poniedziałek, 28 stycznia 2013

Niall. ♥

Dzisiaj tak jakby coś się zmieniło. Też macie takie dni, gdy nagle rozmawia z wami ktoś z kim dawno się nie widziałeś, o kim zapomniałeś i ten ktoś nagle otwiera ci oczy? Oby było jak najwięcej takich chwil.
Dla wszystkich, bo nie potrafię wymienić każdego z osobna.
KLIK. ♥ 

"I know I'd never be me
Without the security
Of your loving arms
Keeping me from harm
Put your hand in my hand
And we'll stand"

   Biegłam przed siebie, nie zatrzymując się nawet na chwilę.Wiedziałam, że jeśli pozwolę sobie na jakąkolwiek przerwę, mógłby mnie dorwać. A jakby mnie dorwał... nawet wolałam o tym nie myśleć. Padał deszcz, a ja biegłam w poszarpanej sukience przez niezliczone uliczki, oświetlone mglistym światłem przydrożnych latarni.
   W uszach ciągle słyszałam jego krzyk, błagający o to, bym została. Ale ja nie chciałam już dłużej żyć tym upiornym życiem, przepełnionym bijatykami, narkotykami i potyczkami z mafią. Chciałam w końcu zaznać normalności, spokoju, miłości. Czy prosiłam o zbyt wiele?
   Zaczęłam tracić oddech, więc na chwilę zwolniłam. Niestety, gdy tylko się zatrzymałam, już słyszałam tupot jego stóp. Był dwa razy silniejszy i bardziej wytrzymały ode mnie. Czy miałam jakiekolwiek szanse żeby mu uciec? Zaczynałam wątpić w swoje wątpliwości.

- Stój! Słyszysz? - wrzeszczał na całą ulicę. - Stój!

   Poczułam przypływ adrenaliny i nagle ruszyłam w dół ulicy ile sił w nogach. Biegłam i biegłam, wcale nie zwalniając. Tak bardzo bałam się, że mnie dogoni. Myślałam tylko o tym, by biec jak najszybciej. Byłam tym tak bardzo zaabsorbowana, że nawet nie zauważyłam, że zgubiłam buta. Uświadomił mi to dopiero krzyk jakiegoś chłopaka, który musiał biec za mną od dłuższego czasu.

- Ej, zaczekaj! - prosił. - Mam twojego buta!
- Rzuć mi go! - rozkazałam, nadal nie przestając biec. Chłopak popatrzył na mnie jak na zjawę. - No rzuć, na co czekasz?! - zaczęłam się denerwować. - Rzucaj do cholery! Nie mam czasu na takie gierki!!!
- Poczekaj, spokojnie - odparł.

   Zatrzymałam się na chwilę. "To tylko chwila" - pomyślałam i czekałam aż podejdzie do mnie i odda mi tego buta. Po chwili zobaczyłam go z bliska. Latarnia oświetlała jego zmęczoną twarz. Był wyjątkowo przystojny i jakiś taki.. inny. Na pewno inny niż On. Uśmiechnął się niepewnie i wręczył mi buta.

- Dzięki - powiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć. - A teraz już leć, nie chcę żebyś miał kłopoty.
- Że co? - potrząsnął głową. - Jakie znowu kłopoty?
- Lepiej będzie jak się nie dowiesz. Mówię serio, spływaj stąd.
- Ej, ej, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo! - uśmiechnął się.
- Nie żartuję. Idź już.
- To chociaż powiedz mi jak masz na imię! - krzyknął.
- [T.I.] - wyszeptałam i nagle stanęłam jak wryta.

   Za nim stał On. Trzymał w ręce nóż i celował prosto w plecy chłopaka. Biedny blondyn był zupełnie nieświadomy zagrożenia. Patrzyłam jak wyraz twarzy Mike'a zmienia się z każdą sekundą. Czułam, że zaraz uderzy. 3... 2... 1...

- Nie! - krzyknęłam i przewróciłam go na ziemię, dokładnie w momencie zadawania ciosu. - Oszalałeś?! - wydarłam się na Mike'a. - Co on ci zrobił? Nic! Więc dlaczego ty chcesz go zabić?! Czy ty w ogóle wiesz co robisz?!
- Zamknij się szmato - warknął. - Dobrze wiem, że romansujesz z tym chłoptasiem.
- Chyba naprawdę postradałeś zmysły! Nawet go nie znam! Nie wiem jak ma na imię!!!
-  Przestań wreszcie kłamać! - krzyknął i mnie uderzył.

