niedziela, 31 marca 2013

Harry.♥

Hejka moi kochani! <3 Nowy imagin, troszeczkę dziwny, mam nadzieję że się spodoba. No to tak... skoro nie było śniegu na Boże Narodzenie, pogoda chciała nam to wynagrodzić i dała nam śnieg na Wielkanoc.. Kto się cieszy? Bo ja nie. Mimo wszystko, dzień zaliczony do udanych. Kocham Was <33
Dla Żelka ♥
KLIK.♥


   "Tęsknię" - wstukałam do telefonu i wysłałam do Harry'ego. Co z tego, że byliśmy tylko przyjaciółmi? Rodzice nauczyli mnie zawsze mówić i pisać to co myślę, więc tak robiłam. Czy obchodziło mnie co sobie o mnie wtedy pomyśli? Jasne... Ale skoro jest moim prawdziwym przyjacielem, to powinien to zrozumieć.
   Włączyły mi się tak zwane wyrzuty sumienia, wraz ze wszystkimi pytaniami typu: a co jeśli?
   [T.I.], weź się do cholery jasnej uspokój!
   No ale oczywiście się nie uspokoiłam tylko zaczęłam cała zwijać się ze zdenerwowania, obgryzać paznokcie. Co mniej więcej dwie sekundy sprawdzałam czy nie odpisał. I za każdym razem gdy nie było żadnej nowej wiadomości, obwiniałam się za to, że jestem taką głupią idiotką. A głupia i idiotka to nie to samo?
   Po dwóch godzinach gdy nadal nie odpisywał, zaczęłam się poważnie martwić. Wyjrzałam przez okno, tak jakbym tam mogła znaleźć skuteczny lek na uspokojenie. A tam nic, tylko śnieg. Nie będę nawet wspominać, że to już koniec marca.
   Kręciłam się bezcelowo po domu, próbując znaleźć sobie miejsce. Jednak kiedy tylko wydawało mi się że już nie skręca mnie z nerwów, znowu dostawałam mdłości i zaczynałam skakać po pokoju jak oszalała. Oto co stres (bo chyba tak mogę to nazwać) robi z człowiekiem.
   Jeszcze raz spojrzałam na wyświetlacz. Pustka.
   Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Gapiłam się w to plastikowe pudło jak zaklęta, próbując się skupić tylko i wyłącznie na jednym z tych durnych brytyjskich seriali, które ciągną się i ciągną w nieskończoność, dokładnie tak jak cały dzisiejszy dzień. Chyba zasnęłam.
   Kiedy następny raz spojrzałam na telefon dochodziła 20 i ktoś uporczywie dobijał się do drzwi.

- No Jezu, idę! - krzyknęłam i zwlekłam się z kanapy.
- A ja czekam! - usłyszałam... jakiś znajomy głos. Ale pewnie tylko mi się wydawało.

   Bardzo się ociągając, podeszłam do drzwi i delikatnie je uchyliłam. Przed oczami mignęły mi tak znajome rozczochrane loki i zielone oczy, że z wrażenia z powrotem zatrzasnęłam drzwi. Chłopak pisnął z bólu.

- To ty? - spytałam, jeszcze raz je otwierając.
- Cholera jasna, [T.I.], zepsułaś cały mój plan! - zbulwersował się, wchodząc do mojego domu jak do siebie.
- Jaki plan? - zdziwiłam się.
- Napisałaś "tęsknię", tak?  - chciał się upewnić. Skinęłam głową. - No więc przyleciałem do ciebie z Australii i chciałem wejść do ciebie, powiedzieć "też tęsknię" i cię pocałować, potem walnąć łzawy tekst typu "tak dawno chciałem ci powiedzieć, że cię kocham", jeszcze raz cię pocałować i jeszcze raz... - nawijał, a ja słuchałam osłupiała i zaczynałam wątpić, czy to aby na pewno nie jest sen. - No ale ty oczywiście wszystko musiałaś zepsuć.
- Przepraszam - wydukałam, bo tylko na tyle było mnie stać.
- No to zacznijmy jeszcze raz - uśmiechnął się. - Ja wyjdę, zapukam, a potem ty mnie wpuścisz, już bez zbędnego miażdżenia moich palców u stóp, zgoda?

   Pokiwałam głową. A potem z całej siły się z nią walnęłam, bo doszło do mnie, że wyszłam na kompletną idiotkę, stojąc jak słup soli i nawet się nie odzywając.
   Tymczasem Harry zniknął za frontowymi drzwiami i zaczął pukać. Podeszłam do nich nieufnie, otworzyłam i... i zaczęło się.

- Ja też tęskniłem - wyszeptał, przybliżając się do mnie na bardzo niebezpieczną odległość.
- Harry - zaśmiałam się.
- Cii - szepnął, kładąc mi palec wskazujący na ustach. - Nic nie mów, nie miałem tego w scenariuszu.

   Uśmiechnęłam się jak głupia i skinęłam głową. Potem poczułam oddech Harry'ego przy swoim uchu, a następnie jego usta delikatnie muskające moje. Zamknęłam oczy i odpłynęłam. Po chwili oderwałam się od niego i czekałam na ciąg dalszy.

- Kocham cię [T.I.] - szepnął.
- Tak po prostu? - zaśmiałam się. - Żadnych łzawych tekstów?
- Uważasz, że ten tekst nie jest łzawy? - zdziwił się.
- Nie-e... - pokręciłam głową.
- Głuptas z ciebie - parsknął.
- Ja ciebie też - odszepnęłam i przyciągnęłam go do siebie.

   Znowu zatopiliśmy się w pocałunku. Chwileczkę... czy właśnie nie spełniło się moje największe marzenie? Chyba tak... Ale przez Harry'ego mam straszny mętlik w głowie.

A.♥



piątek, 29 marca 2013

Niall. +18

Hah, uświadomiłam sobie, że pisanie dwóch blogów naraz jest po prostu strasznie ciężkie. Wtedy albo zaniedbuje się jeden, albo drugi, a w najgorszym przypadku obydwa. I to wcale nie jest takie fajne. Btw, zapraszam na mojego drugiego bloga, jest tam na górze, w zakładce <OPOWIADANIE>
Dzisiaj Wielki Piątek, post, a więc cały dzień od godziny 7:30 siedzę głodna i czekam na obiad (o 16.00) No to teraz coś na poprawienie humorku, z Niallerem w roli głównej. ♥
KLIK.♥



   Za oknem nie było już widać słońca. Pozwoliło nocy wyjść na pierwszy plan i zmienić świat w jedną wielką tajemnicę. Księżyc, okrągły jak piłka, błyszczał na tle milionów gwiazd, odbijając swoje oblicze w ponurej tafli wody. Gdzieś w oddali migotały światła domów, latarni i samochodów, było słychać radosny śmiech dzieci i śpiew matek kołyszących je do snu.
   Było magicznie.
   Niall szeptał ci do ucha słodkie słówka, trzymając cię w swoich silnych ramionach. Co jakiś czas obdarzał twoją szyję krótkimi, czułymi pocałunkami. Siedzieliście na werandzie i patrzyliście w las rozciągający się przed waszym domem. Ciemny, tajemniczy, nieodgadniony.

