sobota, 22 marca 2014

Harry. 3

Cze. ♥
Nie chcę się rozpisywać, więc oznajmiam tylko, że imaginy będą się od teraz pojawiać rzadziej niż wcześniej, ze względu na mój totalny brak czasu (i weny).
Kocham Was mocno i naprawdę się staram, ale po prostu nie zawsze wychodzi. Dziękuję, że cały czas ze mną jesteście, to jest najpiękniejsza rzecz jakiej może doświadczyć ktokolwiek. Dziękuję bardzooooo! ♥
Generalnie Harry+[T.I.] to jeden wielki fail... Ale cóż, czytajcie :D
+ dziękuję za mocnego kopa w dupę, Mumingu, kocham Cię. ♥

KLIK.♥



[T.I.]

- Gdzie idziemy? - spytałam, rozglądając się dookoła.
- Nie mogę ci powiedzieć - zaśmiał się Harry. - Bo wtedy to by nie była niespodzianka.

   Zachichotałam i posłusznie ruszyłam za nim 127 ulicą. Zastanawiałam się, gdzie może mnie zabrać ktoś taki jak on. Nie zrozumcie mnie źle, ale nie wydaje mi się, żeby Harry miał pieniądze na jakąś ekskluzywną restaurację, o ile jakakolwiek jest o tej porze otwarta.
   W każdym razie, szliśmy sobie powolutku, bardzo dobrze oświetlonymi ulicami Manhattanu i próbowaliśmy znaleźć jakiś dobry temat do rozmowy... Ale póki co, niezbyt dobrze nam to wychodziło. Kiedy ja zaczynałam jakiś temat, okazywało się że Harry nigdy o niczym takim nie słyszał i tak samo było w przypadku, gdy to on próbował podtrzymać rozmowę.

- Już jesteśmy - odparł nagle Harry i zatrzymał się w pół kroku.

   Rozejrzałam się uważnie wokół siebie i stwierdziłam, że kompletnie nie wiem gdzie jestem. Do tej pory wydawało mi się, że znam Manhattan jak własną kieszeń, ale w tym miejscu jeszcze nigdy nie byłam.
   Harry zaprowadził mnie do jakiegoś pseudo kurortu nad rzeką, który, gdyby nie motorówki przycumowane do drewnianego molo i wielki, migający na różowo neon z napisem "BAR 24/7", mógłby grać nawiedzony dom w horrorze. Nigdy nie przypuszczałam nawet, że coś takiego istnieje... A jednak. Nowy Jork nie przestaje mnie zaskakiwać.

- Pięknie tu, prawda? - Harry spojrzał na mnie wzrokiem rozmarzonego chłopca.

   Niepewnie pokiwałam głową i posłałam mu fałszywy uśmiech.

- Co masz zamiar tu ro...
- Poczekaj, to jeszcze nie wszystko! - przerwał mi i pociągnął mnie za rękę w stronę tego upiornego baru.

   O dziwo, wcale nie zaprowadził mnie do środka, ale na tyły tego dziwnego budynku, gdzie... O MÓJ BOŻE.
   Na balustradzie tarasu były poustawiane jedna obok drugiej świeczki... Cóż, Harry chyba lubi zabawy z ogniem, bo to zadziwiająco przypominało scenerię z mojego balkonu. Mimowolnie uśmiechnęłam się do chłopaka. To było urocze.. ale wciąż nie zmieniało faktu, że nasza "randka" była totalną klapą.
   Usiadłam obok Harry'ego na troszeczkę niestabilnym drewnianym stoliku pod ścianą i wlepiłam wzrok w te kilkadziesiąt świeczek przede mną. Chłopak zaczął opowiadać mi o swoim dzieciństwie, ale przyznam się, że nie za bardzo go słuchałam. To całe spotkanie przypominało mi scenariusz niszowego filmu dla nastolatek... Wszystko było zdecydowanie przerysowane i naciągane, ale Harry zdawał się tego nie zauważać.
 
- Opowiesz mi coś o sobie? - spytał nagle, złączając ze sobą palce naszych dłoni.
- Nie ma tu nic do opowiadania - zaśmiałam się nerwowo. - Moje życie nie jest zbytnio ciekawe.
- Życie takiej wyjątkowej dziewczyny jak ty nie może nie być ciekawe - szepnął prosto do mojego ucha, delikatnie je przygryzając.

   Błagam, nie. On chyba źle to wszystko zrozumiał. Tak, jest słodki, ale...

- Opowiedz mi coś - mruknął, muskając moją szczękę swoim językiem.

