niedziela, 29 grudnia 2013

Lou. 4

Heją!
Dzisiaj jest... niedziela, jeśli dobrze pamiętam.
Oddaję w Wasze ręce kolejną część Louisa, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Pisałam ją przez jakieś dwie godziny, więc zaskakująco szybko jak na mnie i mam nadzieję, że nie ma żadnych błędów. Jeśli są, to śmiało piszcie, nie obrażę się, a wręcz przeciwnie, będę wdzięczna. :D
Jakie macie plany na Sylwestra?
+ chciałabym bardzo podziękować tym osobom, które zadeklarowały się do oddania krwi Kindze, nawet nie wiecie jak bardzo jestem Wam wdzięczna! Być może właśnie dzięki Waszej pomocy dziewczyna przeżyje! <3

KLIK.♥


- Gdzie jesteś? - spytałam z naciskiem.
- W szpitalu - odparł jak gdyby nigdy nic.

   W szpitalu? Czyli to jednak jest coś poważnego. Teraz pozostaje tylko pytanie: jak bardzo?

- Daj mi pół godziny.
- [T.I.], ty chyba nie masz zamiaru...

   Nie dałam mu skończyć, bo już zbiegałam po schodach w dół, próbując jednocześnie włożyć na siebie kurtkę i buty. Efektem moich nieudolnych starań był upadek z kilku ostatnich schodków na twarz.

- [T.I.]? - usłyszałam zaniepokojony głos mojego taty.
- Nic mi nie jest! - krzyknęłam. - Wychodzę!
- Uważaj na siebie.
- Będę! - zapewniłam go i zaraz po tym wybiegłam z domu.

   W naszym mieście był tylko jeden szpital, a dzieliło mnie od niego tylko kilka przecznic, więc stwierdziłam, że dam radę dojść tam o własnych siłach. Jeśli się pospieszę, to rzeczywiście uda mi się dotrzeć tam w pół godziny.
   Puściłam się biegiem wzdłuż chodnika, co chwilę wpadając na przechodniów.

- Przepraszam! - krzyknęłam, gdy prawie wytrąciłam jednemu z nich kubek z kawą z ręki.
- Uważaj jak chodzisz! - warknął poirytowany.

   Miałam ochotę odciąć się i powiedzieć, że nie idę, ale biegnę, ale stwierdziłam że nie warto marnować sobie na coś takiego czasu. Zamiast tego, zaczęłam biec jeszcze szybciej, ale zaraz tego pożałowałam, bo momentalnie złapałam kolkę.

- Cholera! - mruknęłam pod nosem.

   Ból był tak okropny, że aż musiałam się na chwilę zatrzymać. Wzięłam kilka głębokich oddechów, poklepałam się po bolącym brzuchu i ruszyłam dalej. Resztę drogi do szpitala pokonałam szybkim marszem.
   Gdy tylko przekroczyłam próg budynku uderzył mnie specyficzny zapach środków do dezynfekcji pomieszanych z odorem krwi i choroby, o ile choroba może mieć jakiś zapach. Dla mnie miała i to niezbyt przyjemny.
   Zdyszana dotarłam do kontuaru w czymś na kształt recepcji. Pielęgniarka czy kto to tam był, uśmiechnęła się do mnie ciepło.

- Szukasz kogoś?
- Nie - wysapałam. - To znaczy tak. Czy leży gdzieś tutaj Louis Tomlinson?
- Tak, tak - odparła i wklepała coś w komputer. - Drugie piętro, trzecia sala na lewo, licząc od dyżurki pielęgniarek.
- Bardzo dziękuję - uśmiechnęłam się do niej. - Miłego wieczora - rzuciłam, odchodząc wgłąb korytarza.
- I nawzajem. Pospiesz się, odwiedziny kończą się za pół godziny.

   Nie odpowiedziałam jej, bo już gnałam po schodach na górę. W efekcie dotarłam do sali Louisa jeszcze bardziej zasapana niż byłam. Ostatkiem sił nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka.

- Wyglądasz jak... - zaczął, przyglądając się mi z rozbawieniem.
- Nie krępuj się, obrzuć mnie wyzwiskami - sapnęłam. - Właśnie po to biegłam tutaj przez prawie pół miasta.
- Wcale nie przez pół miasta - obruszył się. - Wiem, gdzie mieszkasz.

   Musiałam zrobić jakąś dziwną minę, bo Louis dodał szybko:

- Nie to, żebym cię prześladował, po prostu kiedyś obiło mi się o uszy.
- Okej - szepnęłam.

   Podeszłam bliżej do niego i usiadłam na jednym z taboretów obok jego łóżka. Ściągnęłam z siebie kurtkę, bo od biegu zrobiło mi się strasznie gorąco. Spojrzałam na niego. Wyglądał tak niewinnie, że niemal wcale nie przypominał tego Louisa, którego znałam na co dzień. Był przypięty do aparatury, która pikała w rytmie uderzeń jego serca. Na sam jego widok ściskało mnie żołądku.

- Po co tu do mnie przyszłaś? - spytał w końcu. Wiedzałam, że ten moment kiedyś nastąpi.
- Chciałam się dowiedzieć co z tobą nie tak - odparłam. Może źle to ujęłam, ale dobra, przepadło.
- Co ze mną nie tak? - zarechotał. - Och, [T.I.], ty czasami jesteś taka głupia - szepnął i wyciągnął w moim kierunku swoją dłoń. Niepewnie ją ujęłam. - Na pewno chcesz to wiedzieć?
- Na pewno - odparłam.

   Czy chciałam? Nie wiem. Ale skoro już zaczęłam, to trzeba też skończyć.

- Mam białaczkę - powiedział. - Prawdopodobnie za niedługo umrę, chociaż lekarze cały czas mówią, że za wszelką cenę będą się starali trzymać mnie przy życiu - wycedził. Zdziwiła mnie gorycz w jego głosie, ale nie przerywałam mu. - Ale ja wiem, że przy tak zaawansowanym stadium tej choroby i bez możliwości znalezienia odpowiedniego dawcy szpiku, nie mam już szans. Pogodziłem się z tym. Właśnie dlatego nie chcę się z nikim zaprzyjaźniać, bo nie chcę żeby cierpieli kiedy odejdę. Wszyscy myślą że jestem w jakimś gangu.. I w sumie, to chyba nawet lepiej. Przez to nikt nie chce ze mną rozmawiać. Oprócz ciebie.
- Oprócz mnie - przytaknęłam.

   Byłam otępiała. Nadal nie mogłam dojść do siebie po usłyszeniu takich słów z jego ust. On jest śmiertelnie chory. Cholera jasna.

- Dlaczego? - jego melodyjny głos wyrwał mnie z odrętwienia.
- Nie wiem. Po prostu... odkąd cię poznałam, wiedziałam już, że muszę wiedzieć o tobie wszystko - wyznałam.

   Strasznie głupio mi było się do tego przyznać, a Louis chyba to zrozumiał, bo nie powiedział nic, tylko zaczął delikatnie gładzić palcami wierzch mojej dłoni. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, wsłuchując się w swoje oddechy.
   Louis zajrzał mi prosto w oczy i otworzył usta, tak jakby chciał coś powiedzieć, ale jak widać, na samym otwarciu ust się skończyło.

- Pamiętasz te czasy, kiedy zachowywałaś się jak dziwka, żeby zwrócić na siebie moją uwagę? - powiedział w końcu.

   Wyszczerzył się do mnie i delikatnie ścisnął moją dłoń. No cóż, widać że czuje się nadzwyczaj dobrze jak na śmiertelnie chorego. Ale to w sumie lepiej.

- Niczego takiego sobie nie przypominam - zmarszczyłam nos.
- No właśnie ja też, ale przypuszczałem że tak było.
- Dlaczego? - prawie krzyknęłam, zdziwiona jego bezpośrednością.
- Dlatego, że tylko w taki sposób kobieta potrafi zwrócić na siebie uwagę - powiedział, tak jakby to było coś oczywistego.
- Widocznie jestem inna.
- Widocznie jesteś mężczyzną.

   Pewnie, gdyby Louis nie był Louisem, to nawrzeszczałabym na niego i powiedziała, że jest skończonym idiotą,a  potem wyszłabym z jego sali trzaskając drzwiami, ale zamiast tego po prostu zaczęłam się śmiać. Louis też się śmiał. Szczerze mówiąc, myślałam że spotkam go zapłakanego, na skraju załamania nerwowego, a tymczasem śmiejemy się z jego głupich żartów, tak jakby nic się nie działo.

- Nie jestem mężczyzną! - zachichotałam.
- To dobrze, bo zaczynałem się bać, że jestem gejem - szepnął.

   Atmosfera nagle się zmieniła. Zapadła tak przejmująca cisza, że byliśmy w stanie usłyszeć ciche rozmowy pielęgniarek w ich dyżurce.

- Jesteś gejem, bo? - spytałam. Byłam cholernie ciekawa jak z tego wybrnie.
- Bo mi się podobasz.

   Aha. Super. Fajnie.
   Nie wiem dlaczego aż tak bardzo mnie to zdziwiło, skoro teoretycznie spodziewałam się takiej odpowiedzi. A więc jednak. Ja też nie jestem mu obojętna.
   Mocniej ścisnęłam jego dłoń i przytuliłam ją do policzka. Słyszałam urywany oddech Louisa i czułam jego oczy wlepione we mnie, ale mimo wszystko nawet na sekundę na niego nie spojrzałam.

- Wiesz, że nie pozwolę ci umrzeć, prawda? - szepnęłam.

   Louis skinął głową.

- Pocałuj mnie - teraz to on mnie poprosił.

   Postanowiłam nie być taka jak on za pierwszym razem. Pochyliłam się nad nim i delikatnie musnęłam jego usta swoimi.  
   W tym samym momencie drzwi do sali w której leżał Louis otworzyły się i stanęła w nich dość obszerna pielęgniarka.

- Koniec odwiedzin! - wrzasnęła i spojrzała na mnie z pogardą.

   Myślałam, że tylko to powie i da nam jeszcze chwilę na pożegnanie, ale ona najwyraźniej nie miała w planach opuszczania sali dopóty, dopóki i ja z niej nie wyjdę.

- Przyjdę do ciebie jutro - powiedziałam, wciągając na siebie kurtkę.
- Będę czekał.