- Nie jest ci zimno? - spytał Niall, przytulając cię jeszcze mocniej.

   Zaprzeczyłaś jedynie kręcąc głową. Nie chciałaś przerywać tej ciszy. Chłopak również zamilkł, wodząc swoimi delikatnymi dłońmi po twoich ramionach. Westchnął kilka razy głęboko i przymknął oczy. Uśmiechnęłaś się i położyłaś głowę na jego ramieniu.

- Księżniczko... - wyszeptał, nieśmiało odgarniając kosmyk włosów z twojej twarzy.
- Tak? - spytałaś.
- Kocham cię.

   W ramach odpowiedzi obdarzyłaś go czułym pocałunkiem prosto w usta. Niall delikatnie przygryzł dolną wargę i zanurzył dłonie w twoich włosach. Jego usta raz po raz spotykały się z twoimi. Wodziłaś palcami po jego twarzy, którą znałaś już na pamięć. Zaczęło ci się robić gorąco.
   Po chwili poczułaś, że odrywasz się od ziemi. Niall trzymał cię mocno, tak żebyś nie upadła, jednocześnie nie przestając cię całować. Zaniósł cię do waszej sypialni i położył na łóżku. Wiedziałaś już co planuje.
   Twój puls znacznie przyspieszył, ledwo łapałaś oddech. 
   Niall zaczął cię całować, mocno, namiętnie i wygłodniale. Odpowiedziałaś mu tym samym. Powoli ściągałaś z niego koszulkę, delikatnie wodząc palcami po jego umięśnionym torsie. Kipiałaś z pożądania. Chłopak zwinnie pozbawił cię wszystkich części garderoby i zaczął całować każde miejsce na twoim ciele.
   Westchnęłaś i przyciągnęłaś go mocniej do siebie.

- Niall, już nie wytrzymam - wyjęczałaś.
- O, czyli jednak jeszcze nie straciłaś głosu - zaśmiał się i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wszedł w ciebie.
- O Boże, Niall! - krzyknęłaś i przejechałaś paznokciami po jego plecach, zostawiając na nich piekące czerwone ślady.
- Nie jestem żadnym bogiem - zaśmiał się. - Ale miło mi to słyszeć - pocałował cię.

   Tym razem nie był tak delikatny jak zawsze, co chwilę przyspieszał i zwalniał, droczył się z tobą. Wychodził z ciebie gdy już prawie dochodziłaś. Dłońmi pieścił twoje piersi, ustami napierał na twoje usta. Czułaś w sobie jego męskość i już samo to przyprawiało cię o dreszcze.
   Dopiero po dłuższym czasie oboje doszliście.
   Niall położył się obok ciebie na łóżku i zaczął gładzić twoje plecy. Zamknęłaś oczy i wtuliłaś się w jego ciepłe ciało.

- Dobranoc kochanie - wyszeptał i delikatnie pocałował cię w nos.
- Kocham cię Niall - wymruczałaś.

   A potem zasnęłaś.
   Było magicznie.

A.♥
  


poniedziałek, 25 marca 2013

Louis. ♥

Bieber w Polsce! Such a perfect day! <3 Nie wiem jak wy, ale należę do tych biednych dziewczyn, które zamiast drzeć się na Arenie, siedzą w domu i robią tak zwane NIC.
Wiecie, zawsze chciałam być po prostu normalna, niczym się nie wyróżniać, ale...
"Bo czasem po prostu nie warto być takim jak inni" - powiedziałeś. :) Masz rację.
Przepraszam Was dzióbki, że taki smutny. Następny będzie już weselszy, obiecuję!
Dla Nikogo. 
Mam nadzieję, że kiedyś przypadkiem to przeczytasz.
KLIK.♥ 



   Masz rację, to wcale nie jest przyjaźń. A już na pewno nie miłość. To takie balansowanie na granicy przyjaźni i nienawiści, cholernie niebezpieczne. Każde z nas boi się zrobić choćby i najmniejszy krok, bo nie chce tego zepsuć. Dlatego stoimy w miejscu.
   Nie odzywamy się do siebie. Nie piszemy ze sobą. Tworzymy pozory normalności, utrzymując wszystkich w głębokim przekonaniu, że między nami jest okej. A nie jest okej.
   Jesteś zupełnie inny niż byłeś, wiesz Tomlinson? Cholernie się zmieniłeś. Chciałabym powiedzieć, że na lepsze. Tylko wyobraź sobie, że ty oprócz mnie masz jeszcze całą masę ludzi na których możesz liczyć, a ja jestem sama. Tak, sama. Kłamałam kiedy mówiłam, że nie jest mi smutno, bo siedzę w domu z przyjaciółką albo przyjacielem. Wydaje mi się, że oprócz ciebie, nigdy takich nie miałam. Bo za bardzo skupiłam się na tobie i przez to odcięłam się od innych. Bo szczerze mówiąc, to myślałam że będziesz na zawsze. I co?
   I cię nie ma.

- Cześć - powiedziałeś cicho przechodząc obok mnie na korytarzu.
- Cześć - odparłam, nawet na ciebie nie patrząc.

   Myślisz, że to nie bolało? Bolało jak cholera. Ale musiałam udawać, że jestem twarda, chociażby dla samej siebie.
   Potem, aż do samego końca lekcji nie widziałam cię ani razu. Gdzieś po prostu zniknąłeś. Rozpłynąłeś się w powietrzu. Jak... jak Superman. Bo zawsze chciałeś nim być, prawda?

   Pamiętam też tą chwilę, w której napisałeś, że nie powinnam siedzieć sama w domu, bo samotność szkodzi ludziom. A ja nie potrafiłam ci odpisać niczego stosownego, bo wstyd mi było przyznać, że nie mam z kim wyjść. Bo ty wiecznie nie mogłeś.
   Nie powinnam była ograniczać się tylko i wyłącznie do ciebie.
   Ale wiesz co? Chyba wykonam ten pierwszy krok, bo mam już dość tej nieustającej ciszy. Takiej niepokojącej i niebezpiecznej, jak cisza przed burzą. Podejdę do ciebie w szkole. Będę silna. Porozmawiam z tobą. Może spytam o to wszystko co mnie dręczy.