   ... kompletnie nie w moim typie.
   Teraz zaczęłam się zastanawiać, dlaczego po tym jednym spotkaniu w klubie nie mogłam przestać o nim myśleć... Wydawało mi się, że jest inny, bardziej mroczny, tajemniczy i groźny. I mimo, że nigdy bym się o to nie podejrzewała, właśnie to mnie w nim pociągało. Teraz, gdy okazało się, że jest zupełnie inny, jego szanse u mnie spadły niemal do zera. Byłam... rozczarowana? Tak, to chyba najbardziej odpowiednie tego, co w tym momencie czułam.
   Poczułam, jak usta Harry'ego niebezpiecznie szybko zbliżają się do moich. Raptownie się od niego odsunęłam, za co zostałam nagrodzona jego zdezorientowaną miną. Chciałam wymyślić jakąś wymówkę, coś w stylu przewlekłej choroby albo opryszczki, ale bardzo uprzejmie wyręczył mnie w tym przeraźliwy krzyk dobiegający z wnętrza baru.

Harry:

   Nie wierzę, że coś takiego musiało się wydarzyć akurat w takim momencie. Do tej pory było przecież tak pięknie, tak idealnie... Ale no cóż, zaczynam się przyzwyczajać do tego, że nic w życiu nie idzie po mojej myśli.
   Krzyk znowu przeszył panującą dookoła ciszę. [T.I.] skuliła się na stole, więc objąłem ją ramieniem, chcąc dodać jej otuchy. Do moich uszu doleciały strzępki rozmowy.

- Miałaś.... kurwa dwa miesiące... czy... naprawdę.... mało?
- Oddam ci wszystko! - krzyknęła kobieta. - Ale błagam, zostaw mnie!
- Masz tą pieprzoną forsę? - warknął mężczyzna.. O mój Boże, to był...
- Alec - szepnąłem.
- Kim on jest? - odszepnęła [T.I.], patrząc na mnie z przerażeniem.

   Nie chciałem odpowiadać. Nie, ten wieczór i tak był już wystarczająco zepsuty.

- Jakieś ostatnie słowa? - spytał ironicznie Alec.
- Daj mi to wyjaśnić! Oddam ci wszystko! - pisnęła kobieta.
- Zawsze ta sama gadka, Johnson, przestałem już w nią wierzyć - zaśmiał się i zrobił kilka kroków, jak mi się wydaje, w stronę tej kobiety. - Masz mi coś do powiedzenia?
- Kocham cię! - krzyknęła.
- Kim jest Alec? - spytała ponownie [T.I.], zaciskając swoje palce mocniej na moim przedramieniu.

   Wiedziałem, że się bała. Mogłem to wyczuć po sposobie w jaki jej dłoń trzymała moją, albo po drżeniu jej głosu. Ja też się bałem, chociaż nie miałem czego. Akurat mi nic nie groziło.
   
   Strzał.
   Huk bezwładnego ciała opadającego na podłogę.
   Bezlistosny rechot.
   Cisza.
   Kimkolwiek była Johnson, już jej nie było.

- Harry, odpowiesz mi?
- On jest... - zacząłem, ale te słowa nie chciały mi przejść przez gardło.
- Kim jest? - szepnęła.

   Teraz albo nigdy - pomyślałem. Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem oczy.

- Alec to... Alec to mój brat.


A.♥

poniedziałek, 3 marca 2014

Harry. 2

Cześć!
Hello!
Hallo!
Salut!
¡Hola!
Ciao!
No to ten... Napisałam drugą część! Taka trochę mało straszna wyszła, ale cóż... Co myślicie o takim romantycznym Hazzie? Podoba Wam się?
Nie wiem jak udało mi się napisać 2 część, która jest cholernie długa jak na moje standardy w tak krótkim czasie (proszę o aplauz, haha). Kocham Was najmocniej.

DLA ANGELIKI, MUMINGA I JULCI, MOICH KOCHANYCH, NAJUKOCHAŃSZYCH. ♥
KLIK.♥

45 KOMENTARZY = 3 CZĘŚĆ


Harry:

- Nie jestem jakimś popierdolonym kryminalistą! - warknąłem, z całej siły uderzając pięścią w ścianę.