A.♥

piątek, 27 grudnia 2013

Lou. 3

Hejo.
Jest sprawa, nawet bardzo poważna. Chodzi o pewną dziewczynę, koleżankę @_Crazy_Mofo_69, którą kilka dni temu potrącił samochód. Teraz walczy o życie, a Wy możecie jej pomóc!
Zwracam się w szczególności do osób mieszkających w pobliżu Krakowa i najlepiej pełnoletnich, bo takich pomoc przyda się nam najbardziej. Jeśli Wy nie możecie pomóc, napiszcie do znajomych i spytajcie się czy przypadkiem nie znają kogoś takiego, ok? To naprawdę wiele dla mnie znaczy.

Poszukujemy osób będących w stanie oddać krew w bardzo ważnej sprawie! Osoby chętne do oddania krwi i pomocy proszone są o pojawienie się w piątek w bocheńskim szpitalu w godz. 8-11 lub w Krakowie w godz. 8-15 na ulicy Rzeźniczej 11 koło Galerii Kazimierz. Osoby pełnoletnie muszą posiadać dowód osobisty, a osoby które nie ukończyły jeszcze 18 lat mogą oddać krew tylko w obecności rodzica lub prawnego opiekuna (trzeba zabrać legitymację lub inny dowód tożsamości). Koniecznie należy zaznaczyć, że krew przeznaczona jest dla Kingi Krawczyk. LICZYMY NA WAS! DZIEWCZYNA MA 16 LAT!!

Jeśli chodzi o imagina, to tak: długo zastanawiałam się nad tym, ile części może mieć. Początkowo miały być dwie. Potem trzy. Potem stwierdziłam, że mogą być też cztery, ale nadal dokładnie nie wiem i nie potrafię określić. To wszystko zależy od tego jak mi wyjdzie.
Oprócz tego wiem, że muszę jeszcze dodać 6 część Hazzy i 3 część Wszystkich, ale na razie nie mam do tego kompletnie głowy. Muszę poprosić Angelę o pomoc, haha. :*
+ przepraszam że ta część wyszła taka krótka, postaram się zrobić następną dłuższą :D


KLIK.♥


   Przez cały następny tydzień Louis ani razu nie pojawił się w szkole. Pan Grey nie mówił nic na ten temat, tylko z zatroskaniem patrzył na puste miejsce w ławce i wzdychał głośno za każdym razem gdy po wyczytaniu jego nazwiska ktoś z klasy mówił: "nieobecny".
   Ciekawiło mnie jak cholera, dlaczego pana Greya tak bardzo martwi nieobecność Louisa. Z tego co wiem, z literatury nie był zagrożony. Nawet lepiej, szło mu bardzo dobrze.
   Może jest dilerem i pojechał na tydzień na Hawaje po nową dostawę marihuany? Wiem, że to mało prawdopodobne, ale cóż.. Nie ma rzeczy niemożliwych, prawda?
   Kiedy w następny poniedziałek przyszłam do szkoły, a Tomlinson nadal się nie pojawił, stwierdziłam, że muszę wziąć sprawy w swoje miejsce. Nie mogę już dłużej tak bezczynnie czekać aż się pojawi. Szczerze mówiąc, to nie wiem dlaczego tak jest. Nie wiem dlaczego tak bardzo mnie do niego ciągnie i dlaczego chcę wiedzieć o nim absolutnie wszystko. Po prostu muszę i już, dobra?
   Po lekcjach podeszłam do Charlotte i przywitałam się z nią przyjacielskim całusem w policzek. Przez te dwa tygodnie zdążyłyśmy się już ze sobą zżyć. I chyba nawet mogę to nazwać przyjaźnią. W każdym razie, podeszłam do niej i spytałam bez ogródek:

- Masz numer do Louisa?
- [T.I.], odpuść sobie - mruknęła. - Czemu się tak na niego uwzięłaś?
- No Charlotte - jęknęłam. - Masz?
- Nie mam. Ale Mark, mój kolega z ławki, ma kolegę, który jest sąsiadem przyjaciela Louisa - odparła i spojrzała na mnie podejrzliwie. - Ty coś do niego czujesz, prawda?
- Nie, no przestań - zaprzeczyłam od razu i zaśmiałam się nerwowo. - Po prostu chcę się dowiedzieć o co z tym wszystkim chodzi.
- Załatwię ci ten numer - westchnęła. - Tylko nie wplącz się w żadne kłopoty, dobrze?
- Kocham cię Lottie - rzuciłam się jej na szyję i mocno ją wyściskałam.
- Wiem, [T.I.] - zaśmiała się. - Przez ciebie kiedyś pójdę do piekła.

   Słowa Charlotte "ty coś do niego czujesz, prawda?" odbijały się echem w mojej głowie i przez całe popołudnie nie dawały mi spokoju. Może i faktycznie coś do niego czułam, ale to nie było to, o czym ona myślała. To była raczej jakaś dziwna fascynacja jego osobą, pewien rodzaj troski. Chciałam się tylko upewnić czy wszystko u niego w porządku. Nic więcej... chyba.
   Usłyszałam ciche rechotanie żaby, które ustawiłam sobie jako sygnał na SMS-y. Wyciągnęłam telefon spod poduszki i przeczytałam wiadomość od Charlotte:

Po długich namowach Marka jakoś udało mi się go zdobyć. Trzymaj.
xoxo

   Pod spodem widniał ciąg cyfr. Numer Louisa. 

- Kocham cię Charlotte! - krzyknęłam na całe gardło i zaczęłam skakać po pokoju. 

   To nie było normalne.

***

   Postanowiłam, że zaczekam jeszcze chwilę i zadzwonię do Louisa dokładnie o 19:01. Zostało mi jeszcze sześć minut. Weszłam do kuchni, gdzie akurat siedziała moja mama i rozwiązywała krzyżówki. 

- Hej - rzuciłam.

   Mama podniosła głowę i spojrzała na mnie z uśmiechem. 

- Cześć [T.I.]. Jak tam w szkole? - spytała. 
- W porządku. Pan Grey zadał nam kolejną lekturę do przeczytania - sapnęłam. - Zrobić ci herbatę?
- Jakbyś mogła...
- Mogłabym - odparłam. - Zieloną, tak?

   Mama pokiwała głową i wróciła do rozwiązywania krzyżówek. Lubiłam ją. Co tam lubiłam, kochałam ją! I nawet dobrze się z nią dogadywałam, mimo że czasem odnosiłam wrażenie, że pochodzimy z dwóch różnych epok. Moja mama nie używała komputerów ani telefonów komórkowych, bała się wszystkiego co ma związek z elektrycznością, nawet suszarek do włosów. Preferowała stare, sprawdzone metody, nie była otwarta na nowinki. To wcale jednak nie przeszkadzało mi w kochaniu jej całym moim serduszkiem.
   Stanęłam na palcach i otworzyłam szafkę w której trzymaliśmy herbaty. Wyciągnęłam z niej pudełko z zieloną herbatą i wyjęłam ze środka dwie saszetki. Wrzuciłam je do kubków i zalałam je wodą z czajnika. Jeden kubek postawiłam mamie na stole, drugi wzięłam ze sobą do góry.

- Dziękuję [T.I.] - usłyszałam, gdy szłam już po schodach do swojego pokoju.
- Nie ma za co! - odparłam.

   Zaraz po wejściu do pokoju spojrzałam na zegarek. Pokazywał 19:01. Idealnie.
   Chwyciłam telefon, wstukałam kilka magicznych cyferek i zaczęłam liczyć sygnały. Jeden, drugi...

- Słucham? - usłyszałam w słuchawce jego głos. Serce momentalnie zabiło mi szybciej. - Halo, kto mówi?
- Louis?
- No tak, ale kto mówi?
- To ja, [T.I.], twoja koleżanka z ławki.
- Wiem, kim jesteś - odparł szorstko. - Skąd masz mój numer?
- Ym... - jęknęłam. Dlaczego on musi zadawać takie głupie pytania? - Znalazłam - skłamałam.
- Na pewno - zaśmiał się. - Dobra, mniejsza z tym. Coś się stało, że dzwonisz?
- To ja chciałam o to spytać. Wszystko w porządku?
- Nie, [T.I.], nic nie jest w porządku - mruknął. - Ale nie przejmuj się, dobrze? 
- Dlaczego nie jest w porządku?
- Nie chcę o tym rozmawiać.

   No nie... Dlaczego on musi to tak bardzo utrudniać?

- Lou, proszę cię, powiedz mi. Dlaczego nie jest w porządku?
- Bo ona nie daje mi spokojnie żyć - powiedział z żalem w głosie. 
- Jaka ona? - spytałam z niepokojem. 

   W pewnym momencie w mojej głowie pojawiła się myśl, że tu chodzi o mnie. Że go męczę. 

- Przepraszam, jeśli masz mnie dość, to po prostu powiedz, nie będę się już narzucać - szepnęłam.
- Nie, [T.I.], tu nie chodzi o ciebie. Jeśli mam być szczery, to nawet cię lubię. Jesteś w porządku.

   Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele. Louis mnie lubi. Lubi mnie. Mój Boże, on mnie lubi.

- I vice versa - odparłam. - Ale nadal czegoś nie rozumiem. Skoro to nie ja, to kto w takim razie nie daje ci spokojnie żyć?
- Moja choroba.

   Choroba? Cholera jasna, co z nim jest?

- Louis jaka choroba? Gdzie ty jesteś? To coś poważnego?

   Wiedziałam że to coś poważnego. W innym wypadku pan Grey nie zachowywałby się tak dziwnie gdy Louis nie przychodził do szkoły.

- Spokojnie [T.I.], nie przejmuj się, proszę.
- Gdzie jesteś? - spytałam z naciskiem.
- W szpitalu - odparł jak gdyby nigdy nic.


A.♥


I jeszcze raz (wiem, że się powtarzam, ale może ktoś nie przeczytał na górze).

Jest sprawa, nawet bardzo poważna. Chodzi o pewną dziewczynę, koleżankę @_Crazy_Mofo_69, którą kilka dni temu potrącił samochód. Teraz walczy o życie, a Wy możecie jej pomóc!
Zwracam się w szczególności do osób mieszkających w pobliżu Krakowa i najlepiej pełnoletnich, bo takich pomoc przyda się nam najbardziej. Jeśli Wy nie możecie pomóc, napiszcie do znajomych i spytajcie się czy przypadkiem nie znają kogoś takiego, ok? To naprawdę wiele dla mnie znaczy.