*

   Podeszłam. Wypuściłam głośno powietrze i spojrzałam ci w oczy. Próbowałam zrobić cokolwiek żeby się nie rozpłakać. Dlaczego musiałeś sprawiać że czułam się tak beznadziejnie?

- Dlaczego nie jest tak jak wcześniej? - spytałam, nie owijając w bawełnę.
- Nie wiem o czym mówisz - próbowałeś mnie zbyć.
- Jak to nie wiesz? Dlaczego już się do mnie nie odzywasz? Byliśmy przecież przyjaciółmi.
- Byliśmy - powoli skinąłeś głową. - To nie znaczy, że będziemy nimi już na zawsze. Przepraszam [T.I.].
- Nie musisz przepraszać - szepnęłam i spuściłam głowę.

   Znowu zrzucam winę na siebie, wiesz?

- Masz rację Tomlinson - wydukałam. - Nic nie trwa wiecznie.

   I wiesz co potem zrobiłam? Wiesz, przecież to działo się na twoich oczach. Zemdlałam, chyba z wrażenia. Zawołałeś "pomocy!", ale sam niczego nie zrobiłeś. Byłeś spanikowany. Ktoś, nie pamiętam już kto, zadzwonił po karetkę. Zabrali mnie z tej cholernej szkoły jak najdalej od ciebie.
   A potem okazało się, że to był atak serca.
   Zmarłam, ale nie martw się. Przecież nic nie trwa wiecznie. :)
   "You're giving me a heart attack."

A.♥


czwartek, 21 marca 2013

Harry. ♥

Znowu zrobiłam sobie nieplanowaną przerwę w pisaniu. Uporczywie czekałam na wenę. I musiałam przeżyć dwie życiowe porażki i wpaść po uszy, żeby wreszcie coś naskrobać. Powracam więc jeszcze raz, z nowym imaginem. Dla Angeli, Ady i Mojego Kochanego Głupka.
KLIK.♥ 

"She's just afraid of falling in love." 


   Znowu powtarza się historia sprzed paru lat. Spotykam go, wmawiam sobie, że tym razem, nie będę się angażować, nie będę mu ani sobie samej robić nadziei, bo i tak wiem, że gdy przyjdzie co do czego, stchórzę. A potem nagle zdaję sobie sprawę z tego, że już się zaangażowałam. Że wpadłam po uszy.
   Wiem jaki jest Harry, wiem że nie warto liczyć na stały związek. No ale cholera jasna, odkochać się wcale nie jest tak łatwo! Za każdym razem, kiedy patrzę mu w oczy, wmawiam sobie, że to nic dla mnie nie znaczy. Ta, jasne. Od środka cała się rozpływam.
   Uwielbiam, jak wieczorem puka w szybę okna i błaga, żeby wpuścić go do środka, uwielbiam kiedy przynosi dla mnie babeczki na śniadanie, kiedy siada obok mnie w ławce i posyła mi tysiąc swoich uwodzicielskich uśmiechów i spojrzeń. Bo to jest właśnie ten mój Harry, w którym się zakochałam.
   Ale na razie jesteśmy tylko przyjaciółmi. Bo boję się tego, co mogłoby się stać, gdyby któreś z nas odważyło się zrobić pierwszy krok. Sama nie wiem jak bym zareagowała. Nie wiem, czy przez jakąś głupią, nieprzemyślaną odpowiedź nie zniszczyłabym całej naszej przyjaźni. Bo, jak to mówią, od miłości do nienawiści jeden krok.
    A więc... Harry Styles. Styles... Dlaczego, no dlaczego on musi mieć w sobie tyle uroku? Dlaczego na sam jego widok czuję stado wirujących motyli w moim brzuchu? Dlaczego akurat on?
   Właśnie to pytanie zadawałam sobie przez cały dzisiejszy wieczór i kawałek nocy, nieudolnie próbując zasnąć. Co chwilę zerkałam na wyświetlacz telefonu, sprawdzając czy przypadkiem nie napisał chociażby głupiego "dobranoc". Nie oczekiwałam, że będzie przenosił dla mnie góry. Wystarczało mi tylko to, że był, gdzieś tam, obok mnie.
   Przynajmniej na jakiś czas mi to wystarczało. Potem potrzebowałam coraz więcej jego uwagi, coraz więcej jego ciepła, jego zapachu i jego obecności. Był jak narkotyk. A nie sądziłam, że można uzależnić się od człowieka.
    Z każdym dniem powstrzymywanie się od wyznania mu prawdy było coraz trudniejsze, prawie niemożliwe. Ale uporczywie czekałam, aż to on zrobi pierwszy krok. Grałam na zwłokę, udawałam niedostępną. I przyznam, że miałam tego serdecznie dość. Ukrywanie swoich uczuć na siłę to fatalna sprawa.

- [T.I.], śpisz? - zapytał któregoś dnia, gdy szliśmy razem do domu.
- Idę, czyli nie śpię - mruknęłam.
- Jesteś ostatnio jakaś nieobecna - zauważył.
- Nie wysypiam się.
- Sama mi dzisiaj mówiłaś, że spałaś dwanaście godzin, więc to się nie trzyma kupy. Co cię gryzie?
- Komar - zbyłam go. Nie lubiłam zaczynać tego tematu.
- W zimie nie ma komarów. Widzę, że coś ukrywasz, tylko nie rozumiem dlaczego nie chcesz mi o tym powiedzieć.
- Nie ma o czym mówić.
- Ale ja chcę wiedzieć!
- Dlaczego?! - zaczynałam się denerwować.
- Bo mi na tobie cholernie zależy! - krzyknął, spoglądając mi głęboko w oczy. Ludzie wokół nas wywietrzyli intrygę i momentalnie zaczęli się nam przysłuchiwać, myśląc że robią to dyskretnie. Pudło.
- Harry... - zaczęłam cicho. - Ja...
- Wiem, może nie czujesz tego samego, bo... no w sumie sam nie wiem dlaczego. Okropnie mi na tobie zależy, okropnie, strasznie, bardzo, bardzo, najbardziej na świecie - wyrzucił z siebie.
- Coś jeszcze? - uśmiechnęłam się.
- Tak - odparł, przysuwając swoją twarz do mojej. - Kocham cię - wyszeptał.