   Od kilku dni nie potrafię myśleć o niczym oprócz [T.I.]. Śni mi się każdej nocy i za każdym razem próbuje się do mnie przytulić, a ja ją odpycham. Potem ona odchodzi ode mnie, krzycząc "Jesteś potworem Harry!". W tym momencie zawsze się budzę i przez jakąś godzinę nie wiem co się ze mną dzieje. To już chyba zakrawa się na jakąś chorobę psychiczną.
   Nie mam pojęcia dlaczego cały czas obsesyjnie myślę tylko o jednej dziewczynie, którą przypadkowo spotkałem w klubie. Wcześniej nigdy mi się nic takiego nie zdarzyło. A teraz strasznie żałuję tego, że ją odepchnąłem, że przez moje idiotyczne zachowanie [T.I.] się mnie boi. Chciałbym to naprawić, ale nie mam pojęcia jak.
   Przez to wszystko tylko wyżywam się na innych. Na przykład na moim najlepszym przyjacielu.

- No to nie zachowuj się tak, jakbyś nim był - Louis zaśmiał się gardłowo.

   Pewnie był już lekko wstawiony. No cóż, on prawie zawsze jest lekko wstawiony.

- Bo, bez urazy, ale przez to, że cały czas próbujesz udowodnić wszystkim jakim jesteś twardzielem, ta dziewczyna zaczęła się ciebie bać.
- Czyli uważasz, że to wszystko MOJA wina? - krzyknąłem.

   Ten facet zaczyna mocno działać mi na nerwy. Jakim prawem wytyka mi wszystkie błędy podczas gdy sam nie jest święty? Założę się, że jego kartoteka policyjna jest równie obszerna co piąty to Harry'ego Pottera (swoją drogą, świetna książka). Wiem, że jest moim przyjacielem, ale do przesady... Przecież ja nikomu nie chcę niczego udowadniać!

- Hazz, wyluzuj - jęknął Louis, z przerażeniem wpatrując się w utworzoną przeze mnie dziurę w ścianie. - Oczywiście, że sądzę, że to twoja wina... Ale nie ma takiej rzeczy, której nie da się naprawić.

   Och. Zapomniałem już co ten magiczny napój zwany alkoholem robi z człowiekiem. Louis zawsze był bardzo szczery, ale przynajmniej wtedy, gdy nie był pijany, wiedział kiedy powinien przestać. Dobra, tym razem mu wybaczę.

- Co twoim zdaniem powinienem zrobić? - spytałem, siadając obok niego na skraju łóżka.
- Musisz jej pokazać, że potrafisz być słodki jak babeczka i romantyczny jak... Romeo. Dokładnie jak ten mały, szesnastoletni Styles, na którego dołeczki w policzkach leciały wszystkie dziewczyny w szkole - zaszczebiotał, ściskając moją twarz dłońmi.

   O nie. Tylko tego brakowało.

- Nie mam zamiaru udawać mięczaka i niszczyć swojej reputacji dla jednej głupiej laski!

   Coś ty powiedział idioto? Wypluj to!

- Oho, nie rozpędzaj się tak, mój kochany, bo, po pierwsze: wszyscy wuedzą, że tak naprawdę jesteś mięczakiem, po drugie: marnie ci idzie udawanie twardziela, bo twardziele nie noszą obcisłych czarnych spodni podciągniętych pod samą szyję...
- Przepraszam bardzo - przerwałem mu. - Moje spodnie WCALE nie są podciągnięte pod samą szyję.
- Żartujesz sobie ze mnie? Nie widać znad nich nawet gumki twoich markowych bokserek - zarechotał.

   Dla podkreślenia swoich słów, wstał z łóżka i wypiął do mnie tyłek, eksponując swoje imponujące kształty. Jego jasne, poprzecierane jeansy były zdecydowanie za luźne, bo pozwalały mi zobacyzć napisany różnokolorowymi literkami na jego bokserkach wyraz "SOBOTA". Pomińmy fakt, że dzisiaj był czwartek.
   Zachichotałem jak mała dziewczynka. Pijany Louis to mój ulubiony Louis.

- To, że nie chwalę się wszystkim moją znakomitą znajomością dni tygodnia, wcale nie oznacza, że nie jestem twardzielem. Poza tym, obcisłe spodnie są teraz w modzie.
- No właśnie Styles! Czy ty się słyszysz? Prawdziwi twardziele nie znają się na modzie! - krzyczał Lou, wymachując rękami na wszystkie strony.

   Cholernie bawił mnie jego entuzjazm, nawet jeśli mnie wyzywał. Może rzeczywiście było w tym trochę racji?

- Kurwa, Harry... Tak mnie zagadałeś, że zapomniałem ci powiedzieć o najważniejszej rzeczy! - bełkotał. - Bo po trzecie..
- Po trzecie co? - zaśmiałem się.

   Dzięki idiotycznym tekstom Louisa, cała moja złość wyparowała. Mój przyjaciel jest absolutnie najlepszy na świecie.