Poszukujemy osób będących w stanie oddać krew w bardzo ważnej sprawie! Osoby chętne do oddania krwi i pomocy proszone są o pojawienie się w piątek w bocheńskim szpitalu w godz. 8-11 lub w Krakowie w godz. 8-15 na ulicy Rzeźniczej 11 koło Galerii Kazimierz. Osoby pełnoletnie muszą posiadać dowód osobisty, a osoby które nie ukończyły jeszcze 18 lat mogą oddać krew tylko w obecności rodzica lub prawnego opiekuna (trzeba zabrać legitymację lub inny dowód tożsamości). Koniecznie należy zaznaczyć, że krew przeznaczona jest dla Kingi Krawczyk. LICZYMY NA WAS! DZIEWCZYNA MA 16 LAT!!



czwartek, 26 grudnia 2013

Lou. 2

Heją!
Przychodzę do Was z kolejną częścią Louisa, jak widać z resztą. Zastanawiam się, czy właśnie takiego obrotu spraw oczekiwaliście, czy może udało mi się Was jakoś zaskoczyć...? :P
Nie wiem jak mi wyszło, bo pisałam to pod wpływem impulsu, więc mogą się pojawić drobne literówki, albo jakieś inne ciekawe dodatki, za które z góry przepraszam.
WESOŁYCH ŚWIĄT JESZCZE RAZ!
Kocham Was. <3

KLIK.♥


- Pocałuj mnie - poprosiłam.

   Louis zesztywniał i wlepił we mnie swoje hipnotyzujące niebieskie oczy. Jego spojrzenie było tak intensywne, że niemal fizycznie czułam jak przeszywa mnie na wskroś. Przeszedł mnie dreszcz. Nie mogłam już dłużej wytrzymać, więc spuściłam wzrok i odwróciłam głowę w inną stronę.
   Niecałą sekundę później poczułam jego palący dotyk na moim podbródku i znów byłam zmuszona spojrzeć mu w oczy. Cholera, niech on przestanie się tak na mnie gapić, to przestaje być śmieszne. Ręce zaczęły mi się strasznie pocić. Szczerze mówiąc, cała zaczęłam się pocić.
   Louis przez chwilę wodził palcem wskazującym po linii mojej szczęki, tak jakby zastanawiał się do czego ta rzecz w ogóle może służyć. Chciałam odepchnąć go od siebie i uciec gdzieś daleko, żeby jakoś uspokoić oddech i wszystko sobie porządnie poukładać w głowie, ale jakaś dziwna niewidzialna siła trzymała mnie wciąż w jego objęciach.
   Pocałuj mnie, pocałuj mnie, pocałuj mnie - zaklinałam go w myślach. - No dalej, na co czekasz pacanie? Pocałuj mnie, wystarczy że trochę się pochylisz, dotkniesz swoimi ustami moich ust i potem z powrotem się odsuniesz. To naprawdę nie jest skomplikowane.

- Pocałować cię? - odezwał się w końcu, nie odrywając ode mnie swojego wzroku.

   W ramach odpowiedzi jedynie delikatnie pokiwałam głową, mimo że w myślach krzyczałam " TAK, LOUIS, TAK, POCAŁUJ MNIE, POCAŁUJ!". Chyba przez ten cały wypity alkohol zaczęłam odchodzić od zmysłów.

- No dobra - odparł jak gdyby nigdy nic i wzruszył ramionami.

   W myślach zaczęłam skakać z radości. Poczułam jak Louis delikatnie łapie mnie za rękę i przystawia ją sobie do ust. Jego wargi delikatnie naparły na skórę mojej dłoni... i nic więcej. Patrzyłam na niego w osłupieniu, mając szczerą nadzieję, że to był po prostu żart i on zaraz mnie pocałuje, ale tak normalnie, tak jak ja tego chciałam.
   Tomlinson przybliżył swoją twarz do mojej i delikatnie połaskotał mnie rzęsami w policzek. Zaraz po tym usłyszałam jego chrapliwy szept tuż przy moim uchu:

- Jeden zero dla mnie, panno [T.N.].

   Po wypowiedzeniu tych słów po prostu odwrócił się na pięcie i zniknął gdzieś w tłumie tańczących ciał.

***

   Nie wiem jakim cudem następnego dnia doczołgałam się do szkoły. Już samo otworzenie oczu wydawało się być zadaniem nie do wykonania. Alkohol wypity wczorajszej nocy nie dał o sobie zapomnieć, więc od rana musiałam zmagać się z potwornym bólem głowy. Do tego jeszcze łupało mnie w kościach. Czułam się jak stary dziadek, który ledwo co porusza się o własnych siłach, bo ma dwa sztuczne biodra.
   Odkąd tylko przekroczyłam próg szkoły, zaczęłam namiętnie szukać wzrokiem Tomlinsona. Chciałam podejść do niego i wszystko mu wygarnąć, powiedzieć mu jakim jest skończonym idiotą i jak bardzo go nienawidzę, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Tak jakby zapadł się pod ziemię.
   Tego dnia literaturę miałam na ostatniej lekcji. I, żeby było jeszcze fajniej, był to jedyny przedmiot na który chodziłam razem z Louisem. Nie mam pojęcia dlaczego aż tak bardzo zależało mi na tym, żeby go spotkać. Teoretycznie powinnam po prostu zapomnieć o tym wszystkim co się wczoraj wydarzyło i nadal traktować go obojętnie, ale nie potrafiłam. No po prostu nie potrafiłam.
   W zamyśleniu przesiedziałam pierwsze pięć lekcji, w głowie układając dialogi pomiędzy mną, a tym skończonym kretynem, Louisem Williamem Tomlinsonem. Wymyśliłam blisko pięćdziesiąt określeń, którymi mogłabym go uraczyć, kolejne pięćdziesiąt ciętych ripost na jego durne odzywki i kilka rodzajów wzgardzających spojrzeń. To go powinno raz na zawsze oduczyć traktowania jakiejkolwiek dziewczyny w ten sposób.
   Kiedy opowiedziałam o moim wczorajszym spotkaniu z Louisem Charlotte, uznała że robię wokół tego stanowczo zbyt dużo niepotrzebnego szumu. W momencie kiedy mi to powiedziała, w ogóle nie przyjmowałam jej słów do wiadomości, byłam święcie przekonana że Louis jest ostatnim kretynem i zasługuje na potępienie. Teraz jednak zaczęłam się nad tym zastanawiać.
   Co on właściwie takiego zrobił? W sumie nic... Poprosiłam go, żeby mnie pocałował. I... w sumie to spełnił moją prośbę. Rzecz w tym, że nie zrobił tego tak, jak bym chciała. Może Charlotte miała rację, że niepotrzebnie to wszystko wyolbrzymiam?
   Mimo wszystko, nadal słyszałam w głowie jego słowa: "jeden zero dla mnie, panno [T.N.]".
   Zaczęłam gubić się we własnych myślach. Jakaś część mnie chciała za wszelką cenę wygarnąć wszystko Tomlinsonowi i uświadomić go, że zachował się jak ostatni dupek. Druga część stwierdziła, że powinnam go olać i nie przejmować się nim, bo w końcu moje życie od niego nie zależy. Trzecia część, ku mojemu przerażeniu, uważała, że Louis jest słodki i bardzo nieśmiały, bo zwyczajnie bał się, że nie mówię poważnie i chcę go tylko wykorzystać, żeby potem upokorzyć go przed resztą szkoły.
   No cóż, muszę przyznać, że mam bardzo bujną wyobraźnię.
   Tak więc, na lekcję literatury przyszłam totalnie rozdarta pomiędzy pierwszą Ja, drugą Ja i trzecią Ja. Nie pomagało mi też to, że odkąd weszłam do klasy, czułam na sobie świdrujące spojrzenie Tomlinsona.
   Podeszłam do naszej ławki powoli, z udawaną nonszalancją. Starannie unikając spotkania się naszych oczu, wypakowywałam książki na ławkę, podczas gdy on swobodnie taksował mnie wzrokiem z góry na dół.

- Cześć [T.I.] - powiedział jak gdyby nigdy nic, przylepiając na twarz zawadiacki uśmieszek. - Dobrze ci się spało?
- Wyśmienicie, dziękuję - odparłam z wymuszoną uprzejmością i wyszczerzyłam zęby w najbardziej nieszczerym uśmiechu na jaki było mnie stać. - A tobie?
- Wspaniale. Podłoga dawno nie była tak wygodna - powiedział wesoło, zabawnie poruszając przy tym brwiami.

   Wbrew własnej woli parsknęłam śmiechem.

- Cóż, kto co lubi - mruknęłam.
- Dokładnie, o gustach się nie dyskutuje - uśmiechnął się.

   W tym momencie był zupełnie taki sam jak Louis z klubu, ten Louis z którym tak dobrze się dogadywałam, ten Louis, który tak rewelacyjnie tańczył, ten Louis, którego chciałam pocałować.

- Jak tam twoja ręka? - spytał nagle i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.

   Szlag. A więc jednak nadal jest idiotą bez serca.

- Bardzo dobrze, dzięki że pytasz.
- Wiesz, chciałem się upewnić, że jakoś doszłaś do siebie po naszym pocałunku. Wczoraj wydawałaś się być bardzo... rozkojarzona - brnął dalej.

   Pokiwałam głową, nie zastanawiając się nawet nad tym co robię. Louis zaśmiał się cicho.

- Jak na razie wygrywam, księżniczko, ale to wszystko może się zmienić - szepnął teatralnie.
- Wygrywasz w czym? - spytałam zdezorientowana.

   Louis nie zdążył mi odpowiedzieć, bo w tym samym momencie do klasy wszedł pan Grey, trzymając w rękach dwadzieścia podniszczonych już egzemplarzy "Dumy i Uprzedzenia".

***

   Zadzwonił dzwonek. Louis jako pierwszy wybiegł z klasy. Nie namyślając się długo, wybiegłam zaraz za nim. Chciałam poznać odpowiedź na moje pytanie.
   Gdy wyszłam na korytarz, przez dłuższą chwilę próbowałam wyśledzić go wśród uczniów. Gdzieś w oddali mignęła mi jego jeansowa kurtka, którą miał dzisiaj na sobie, więc bez zastanowienia zaczęłam biec w jego kierunku.