   W ramach odpowiedzi, delikatnie zetknęłam jego wargi ze swoimi. Po raz pierwszy w życiu skosztowałam smaku swojego narkotyku. Biło od niego miłe ciepło, pachniał jakimiś drogimi perfumami, a jego starannie ułożone loczki delikatnie łaskotały mnie w policzki. Było dokładnie tak jak to sobie wymarzyłam: miło, nastrojowo, magicznie.

- Skończysz, wreszcie? - wyszeptał po jakimś czasie. - Muszę sobie na ciebie popatrzeć.

   Uśmiechnęłam się i splotłam jego palce ze swoimi. Co to ja mówiłam? Aha, że nie będę się angażować. Chrzanić moje zasady.
   Amen.

A.♥


niedziela, 17 marca 2013

Zayn. ♥

Zacznę od ogromnych przeprosin, za to, że tak okropnie długo nie pisałam. Okropnie. Strasznie. Niemożliwie długo. A więc, znowu nadrabiamy zaległości! Angela - ogromne dzięki za to jedno zdanie! <3
+ jak widzicie, na górze pojawiła się nowa zakładka! Tam znajdziecie moje opowiadanie. Taak, wreszcie odważyłam się zacząć je pisać.. :)
KLIK.♥




- Myślisz, że spotkam kiedyś miłość swojego życia? - spytałaś i przycupnęłaś obok Louisa na dywanie.
- Myślę - odparł, nie odrywając wzroku od telewizora - że już ją spotkałaś, ale jeszcze o tym nie wiesz.
- Od kiedy ty się tak wypowiadasz?
- Od kiedy ty pytasz o takie rzeczy? - odpowiedział pytaniem na pytanie i nagle zwrócił na ciebie swój wzrok.
- Nie patrz tak na mnie - speszyłaś się.

   Jego wzrok był o wiele bardziej przenikliwy niż zazwyczaj. Aż za bardzo przenikliwy. Potarłaś z zakłopotaniem ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka.

- Coś się stało? - spytał.
- Nie, chyba nie - odpowiedziałaś. Na jego twarzy malował się coraz większy niepokój.
- Znowu się z nim pokłóciłaś? - zaśmiał się i mocno cię przytulił.
- No ale jeśli on nie chce ze mną wyjść nawet do sklepu naprzeciwko? -  obruszyłaś się i skrzyżowałaś ręce na klatce piersiowej. - Wstydzi się mnie, czy jak?
- Dlaczego miałby się ciebie wstydzić? - zdziwił się Lou. - Ciebie?
- Mnie. A niby dlaczego nie chce się ze mną nigdzie pokazywać?!
- Pewnie... pewnie jest jakiś powód.
- Wiem że jest! - zdenerwowałaś się. -  Ale ja chcę wiedzieć jaki!
- Na pewno nie taki, jaki myślisz że jest - uśmiechnął się tajemniczo.
- Przestań.
- Co mam przestać? - zdziwił się.
- Nie wiem, przestań się tak uśmiechać, przestań mówić takie rzeczy, przestań... mam dość!
- Ale czego masz dość?! Bo jak na razie, to tylko panikujesz bez powodu - zaśmiał się.
- No bo się boję!
- Nie masz czego - rzucił i wyszedł.

   A ty zostałaś na podłodze sama. I zaczęłaś myśleć, co takiego robisz, że Zayn nie chce się do ciebie odzywać ani nigdzie z tobą wychodzić.Nie chciałaś tego dłużej roztrząsać.
   Pozbierałaś się z dywanu i poszłaś do kuchni zrobić herbatę. Nalałaś wody do czajnika i patrzyłaś na niego w zamyśleniu, czekając aż zacznie świszczeć, że woda już się zagotowała. Lubiłaś ten czajnik, mimo że był okropnie stary i odlatywało mu ucho. Często zastanawiałaś się, dlaczego chłopcy nie kupią czegoś nowszego, przecież stać ich na wiele droższych rzeczy, ale nie powiedziałaś im tego wprost.
   Kiedy czajnik zaczął gwizdać, jak na komendę otworzyły się drzwi i wpuściły do środka skostniałego Zayna. Podszedł do ciebie od tyłu i położył swoje przenikliwie zimne ręce na twoim karku. Z przerażenia odskoczyłaś do tyłu i przewróciłaś chłopaka na kafelki.

- Ej uważaj mała! - zaśmiał się. - O, widzę, że zrobiłaś mi herbatkę.
- Niekoniecznie - uśmiechnęłaś się. - Ta herbata jest... moja... - dorzuciłaś, kiedy mulat chwycił kubek z gorącym napojem w dłonie i upił kilka łyków.
- Tak? - zdziwił się. - Przepraszam [T.I.]...
- W porządku - odparłaś zrezygnowana. - Zrobię sobie nową.
- Naprawdę przepraszam - powtórzył.
- Mówiłam już, że w porządku.
- No tak, tak.. Ale ogółem ostatnio zachowuję się podle wobec ciebie. A wcale nie chcę.
- To dlaczego tak robisz? - spytałaś, kompletnie zbita z tropu.
- Bo... bo wiesz, szczerze to boję się ci powiedzieć, że cię kocham - wyrzucił jednym tchem, a potem, nie dając ci odpowiedzieć, wpił się w twoje usta.

   Pocałunek był długi, czuły i wygłodniały.
   Kiedy wreszcie się od siebie oderwaliście, zakłopotani zauważyliście, że ktoś się wam przypatruje. A tym kimś był Louis.

- Mówiłem, że nie masz się czego bać [T.I.] - odparł. - No całujcie się dalej, ja znikam.

   No i zniknął. A Zayn nie czekając na pozwolenie, pocałował cię jeszcze raz tak samo. Długo, czule i wygłodniale.
   A potem poszliście razem na ogromne zakupy do Harrod's. I Zayn wcale się ciebie nie wstydził. Wcale a wcale.

A.♥


środa, 6 marca 2013

Harry & Zayn (czyli kolejny raz nie dotrzymuję sobie słowa i robię drugą część.)

Hejka wszystkim, dzisiaj środa.. Druga część imagina się szykuje. No i widzicie, przez was zaniedbuję naukę - jutro sprawdzian z biologii, a ja wolę pisać niż uczyć się tak fascynujących rzeczy jak podział tkanek zwierzęcych. Kocham Was za to. <3
W myślach widzę ten imagin bardzo pozytywnie. Będzie trochę zakręcony, ale ogólnie, trzymany w przyjemnym, nie wymagającym skupienia charakterze. Takie tam tanie romansidło z kiosku. No ale czytajcie. :) +przepraszam Eda Sheerana za zmienienie jednego wyrazu w tekście jego piosenki poniżej.
KLIK.♥

"I wanna be drunk when I wake up
On the right
left side of the wrong bed."