- Po trzecie - zaczął, przybierając możliwie jak najbardziej poważny wyraz twarzy - dobrze wiem, że cholernie zależy ci na tej "jednej głupiej lasce".
- Daj spokój - jęknąłem, zbywająć go machnięciem ręki.

   Oczywiście Louis jak zwykle miał rację. Ale nie mogłem mu tego przyznać, bo moja reputacja, która i tak wisiała już na włosku, teraz ległaby w gruzach. Dlaczego on musi mnie tak dobrze znać?
   Dobra, teraz przyznam się sam przed sobą - tak, zależy mi na tej "jednej głupiej lasce", którą jest [T.I.] [T.N.]. I wcale nie jest głupią laską.

- Proszę cię, to nie jest coś, czego mógłbyś się wstydzić. [T.I.] jest naprawdę gorącą laską. Sam czasem zastanawiam się jak by to było, gdyby ona i ja..
- Nawet o tym nie myś! - warknąłem. - Bo jak nie, to...
- Spokojnie, Hazz - mruknął Lou. - [T.I.] jest twoja.. Albo będzie, o ile nie znalazła sobie kogoś innego. Ale nawet jeśli nie znalazła, to cię nie polubi, jeśli nie przestaniesz zgrywać takiego twardziela.
- Znowu mam być "słodkim Harrym"? - jęknąłem, ze zdenerwowania przeczesując palcami włosy.
- Zdecydowanie. Parę romantycznych gestów i wszystko się zmieni - mrugnął do mnie Louis i zaczął się śmiać.

   Cóż, to rzeczywiście może być całkiem zabawne. Żegnaj nowy Harry, witaj stary Harry.
   Uśmiechnąłem się do siebie i wsadziłem palce w swoje dołeczki. O tak, [T.I.] na bank się w nich zakocha, bo tylko tego brakuje mi do pełnego sukcesu. Połowa drogi już za mną.
   Możecie się ze mnie śmiać, ale zakochałem się po uszy w [T.I.] [T.N.]. Ja, Harry Styles, który nie wierzy w miłość.

- Gdzie ona mieszka? - spytałem.


[T.I.]

   Z zadowoleniem spojrzałam na efekt swojej pracy. Moje paznokcie wyglądały idealnie. W myślach przybiłam sobie piątkę.
   Rozsiadłam się wygodnie na łóżku, opierając plecy o zagłówek, a nogi kładąc na puchatej poduszce w kolorowe słoniki. Włożyłam słuchawki na uszy, a na kolanach umiejscowiłam nowiutki egzemplarz "Poradnika Pozytywnego Myślenia". Uniosłam książkę na wysokość twarzy i zaciągnęłam się otumaniającym zapachem papieru i farby drukarskiej. Kocham wąchać książki. W szczególności te nowe.
   Delikatnie przeciągnęłam palcem po błyszczącej okładce. Z podekscytowania mięśnie w moim podbrzuszu gwałtownie się skurczyły. Takie uczucia towarzyszyły mi za każdym razem, gdy zaczynałam czytać nową książkę.
   Otworzyłam ją na pierwszej stronie i zagłębiłam się w lekturze... Jednak nie mogłam się skupić. Za każdym razem gdy patrzyłam na skupisko liter, w mojej wyobraźni formował się obraz ciemnowłosego chłopaka z klubu i za nic nie chciał mnie opuścić. Widziałam wyraźnie każdą plamkę krwi na jego koszulce, obszerny siniec pod lewym okiem, rozciętą wargę, czarną siatkę tatuaży pokrywającą większą część jego ciała, błyszczące srebrne kolczyki, ciemnozielone, hipnotyzujące oczy, niesforne loczki, zawadiacki uśmieszek, zabawną zmarszczkę pomiędzy brwiami.
   O nie, [T.I.], opanuj się. Ten chłopak pewnie dawno o tobie zapomniał. Znając takich jak oni, pewnie jest męską wersją Tiffany z tej książki, którą właśnie czytasz. Łagodzi swój ból wywołany nie wiadomo czym, sypiając z przypadkowymi kobietami. Pewnie teraz już o tobie nie pamięta, więc i ty spróbuj zapomnieć o nim.

- Nie potrafię - jęknęłam z rezygnacją i pokręciłam głową.

   Odłożyłam książkę na szafkę nocną i wstałam z łóżka. Moją uwagę przykuła biała karteczka leżąca na komodzie. Jeśli dobrze pamiętam, wcześniej jej tutaj nie było. Moje serce z przerażenia zaczęło bić miliard razy szybciej niż zazwyczaj. Drżącymi dłońmi podniosłam świstek papieru i przysunęłam go do twarzy. To, co przeczytałam, całkowicie zbiło mnie z tropu.