- Louis! - wrzasnęłam na cały korytarz.

   Obrócił się i spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Stanął w miejscu, dając mi szansę na dogonienie go.

- Proszę proszę, kogo my tu mamy?
- Nie zgrywaj się - burknęłam. - Chcę wiedzieć o co chodzi.
- Z czym? - udawał, że nie wie.
- Z tą grą.
- Nie ma żadnej gry - odparł wymijająco.
- W takim razie, w czym wygrywasz?

   Tomlinson wydawał się być lekko zbity z tropu. Zaczął pocierać dłonią kark, jednocześnie uciekając spojrzeniem na sufit.

- W niczym - powiedział nagle. Jego oschły ton całkowicie wytrącił mnie z równowagi. - Zapomnij o tym. Najlepiej zapomnij o mnie. Nie powinnaś zadawać się z kimś takim jak ja.

   Gdy tylko dotarło do mnie, co przed chwilą powiedział, coś we mnie pękło.

- Jeśli myślisz, że przez te swoje "problemy" masz prawo do traktowania ludzi jak szmaty, to się grubo mylisz! - wrzasnęłam. - Nie mam zamiaru znosić twoich humorków, rozumiesz?!

   Kilka osób stojących najbliżej nas zamilkło i zaczęło z zaciekawieniem przysłuchiwać się naszej rozmowie. Jednak Louis nic nie powiedział. Wbił tylko we mnie te swoje hipnotyzujące niebieskie oczy, które tym razem były przepełnione bólem.

- Nic o mnie nie wiesz, [T.I.], a pomimo to mnie oceniasz - szepnął. Wydawał się być naprawdę zraniony.
- Jest tak tylko dlatego, że nie dajesz się poznać. - Ja również sciszyłam głos. - I póki co, pokazałeś mi się od tej najgorszej strony.
- Przykro mi - mruknął i delikatnie dotknął dłonią mojego policzka. Przeszedł mnie dreszcz. Chłopak szybko cofnął swoją dłoń. - Ale lepiej będzie dla nas obojga, jeżeli tak pozostanie.
- Niby dlaczego? - zdziwiłam się. - Co jest w tobie takiego strasznego, że nie chcesz o tym nikomu powiedzieć?
- To nieistotne - szepnął.

   Znowu przypomniał mi się wczorajszy wieczór w klubie. Tak samo jak wczoraj, Louis odszedł i zostawił mnie samą, bijącą się z myślami. Idąc ze szkoły do domu myślałam jedynie o tym, jaką tajemnicę może kryć ten dziwny, niebieskooki chłopak.

A.♥


wtorek, 24 grudnia 2013

WESOŁYCH ŚWIĄT!

No to mamy Święta! 
Czy wy też tak długo czekaliście na ten wyjątkowy czas? 
Dobra, do rzeczy: w te święta chciałabym życzyć Wam wszystkim możliwości jedzenia ile tylko się chce bez przybierania na wadze, smacznego i zrelaksowanego karpia (bo te zestrasowane ponoć wytwarzają toksyny), ogromnego domu z basenem, kortem tenisowym i jeszcze większego ogrodu przed domem, nietwardych pierniczków, niebrudzącego barszczu, znalezienia grosika w pierogu, szerokiego uśmiechu na twarzy nie tylko od święta, śniegu za oknem, pomysłów na życzenia, wielu sukcesów, poznania i rozkochania w sobie swoich idoli, wiary w siebie, grona prawdziwych przyjaciół, genialnych pomysłów, doskonałych wyników, słodkiego, miłego życia, otwartego umysłu, kreatywności, inteligencji emozjonalnej, werbalnej, muzycznej, międzyludzkiej, ruchowej, przestrzennej, intrapersonalnej i przyrodniczej, głównej wygranej na loterii, zdrapek z nagrodami, pokoju na świecie i we wszechświecie, pozytywnej energii, pogody ducha, gorącej, nieustającej, kwitnącej, satysfakcjonującej, wiecznej, szczerej, prawdziwej miłości, cudownych wakacji, ferii i wszystkich weekendów, świętego spokoju, żadnych trosk, powodzenia u płci przeciwnej, natchnienia, prezentów od losu, świetnej figury, prostych przepisów kuchennych, pełnego sejfu, pękatego portfela, pokaźnego konta, miłych snów, pewności siebie, jasności umysłu, wiary we własne możliwości, samoakceptacji, wielu uśmiechów, błyskotliwych ripost, inteligentnych odpowiedzi, romantycznych wieczorów, nastrojowej muzyki, wzruszających zachodów słońca, szansy na sukces, dużo słodyczy, pełni życia, wielu niezapomnianych chwil, inspirującej rodziny, wspierających słów, mądrych i NORMALNYCH nauczycieli, taniej benzyny, rozwoju światowej gospodarki, czystego nieba, ponad stu lat życia, sławy, pobicia wszystkich rekordów w Księdze Guinnessa, wielu ciekawych znajomości, taaaaaaaaaakiej ryby, zabawnych zdarzeń, stu kilogramów humoru, dobrego fryzjera, wdzięku w tańcu, dobrego snu, przyjemnych doznań, wielu wzruszeń, mocnej głowy, szczęścia w kartach, sprzyjającej pogody, wielkiej cierpliwości w czytaniu tych życzeń, kolorowych chwil, niskich rachunków, wysokich napiwków, zadowolenia z siebie, samych słonecznych dni, smacznego jajka, uroku osobistego, pomocnych uwag, wesołego towarzystwa, szczęśliwych podróży, niewieszającego i niepsującego się komputera, ciekawych lektur, pokojowego rozwiązywania wszystkich konfliktów, korzystnego układu gwiazd, czytelnych instrukcji, cichych wielbicieli, słodkich snów, zgranej ekipy, bujnej wyobraźni, rodzinnej atmosfery, złotej rybki, która spełnia więcej niż 3 życzenia, zasięgu w każdym miejscu na Ziemi, miejsca w historii, głównych ról, podróży dookoła świata, wygrania wszystkich konkursów, dużo wolnego czasu, beztroskiego życia, zdobycia Mount Everestu i wszystkich innych ośmiotysięczników, szczerych komplementów, korzystnego horoskopu, czystości wokół, pięknych wierszy, dobrych książek, wciągających fabuł, miłych sąsiadów, wiary w sukces, tolerancji, własnego odrzutowca, zamku w Szkocji, niezawodnej pamięci, owacji na stojąco, nieprzemijającej urody, asa w rękawie, sprawnych hamulców, dużo nadzienia w pączku, rozbicia banku, recepty na szczęście, przygód z happy endem, zmysłowych nocy, gwiazdki z nieba, różowych okularów, stabilnej waluty, zgrabnej figury, zdolności nadprzyrodzonych, własnego sposobu na życie, dobrego smaku, podzielnej uwagi, czterolistnej koniczynki, szczupłych ud, wspaniałej czupryny, drogiej biżuterii, wygranej Eurowizji, długich, niełamliwych paznokci, powalającego uśmiechu, krótkich kolejek, całorocznych przecen, samozmywających się naczyć, cieołych kaloryferów, niskokalorycznej bitej śmietany i innych słodyczy, ciepłych i czułych spojrzeń, kwitnących kwiatków, zakochanych słów, dobrych perfum, zmiany kanonu lektur szkolnych, tanich basenów, bezpłatnych kin, prawdziwych choinek i ogólnie żeby Wam się wiodło. 
No i całej tony szczęścia na Nowy Rok. 
Kocham Was wszystkich!

A.♥

P.S.
Nie pytajcie jak długo wymyślałam te życzenia, bo naprawdę nie chcecie wiedzieć. :*







niedziela, 22 grudnia 2013

Lou. 1

NO HEJ MISIACZKI!
Dzisiaj tak z innej beczki, zupełnie nowy i inny imagin, tym razem z Louisem w roli głównej. Dodaję go specjalnie na zamówienie @badgirl_roni (FOLLOW! <3) i.. mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)
Przepraszam, że tak strasznie długo niczego nie dodawałam, ale miałam kolejny egzamin w muzycznej i praktycznie nie robiłam nic poza ćwiczeniem na skrzypach, jedzeniem i spaniem. Poza tym, straciłam moją jedyną kopię 6 części Hazzy [*] :'(
Dobra, póki co nie życzę Wam "wesołych świąt", bo mam zamiar dodać coś jeszcze przed Wigilią. Oby do tego doszło. :*

KLIK.♥


- Tomlinson - powiedział znudzonym tonem nauczyciel. - Tomlinson?
- Nieobecny - odszepnęło kilka osób, a na ich twarzach było wymalowane skonsternowanie, współczucie i.. smutek?
- Przepraszam [T.I.], wobec tego będziesz musiała usiąść dzisiaj sama.
- W porządku - wymamrotałam niewyraźnie i szybko zajęłam swoje miejsce.

   W klasie rozległy się ciche szepty. Uczniowie siedzący w klasie posyłali sobie znaczące spojrzenia. Niektóre dziewczyny chichotały i patrzyły na mnie z zaciekawieniem.
   Wiedziałam że tak będzie. Często zmieniałam szkoły i doskonale wiedziałam z czym to się wiąże. Ludzie patrzą na ciebie jak na przybysza z kosmosu, na początku omijają cię szerokim łukiem, boją się odezwać, dotknąć, a nawet uśmiechnąć do ciebie. Liczy się pierwsze wrażenie jakie na nich wywołasz. Wydaje mi się, że w tej szkole nie udało mi się przekonać zbyt wielu osób do siebie. Ciekawe czy w ogóle uda mi się z kimkolwiek zaprzyjaźnić. Ale dobra, to nieważne. I tak za niedługo stąd zniknę.
   Moi rodzice cały czas uciekają przed komornikiem po całej Europie. Nigdzie nie mieszkaliśmy dłużej niż rok. Na początku było to okropnie uciążliwe; czasami mama budziła mnie o drugiej nad ranem i kazała pakować walizki, a dwie godziny później nasze mieszkanie było już puste, a my jechaliśmy nie wiadomo dokąd.
   Opadłam na krzesło z cichym westchnięciem i powoli wypakowałam książki. Czułam na sobie ciekawskie spojrzenia innych osób. Jedni patrzyli na mnie przyjaźnie, inni z dystansem, jeszcze inni z niechęcią... Nie przejmowałam się tym. W tym momencie ciekawiło mnie to, dlaczego na wspomnienie o "Tomlinsonie" wszyscy zareagowali tak.. dziwnie. Coś z nim nie tak?