    Uderzył raz, drugi, trzeci... A potem poharatany blondyn wstał z chodnika i zadał Mike'owi potężny cios w szczękę. Chłopak zachwiał się, a chwilę potem runął na ziemię. Blondyn złapał mnie za rękę i zaczął biec. A ja za nim.
   Dobiegliśmy do jakiegoś domu. Ciekawe czy on tam mieszkał. Drzwi otworzyły się z cichym jękiem i wpuściły nas do środka. Chłopak przyjrzał się moim poharatanym nogom, posiniaczonym rękom i wielkiej ranie na policzku. Cmoknął kilka razy z niezadowoleniem, a potem zniknął za drzwiami prowadzącymi... cholera wie gdzie.
   Po chwili wrócił z plastrami, wodą utlenioną i mokrym ręcznikiem. Przetarłam sobie nim twarz i ramiona, pozostawiając na śnieżnobiałej tkaninie pokaźne plamy krwi. Blondyn posmutniał. Pokręcił z zatroskaniem głową, a potem zajął się opatrywaniem moich ran.

- Auć, to piecze! - krzyknęłam, zaskakująco normalnie jak na dzisiejszy dzień.
- Wiem że piecze, uspokój się! - zaśmiał się i nakleił plaster na mój policzek.

   Kiedy plaster już spokojnie siedział sobie na moim policzku, chłopak głęboko popatrzył w moje oczy. Uśmiechnął się do mnie tak jakoś pocieszająco. Zamknęłam oczy, żeby łzy które się w nich zebrały nie wyszły spod powiek.

- Aż tak boli? - spytał i ucałował moje czoło.
- Yh.. nie o to chodzi - uśmiechnęłam się i starłam łzy z rzęs. - Jak się w ogóle nazywasz?
- Niall - odparł i nakleił kolejny plaster, tym razem na przedramieniu.
- Niall - wyszeptałam. Skądś je kojarzyłam. - Nazwisko?
- Przesłuchujesz mnie? - zaśmiał się, ale odpowiedział - Horan.
- Znam cię - stwierdziłam.
- No wiem, że mnie znasz - odparł. - Siedzisz sobie u mnie w domu jak w domu u kolegi, więc raczej musisz mnie znać.
- Oj, nie o to chodzi - pokręciłam głową.
- Rozumiem, One Direction - pokiwał głową ze zrozumieniem. - Jesteś głodna?
- Nie - odpowiedziałam mechanicznie, a potem zaczęłam się zastanawiać. -Wiesz, chyba jednak tak.

   Niall uśmiechnął się i zabrał mnie do kuchni. Zrobił jajecznicę. Pyszną jajecznicę. Dawno nie jadłam niczego normalnego, więc to było dla mnie miłą odmianą. Zauważyłam, że zapomniałam już o Mike'u. Myślałam o tym, jaki może być Niall.

- Lubisz gotować? - spytałam.
- Wolę jeść - odparł.

   Zaśmiałam się. Chyba po raz pierwszy tego wieczora. Z Niallem tak dobrze się rozmawiało... Nawet nie zauważyłam kiedy wybiła północ.

- Chyba powinnam się już zbierać do domu - odparłam.
- Od dzisiaj mieszkasz tutaj kochana - uśmiechnął się.
- Nie mogę - zaprzeczyłam. - Znam cię jeden dzień.
- Wolisz mieszkać z tą kreaturą czy ze mną? - rozpostarł ręce.

   Zamilkłam na chwilę. Miał rację. Do tej pory mieszkałam u Mike'a... Kiedy wymawiałam jego imię, nawet w myślach, czułam dziwne ukłucie w sercu. Nie lubiłam tego uczucia. Chciałam jak najszybciej o nim zapomnieć.
   Myślałam przez chwilę nad propozycją Nialla. Zgodzić się? Czy może nie? Nie wiem czego mogę się spodziewać, jeśli u niego zamieszkam. Nie znam go. Nie wiem jaki jest. Czy mam polegać tylko na pierwszym wrażeniu?
   Nie lubiłam podejmować ryzyka. Ale w tym momencie, no cóż... Wypuściłam głośno powietrze i spytałam:

- Nie będę dla ciebie problemem?
- Jakbyś miała być, to bym ci tego nawet nie zaproponował - zaśmiał się. - Przyniosę ci coś do ubrania - odparł i poszedł na górę.

