi zaśmiałam się i mocniej ścisnęłam rękę Dylana.

- Nazywa się Zayn Malik i przyjechał z Bradford - mówiła dalej. - Jest cholernie gorący - szepnęła teatralnie i dla podkreślenia swoich słów powachlowała się trzymaną w ręce kopertówką.
- Cholernie - dopowiedział Sam, kapitan szkolnej drużyny polo i chłopak Hayley, obejmując ją swoimi ogromnymi dłońmi w pasie. - Przypilnuj żeby moja dziewczyna trzymała się z dala od tego lalusia - dodał, kładąc ogromny nacisk na słowa "moja dziewczyna".
- Tak jest, kapitanie - powiedziałam.
- Dzięki - Sam uśmiechnął się i odszedł razem z Hayley do grupy uczniów tłoczącej się na boisku szkolnym.
- Chodź [T.I.], zaczyna się - odparł Dylan i pociągnął mnie za sobą na boisko.

   Stanęliśmy w miejscu przeznaczonym dla uczniów ostatnich klas i zaczęliśmy wysłuchiwać okropnie długiego i nudnego przemówienia dyrektora, a potem rozeszliśmy się do swoich klas, żeby otrzymać swój własny, indywidualny plan lekcji. Patrząc na kartkę z rozkładem lekcji na pierwszy semestr, z zaskoczeniem stwierdziłam że codziennie na dwóch pierwszych lekcjach mam zajęcia rysunku z "cholernie gorącym profesorem Malikiem". Zapowiada się ciekawy rok.
   Po raz pierwszy tego dnia na mojej twarzy zagościł ledwie widoczny uśmiech.

***

- [T.I.], wstawaj, spóźnisz się do szkoły - usłyszałam zaspany głos mojego taty.
- Jeszcze pięć minut, proszę - szepnęłam, nawet nie otwierając oczu.
- Spóźnisz się, a na pierwszej lekcji masz plastykę.
- No i? - spytałam niechętnie.
- Na twoim planie obok plastyki jest narysowane serduszko i dopisane "ekstra gorący profesor Malik", więc wywnioskowałem że nie chcesz opuścić tej lekcji.
- Och... - westchnęłam. - Dobra. Wygrałeś. Wstaję.
- Na dole masz śniadanie - powiedział, po czym wyszedł z pokoju.

   Wstałam z łóżka, umyłam się, ubrałam i uczesałam. Znowu z przyjemnością stwierdziłam że nie wyglądam źle. Poszłam do kuchni zjeść śniadanie, tak samo jak wczoraj pożegnałam się z rodzicami, zarzuciłam na ramię torbę z książkami i wyszłam przed dom, gdzie czekało już na mnie auto Dylana.

- Cześć kotku - powiedział i obdarzył mnie niechlujnym całusem w usta.
- Cześć misiu - odparłam.

   Wygodnie usadowiłam się na siedzeniu i zapięłam pas. Ruszyliśmy. Przed szkołą znowu gadaliśmy z grupką znajomych Dylana, Hayley znowu zachwycała się Malikiem, a Sam znowu poprosił mnie żebym trzymała ją od niego z daleka.
   Czy tak będzie teraz wyglądał każdy dzień w tej szkole?
   Zadzwonił dzwonek. Razem z Hayley leniwie wdrapałyśmy się po schodach na drugie piętro, gdzie znajdowała się pracownia plastyczna i posłusznie ustawiłyśmy się pod drzwiami razem z resztą "klasy".
   Po chwili drzwi otworzył kluczem chyba jeden z nowych uczniów. Był niesamowicie przystojny w ten cholernie tajemniczy sposób. Miał ciemne, pozostawione w nieładzie błyszczące włosy, brązowe oczy okolone gęstymi rzęsami i delikatny zarost na twarzy. Przypominał trochę niegrzecznego chłopca skrywającego jakąś mroczną tajemnicę. Weszliśmy za nim do środka. Trochę zdziwiło mnie dlaczego ten chłopak usiadł za nauczycielskim biurkiem. Dopiero po chwili załapałam o co chodzi. Ten "niesamowicie przystojny i tajemniczy" chłopak to pan Malik. Zayn Malik.
   Stałam na środku klasy i gapiłam się na niego w milczeniu. On też się na mnie patrzył. Powoli taksował mnie wzrokiem z góry na dół. W jego zachowaniu było coś niewłaściwego, ale nie wiedziałam co. Zajęłam swoje stałe miejsce przy sztaludze, zaraz obok Hayley. Dziewczyna posłała mi znaczący uśmiech i wypakowała z torby pędzel i farby.
   Kiedy już wszyscy byli mniej więcej przygotowani do lekcji, pan Malik stanął na środku klasy i zaczął szukać czegoś wzrokiem. Jego spojrzenie zatrzymało się na mojej twarzy. Mimowolnie zarumieniłam się.