Wyjrzyj przez okno.
I nie bój się, to nic strasznego Księżniczko, chyba, że się mnie boisz.
Książę x

   Książę? Och... to takie... romantyczne. Zupełnie jak w bajce.
   Ostrożnie podeszłam do okna i przycisnęłam czoło do szyby, opierając ręce na parapecie. To, co zobaczyłam sprawiło, że mnie zamurowało. Stałam tak i gapiłam się na piękne widowisko rozgrywające się przede mną.
   Na schodach przeciwpożarowych porozstawiane były świeczki, dające ciepłą, mleczną poświatę. Na jednym ze schodków siedział ciemnowłosy chłopak z klubu. W rękach trzymał gitarę i delikatnie szarpał palcami jej struny. Jego twarz rozjaśniał najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam. 
   Delikatnie uchyliłam okno i wychyliłam przez nie głowę. To, co usłyszałam, do reszty mnie oszołomiło. Chłopak wydobywał z gitary delikatne dźwięki, które idealnie komponowały się z jego zachrypniętym głosem. Bo, chociaż trudno mi z początku było w to uwierzyć, on śpiewał. I to nie byle jak. On śpiewał... niesamowicie. 

- Cześć - wydukałam niepewnie, gdy ostatnie dźwięki gitary ucichły.
- Witaj - odparł, ukazując słodkie dołeczki w policzkach. - Tęskniłaś za mną?

   Nie chciałam mu odpowiedzieć, że nie mogłam myśleć o niczym innym, więc po prostu wzruszyłam ramionami i spuściłam wzrok, żeby chociaż odrobinę zakryć rumieniec, który zapewne pojawił się na moich policzkach. 


Harry:

   [T.I.] zarumieniła się. Jak słodko. Może rzeczywiście powrót do starego, ckliwego Harry'ego był dobrym wyjściem.

- Masz ładny dom - zauważyłem, rozglądając się dookoła.

   Jej dom był zajebisty. Właściwie, jej blok, willa, czy też wieżowiec, nie wiem jak to nazwać. W każdym razie, jestem absolutnie pewien, że w środku jest winda. Dom ma sześć pięter i jeśli jest tak jak myślę, mieszka w nim jedna rodzina. Utrzymanie w dobrym stanie takiego budynku. musi kosztować majątek... A ona właśnie tam mieszka. Ciekawe gdzie pracują jej rodzice, że mają na to wszystko pieniądze. 
   [T.I.] znów wzruszyła ramionami.

- Mam taką propozycję - zacząłem, odkładając gitarę do pokrowca.

   Oczy dziewczyny rozbłysły, gdy usłyszała moje słowa.

- Ale będziesz musiała mi zaufać, zrozumiano? - spojrzałem jej w oczy.
- Postaram się - zaśmiała się.
- Zabiorę cię gdzieś, dobrze? Tylko na godzinę, góra dwie... Chcę ci coś pokazać - szepnąłem.
- A co to takiego? 
- Nie mogę ci powiedzieć, bo nie będziesz miała niespodzianki - mruknąłem, zaczynając gasić świeczki stojące na schodach. 

   [T.I.] skrzyżowała ramiona na piersi i udała, że się obraża. Wyglądała tak słodko...

- Proszę? - zaszczebiotałem jak małe dziecko, wlepiając w nią swoje ogromne oczy. 
- Nie wiem dlaczego to robię - westchnęła.

   O tak, już mi się udało!

- To.. pójdziesz ze mną? - zapytałem, wyciągając do niej dłoń.
- Tak, ale najpierw muszę coś wiedzieć - odparła, a jej twarz nagle przybrała poważny wyraz.

   Oby nie pytała o Aleca, bo nie będę mógł jej odpowiedzieć. Ten typ z pewnością nie jest godzien jej uwagi. Poza tym, przysięgłem mu, że nikomu nie powiem o naszej umowie...

- Jak masz na imię?

   Co?
   Jak to było? Cholera, przed chwilą jeszcze pamiętałem. Zawsze to pamiętałem. Dlaczego musiałem o nim zapomnieć akurat w tym momencie? Zaczynało się na H...

- H-Harry - wydukałem i głośno odkaszlnąłem. - Nazywam się Harry - dodałem pewniejszym głosem.

   [T.I.] zachichotała, po czym ujęła moją dłoń i wyszła na schody.

- Ufasz mi? - spytałem.
- Chyba nie mam innego wyjścia - szepnęła, mocniej ściskając moją dłoń.