   Po chwili wrócił. Trzymał w ręce szare dresy i koszulkę z nadrukiem flagi amerykańskiej. Podał mi ubrania i zaprowadził do łazienki.
   Stanęłam przed lustrem i przez chwilę oglądałam każde zadrapanie na moim ciele. Dotykałam każdego siniaka, odklejałam plastry, żeby zobaczyć jak bardzo mnie zranił tym razem. Zaczęłam rozczesywać grzebieniem skołtunione włosy, zmywać resztki tuszu z rzęs... Płakałam. Nie mogłam uwierzyć w to, że Mike był tak zły, ani w to, że Niall może być jego kompletnym przeciwieństwem. Miałam nadzieję, że przynajmniej on mnie nie zrani.
   Włożyłam na siebie ubrania przesiąknięte jego zapachem. Już trochę bardziej ogarnięta wyszłam z łazienki i poszłam na dół do kuchni.
   Niall rozmawiał z kimś przez telefon. Przez zamknięte drzwi dobiegały do mnie strzępki rozmowy.

- Tak Liam, na pewno. Możesz być spokojny, zaopiekuję się nią tak jak trzeba - tutaj zrobił pauzę. Pewnie ten Liam coś do niego mówił. - Nie wiem.. Ale wydaje mi się, że ją kocham.

   Łzy wzruszenia zaczęły spływać po moich policzkach. Chciałam tak jak on móc zaufać ludziom już po pierwszym spotkaniu. Chciałam wierzyć, że zło nie istnieje. Być beztroska i szczęśliwa. Tak jak on.
   Kiedy już skończył rozmawiać, weszłam do pokoju w którym siedział. Przycupnęłam obok niego na sofie i potarłam skostniałe dłonie.

- Idziemy już spać? - spytał.
- Możemy już iść.
- No to chodź - wziął mnie za rękę i zaprowadził do sypialni.

   Usiadłam na łóżku po turecku, a zaraz obok mnie usiadł on. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, tak jakby świat wokoło nie istniał. Dawno się tak nie czułam. Tak, to znaczy taka ważna i kochana.

- Niall.. - zaczęłam szeptem.
- Słucham księżniczko?
- Dlaczego zachowujesz się tak, jakby nic się nie stało?
- Jakby co się nie stało?
- Jakbyś wcale nie był o krok od śmierci.
- Może i byłem... - zamilkł na chwilę. - Ale przeżyłem. I to się liczy. Nie zamartwiam się na zapas. Żyję chwilą. I cieszę się z każdej minuty - odparł chwytając moją dłoń.
- Dlaczego mi to mówisz? - spytałam, bo kompletnie mnie zamurowało.
- Bo ci ufam - powiedział po prostu i pocałował mnie w usta.

   Po moich policzkach znów zaczęły płynąć łzy. Odwzajemniłam jego pocałunek. A potem jeszcze jeden i jeszcze jeden. I kilka następnych.
   Przywarłam mocno do ciepłego ciała Nialla i płakałam. A on głaskał moje plecy i szeptał mi do ucha:

- Spokojnie [T.I.], nie martw się. Nie dam nikomu cię skrzywdzić.

   Tak bardzo chciałam wierzyć w te słowa.

- Kocham cię Niall - wyszeptałam wbrew swojej woli.

   Te słowa po prostu wymsknęły mi się z ust, tak jakby mój mózg przestał panować nad tym co robię. Tak jakby moje ciało żyło własnym życiem.
   Blondyn pocałował mnie jeszcze raz.

- Też cię kocham [T.I.]. I nie chcę cię stracić - odszepnął.

   Ułożyliśmy się obok siebie i przez chwilę leżeliśmy w milczeniu, słuchając swoich oddechów. Czułam się bezpieczna. Tak jak małe dziecko w ramionach matki.
   Zasnęłam.