- Dzień dobry, nazywam się Zayn Malik i w tym roku będę was uczył plastyki - uśmiechnął się szeroko.

"Powiedz mi coś czego nie wiem" - przemknęło mi przez myśl.

- Mam nadzieję że jakoś się dogadamy - zaśmiał się. W klasie rozległy się chichoty. - Na dobry początek sztuka starożytna.

   Profesor Malik zaczął opowiadać o "niesamowitych budowlach Greków", "zachwycających zdolnościach rzeźbiarskich Egipcjan" i "cudownych malowidłach Sumerów". I chociaż mówił o tym co wiedzieliśmy już z lekcji historii w zeszłym roku, to jego historie były na swój sposób wyjątkowe. Mówił o tych wszystkich rzeczach z takim zachwytem, że wszyscy słuchali jak urzeczeni. Nawet nie zauważyłam kiedy minęła nam pierwsza godzina plastyki.
   Zadzwonił dzwonek i razem z cała klasą niechętnie wyszłam na korytarz. Jestem całkowicie pewna, że lekcje pana Malika będą moimi ulubionymi.
   Razem z Hayley z niecierpliwością czekałyśmy na dzwonek. Kiedy w końcu przerwa się skończyła, cała klasa wbiegła do pracowni i zajęła swoje miejsca. Pan Malik był wyraźnie zdziwiony takim obrotem sprawy.

- Cieszę się że mnie polubiliście - powiedział, gdy wszyscy już byli gotowi do lekcji. - Tą godzinę poświęcimy na szkicowanie. Możecie rysować dowolną rzecz związaną ze sztuką starożytną. Liczę na waszą kreatywność - uśmiechnął się i przeniósł wzrok na mnie. - [T.I.], proszę, rozdaj wszystkim węgiel.

   Skąd on do cholery zna moje imię?!

- Oczywiście, panie Malik - uśmiechnęłam się i wstałam z ławki.

   Nauczyciel trzymał w ręce pojemnik z węglem. Gdy do niego podeszłam uśmiechnął się i podał mi węgiel w taki sposób, żeby nasze palce się zetknęły. Przeszedł mnie dreszcz, sama nie wiem dlaczego. Przecież on jest moim nauczycielem!
   Przeszłam się po klasie, rozdając każdemu po kolei kawałek węgla do szkicowania. Kiedy przechodziłam obok ławek dziewczyn, te rzucały mi nienawistne spojrzenia. Ciekawe dlaczego. Z powodu Malika? Przecież to tylko nasz nauczyciel.
   Gdy skończyłam rozdawać węgiel, oddałam pudełko panu Malikowi. Tym razem nasze palce na szczęście się nie spotkały.
   Roztrzęsiona wróciłam na swoje miejsce i z przerażeniem spojrzałam na kartkę przede mną. kompletnie nie wiedziałam co narysować. Siedziałam przez chwilę nieruchomo i czekałam na przyjście weny. Kątem oka zauważyłam że pan Malik przechadza się po klasie i pomaga innym w pracy. Gdy doszedł do mnie, nadal nerwowo wpatrywałam się w kartkę.