- [T.I.], kiedy w końcu wyjdziesz z tej łazienki? - Roksana dobijała się do drzwi. - Mam wymagającą natychmiastowego zaspokojenia potrzebę.
- Już wychodzę - odparłam nadzwyczaj wysokim głosem.

   Zmięłam karteczkę w kulkę i wsadziłam do buzi, żeby przyjaciółka niczego nie podejrzewała. Otworzyłam delikatnie drzwi do łazienki i wpuściłam Roksanę do środka. Kiedy upewniłam się, że zamknęła się na klucz, wyjęłam kartkę z ust i zapisałam numer w telefonie. Ja pierniczę, chyba śnię!
   Padłam na kolana i zaczęłam całować podłogę. Zastanawiało mnie tylko jedno - jak mam zadzwonić do Harry'ego i się z nim spotkać tak, żeby Roksana się o tym nie dowiedziała? Przecież to było niemożliwe! Nie dało się tak po prostu zniknąć na cały dzień bez wyjaśnienia.
   Zamknęłam oczy i przycisnęłam palce do skroni, próbując się skupić. Powtórzyłam w myślach moją ulubioną kwestię z Kubusia Puchatka:

- Myśl, myśl, myśl.

   Ludzie mówią, że myślenie nie boli. Ja jednak zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją straciłam około dwustu tysięcy szarych komórek i przypłaciłam to ogromnym bólem głowy. Doszłam do wniosku, że nie pozostaje mi nic innego jak tylko powiedzieć o wszystkim Roksanie.
   Wzięłam do ręki telefon i wykręciłam numer do Stylesa. Jeden sygnał, dwa... Nagle coś zaświtało mi w głowie. Zawsze tak mam, że na najlepsze pomysły wpadam w najmniej odpowiednim momencie. Otóż, panie i panowie, odwołałam się do sentymentów i wymyśliłam, żeby spotkać się potajemnie w nocy. Tak, Romeo i Julia, zakazane rozmowy pod balkonem, powietrze przesycone romantyzmem i zapachem bezdomnych ludzi śpiących pod hotelami...

- Halo? - usłyszałam w słuchawce. Cholera no, zapomniałam się wyłączyć.
- Ich habe einen Bruder - powiedziałam, bo akurat w tym momencie Roksana wyszła z łazienki i spojrzała na mnie pytająco.
- Halo? - pytanie się powtórzyło.
- Jestem [T.I.] - przedstawiłam się po angielsku. - Północ? - próbowałam dogadać się z Harrym tak, żeby moja przyjaciółka nie domyśliła się z kim rozmawiam. Właściwie, to dlaczego tak mi na tym zależało?
- [T.I.]? Chcesz się spotkać o północy? - zaśmiał się Styles.
- Ja, ja, ich habe einen Bruder - powtórzyłam i dodałam - Yes sir.

   A potem się rozłączyłam. Sekundę potem dostałam SMS-a: "Nie uważasz, że północ to za późno? Wpadnę po ciebie o 22. Weź swoją koleżankę." No fajnie. Moje misternie ułożone plany legły w gruzach.

- Z kim rozmawiałaś? - spytała Roksana siadając obok mnie na podłodze.
- Z jakimś niemcem - skłamałam.
- Myślałam, że z anglikiem - zmarszczyła nos. Czyżby węszyła podstęp?
- To był... Mówiący po niemiecku i po angielsku rosjanin - kręciłam.
- Trzeba było od razu powiedzieć, że z nim rozmawiałaś - zaśmiała się.
- Z kim? - wyjąkałam. Ogarnęło mnie przerażenie.
- No z tatą.

   Palnęłam się w głowę i zaczęłam się śmiać. Teraz pozostało pytanie: jak namówić Roksanę do wyjścia przed hotel o 22? Pokaz sztucznych ogni? Dobra, coś się wymyśli pod wpływem impulsu.

- O czym gadaliście? - wyrwała mnie z zamyślenia Roksana.
- Przepytywał mnie z niemieckiego...
- Na wakacjach? - zdziwiła się. Już chciałam się przyznać, kiedy dodała - no tak, twój tato zawsze był dziwny.

   Nie wierzę, że po raz kolejny mi się upiekło. Chyba zostanę zawodowym łgarzem. O ile nie zszargam tym swojej opinii... Co ja gadam! Przecież jestem beznadziejna w kłamaniu! To, że ktoś w to wierzy to tylko kwestia przypadku.

   Jakieś cztery godziny później, czyli już po zjedzeniu wieczornego obiadu, poszłyśmy do salonu gier, czy czegoś w tym rodzaju. Usiadłyśmy na kanapie, chwyciłyśmy w ręce joysticki i zaczęłyśmy grać. Kiedy w końcu oderwałyśmy się od gry, dochodziła 21. Postanowiłam jakoś zainicjować wspólne wyjście.

- Wyszłabym do klubu - zaczęłam niepewnie.
- O, to świetnie się składa, bo ja też - przyklasnęła.

   Czy mi się wydaje, czy wszystko idzie dzisiaj dziwnie łatwo?

- Wyrobimy się w godzinę? - spytałam jej, schodząc po krętych schodach na dół.
- Jeśli nie zajmiesz łazienki na wieki, to tak - uśmiechnęła się.
- To ty pójdź pierwsza - zaproponowałam.

   Roksana, uszczęśliwiona do kresu możliwości pognała na dół i zajęła łazienkę. Ja po raz kolejny usiadłam na podłodze przy łóżku i wzięłam do ręki telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: takie tam, jedenaście nowych wiadomości, wszystkie od Harry'ego, a na dodatek, każda mówiąca o tym, żebym nie zapomniała o spotkaniu. Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.
   Odpisałam mu szybko i pognałam do łazienki, żeby choć trochę się ogarnąć. Spięłam włosy w luźnego koka, wciągnęłam na siebie tęczowe szorty i szeroką białą bluzkę. Chyba było dobrze. Pomalowałam rzęsy, usta potraktowałam truskawkowym błyszczykiem, a potem wyszłam.
   Była 21:53, a więc miałyśmy siedem minut na złapanie windy i zjechanie dwudziestu siedmiu pięter w dół. Powinno starczyć. Wygramoliłyśmy się z pokoju, porządnie go zamknęłyśmy, a potem, nie czekając na windę, zbiegłyśmy na dół po schodach. Tak, dwadzieścia siedem pięter w dół. I nawet nie czułam się zmęczona.
   Otworzyłyśmy wielkie ciężkie drzwi i wyszłyśmy. Chłopacy stali przed hotelem i machali do nas. Roksana jak gdyby nigdy nic, podeszła do Zayna i mocno go przytuliła. Do mnie podszedł Harry. Przytulił mnie i pocałował w policzek, ale teraz nie miało to dla mnie większego znaczenia. Dlaczego Roksana wcale nie zdziwiła się tym, że chłopaki po nas przyjechali?