A.♥


niedziela, 2 marca 2014

Harry. 1

Hej Skarby!
Tego imagina chciałabym zadedykować kilku wspaniałym osobom (mam nadzieję, że nie będziecie złe, że dedykuję go Wam wszystkim, a nie każdej z osobna.. ♥):

1. Netka Dognes z okazji imienin!
No to, moja droga, wszystkiego co najlepsze, dużo miłości, radości, szczęścia, zdrowia, spełnienia marzeń, ogromnego bogactwa, fajnego chłopaka, niezapomnianych przeżyć, spełnienia w życiu i generalnie WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! ♥
2. Emcia - z okazji urodzin!
Skarbie moje ty kochane, jak to się fajnie złożyło, że masz urodzinki wtedy co ja! W przyszłym roku od razu napiszę coś dla nas obu. Hihihi, ten misterny plan! No więc wszystkiego co najlepsze, urocze i kochane, małych żółtych kaczuszek, puchatych owieczek, mięciutkich poduszek, dużo szczęścia i miłości, znalezienia TEGO JEDYNEGO (najlepiej z One Direction, ale zostaw mi Louisa, bo on jest mój :c), prawdziwych przyjaciół, żadnych wrogów i ogólnie życia usłanego różami, żebyś żyła długo i szczęśliwie. ♥
No i ten, tego kilkupartowca z Lou to jeszcze Ci napiszę, na razie zajmę się tym, ok? Pamiętam, żeby nie było!
3. @JulciaDeptula bo Cię kocham, hłehłe. I wiem, że Ty kochasz Hazzę, więc dam Ci dedykację. ♥

+ zaznaczam, że nie wiem czy pisać drugą część, bo mam jeszcze 2 imaginy do skończenia, a stanowczo za mało czasu i pomysłów. :c
KLIK.♥

40 KOMENTARZY = 2 CZĘŚĆ



[T.I.]:

- Mamo, wychodzę! - oznajmiłam, wkładając moje zabójczo wysokie szpilki od Louboutina.
- Uważaj na siebie! - krzyknęła do mnie z salonu.

   Jej głos był trochę przytłumiony, biorąc pod uwagę to, jak daleko od drzwi wejściowych znajduje się salon. Mój dom był ogromny. No ale cóż, skoro nas stać, to czemu nie?
   To, że jesteśmy bogaci, to tak naprawdę tylko wina przypadku. Przez przypadek, mój ojciec zaprzyjaźnił się z bardzo bogatym mężczyzną w podeszłym wieku, który nienawidził swojej rodziny. Mojego tatę traktował jak swojego syna. Tfu, nawet lepiej od swojego syna, bo mojego tatę naprawdę kochał, a tamtego nienawidził. Kilka lat temu, pan Banks, bo tak się nazywał, miał wylew i niestety nie dało się go uratować. W ten sposób, po jego śmierci, tato dostał w spadku ogromny dom, jacht i kilkanaście milionów dolarów.
   A ja, razem z moją mamą, otrzymałyśmy przepustkę do wielkomiejskiego, nowojorskiego życia.
   Dzisiaj wieczorem razem z grupką znajomych mieliśmy się wybrać do jednego z klubów na Manhattanie, żeby świętować urodziny Louisa - chłopaka, w którym podkochiwała się moja najlepsza przyjaciółka. Za nic nie mogłam zrozumieć, dlaczego Tomlinson tak bardzo jej się podoba. Nie był ani specjalnie ładny, ani miły... Zawsze wyglądał na lekko wstawionego i przeważnie tak się zachowywał. Pomimo tego, Mimi była w nim okropnie zadurzona. No cóż, miłość nie wybiera.
   Gdy wyszłam przed dom, zauważyłam, że nowe sportowe auto Mimi stoi na podjeździe. Podeszłam do niego i wsunęłam głowę do środka przez drzwi od strony pasażera.

- Hej M - przywitałam ją wesoło i usadowiłam się wygodnie na fotelu obok niej.
- Cześć [T.I.] - pisnęła z podekscytowaniem, ostrożnie wycofując samochód z podjazdu. - Nie mogę się doczekać! Wyobrażasz sobie? Całą noc spędzimy w jednym pomieszczeniu z...
- Louisem Tomlinsonem, wiem - zaśmiałam się i delikatnie ścisnęłam ramię Mimi. - Cieszę się, że wreszcie sobie kogoś znalazłaś - dodałam.
- Ty też za niedługo kogoś sobie znajdziesz!

   W tym momencie jeszcze nawet nie podejrzewałam, jak bardzo prorocze były jej słowa.