A.♥

  

piątek, 25 stycznia 2013

Louis. Smutny. ♥

Taki tam, nowy imagin. U mnie właśnie zaczynają się ferie. <EXCITED> Mam nadzieję, że będę miała więcej czasu na pisanie. Tak jak obiecywałam, osoba która odgadnie kto powiedział cytat do poprzedniego imagina, będzie miała dedykację. Żelku, jesteś głupia, wystarczyło poprosić! Ale mimo wszystko, dla Ciebie, bo jesteś chyba najlepszym krytykiem jakiego kiedykolwiek miałam. <3
ZEPSUŁAM! -.-

KLIK. ♥

"Spieszmy się kochać ludzi,
Tak szybko odchodzą..."


   Miałem już zupełnie dość swojego życia. Codziennie wstawałem z myślą, jak to przyjemnie byłoby, gdybym akurat tego dnia zechciał popełnić samobójstwo. Wtedy wszystkie moje problemy po prostu by zniknęły.
   Lubiłem pić. Upijać się do nieprzytomności, tak żeby już nic nie pamiętać, żeby niczym się nie przejmować, żeby chociaż na chwilę zapomnieć o tym cholernym życiu. Każdy mój dzień był łudząco podobny do poprzedniego: rano studio, potem jakiś obiad, a wieczorem klub. Rano zazwyczaj budziłem się w zupełnie nieznanym miejscu, a obok mnie leżała jakaś ładna dziewczyna. Szczerze mówiąc, taki styl życia mi odpowiadał. Lubiłem ten stan, kiedy byłem pijany i mogłem robić co mi się żywnie podoba.
   Dzisiaj sobota. Tak jak zazwyczaj, wstałem około jedenastej, tyle że tym razem u siebie w domu. Strasznie kręciło mi się w głowie, tak bardzo, że aż nie mogłem spokojnie ustać na nogach. Ale wiedziałem, że zaraz przejdzie.
   Zszedłem do kuchni i nalałem sobie do szklanki zimnego mleka. Wypiłem jednym chaustem. Potem, chwiejnym krokiem ruszyłem do salonu. Po drodze potknąłem się o płyty porozrzucane na podłodze, potem o zawinięty dywan, aż w końcu dotarłem na kanapę. Zamknąłem oczy, żeby dać im odpocząć od światła, i przy okazji, niestety, zasnąłem.
   Obudziło mnie nerwowe pukanie do drzwi. Powlokłem się do hallu i otworzyłem przybyszowi. Okazało się, że to był Harry. Kiedy zobaczył mnie w tym stanie, to znaczy kompletnie skacowanego, skrzywił się i poklepał po ramieniu mówiąc:

- No Tomlinson, nie popisałeś się.
- Spadaj – wybełkotałem. Język nadal mi się plątał.
- Lou, nie wydziwiaj. Ogarnij się, dzisiaj lecimy do Polski, nie możesz być napruty – zniesmaczył się. - No dawaj, masz piętnaście minut na ubranie się i uczesanie.
- Co? Spadaj Styles, nigdzie nie lecę – oburzyłem się i zacząłem wypychać go za drzwi.
- Jak to nigdzie nie jedziesz?! Chyba żartujesz! Przecież zawsze chciałeś zobaczyć Polskę! Musisz być kompletnie pijany... - odparł i wtargnął do środka.
- No dobra – ustąpiłem. - Poczekaj tu na mnie.
- Nie mam zamiaru się ruszać.

   Uśmiechnąłem się do przyjaciela i poszedłem na górę, żeby trochę się ogarnąć. Przemyłem twarz zimną wodą, żeby nadać jej świeżości, kremem zamalowałem wory pod oczami, ułożyłem włosy. Ubrałem fioletowe rurki i białe polo – nic specjalnego.
   Zszedłem z powrotem na dół. Harry porządkował syf w salonie. Nie chciałem żeby robił mi za sprzątaczkę. Podszedłem do niego i wyrwałem mu z rąk płyty, które znów rozsypały się na podłodze.

- Zostaw to – powiedziałem do niego. - Jedźmy już.
- Chyba nie zostawisz swojego domu w takim stanie? - zdziwił się i zaczął zbierać śmieci leżące na dywanie.
- Mam to w dupie, jedźmy już – mruknąłem.
- Tommo, co z tobą? - spytał i uważnie się mi przyjrzał.
- Nic – zbyłem go. - Po prostu gorszy dzień.
- Gorszy dzień, mówisz? Taki jak wczoraj, przedwczoraj i jeszcze wcześniej?
- Tak Styles, tak.