- Roksana..? - zaczęłam niepewnie, odpychając od siebie Harry'ego.
- Co?
- Wiedziałaś że tu będą?
- Tak.
- Jak? - zdziwiłam się.

   Zayn zaśmiał się takim dziwnie irytującym śmiechem.

- Nie szczerz się - warknęłam.
- Zayn dał mi swój numer i prosił, żebym zadzwoniła. A ty skąd wiedziałaś, że tu będą?
- Harry dał mi swój numer i prosił, żebym zadzwoniła - praktycznie powtórzyłam zdanie wypowiedziane przez Roksanę.

   Spojrzałyśmy na siebie zdziwione, a potem zaczęłyśmy się śmiać. Zayn i Hazza poszli w ślad za nami, chociaż pewnie nie wiedzieli o co nam chodzi.
   Pojechaliśmy do jakiegoś drogiego klubu, w samym centrum Londynu. Zayn chwycił Roksanę za rękę. To takie słodkie.
   Weszliśmy do środka. Pachniało tam spalonymi żelkami, alkoholem i wymiocinami, ale ogólnie było bardzo przyjemnie. Harry nie odstępował mnie na krok. A może to raczej ja go nie odstępowałam?
   Hazza zaciągnął mnie na parkiet i zaczął mną wywijać. Bawiliśmy się tak, jakby nic dookoła nie istniało. Wypiliśmy kilka drinków. A może kilkanaście? Nie liczyłam. Było cudownie, tak jakoś.. wakacyjnie.
   Harry napierał na moje ciało swoim ciałem. Zdecydowanie to on prowadził w tańcu. Roksana i Zayn gdzieś się zgubili. No ale nie martwiłam się tym. Było wspaniale. Czyżbym się powtarzała?
   Po jakimś czasie się zmęczyliśmy. Wyszliśmy przed klub i usiedliśmy na chodniku. Harry złapał mnie za rękę i spojrzał mi prosto w oczy. A potem zasłonił mi cały świat swoją rozczochraną głową i mnie pocałował. Tak po prostu.

***

   Rano obudziłam się okropnie skacowana. Wszystko mnie bolało, miałam saharę w ustach i piasek pod powiekami. Powoli otworzyłam oczy. Przeciągnęłam się w łóżku i rozejrzałam się na boki. Z niepokojem stwierdziłam, że nie jestem u siebie. A po mojej lewej stronie, jak gdyby nigdy nic, spał Harry.
   Co się zdarzyło wczoraj?

A.♥


wtorek, 5 marca 2013

Harry? Albo Harry i Zayn. ♥

Dzisiaj wtorek, wiecie? Filozofujemy sobie z Roksanką, jest pięknie. Słońce wyszło zza chmurki i pokazało siebie takie jakie jest: ciepłe i jasne, zwiastujące wiosnę. Świat budzi się do życia, czas na odrobinę głębokich przemyśleń! +bonus, za który Angela mnie zabije, dodam go na sam koniec, do przeczytania dla wytrwałych. <3
Miłego marca, kwietnia, maja, czerwca.. no a potem wakacje, one na pewno będą miłe. :)
KLIK.♥


 "One way or another I'm gonna find ya
I'm gonna getcha getcha getcha getcha
 (..)
One day, maybe next week
I'm gonna meetcha, I'll meetcha, I'll meetcha"

- Czy wiesz jaki dzisiaj dzień? - spytałam rozpromienionego odbicia w lustrze.

 Druga ja delikatnie skinęła głową i z ekscytacji klasnęła w ręce.
 

- Tak jest [T.I.], Londyn już na ciebie czeka!

   Dopiero po chwili zorientowałam się, że mówię do siebie. I w dodatku robię to irytująco często.
  Tego dnia chciałam wyglądać perfekcyjnie. Z wielką starannością związałam włosy w warkocza, przejechałam po ustach błyszczykiem, spryskałam się najładniejszymi perfumami jakie znalazłam. Nic nie mogło zepsuć mi tego dnia, nic a nic.
  Dwie godziny potem siedziałam już znerwicowana na lotnisku i czekałam na odprawę. Chyba nie byłam zbytnio cierpliwa. Obok mnie siedziała moja kochana oaza spokoju: Roksana. Ze stoickim spokojem stawiała kolejne kreski w swoim szkicowniku. Byłam tak zajęta niecierpliwieniem się, że nawet nie spojrzałam na to co rysowała.

 Pochyliłam się nad nią i, ku mojemu zdziwieniu, stwierdziłam że rysuje mnie: siedzącą na walizce i obgryzającą paznokcie. Cicho się zaśmiałam i wróciłam do mojej poprzedniej czynności, żeby pozować dla Roksany.  Wtedy w końcu zawołali nas na odprawę i już jakiś czas później siedziałyśmy obok siebie w samolocie.

- Lecimy do Londynu - rozmarzyłam się. - Rozumiesz to? Ponad połowa moich marzeń właśnie się spełnia!
  Roksana z dużo mniejszym entuzjazmem niż ja pokiwała głową i wyszeptała coś, czego nie usłyszałam.Położyłam głowę na jej ramieniu i zasnęłam.
   Obudziłam się dopiero gdy usłyszałam komunikat o lądowaniu. Przeciągnęłam się w fotelu i spojrzałam na Roksanę. Czytała jakąś gazetę, pewnie o modzie albo o sztuce. Jakim cudem ona się nie cieszyła? Przecież to mają być nasze najcudowniejsze wakacje w życiu! Nie tak to planowałyśmy?


- Nie cieszysz się? - spytałam przyjaciółkę. 
- Cieszę - odparła. Niestety wyraz jej twarzy wskazywał na coś zupełnie innego.
- No to o co chodzi?
- Boję się - wyszeptała.
- Czego?
- Samolotu - wyznała z ogromną powagą.