***

   Spocone ciała, alkohol, papierosy, trawka... Te wszystkie zapachy nakładały się na siebie i sprawiały, że miałam ochotę zwymiotować. Resztkami sił powstrzymywałam swój obiad od wydostania się na zewnątrz. Mimi zniknęła gdzieś z Louisem, ale wolałam ich nie szukać, bo nie daj Boże, zobaczyłabym coś, czego mogłabym później żałować. Brad i Lolly - dwójka moich przyjaciół - również gdzieś się zagubiła, więc teraz siedziałam sama przy barze i sączyłam piątą szklankę coli. O dziwo, na razie nie chciało mi się jeszcze iść do toalety.
   Barman najwyraźniej miał mnie już dość, bo gdy poprosiłam o kolejną colę, postawił przede mną całą półtoralitrową butelkę i zajął się obsługiwaniem innych klientów. Siedziałam sobie ze wzrokiem wbitym w czerwoną etykietę na butelce i powoli analizowałam zawartość substancji odżywczych w porcji 100ml.

- Aż tak ci się nudzi? - usłyszałam zachrypnięty, męski głos.

  Rozejrzałam się dookoła, żeby zobaczyć do kogo on należy i... zamarłam z przerażenia. Na stołku barowym po mojej prawej stronie siedział najbardziej podejrzanie wyglądający mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam. Całe jego ręce były pokryte tatuażami, podobnie jak szyja i klatka piersiowa, której kawałek było widać przez białą koszulkę z dekoltem w serek. Jego zgrabne nogi opinały czarne jeansy z ogromnymi dziurami na kolanach. Cholera, on miał ładniejsze nogi ode mnie!
   Przeniosłam wzrok na jego twarz, ale zaraz tego pożałowałam. Miał srebrne kolczyki w uszach i w dolnej wardze, które połyskiwały groźnie w świetle lamp stroboskopowych. Całą jego twarz okalały niesforne ciemnobrązowe loczki. Łagodziły one troszeczkę ten cały buntowniczy wygląd. Ale najpiękniejsze w tym wszystkim były jego oczy - zielone, błyszczące, otoczone wachlarzem długich rzęs.
   Gdy chłopak zauważył, że bacznie mu się przyglądam, zmarszczył brwi. Jego oczy zamieniły się w dwie wąskie szparki. Ups, a tak dobrze się na nie patrzyło.

- Odpowiesz mi? - mruknął, sprawiając że cała zadrżałam.
- N-nie n-nudzi mi s-się - wydukałam, gwałtownie odwracając wzrok.
- Kolejna panna z fiołem na punkcie zdrowego odżywiania? - uniósł do góry jedną brew i oparł łokcie na blacie.
- Nie sądzę - zachichotałam nerwowo. Dlaczego on musiał przyczepić się akurat do mnie? - Wypiłam już pięć szklanek tego świństwa i właśnie zamierzam wypić kolejną.

   Na szczęście mój głos już nie drżał, więc mogłam mu normalnie odpowiedzieć.

- Nie chciałabyś spróbować czegoś mocniejszego?

   Pokręciłam głową. Poczułam, że oczy tego chłopaka są wlepione prosto we mnie.

- Prowadzę, więc raczej nie, dzięki - odparłam, nieśmiało odwzajemniając jego spojrzenie.
- Cóż, mogę cię odwieźć - zaproponował.
- A ty nie pijesz?
- Ja.. em... nie mogę - zająknął się.

   No proszę, a myślałam, że jest taki pewny siebie.
   Nie zamierzałam drążyć tematu, więc tylko pokiwałam głową w zamyśleniu i wzięłam kolejnego łyka coli. Chłopak nadal skanował wzrokiem każdy centymetr mojego ciała, ale nie mogłam mieć mu tego za złe, skoro kilka minut wcześniej ja robiłam dokładnie to samo.
   Nagle przy boku chłopaka pojawił się Louis. Był przerażony. Prawie tak samo jak ja, kiedy zobaczyłam jego kolegę.

- Styles, mamy problem - wypalił Lou. - Alec tu jest.

   Gdy tylko usłyszał to imię, wyraz twarzy chłopaka diametralnie się zmienił. Jego oczy znów zmieniły się w dwie cienkie szparki.

- Co kurwa? - warknął, gwałtownie podnosząc się z krzesła. - Myślałem, że ten skurwiel siedzi za kratkami!
- Bo siedział! - krzyknął Louis. - Ktoś zapłacił za niego kaucję.