   Harry wzruszył ramionami i wyszedł z domu. Za nim ruszyłem ja. Wsiedliśmy do białego Porsche Nialla i pojechaliśmy na lotnisko. Liam i Zayn już tam byli. Niall poszedł załatwiać jakieś papiery, Zayn wyszedł na papierosa, a Harry zniknął w tłumie fanek. Zostaliśmy tylko ja z Liamem. Wiedziałem, że zaraz zacznie się wykład na temat picia. Powie mi, że nie powinienem, że to tylko mnie niszczy. Słyszałem to już tysiąc razy. Ale mimo to, nie chcę przestać. A może bardziej: nie potrafię przestać.

- Louis.. - zaczął Liam, ale mu przerwałem.
- Wiem, przepraszam.
- Nie może być tak, że ciągle tylko przepraszasz i przepraszasz. Powinieneś coś  tym zrobić.
- Liam, wiem – odparłem. - To nie czas na takie rozmowy.
- Masz rację. Za niedługo wylatujemy – przytaknął.

   Zostaliśmy odprawieni, a potem wsadzeni do samolotu. Pierwsza klasa. Standard. To był jeden z niewielu plusów bycia sławnym.
   Dolecieliśmy do Polski. Wysiedliśmy. Od razu mi się tam spodobało. W hallu już czekały na nas rozwrzeszczane fanki. Zajęliśmy się więc rozdawaniem autografów i robieniem sobie zdjęć, a Paula wysłaliśmy, by odebrał nasze walizki.
   Wszystkie dziewczyny były zaskakująco śliczne. Szczególnie jedna. Była bardzo nieśmiała i nie chciała przepychać się między innymi, chociaż widać było, że bardzo by chciała z nami porozmawiać. Nie czekałem, tylko podszedłem do niej i przywitałem się.

- Cześć, jestem Lou...
- Tak, wiem – uśmiechnęła się.
- A ty?
- [T.I.] - odparła.
- Ładne – teraz to ja się uśmiechnąłem.
- Louis... dasz mi autograf?
- Autograf? - zdziwiłem się. - Ach tak, pewnie, gdzie?
- Tutaj – odparła i wskazała na mały czarny notesik w swojej prawej ręce.

   „Dla [T.I.], najwspanialszej i najładniejszej fanki pod słońcem, Lou. xx” - napisałem, a na samym dole podałem swój numer telefonu. Dziewczyna podziękowała, a potem podeszła do Harry'ego po kolejny autograf.
  
   Aż do dnia koncertu nie mogłem przestać o niej myśleć. Tak mało rozmawialiśmy, tak mało o niej wiem, a chciałbym wiedzieć dużo więcej. Postanowiłem, że znajdę ją na koncercie, choćby stała w najdalszym rzędzie.
   Zastanawiałem się, dlaczego nie zadzwoniła? Może nie miała czasu? Kto wie? Spytałem Harry'ego, czy to możliwe żeby zakochać się w kimś po zaledwie minucie rozmowy. Powiedział, że tak, ale to zdarza się bardzo rzadko i na ogół jest nietrwałe. Boże, dlaczego? Przecież ja chciałem być z tą dziewczyną do końca życia!

   Śpiewaliśmy akurat Little Things, kiedy wreszcie ją znalazłem. Stała w trzecim rzędzie od sceny, obok jakiejś piegowatej dziewczyny – pewnie jej przyjaciółki. Podczas całej piosenki patrzyłem tylko na nią.
   Tego dnia było mi cholernie niedobrze. Ale to nie z powodu wypitego alkoholu, bo nic nie piłem. Naprawdę, mogę przysiąsc na Boga. Ale po prostu czegoś się bałem.

   Po koncercie jak najszybciej zbiegłem ze sceny, byleby tylko móc ją zobaczyć. Rozglądałem się na wszystkie strony, ale niestety nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Tak jakby wyparowała. Jakieś dziewczyny próbowały mnie zatrzymać, żeby zrobić sobie ze mną zdjęcie. Ominąłem je, a potem zacząłem biec przez ulice, gnany jakimś nieznanym uczuciem.
   Znalazłem ją. Leżała nieprzytomna na schodach do jednej z kamienic. Nie mogłem w to uwierzyć. Co się mogło stać? Przecież wyglądała na taką szczęśliwą, zdrową. Uklęknąłem nad jej ciałem i zacząłem płakać. A potem oprzytomniałem. Zadzwoniłem na pogotowie. Przyjechali już po chwili, zaskakująco szybko. Spytałem, czy mogę jechać z nimi. Pozwolili mi.