   Parsknęłam śmiechem i mocno ją przytuliłam. Czasami bywała naprawdę słodka, tak jak teraz. Ona też się zaśmiała, a potem, już do samego końca lotu śmieszyło nas nawet skinięcie palcem. Co z tego, że ludzie dziwnie się na nas patrzyli? Wreszcie zaczynały się prawdziwe wakacje, takie o jakich marzyłyśmy dzień w dzień, od samego rozpoczęcia roku szkolnego.   


   Na lotnisku w Londynie było jeszcze więcej ludzi niż we Wrocławiu. A myślałam, że to niemożliwe. Skierowałyśmy się do alejki o zabawnej nazwie "ekspresowy odbiór bagaży", bo co jak co, ale ekspresowy to on nie był. Zanim wreszcie odzyskałyśmy nasze rzeczy minęły prawie dwie godziny. 


- Muszę napisać skargę do kierownika lotniska za okłamywanie ludzi - zdecydowała Roksana. - Tylko musisz mi przypomnieć.
- Okej. Podpiszę się pod petycją o zmianę nazwy - zaśmiałam się.

   No i potem szłyśmy przez lotnisko i śmiałyśmy się z naszych debilnych pomysłów. Typowe Polki w metropolii - wszędzie zrobią sobie wiochę.

   Nagle usłyszałam plasknięcie i chwilę potem pulsujący ból w skroni. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą zabawnie wyglądającego chłopaka w okularach. Miał trochę za długie kręcone włosy, ale w niczym nie przypominające afro. Był to raczej taki.. hm.. artystyczny nieład. Obok niego stał czarnowłosy mulat, również w okularach. Czyżby w budynku aż tak bardzo raziło słońce?
    
- Hej, uważaj jak chodzisz - rzuciłam do loczka.
- Do mnie mówisz? - spytał z ironią.

    Jego głos mnie sparaliżował. Patrzyłam na niego w osłupieniu przez kilka sekund, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. A gdy zdjął okulary, to oczom też przestałam wierzyć. Wymierzyłam sobie dwa policzki i palnęłam:


- Harry Styles?
- Whitney Houston? - zaśmiał się lokaty.
- Zayn Malik? - dodał mulat. Który był Zaynem Malikiem. 

     Uszczypnęłam się raz, drugi, trzeci, potem uszczypnął mnie Harry, a na końcu Zayn. Roksana gapiła się na nich jak osłupiała. 


- A więc nie śnię - palnęłam.
- Wyjdaje mi się, że nie - potwierdził Hazza.
- A widzisz jednorożce? - spytał Zayn i uniósł do góry moje powieki. Dotykał mnie Zayn Malik. Ludzie, ja mdleję.
- Nie.. Jak tak mi trzymasz oczy, to nic nie widzę - zripostowałam.
- Fajna jest - powiedział Harry, bardziej do swojego kolegi niż do mnie. Mimo wszystko się zarumieniłam.
- Co tu robicie?      
- Właśnie przylecieliśmy - odparł Zayn. - Odwieźć was? O ile ta druga, nieżywa - tknął Roksanę łokciem - jest z tobą.
- Tak się składa, że ta nieżywa jest ze mną - odparłam chwytając Rox za ramiona. - Ogranij się kobieto, bo pomyślą że z ciebie wariatka - szepnęłam do niej po polsku.
- I tak już tak myślą - odszepnęła.
- To co? - spytał Hazza. - Jedziemy?

   Przytaknęłyśmy i poszłyśmy za nimi do wyjścia. Mniej więcej co drugi krok podskakiwałam. Czy wakacje mogły się zacząć jeszcze lepiej niż od spotkania swoich największych idoli? Wątpię! A jednak. Twoi idole nie wszystkich podwożą do hotelu

   Powiedziałyśmy Harry'emu i Zaynowi gdzie mają jechać. No i pojechali. Na pożegnanie obaj mocno nas przytulili. Gdy tuliłam się do Harry'ego i wdychałam jego zniewalający zapach, poczułam jak wsadza mi coś w dłoń.

- Otwórz jak będziesz sama - uśmiechnął się czarująco. - Zobaczymy się jeszcze, nie?
- Jeśli będziesz chciał... - odparłam nieśmiało.
- Raczej jeśli TY będziesz chciała - poprawił mnie i po obdarzeniu mnie krótkim pocałunkiem w policzek, wszedł do samochodu. 

   Odjechali. 

   Zameldowałyśmy się w hotelu i wjechałyśmy wypasioną windą na górę, do naszego pokoju. Oczywiście, pokój był zniewalający. Kiedy już się rozpakowałam, poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na sedesie, podwijając nogi pod brodę. Odwinęłam karteczkę którą dostałam od Harry'ego i z namaszczeniem czytałam każde słowo: "ZADZWOŃ W KAŻDEJ CHWILI." A pod tym wypisany był magiczny ciąg cyferek, otwierający drzwi do nowego rozdziału mojego życia.
   Londynie, oto ja!
   I Roksana.


A teraz dodatek specjalny. 
Zanim napisałam tego imagina, zaczynałam go 69000 razy, co chwilę zmieniając koncepcję. Oto wstęp, jak to Angela uznała, tylko i wyłącznie dla Einsteina. Enjoy: Dzisiaj to takie wczorajsze jutro i jutrzejsze wczoraj. I jeszcze wczoraj marzyłam o tym dzisiaj jako o oddalonym o miliony lat świetlnych jutrze - było tak nieosiągalne. A potem zasnęłam. I jak się obudziłam, to było już jutro, czyli dzisiaj.      

Został moim mottem życiowym, którego nigdy nie miałam. Teraz mam. Trochę długie.
  
A.♥  

niedziela, 3 marca 2013

Niall.♥

Dla mojej mamy.
Może ta dedykacja jest nieco nienormalna, inna i niewłaściwa, zupełnie nie na miejscu, bo przecież moja mama nigdy tego nie przeczyta. Ale napisałam go dla niej. Bo jest moim aniołem stróżem.
KLIK.♥ 

"Could you make me a cup of tea, to open my eyes in the right way?
And I know you love Shrek 'cos we've watched it twelve times.
But maybe you're hoping for a fairy tale too" 

- Miałaś kiedyś marzenie? - spytał Niall, siadając obok mnie na pomoście.
- Miałam wiele marzeń - uśmiechnęłam się do naszego odbicia w pomarszczonej tafli jeziora.
- A miałaś takie, w które bardzo mocno wierzyłaś, ale i tak wiedziałaś, że nigdy się nie spełni?
- Miałam... - westchnęłam.
- A ono tak nagle się spełniło? - ciągnął. - Tak wiesz, jakby Bóg - spojrzał w niebo - czuwał nad tobą i sprawił, że wydarzył się cud i twoje marzenie stało się rzeczywistością?
- Nie - szepnęłam cicho.