- Gorszy dzień, [T.I.]? - spytał, owiewając gorącym oddechem mój kark.
- W rzeczy samej, proszę pana - powiedziałam.
- Zostań u mnie po lekcji, dobrze? - spytał. Odpowiedziałam kiwnięciem głowy. - Dobrze. A teraz skup się i rysuj - odparł i uśmiechnął się.

   I już wiedziałam co narysuję.
   Zaczęłam uważnie szkicować jego uśmiech, tak żeby był on jak najbardziej realistyczny. A potem w każdym zębie narysowałam coś wiążącego się z tematem. Oby udało mi się to skończyć przed dzwonkiem. Jeszcze parę kresek tu, parę tam... Jest dobrze.
   Podmuchałam na kartkę i odsunęłam ją od siebie, żeby zobaczyć to co naszkicowałam. Nie wierzyłam własnym oczom. Uśmiech był dokładnie taki sam jak u Malika, a śmieszne obrazki w zębach ładnie z nim współgrały. Spojrzałam na tatuaże pokrywające przedramię nauczyciela i zaczęłam się zastanawiać czy na zębach też da się je robić.
   Zadzwonił dzwonek. Wszyscy wstali i zaczęli pakować swoje rzeczy, a przy wyjściu oddawali panu Malikowi swoje prace. On uważnie przyglądał się każdej z nich i udzielał uczniom uwag. Żeby nie wzbudzać podejrzeń, udawałam że jeszcze pracuję nad swoim rysunkiem.
   Gdy w sali nie było już nikogo oprócz nas, podniosłam wzrok na nauczyciela. Złapałam go na przyglądaniu się mi. Niezdarnie wstałam z krzesła i podałam mu mój rysunek. On obejrzał go dokładnie i powiódł palcem po linii ust.

- Muszę przyznać, że ma pani talent, panno [T.N.] - powiedział w zadumie.

   Nie odpowiedziałam.

- Mam do ciebie prośbę.
- Słucham - odparłam i wbiłam w niego wzrok.
- Zerwij z Dylanem. To nie jest chłopak dla ciebie.

   No on chyba sobie ze mnie jaja robi!

- Przepraszam bardzo, CO?!
- Zerwij z nim - powtórzył nieco głośniej niż wcześniej. - Proszę.
- Kim pan jest żeby kazać mi robić takie rzeczy?! Moim ojcem?!
- Nie [T.I.], nic z tych rzeczy. Po prostu troszczę się o ciebie.
- Może pan się równie dobrze troszczyć o całą resztę klasy. A teraz przepraszam, muszę iść, bo spóźnię się na lekcję.
- Jesteś niegrzeczna - uśmiechnął się i przygryzł dolną wargę.

   Uniosłam brwi i spojrzałam na niego.

- Proszę, przemyśl to co ci powiedziałem. Nie chcę żeby ten dupek cię skrzywdził - wyszeptał i delikatnie dotknął kciukiem mojego policzka.

   Zadrżałam pod jego dotykiem i na chwilę przestałam oddychać. Co to ma być?! Gwałtownie się od niego odsunęłam.

- Przemyśl to - powtórzył.
- Dobrze - odparłam w końcu i wzruszyłam ramionami.
- Dziękuję - powiedział, wyraźnie z siebie zadowolony. - Leć, bo spóźnisz się na kolejną lekcję.
- Do widzenia.
- Cześć - rzucił.

   Gdy stałam już przy drzwiach, krzyknął:

- I jeszcze jedno [T.I.] - mów mi Zayn.

   Hę? To mi przypomina te relacje z amerykańskich seriali. Nowy, zabójczo przystojny nauczyciel zakochuje się w jednej z uczennic. Tylko że w filmach, ta dziewczyna jest w nim zakochana, i, co chyba najważniejsze, nie ma chłopaka.
  Proszę Boże, spraw, żebym jakoś przeżyła ten rok. Okej?

A.♥