- Dzisiejszy temat: czas, miejsce akcji i bohaterowie powieści Jane Austen, pod tytułem "Duma i Uprzedzenie" - powiedział nauczyciel.

   Klasa wydała z siebie zbiorowy jęk. Czy tylko ja przeczytałam tą książkę? I czy tylko mi się podobała?
   Szybko zanotowałam temat, a potem wsłuchałam się w słowa nauczyciela. Pomimo ogólnej niechęci do niego, musiałam przyznać że opowiadał bardzo dobrze, tak jakby sam był jednym z dziewiętnastowiecznych bohaterów. Zanim zdążyłam się zorientować, zadzwonił dzwonek. Szybko spakowałam swoje rzeczy do torby i razem z resztą klasy wybiegłam na korytarz.
   Podeszła do mnie niska i bardzo drobna blondynka i uśmiechnęła się zachęcająco.

- Jestem Charlotte - przedstawiła się. - Mam nadzieję.. że jakoś przeżyjesz w naszej szkole.
- Też mam taką nadzieję - mruknęłam i uśmiechnęłam się do niej. Odwzajemniła uśmiech. - Co masz teraz? - spytałam.
- Wychodzi na to że chemię - odpowiedziała, zerkając na swój rozkład zajęć.
- Wychodzi na to że ja też - zaśmiałam się.

   Charlotte złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła za sobą w stronę grupki roześmianych dziewczyn, a potem, gdy już wszystkie się mi przedstawiły i ja też się im przedstawiłam, poszłyśmy całą grupą pod pracownię chemiczną.

***

   Następnego dnia na pierwszej lekcji znów miałam literaturę. Rozsiadłam się wygodnie w ławce, przekonana że dzisiaj znów będę musiała siedzieć sama. Charlotte uśmiechnęła się do mnie z drugiego końca sali. Odwzajemniłam uśmiech.
   Równo z dzwonkiem do sali wszedł nauczyciel i... jakiś chłopak, którego wcześniej nie widziałam. Gdy tylko wszedł do środka, cała klasa zamilkła i spojrzała na niego ze współczuciem. To musiał być ten Tomlinson, bo podszedł do mojej ławki i spojrzał na mnie z niechęcią. Dzięki Bogu, nie odezwał się ani słowem. Usiadł na krześle obok mnie i wypakował swoje książki na ławkę.
   Nauczyciel podyktował temat i zaczął snuć swoją rozległą opowieść na temat losów głównych bohaterów "Dumy i Uprzedzenia". Chłopak siedzący obok mnie słuchał uważnie i co chwilę zapisywał coś w swoim zeszycie. Spojrzałam na niego. Odwzajemnił spojrzenie i uśmiechnął się z wyższością.

- Dlaczego nie zapytasz mnie jak się nazywam? - spytał z wyrzutem i przylepił do twarzy kpiący uśmieszek.
- Dlaczego ty tego nie zrobisz? - fuknęłam. Co za wkurzający typ.
- Bo to raczej logiczne że wiem kim jestem - odburknął i odwrócił wzrok. - Jestem Louis Tomlinson - dodał po chwili. - Co za szkoda że posadzili cię ze mną w ławce.
- Nie wiem dla kogo większa.
- Proszę bardzo... Nowa, a już tak się rozkręca - zachichotał.
- Musisz być taki złośliwy? - syknęłam i spojrzałam mu w oczy.
- A co jeśli odpowiem, że muszę?
- Lepiej w ogóle nie odpowiadaj - westchnęłam i udałam że bardzo interesują mnie moje paznokcie.
- To po co zadajesz pytanie? - zaśmiał się.
- Bo... chcę nawiązać konwersację.
- Aha - mruknął. Widać było, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu. Palant.

   Między nami zapadła niezręczna cisza. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, próbując skupić się na opowieści pana Greya, o ile dobrze zapamiętałam jego nazwisko.

- Dlaczego nie było cię wczoraj w szkole? - spytałam, nie mogąc się już powstrzymać.
- Nie twoja sprawa - odburknął Louis i odwrócił głowę w stronę ściany. Coś czułam że przegięłam.
- Dobra, przepraszam - odparłam po chwili.
- Spoko, może ci wybaczę.

***

- Czy on dla wszystkich jest taki chamski? - spytałam po lekcji Charlotte.

   Siedziałyśmy właśnie w stołówce, użalając się nad jakością podawanego tam jedzenia. Tak jak we wszystkich szkołach, do których wcześniej chodziłam, jedzenie które tam podawali było gorzej niż paskudne. Wcale nie miało smaku, a z wyglądu przypominało rozjechanego skunksa. Pychotka.
   Charlotte skrzywiła się i wetknęła widelec w swoje "spaghetti bolognese". Podniosła wzrok na mnie i głośno wypuściła powietrze.

- Musisz mieć do niego cierpliwość - odparła. - Może i jest chamski, ale... - zamilkła na chwilę i odwróciła głowę w drugą stronę, tak jakby kogoś wypatrywała. - Ale, on ma problemy, [T.I.].
- Jakie problemy?
- Tego akurat nikt nie wie - wzruszyła ramionami. - Może chodzi o jakieś gangi, albo coś w tym stylu.

   Pokiwałam głową.
   Przez chwilę siedziałyśmy w zadumie, leniwie grzebiąc widelcami w talerzach. Zastanawiałam się nad tym, jaki sekret może skrywać Louis Tomlinson, prawdopodobnie najbardziej bezczelny chłopak, jakiego kiedykolwiek miałam okazję poznać.

- Dobra, koniec z tym - wypaliła nagle Charlotte. - Zapomnij o nim, zabieram cię dzisiaj do klubu.
- Ale... - chciałam zaprzeczyć, powiedzieć że nie mam dzisiaj czasu, bo muszę pomóc babci w obieraniu ziemniaków, cokolwiek... Nie wiedziałam dlaczego, po prostu nie chciało mi się dzisiaj nigdzie wychodzić.
- Ale co? - spytała podejrzliwie dziewczyna i wlepiła we mnie swoje ogromne, błyszczące oczy. - Nie marudź. Wpadnę po ciebie o siódmej.
- Okej - odparłam.

   W końcu raz się żyje, nie?

***

   Dudniąca muzyka rozbrzmiewała w moich uszach, wprowadzając mnie trans. Pomagało jej w tym pewnie kilka drinków, które zdążyłam już wypić.
   Charlotte zabrała mnie do jednego z najbardziej obleganych klubów w naszym mieście i muszę przyznać, że było warto. Okazało się, że było tu też kilku znajomych Charlotte, z którymi mnie poznała. Naprawdę fajni ludzie. Dokładnie w moim typie.
   Kiedy już nie miałam siły tańczyć, poszłam do baru, kupić sobie kolejnego drinka. Wiedziałam, że to niezbyt dobra decyzja, biorąc pod uwagę mój stan... Ale cóż, miałam zamiar bawić się tego wieczora naprawdę sobrze.
  Gdy podeszłam do baru, zauważyłam że na jednym ze stołków siedzi Louis. Nie spodziewałam się, że mogę go tu dzisiaj spotkać. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do niego.

- Co tu robisz? - spytałam.
- Nawet się nie przywitasz? - mruknął.
- A, no tak, przepraszam. Cześć Louis. Co tu robisz?
- Siedzę - odparł.

   Cóż za odkrywcze stwierdzenie.

- Właśnie miałem zamiar zamówić sobie drinka, ale trochę mi w tym przeszkodziłaś.
- Przepraszam - wybąkałam. Już drugi raz w ciągu jednej minuty muszę go przepraszać. Co za cholerny idiota.
- Zamówić ci coś? - spytał nagle.

   Spojrzałam na niego, jak na przybysza z kosmosu.

- O co chodzi? - zaśmiał się. - To naprawdę takie dziwne, że chcę postawić ci drinka? No dalej, co ci zamówić?
- Sex On The Beach - poprosiłam.

   Louis odwrócił się do barmanki i złożył zamówienie. Kobieta uśmiechnęła się do niego zalotnie, ale on wydawał się tego nie widzieć.

- Podobasz jej się - wypaliłam. Alkohol jak widać zlikwidował we mnie jakiekolwiek bariery.
- Wiem - powiedział. - Ale to nieistotne. Dużo już wypiłaś?
- To nieistotne - odparłam. Louis zachichotał.
- No proszę, proszę, [T.I.] [T.N.] zgasiła mnie moim własnym tekstem. Nie przestajesz mnie zaskakiwać.
- Możesz być pewny, że jeszcze nie raz cię zaskoczę - mruknęłam.

   Czy my właśnie flirtujemy ze sobą?
   Louis przysunął do mnie swój stołek. Był tak blisko, że nasze kolana się stykały. Przy każdym najmniejszym ruchu jego nóg, przechodził mnie elektryzujący dreszcz.
   Barmanka postawiła przed nami szklanki z alkoholem i puściła Louisowi oczko. Chłopak po raz kolejny ją zignorował.

- Dziękuję - odparłam.
- Za co? - zdziwił się. Parsknęłam śmiechem.
- Za drinka.
- Ach... - szepnął i zamilkł na chwilę. - Dlaczego przepisałaś się do naszej szkoły w środku semestru?
- Rodzice się przeprowadzili.
- Rozumiem - odparł i pociągnął dużego łyka.

   Siedzieliśmy tak przez chwilę i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Dowiedziałam się, że Louis kocha literaturę klasyczną, zupełnie tak jak ja, interesuje go teatr, zupełnie tak jak mnie, uwielbia stare kino, zupełnie tak jak ja, a w przyszłości chciałby pracować w wydawnictwie, albo prowadzić lekcje dramatu w szkole, zupełnie tak jak ja.
 
- Zatańczysz? - zapytał po jakimś czasie i wyciągnął do mnie rękę.
- Czemu nie? - uśmiechnęłam się i chwyciłam jego dłoń.