   Umarła. Nie potrafili jej uratować. Nic nie mogli zrobić. Okazało się, że miała guza mózgu. Ten dzień na zawsze zmienił moje życie. Mimo, że znałem ją tak krótko, bardzo cierpiałem. Nadal cierpię. Żałuję, że nie miałem okazji wcześniej z nią porozmawiać. Czuję, że straciłem pewną niepowtarzalną szansę.
   Doszło do mnie, że nie potrafię pogodzić się ze stratą innych. Że nie potrafię żyć rzeczywistością.Żyję w przekonaniu, że nie istnieje zło, a to wszystko przez moje ciągłe upijanie się do nieprzytomności. Postanowiłem to zmienić. „Koniec z piciem i imprezami” - powiedziałem sobie. Ciekawe tylko, czy uda mi się tego dotrzymać?
  [T.I.], musisz wiedzieć jedno: KOCHAM CIĘ.

A.♥

Liebster Awards Again.

To już nasza trzecia nominacja! Nie możecie sobie wyobrazić, jak bardzo się cieszymy. Po raz kolejny pokazaliście nam, że podoba Wam się to co robimy i jesteśmy za to bardzo wdzięczne. Tą nominację otrzymałyśmy od http://everythingyoudoismagic69.blogspot.com/ <33

Pytania do nas:
1. Ile masz lat ?
A: 13 i 11 miesięcy.. można uznać, że 14 :D
M: 13. ^^
2 . Co słuchasz oprócz 1D ?

A: Wielu innych wykonawców, np. Eda Sheerana, Kimbry, Taylor Swift, Toto, Lany Del Rey...
M: Czegoś innego na pewno... :P Tego co mi się podoba.
3. Chciała byś , żeby Harry prostował włosy ?
A: Hahaha, nie! Kocham jego loczki! Są cudne, podobne do moich. <333
M: Hyhyhy, jakie pytanie! Oczywiście że nie! 4 .Wolisz Nialla , gdy jest brunetem czy blondynem ?
A: Hm, ciężkie.. w sumie, podoba mi się w obu kolorach, bo niezależnie od nich jest cholernie seksowny, ale mimo wszystko wolę blond. ^^
M: BLOND! 5 . Lubisz Zayna z pasemkiem czy  raczej bez ?
A: Raczej bez. Nie żebym hejtowała Perrie, bo bardzo ją lubię. Jednak bez pasemka wygląda lepiej. :)
M: BEZ! 6 . Wolisz być na koncercie 1D czy na podpisywaniu płyt ?
A: I na tym i na tym! Ale chyba jednak wybieram podpisywanie płyt...
M: Podpisywanie płyt, tak samo. 7 . Który z chłopaków jest Twoimżem ?
A: Nialler. <3
M: Hazza! :3 8 . Kiss You czy Live While We're Young ?
A: Kiss You <3
M: Kiss You ;* 9 .Lubisz Little Mix ?
A: Lubię, nie mam nic przeciwko, ale nie słucham ich zbyt często. Jakoś nie podchodzi mi ich muzyka. ;/
M: Lubię. Mają fajne piosenki. 10 . Który teledysk chłopaków najbardziej lubisz ?
A: Hahahahhaa, Kiss You! Bardziej rąbniętego w życiu nie widziałam! :D
M: Kiss You!!! <33 11 . Chciała byś mieszkać w Londynie ?
A: Głupie pytanie! Oczywiście że tak!!!
M: No of course babe! <3
Nasze pytania:

1. Co często robisz w wolnym czasie?
2. Co jest dla Ciebie inspiracją do pisania imaginów/postów?
3. Styl którego z chłopaków najbardziej Ci się podoba?
4. Wierzysz w jednorożce?
5. Jeśli jeden z chłopaków z 1D miałby być Twoim rycerzem na białym koniu, to kto by nim był?
6. Twoi znajomi wiedzą o tym, że prowadzisz bloga?
7. Suchary czy tosty?
8. Masz twittera? xD
9. Od kiedy jesteś Directionerką?
10. Co lepsze: C'mon C'mon czy Stole My Heart?
11. Co będziesz robić w Walentynki? 