   Niall otworzył usta, ale nie powiedział nic. Zamknął je z powrotem i głośno nabrał powietrza. Siedział jak zaklęty i wpatrywał się w wodę.

- A ty miałeś takie marzenie? - spytałam, chociaż wiedziałam jaka będzie odpowiedź.
- Miałem - uśmiechnął się na samo wspomnienie o nim. - O zespole. I o przyjaciołach.
- Spełniło się - przekrzywiłam głowę w jego stronę i spojrzałam mu w oczy.
- Tak... - wyszeptał. - Ale wiesz... myślę, że Bóg kocha cię bardziej niż mnie. Przynajmniej powinien. No bo popatrz ile pomyłek w swoim życiu popełniłem, ile razy zraniłem ludzi, nawet ciebie - nakrył wierzchem swojej dłoni moją dłoń. - A on sprawił, że jestem tym kim jestem.
- Niall Horan, idol nastolatek - parsknęłam cicho. - Marzenie niejednej dziewczyny. Najlepszy z najlepszych przyjaciół - dokończyłam.
- Chciałbym - odparł. - Szczerze? Jakbym był kimś innym, to zazdrościł bym sobie ciebie.
- Nie ma czego zazdrościć - przyznałam. Tak też myślałam. To nie było zwykłe użalanie się nad sobą.
- [T.I.]... - zaczął, ale zamilkł.

   Spojrzałam na niego pytająco i uśmiechnęłam się najdelikatniej jak umiałam. Jego dłoń delikatnie gładziła moją. Wykonałam zachęcający gest ręką. Niall westchnął i dokończył:

- Pamiętasz jak byliśmy tacy maleńcy? - wskazał ręką wysokość. - I jak podszedłem do ciebie, włożyłem ci plastikowy pierścionek na rękę i...
- I powiedziałeś, że od teraz jestem twoją żoną? - zaśmiałam się.
- Tak - on też się zaśmiał. - Tylko, że wtedy moim argumentem było tylko to, że jesteś ładna.
- Faktycznie, dowód prawdziwej miłości - uśmiechnęłam się.
- Wiem, to było takie oklepane, ale zgodziłaś się - spojrzał mi w oczy.
- Bo ty też byłeś ładny - wyznałam.
- I nosiłaś ten pierścionek, aż do piątej klasy, kiedy zrobił się za mały - wspominał.
- Ale potem nosiłam go na łańcuszku. Bardzo, bardzo długo - dokończyłam.
- Wiesz co? To była najwspanialsza rzecz na świecie - świadomość, że dla kogoś znaczysz tak wiele. Bo po co nosiłaś ten obciachowy pierścionek?
- Rzeczywiście był obciachowy...
- No właśnie. A ja poszedłem do X-Factora, chociaż obiecałem ci, że cię nie opuszczę... A jak potem znowu cię zobaczyłem, to go nie miałaś - spuścił wzrok.
- Do czego zmierzasz?
- Pamiętam, że to zabolało bardziej niż to, gdy powiedzieli nam, że już koniec.
- Potem przecież stworzyli z was zespół - nadal nie rozumiałam.
- No wiem, światowa kariera, fani, sława, bogactwo... Zyskałem tak wiele, mogłem uznać siebie za najszczęśliwszego człowieka na świecie... I próbowałem takim być. Ale ten jeden cholerny drobiazg nie dawał mi spokoju - ciągnął.
- Ten pierścionek? - zdziwiłam się.
- Tak.. bo pomyślałem sobie, że już nic dla ciebie nie znaczę, że już o mnie zapomniałaś.
- Ale Niall - chwyciłam jego dłoń. - Jak bym mogła? - uśmiechnęłam się.
- Byłem po prostu o tym przekonany - wyznał. - I ja.. ja tak strasznie cię tym zraniłem. Naprawdę [T.I.], bardzo, bardzo cię przepraszam, byłem taki głupi, że poszedłem do tego X-Factora! Mogłem tam nigdy nie iść!
- Ale przecież zyskałeś sławę, to nie o tym marzyłeś?
- Może i tak, ale... ale wtedy zrozumiałem, że jesteś tysiąc razy ważniejsza od jakiejśtam sławy. Sława mija.. A miłość przecież trwa wiecznie - uśmiechnął się. - Tak [T.I.], przecież wiesz, że cię kocham. Tak bardzo cię kocham - wyszeptał.

   W moim brzuchu zatrzepotało stado motyli. Przytuliłam się do niego i pozwoliłam mu złożyć na swoich ustach delikatny, tak jak te wszystkie motyle, pocałunek.

- Nigdy nie byłaś dla mnie tylko przyjaciółką - mówił. Chciałam, żeby nigdy nie przestawał. - I wiesz co? Zacząłem obsesyjnie chodzić po wszelkich sklepach z rupieciami i szukać takiego samego pierścionka. I w końcu znalazłem. Ale on już nie był taki jak tamten. To była po prostu kupa plastiku.

   Słuchałam jego słów jak zahipnotyzowana. I wtedy przypomniałam sobie o czymś bardzo, bardzo ważnym. Otworzyłam torebkę i poszperałam przez chwilę w środku. Po chwili wyciągnęłam z niej coś i zamknęłam w dłoni.

- Popatrz - szepnęłam otwierając dłoń. Słońce odbijało się od powierzchni tego drobiazgu.
- To on? - zachwycił się chłopak chwytając w palce kawałek plastiku. Obchodził się z nim jak z najcenniejszą chińską porcelaną. - Nie wyrzuciłaś go? - popatrzył mi prosto w oczy i bardzo, bardzo szeroko się uśmiechnął.
- Nigdy w życiu bym go nie wyrzuciła - zaśmiałam się. - W końcu to mój zaręczynowy, prawda?
- A więc [T.I.] - powiedział, lekko się do mnie przysuwając. - Czy... czy zostaniesz ze mną już na zawsze?
- Oczywiście - odszepnęłam i wyjęłam z jego dłoni pierścionek.

   Założyłam go na najmniejszy palec. I uważnie się mu przyjrzałam. Po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Zamknęłam oczy i w zupełnej ciemności odszukałam usta Nialla i złączyłam je ze swoimi. Na zawsze.

A.♥