   Louis pomógł mi wstać ze stołka i poprowadził mnie za sobą na parkiet, nawet na sekundę nie puszczając mojej ręki. Gdzieś w tłumie zauważyłam Charlotte i pomachałam do niej, ale ona chyba mnie nie widziała. Stanęłam naprzeciwko Louisa i zarzuciłam mu ręce na szyję. Oparłam głowę na jego ramieniu i zaczęłam kiwać się w rytm muzyki. On oplótł mnie rękami w pasie i przyciągnął mocniej do siebie. Było mi wtedy tak dobrze... Zdążyłam już zapomnieć o tym, jak bardzo Tomlinoson może być chamski i jak bardzo go nie lubię.

- Loueh - wymruczałam mu do ucha.
- Hm? - szepnął.
- Pocałuj mnie - poprosiłam.

A.♥

wtorek, 10 grudnia 2013

Hazza. 5

Hej Żabki!
Od razu ostrzegam: poniższy post należy przeczytać z lekkim przymrużeniem oka, ponieważ pisanie poważnych i smutnych imaginów za bardzo mi nie wychodzi. Owszem, teoretycznie są smutne, są przygnębiające, sama fabuła taka jest, ale mój język i stylistyka jak zwykle rozwalają całą konstrukcję i wygląda to trochę jak wyjęte z kabaretu Ani Mru Mru.
Chyba zaczynam się odnajdywać w tym wszystkim, trzymajcie kciuki kochani. :*
Angela, ja i tak wiem że kłamałaś. ILYSM. ♥
KLIK.♥



Wszedł zakochany, wyszedł załamany.

Dziewiętnastoletni członek zespołu One Direction dostał kosza? A to przecież miał być związek idealny! Okazało się, że jego rówieśniczka, [T.I.] [T.N.] wcale nie jest tak niewinną dziewczynką za jaką ją mieliśmy. Miała czelność wykorzystać biednego piosenkarza, a potem złamać mu serce zrywając z nim w jeden z najpiękniejszych dni w roku - Mikołajki! Skąd w nastolatce tyle zawiści? Myślimy, że odpowiedź na to pytanie jest prosta...

   Kurwa.
   Dziennikarze to idioci. Szmaty. Debile. Jeszcze raz idioci, szmaty i debile. A Modest! to w ogóle jakieś banialuki, idioci, szmaty i debile. 
   Wlewam w siebie kolejny kieliszek wódki, czytając artykuł od nowa. Oprócz faktu, że [T.I.] jest moją rówieśniczką, nie ma w tym nic prawdziwego. NIC. Cholera, jak znajdę Samuela to tak mu wpierdolę, że przez tydzień nie wstanie z łóżka. Oni idealnie wiedzą jak spieprzyć komuś życie. Powinni dostać za to Nobla. 
   Wstałem z ciemnozielonego futrzanego fotela - prezentu od babci na osiemnastkę, i zaraz usiadłem. Tak strasznie kręciło mi się w głowie, że myślałem że zaraz zwymiotuję. Zdecydowanie muszę przestać pić. Zaśmiałem się i pokręciłem głową. Nie potrafię. Chwyciłem w rękę opróżnioną do połowy butelkę wódki i pociągnąłem kilka solidnych łyków. W jakiś dziwny i niezrozumiały dla mnie sposób, alkohol sprawia że już się nie martwię. Wszystko odpływa, nie ma już problemów, nie ma zespołu, nie ma Modest!, zostaję tylko ja i moje durne myśli o misiach koala i kucykach Pony. Wiem, że tak nie może być.
   Wyjąłem z tylnej kieszeni jeansów telefon i zanim zdążyłem się zastanowić co właściwie robię, wybrałem numer [T.I.]. 
   Pierwszy sygnał.
   Drugi sygnał.
   Trzeci sygnał.
   Czwar...

- Halo? - usłyszałem jej zaspany głos. - Hazz? Co chcesz?
- Obudziłem cię? - wybełkotałem. 
- Może tylko trochę - szepnęła i wydała z siebie cichy jęk. - Jest pierwsza w nocy, więc błagam, powiedz że to coś ważnego.
- Myślę że tak - odparłem. 

   W głowie zacząłem się opieprzać za to że zadzwoniłem do niej po pijaku i nie potrafię się wysłowić, w dodatku marnując czas [T.I.]. Pewnie w tym momencie mogłaby spać i śnić o kolorowych owcach, schodach do nieba i pocałunkach od Johny'ego Deepa, a ja jak zwykle wszystko popsułem. 

- No więc? - pospieszyła mnie.
- To... To co napisali, to nie moja wina. Zrobili to bez mojej zgody, ja wcale nie mówiłem im że to twoja wina.. Ja nawet nie mówiłem im że nie jesteśmy już razem... Oni to tak.. to tak sami, rozumiesz.
- O czym ty w ogóle mówisz? - spytała, wyraźnie poirytowana. W myślach widziałem jak siedzi po turecku na łóżku i zniecierpliwiona stuka paznokciami o materac. - Co napisali? Harry? 
- Modest! powiedział im, że nie jesteśmy razem, że zerwałaś ze mną, bo... bo chciałaś tylko.. chciałaś tylko kasę. Ale to nieprawda [T.I.].. Ja wcale im tego nie powiedziałem! Nie mógłbym. Ja... nie chciałem. Nie chciałem, to tak samo... - bełkotałem. Poczułem słony smak łez na moich popękanych ustach. Czy ja płaczę? Dlaczego?
- Harry, spokojnie. Skoro kłamią, to prędzej czy później prawda i tak wyjdzie na jaw - odparła. 

   Zadziwiało mnie jej opanowanie. Tak bardzo różniła się ode mnie. Tak bardzo ją kocham. 
   Zamknąłem oczy i wziąłem kilka głębokich oddechów, próbując jakoś okiełznać swoje rozbiegane myśli. Bałem się, że [T.I.] może zobaczyć ten artykuł i przeczytać wszystkie obelgi wypisane pod swoim adresem, że po tym wszystkim może już nigdy się do mnie nie odezwać, że może uznać mnie za jakiegoś idiotę, że mnie znienawidzi... Cholera jasna, tak bardzo się bałem. 

- Żyjesz? - usłyszałem jej szept w słuchawce. 

   Skinąłem głową. 
   Jakim ja jestem idiotą! Kiwam głową rozmawiając z kimś przez telefon i oczekuję że osoba po drugiej stronie to zobaczy? Poważnie, muszę skończyć z alkoholem.
   Skończę.. kiedyś.

- Harry?
- Kocham cię, [T.I.] - wychlipiałem do słuchawki. 

   Zachowywałem się jak baba. Zazwyczaj jest tak, że to dziewczyny ryczą do słuchawki, a chłopacy ją pocieszają. Ale nasz... związek jest tak dziwny i nietradycyjny, że już nawet to przestaje mnie dziwić. 

- Ja ciebie też, Hazz - odpowiedziała cichutko. Poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. - Powiedz mi jeszcze raz o co chodzi.
- Dobra... Chodzi o artykuł - zacząłem. - Opowiem ci co w nim było, ale błagam, nie czytaj go - wtrąciłem szybko. - Obrażali cię tam. I napisali że między nami już koniec. Ale to nie jest koniec, prawda?
- Nie wiem, Harry. To zależy od ciebie.

   Nienawidzę tego, kiedy sam mam podejmować decyzje. Dawanie mi możliwości wyboru gdy jestem pijany to najgorszy z możliwych pomysłów. NAJ-GOR-SZY.
   Zadziwiające, że w takim stanie potrafię jeszcze sylabizować. 

- Co mam zrobić, żeby to się nie skończyło?
- Nie wiem, naprawdę - westchnęła. - Pogadamy o tym jutro, dobrze?

   Znowu skinąłem głową. Niech ktoś mnie zabije.

- Dobrze - wymamrotałem w końcu. - Przyjadę do ciebie jak znajdę chwilę.
- Będę czekać - odparła. 

   Zapadła cisza. Zastanawiałem się co powiedzieć. Tak bardzo chciałem ją w tym momencie przytulić, chciałem żeby mnie pocieszyła i powiedziała że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli wcale nie miałoby tak być.
   Nagle przypomniałem sobie o jednym, nawet dość istotnym szczególe.

- [T.I.]? - zacząłem nieśmiało. Usłyszałem cichy pomruk po drugiej stronie. - Proszę, nie wychodź nigdzie jutro sama, dobrze?
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Po prostu nie wychodź.
- Ale Hazz...
- Obiecaj mi! - krzyknąłem.
- Obiecuję - szepnęła. - Kocham cię... Ty mnie też?

   Już otwierałem usta żeby odpowiedzieć, ale nagle mój telefon zabrzęczał a na ekranie pojawił się napis: POŁĄCZENIE ZOSTAŁO PRZERWANE.

- Najmocniej na świecie - powiedziałem sam do siebie i zamknąłem oczy.

   Chcę umrzeć.

A.♥



sobota, 7 grudnia 2013

Hazza. 4

Wczoraj były Mikołajki! Czyli najwspanialszy dzień w całym roku, może nie licząc Wigilii i ogólnie Świąt Bożego Narodzenia. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie grudzień jest najcudowniejszym miesiącem, najbardziej magicznym, rodzinnym i nastrojowym. Wszędzie widzi się zakochanych ludzi, świat przykryty jest puchatą kołderką śniegu, wszystko jest takie ciepłe i przytulne pomimo nieraz dość surowej zimowej pogody...
Ach, dobra, rozmarzyłam się.

Miałam dodać go wczoraj. Nie dodałam, bo byłam w totalnej rozsypce. Dzisiaj jestem złożona już w jednej trzeciej, do tego stopnia, że potrafię jeszcze co nieco napisać. I tak nie wyszło.

Chciałabym bardzo podziękować Marysi - za to, że mimo tego wszystkiego co razem przeszłyśmy, ciągle jesteś gdzieś tam przy mnie, może nie tak blisko, ale jesteś i za to cię kocham.