   O kimkolwiek oni rozmawiali, wiedziałam, że to na pewno nie jest jakiś miły starszy pan. Ale cóż, tego mógł się domyślić każdy.
   Styles złapał się za głowę, wyrywając sobie z niej swoje urocze loczki. Wyglądał na załamanego.

- Gdzie on jest? - warknął, spoglądając na Tomlinsona z mordem w oczach. Nie wiem jakim cudem Louisowi udało się wytrzymać jego spojrzenie.
- Stoi obok DJ-a - odparł.
- Weź ją jak najdalej od niego - spojrzał na mnie. - A ja się nim zajmę.

   Dostałam gęsiej skórki i zaczęłam się trząść. Kim do cholery jest ten Alec i co on tu robi? Tyle pytań w tym momencie chciałam zadać im obu, ale nie byłam w stanie nic powiedzieć. Bałam się jak nigdy.
   Posłusznie poszłam za Louisem w stronę wyjścia ewakuacyjnego i patrzyłam jak chłopak z loczkami znika w tłumie tańczących ciał. Bałam się, że to już koniec, że coś mu się stanie... A ja nawet nie znałam jego imienia.
   Gdy wyszliśmy z klubu, zauważyłam, że stoi tam znacznie więcej ludzi niż przypuszczałam. Spanikowani mężczyźni i płaczące kobiety... Nikt nie wiedział co ze sobą zrobić.
   Louis zaprowadził mnie do grupki osób, w której byli również Mimi, Brad i Lolly. Gdy tylko mnie zobaczyli, zamknęli mnie w szczelnym uścisku.

- [T.I.], przepraszam że tak wyszło - wyszlochała Mimi w moje ramię. - Nie dość, że cię zostawiłam, to teraz jeszcze to... Przepraszam.
- Spokojnie M, nic się nie stało - odparłam.

   Teraz najmniej martwiłam sie tym, że moja przyjaciółka mnie zostawiła, bo wolała towarzystwo Louisa. Moje myśli cały czas krążyły wokół tego przerażającego chłopaka, który zaproponował, że mnie podwiezie, który śmiał się z tego, że czytałam etykietę na butelce coli, który nie mógł pić alkoholu z niewiadomych powodów.
   Nie wiem ile czasu staliśmy przed klubem, nie wiedząc co ze sobą zrobić, kiedy w końcu przez drzwi ewakuacyjne wyszedł chłopak w czarnych podartych jeansach i kręconych włosach. Tyle że teraz jego bluzka nie była już biała. Widniały na niej ogromne ciemnoczerwone plamy. Czy to... mój Boże, oby to nie była krew.
   Nie zastanawiając się za bardzo nad tym co robię, podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam. Ale on nie odwzajemnił tego gestu i mnie odepchnął. W życiu nie czułam się tak głupio jak w tamtym momencie. Wiem, że praktycznie się nie znamy, ale halo! Martwiłam się.

- Wszystko w porządku? - spytałam, obrzucając wzrokiem jego obrażenia.

   Miał rozciętą wargę, podpuchnięte lewe oko i poobdzierane kłykcie, ale poza tym chyba nic mu nie było.

- Jasne - odparł tym swoim zachrypniętym głosem i odwrócił wzrok. - Tobie nic się nie stało?

   Parsknęłam śmiechem.

- Jestem cała - zachichotałam i okręciłam się wokół własnej osi.
- Cieszę się - mruknął niewyraźnie. - Podwieźć cię?
- Em... nie, dzięki, nie trzeba. Wrócę z przyjaciółmi - kciukiem wskazałam na Mimi, Brada i Lolly.
- Czekaj - szepnął i przybliżył sie do mnie. - Czy ty się mnie boisz? - spytał.

   Nie odpowiedziałam, tylko spuściłam wzrok.
   Chłopak chciał złapać mnie za rękę, ale tym razem to ja uniknęłam jego dotyku. I zaczęłam odchodzić w swoją stronę.

- Powiesz mi chociaż, jak masz na imię? - krzyknął za mną.

   Oczy wszystkich ludzi zwróciły się w moją stronę.

- [T.I.] - odkrzyknęłam i pobiegłam w stronę Mimi tak szybko, na ile pozwalały mi wysokie obcasy.

   Gdy wsiadałam za kierownicę jej samochodu, byłam pewna, że ktoś cały czas się mi przygląda. Odwróciłam głowę, by zobaczyć kto to. To był ten chłopak, Styles. Stał oparty o ścianę klubu, palił papierosa i nie spuszczał ze mnie wzroku nawet na sekundę.


A.♥
+ suchar na koniec:

DEKOLT W SEREK
.
.
.
.
.
.
.
TO TAKI Z DZIURAMI?
ILYSM. ♥