Nie podoba mi się to, że cały czas chodzi o Modest. :c

Imagin inspirowany pomysłem mojej kochanej @_Crazy_Mofo_69 (FOLLOW!) dzięki której znowu z chęcią zabrałam się do pisania. Dziękuję kotku. ♥
KLIK.♥


Harry:

- Masz z nią zerwać w Mikołajki - powiedział Samuel, tym idiotycznym dyktatorskim sposobem, którego nienawidziłem odkąd pamiętam.
- Ale przecież to jest niedorzeczne - mruknąłem. Zacząłem udawać że nad czymś się zastanawiam. - Nie ma takiej opcji. Nie mogę jej tego zrobić.
- Styles, dobrze wiesz że tu nie chodzi o nią, tylko o twoją reputację - facet właśnie zaczynał swój monolog, który czasami potrafił trwać kilka godzin.
- Mam gdzieś moją pieprzoną reputację! - warknąłem. - Nie możecie mi chociaż raz odpuścić? RAZ?! Proszę was, dla tej swojej reputacji musiałem spotykać się z Taylor Swift.
- No i? Znowu zaczynasz jakieś bunty. Jesteś dokładnie taki sam jak wszystkie inne gwiazdy: rozpieszczony, egocentryczny, myślisz tylko o sobie - prychnął.
- Seriooo... - ironicznie przeciągnąłem ostatnią samogłoskę i uniosłem brew do góry. - Nie chce mi się z tobą kłócić, więc po prostu powiem ci szybko co zrobię, okej?

   Samuel spojrzał na mnie jak na kosmitę, ale ja ciągnąłem, niezrażony jego idiotyczną miną.

- Wyjdę stąd, skręcę w lewo, wsiądę do samochodu, pojadę do [T.I.] i będziemy sobie żyli "długo i szczęśliwie" - uśmiechnąłem się szyderczo. - Miłego weekendu - rzuciłem na odchodne.

[T.I.]
 
   Leżałam sobie spokojnie w na łóżku i patrzyłam na okno. Było ładne, chociaż strasznie brudne. Na szybie było widać zaschnięte krople deszczu, rozpłaszczone szczątki muszek, ciem i innych interesujących owadów. Milczałam.
   Kelly jeszcze nie było. O ile dobrze pamiętam, dzisiaj kończyła zajęcia o dzewiętnastej, a zegarek w moim telefonie pokazywał dopiero siedemnastą. Co ja ze sobą zrobię przez te dwie godziny?
   Nadal leżałam i nie robiłam niczego sensownego. Jedyne co, to wsłuchiwałam się w ciszę. To dziwne, że ludzie nazywają ciszą te wszystkie ciekawe szmery, szumy, szepty.
   Tak bardzo mi się nudziło, że nie mogłam wytrzymać, ale jednocześnie nie chciało mi się nic robić. Po prostu leżałam, teraz już zamkniętymi oczami, wsłuchiwałam się w ciszę i wystukiwałam stopami jakiś dziwny, znany tylko mojemu sercu rytm.  
   Po chwili do miarowego stukania moich stóp o ścianę przy łóżku dołączyło również pukanie do drzwi. Niechętnie stoczyłam się z łóżka i podeszłam do drzwi, które przy otwieraniu wydały z siebie cichy jęk. Muszę poprosić woźnego, żeby naoliwił mi zawiasy.

- [T.I.] - usłyszałam zmęczony głos Harry'ego.

   Przeniosłam wzrok ze swoich stóp na niego. Wyglądał jak chodząca śmierć. Ciekawe kiedy ostatnio porządnie się wyspał.

- Cześć - odpowiedziałam i wtuliłam się w jego ciepłe ciało.

   Powoli zaciągnęłam się jego zapachem. Jak zwykle pachniał Harrym, czyli mieszaniną miętowego mydła, jakichś perfum, drogiego szamponu do włosów i proszku do prania, ale oprócz tego dało się wyczuć od niego wódkę.

- Piłeś - bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Hazz powoli skinął głową. - Co się stało?
- Jestem smutny, [T.I.] - odparł, lekko bełkocząc. - Samuel powiedział że to już koniec.
- Koniec czego?
- Nas - mruknął.

   Przez chwilę milczeliśmy, wpatrując się w siebie nawzajem. Szukałam w spojrzeniu Harry'ego czegoś, co mówiłoby że żartuje. Na darmo. Był cholernie poważny.

- Dlaczego? - spytałam.

   Byłam trochę zdezorientowana. Udawałam dziewczynę Harry'ego tylko około miesiąca, a chłopak wyraźnie zaznaczał, że powinno to trwać dłużej. Wiem że to brzmi idiotycznie, ale ja po prostu nie chcę teraz zostać sama. Za bardzo przyzwyczaiłam się do bycia z Harrym.

- Chodzi o moją reputację - powiedział. - Ale zacząłem się z nim kłócić, wiesz? - spojrzał na mnie. Skinęłam głową. - I mimo wszystko, chcę żebyśmy dalej byli razem. Nie będę się przejmował Modest!, ok?
- Nie musisz pytać mnie o pozwolenie - szepnęłam.
- Mogę się położyć, prawda? - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Znów skinęłam głową.

   Harry uśmiechnął się szerzej i ruszył w stronę łóżka. Lekko się zataczał. Nagle potknął się o jeden z moich butów leżących na podłodze i upadł.

- Kurwa - syknął. Próbował się podnieść. - Chyba jestem pijany.
- Chyba tak - potwierdziłam.

   Podeszłam do chłopaka i pomogłam mu wstać.

- Będziemy razem, prawda? - spytał i wlepił we mnie swoje hipnotyzujące spojrzenie. - Nawet jeśli Modest! nam nie pozwoli?
- Hazz... nie sądzę - mruknęłam.
- Dlaczego? - szepnął.
- Wiesz przecież, że to wcale nie jest takie łatwe.
- No i co z tego? Powinni zrozumieć że kompletnie oszalałem na twoim punkcie i nie widzę świata poza tobą. Przecież oni też są ludźmi. Poza tym, kto mi zabroni spotykać się...

   W tym momencie odpadłam. Harry nadal coś mówił, ale ja już go nie słuchałam. Powoli przyswajałam dopiero co usłyszane słowa. To już drugi raz, gdy Styles mówi mi coś takiego. Szkoda tylko, że zawsze w takiej sytuacji jest pijany. Ale ponoć gdy jest się pijanym jest się również całkowicie szczerym. Tak więc...
   Spojrzałam na Harry'ego. Stał przede mną, lekko kołysząc się na prawo i lewo, jedną rękę opierając na moim ramieniu.

- ...jeśli powiesz mi, że nie czujesz tego samego, to dobra, zrozumiem, odpuszczę. Bo po co walczyć o coś, skoro nawet jeśli wygrasz, to nie osiągniesz tego co chciałeś? Wiem że pewnie bełkoczę, bo jak zwykle za dużo wypiłem, ale naprawdę, nawet nie zdążyłem zauważyć w którym momencie tak bardzo zaczęło mi zależeć.
- Jezus, zamknij się wreszcie! - krzyknęłam. Harry wlepił we mnie swoje ogromne zielone oczy. Widziałam jak zaczynają napływać do nich łzy. Cholera, nie taki miałam zamiar. - Posłuchaj... To nie jest tak, że ja nie czuję tego samego. Po prostu boję się, że nam nie wyjdzie, okej? Mam prawo się bać. Udaję że mnie to nie obchodzi, bo sam od początku mówiłeś że to tylko ustawka. Przez ten cały miesiąc okłamywałam siebie, bo wiedziałam że w ten sposób będę mniej cierpieć gdy to się skończy, bo to się skończy - spojrzałam na niego.
- Nie skończy - odparł. - Obiecuję ci to.

   Niepewnie skinęłam głową i uśmiechnęłam się. Pozwoliłam chłopakowi delikatnie musnąć swoimi ustami moje usta, co po chwili zmieniło się w coś więcej niż zwykły pocałunek.
   Jednak gdy obudziłam się rano, mój pokój był zupełnie pusty. Jedyne co zostało po Harrym to jego zapach na mojej poduszce. Wtuliłam głowę w ciepłą pościel i zamknęłam oczy. Dlaczego ten jeden zielonooki chłopak musiał wywrócić moje życie do góry nogami?
 

A.♥
 


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Hazza. 3

Cześć.
No to tak, zróbmy sobie krótkie podsumowanie:
DZISIAJ PONIEDZIAŁEK, mój ulubiony dzień tygodnia, serio xd
Postanowiłam dzisiaj dodać kolejną część, bo już dawno niczego nie napisałam i w ogóle jakoś mi się tak smutno zrobiło, że musicie długo czekać na imaginy. Naprawdę bardzo się staram, ale w najbliższym czasie będę miała naprawdę napięty terminarz, więc nie wiem czy uda mi się cokolwiek naskrobać. Postaram się dać z siebie wszystko, naprawdę.
ILYSM.
dla Marysi, może jeszcze ją pamiętacie :) żeby było jej milej w życiu. ♥
KLIK.♥


"Nowa dziewczyna członka jednego z najpopularniejszych boybandów na świecie nareszcie wyciągnięta z ukrycia! Kim jest wybranka 19-letniego Harry'ego Stylesa? W dzisiejszym numerze odkrywamy jej sekrety!"
   Co? Ja, [T.I.] [T.N.] na pierwszej stronie gazety? Uszczypnijcie mnie, bo chyba śnię!
   Z ciekawości postanowiłam otworzyć gazetę i zobaczyć, co takiego tam o mnie napisali. Po przeczytaniu całego "artykułu" dowiedziałam się między innymi tego, że lubię niebieski, mam dwie papugi i dbam o swoje włosy używając odżywki firmy Wella. Nie powiem, ciekawe.

- Hazz! - zawołałam chłopaka, który, o ile dobrze pamiętam, położył się na kanapie i odpoczywał przed dzisiejszą galą czy czymś takim.
- Co... - mruknął, wyraźnie zaspanym głosem.
- Znalazłam o sobie artykuł - zaśmiałam się. - Napisali tam, że mam dwie papugi.
- Kreatywnie - skwitował Styles.

   Usłyszałam odgłos zbliżających się kroków i już po chwili oplotły mnie ciepłe ramiona chłopaka. Wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi, rozkoszując się ciepłem rozchodzącym się po moim ciele. To dziwne, że Harry zdecydował się na takie intymne gesty, gdy i tak nikt na nas nie patrzył.
   Podczas trzech tygodni które upłynęły od mojego spotkania z Harrym, zdążyłam się już przyzwyczaić do ciągłego chodzenia za rękę, ubierania jego bluzek, koszul i marynarek, ukradkowego skradania sobie pocałunków, przytulania się gdy jest zimno... Zawsze gdy miała miejsce jedna z wymienionych powyżej sytuacji, czułam się nieziemsko. To było tak, jakbym rozpadała się na małe kawałeczki. Całe moje ciało wypełniało przyjemne ciepło, a motyle w moim brzuchu podrywały się do lotu z natarczywym trzepotaniem skrzydeł.
   Jednak zawsze działo się to w momencie kiedy ktoś na nas patrzył, gdy były przed nami kamery, lub gdy paparazzi robili nam zdjęcia. Gdy byliśmy ze sobą sam na sam, zachowywaliśmy się jak przyjaciele, a nie jak para zakochanych ludzi. Każdy nasz czuły gest, uścisk czy pocałunek był idealnie wypracowany i zaplanowany.
   A tu nagle taka niespodzianka, Harry się do mnie przytula. Serce automatycznie zaczęło mi bić dwa razy szybciej. To chyba znaczy, że... Cholera.
   Właśnie uświadomiłam sobie, że się w nim zakochałam. W sumie, to było wiadome. Właśnie tak kończyła się każda książka o podobnej tematyce, którą czytałam, tylko że tam na końcu okazuje się, że chłopak jednak odwzajemnia uczucia dziewczyny. A ja, nie oszukujmy się, też liczę na takie zakończenie. Nawet nie przejmuję się tym, jak bardzo idiotycznie to brzmi.

- [T.I.], jesteś gotowa? Za godzinę mamy być na Trafalgar Square - szepnął mi do ucha.
- Daj mi jeszcze chwilkę - odpowiedziałam, nie wiedzieć czemu dziwnie łamiącym się głosem.
- W co się ubierasz?
- W tą... sukienkę.
- Tą najnowszą? Fioletową?
- Mhm - przytaknęłam i niechętnie wyrwałam się z objęć chłopaka.

   Gdy na niego spojrzałam wyglądał na zmartwionego.

- Coś nie tak? - spytałam zdezorientowana.
- Nie, po prostu wyjątkowo ładnie dziś wyglądasz - odpowiedział.
- To dlaczego ty wyglądasz tak, jakbyś bał się że mogę zaraz umrzeć?
- Co? - zaśmiał się. - Nie, to nie tak. Idź się ubrać.

   Kiwnęłam głową, po czym zdjęłam piękną ciemnofioletową kreację z wieszaka i poszłam do łazienki, żeby się ubrać. Naszykowanie się i nałożenie lekkiego makijażu zajęło mi jakieś piętnaście minut. Gdy z powrotem weszłam do sypialni, Harry siedział na łóżku i zakładał skarpetki. Miał na sobie obcisłe czarne jeansy, białą koszulkę i marynarkę z łatami na łokciach. Pewnie ktoś inny w takich ciuchach wyglądałby jak menel spod monopolowego, ale nie Styles. On w tym zestawie prezentował się nieprzyzwoicie gorąco.

- Pięknie wyglądasz, misiu - podniósł wzrok ze swoich stóp na mnie i uśmiechnął się szeroko. - Naprawdę pięknie.
- A ty... - zaczęłam, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie odpowiednich słów. - Wyglądasz idealnie.
- Nieprawda, bo ty.
- Nie, bo ty.
- Nie kłóć się ze mną - szepnął i stanął zaraz naprzeciwko mnie.

   Czas tak jakby na chwilę się zatrzymał. Harry otaksował mnie wzrokiem z góry na dół, po czym przygryzł swoją dolną wargę i przejechał palcami po włosach. Nachylił się bardziej w moją stronę i otworzył usta, tak jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie wydobył z siebie żadnego słowa. Delikatnie dotknął palcem wskazującym mojego ramienia i zaczął kreślić na nim jakieś znaczki. Drugą ręką chwycił moją dłoń i splótł ze sobą nasze palce. Zrobiłam mały krok w jego stronę i uniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Mijały sekundy, jedna za drugą, a my trwaliśmy tak w ciszy, zatopieni w swoich spojrzeniach.
   Po chwili Harry potrząsnął głową i puścił moją dłoń.

- Po-powinniśmy już jechać - zająknął się i wziął kilka głębokich oddechów.
- Masz rację - mruknęłam i zaczęłam schodzić za nim po schodach na dół.

***

- [T.I.], wyglądasz zjawiskowo! - usłyszałam pisk Perrie zaraz przy swoim uchu.
- Och... dzięki Pezz, mimo wszystko, nadal nawet nie dorastam ci do pięt - zrewanżowałam się i posłałam jej mój wyćwiczony uśmiech.

   Blondynka porządnie wyściskała mnie i Harry'ego, a następnie zaprowadziła nas do stolika, przy którym siedzieliśmy. Zajęłam miejsce między Harrym a Niallem, na przeciwko Perrie i Zayna. Wszyscy starali się zachować swobodną atmosferę, ale dzisiejszego wieczora rozmowa wybitnie się nie kleiła. Louis opowiadał nam jakieś drętwe kawały, z których śmiał się tylko Horan, Perrie z Zaynem żyli w swoim świecie, Liam cały czas pisał z kimś SMSy, a my z Harrym siedzieliśmy sztywno obok siebie, co chwilę posyłając sobie ukradkowe spojrzenia.
   Do naszego stolika co chwilę ktoś podchodził, przedstawiał się, mówił jak to bardzo mu miło nas widzieć (w rzeczywistości chodziło tylko o chłopaków), robił zdjęcia, zapraszał na poczęstunek i tak dalej... Ogólnie, było całkiem miło.

- Popatrz w lewo - ciepły oddech Harry'ego omiótł moją szyję. Posłusznie odwróciłam głowę. - Widzisz?
- Kogo? - spytałam i zaczęłam wypatrywać jakiejś znajomej postaci wśród tych wszystkich obrzydliwie bogatych osób.
- Pannę Swift.
- Widzę! - omal nie krzyknęłam na widok Taylor, ubranej dokłanie w TAKĄ SAMĄ sukienkę jak ja. - Co za durna wariatka!
- Nie przejmuj się, kochanie - zaśmiał się Harry. - Ona w tej kreacji ma strasznie gruby tyłek, natomiast ty... Ty wyglądasz prześlicznie - dodał i delikatnie pocałował mnie w policzek. Błysnął flesz.
- To nie zmienia faktu, że ma taką samą sukienkę - burknęłam oburzona. - Ciekawe czy zrobiła to specjalnie, żebyś, jak już będziesz wstawiony, przez przypadek pomylił ją ze mną. Pewnie jest zazdrosna - paplałam.
- Jesteś urocza - mruknął Styles i złożył kilka drobnych pocałunków na czubku mojej głowy. - Nigdy bym jej z tobą nie pomylił.
- Never say never - zaśpiewał Niall, wtykając swoją blond czuprynę pomiędzy nasze głowy. Najwyraźniej musiał przysłuchiwać się całej naszej rozmowie. - Masz rację Hazz, Taylor ma strasznie gruby tyłek.

   Ciekawe czy mówił to tylko po to by mnie pocieszyć. Bądź co bądź, to stwierdzienie bardzo podniosło mnie na duchu.
   Gala właśnie się zaczęła. Prowadzący wszedł na scenę, sypnął kilkoma sucharami, a potem przeszedł do rzeczy. Chłopcy wygrali nagrody we wszystkich kategoriach, do których byli nominowani, wchodzili na scenę miliard razy, robili im tryliardy zdjęć i tak dalej... Wspaniały dzień. Pewnie wszystkie Directionerki przed telewizorami sikały ze szczęścia. Nie dziwię im się. Ja też piszczałam i klaskałam za każdym razem, gdy prezenter wyczytywał nagrodę dla One Direction.

   Gdy gala się skończyła, Harry złapał mnie za rękę i poprowadził w kierunku wyjścia. A to niespodzianka! Byłam prawie pewna, że zostaniemy na after party. A tu nagle: zmiana planów, jedziemy do domu.
   Wsiedliśmy do wypasionej limuzyny z przyciemnianymi szybami i zajęliśmy miejsca naprzeciwko siebie. Harry podał szoferowi adres, a potem sięgnął do barku i nalał sobie porządną szklankę whiskey.

- Też coś chcesz? - zwrócił się do mnie, pociągając duży łyk alkoholu.
- Nie, dzięki - mruknęłam i odwróciłam od niego głowę.

   Nie lubiłam patrzeć jak Harry pije. Nie podobało mi się to, że pił zachłannie dopóty, dopóki całkowicie nie tracił nad sobą panowania. Kiedy był już porządnie wstawiony, gadał to, co mu tylko ślina na język przyniosła. A najgorsze było to, że później już niczego nie pamiętał.
   Przylepiłam nos do szyby i zaczęłam liczyć samochody przejeżdżające obok nas. Słyszałam jak tam z tyłu Harry napełnia swoja szklankę whiskey po raz drugi... Po raz trzeci... Po raz czwarty.

- [T.I.] - usłyszałam bełkotanie chłopaka.
- Tak? - spytałam i obróciłam głowę w jego stronę. Miał już zamglone oczy, ale nadal wyglądał na względnie trzeźwego.
- Wiesz co się dzieje kiedy zapada zmrok?
- Jest ciemno - odpowiedziałam i ponownie wbiłam wzrok w szybę samochodu.
- To też. Ale nie o to chodzi [T.I.] - mruknął, trochę poirytowany.
- No a o co?
- Chodzi o to, że jest taki ktoś, kto ciągle myśli o tobie i zastanawia się, czy może ty czujesz to samo.
- I...? - spytałam, zupełnie nie mogąc załapać o co może mu chodzić.
- Już nic - westchnął. - Dzięki tobie mam spieprzony nastrój.
- Dzięki mnie?! - momentalnie podniosłam głos.
- Tak, dzięki tobie! Potrafić rozpierdolić cały mój plan swoim jednym głupim słowem! - warknął i dla podkreślenia swojej wypowiedzi, wystawił przed siebie palec wskazujący.
- Jaki plan? - parsknęłam śmiechem.
- Właśnie miałem ci powiedzieć, że cię kocham, łapiesz? KOCHAM CIĘ - wybełkotał i przetoczył się na miejsce obok mnie.
- Harry, jesteś pijany - zbyłam go. Mimo wszystko, nie mogłam powiedzieć, że te słowa nie wywołały na mnie wrażenia.
- Jak kurwa pijany?! Ja? Przecież prawie nic nie wypiłem! - starał się mówić wyraźnie, ale uzyskał efekt wręcz odwrotny od zamierzonego.
- Uspokój się, błagam Styles - szepnęłam.
- Ale nie potrafię - usłyszałam, a potem poczułam jego usta na moich ustach.

A.♥