Blogi, które nominujemy:
1. http://iwantanotherworldagain.blogspot.com/
2. http://fajneimaginyz1d.blogspot.com/
3. http://everydayabnormal-1d.blogspot.com/
4. http://onedirectionpolskieimaginy.blogspot.com/
5. http://real-happiness-comes-with-time.blogspot.com/
6. http://summer-lovve.blogspot.com/
7. http://imagineee-1d.blogspot.com/
8. http://yooourteenagedream.blogspot.com/
9. http://summer-love69.blogspot.com/
10. http://fate-is-always-connected.blogspot.com/
11. http://give-me-love-honey.blogspot.com/


czwartek, 24 stycznia 2013

Harry.♥

Harry again. Kocham Was, wiecie? Was, i to, że zachęcacie mnie do pisania. Nie wiem czy bez Was ten blog nadal by istniał. A istnieje. Dlatego, że motywujecie mnie i doceniacie to co robię. I jestem Wam za to ogromnie wdzięczna. Dla Marysi, bo jest moim skarbem. <33 + takie małe pytanko: kto powiedział słowa, których użyłam dzisiaj jako opis do imagina? Kto pierwszy poprawnie odpowie, otrzyma ode mnie dedykację. xxx

KLIK.♥ 

"I'm a guy who can fall in love with any girl,
because I don't love with the eyes,
but with the heart."


   Wiecie, [T.I.] bardzo mi się podoba. Urzeka mnie każdym najmniejszym ruchem. Zaskakują mnie jej reakcje: śmieje się z zupełnie innych rzeczy niż inni, naprawdę interesuje się życiem swoich przyjaciół, nie opowiada ciągle tylko o sobie. Jest po prostu idealna. Bynajmniej dla mnie.
   Dzisiaj postanowiłem w końcu wykonać pierwszy krok. Zaprosiłem ją do siebie. Niby nic takiego, ale dla mnie było to coś więcej niż zwykłe zaproszenie do domu. Chciałem w końcu pokazać jej, że mi na niej zależy.
   Przyszła punktualnie. Rozanielony poleciałem otworzyć jej drzwi. Ujrzałem w nich uśmiechniętą, całą obsypaną śniegiem postać w długich brązowych lokach i śmiesznym czerwonym płaszczu. Wyglądała jak krasnoludek. Na powitanie mocno ją przytuliłem.
   Ściągnęła z nóg buty, z rąk rękawiczki, z głowy czapkę... Ale płaszcz zdjąłem ja. I odwiesiłem go na wieszak. Mama kiedyś powiedziała mi, że tak powinno się traktować dziewczynę, na której ci zależy, bo wtedy czuje się szczęśliwa. Chyba mówiła dobrze, bo [T.I.] słodko się zaśmiała.
   Zaprowadziłem ją do salonu, który wcześniej porządnie wysprzątałem. Wziąłem do pomocy Zayna i Nialla, bo chciełem, żeby wszystko było perfekcyjne. Miałem szczerą nadzieję, że nie pojawią się nagle znikąd i nie wtrącą się w połowie randki. O ile [T.I.] też miała to za randkę.

- Co będziemy robić? - spytała, siadając po turecku na kanapie.
- Zależy co chcesz robić – odparłem.
- Obejrzyjmy jakiś film, co? - zaproponowała i ścisnęła moje ramię.

   Przytaknąłem. Włączyłem klasykę kina: Titanic. [T.I.] siedziała wpatrzona w ekran i pochłaniała każdą scenę jak odkurzacz. Licząc, że się nie zorientuje, zacząłem przybliżać jej dłoń do swojej, byle jak najbliżej. Po jakimś czasie poczułem jej palce splatające się z moimi. Uśmiechnąłem się i pomyślałem sobie, że może mam jednak u niej jakieś szanse.
   Zacząłem delikatnie gładzić jej dłoń opuszkami palców. Uczyłem się na pamięć kształtu każdego palca, każdego paznokcia, a nawet malutkiego pierścionka na jej palcu. Wcale nie skupiałem się na filmie. [T.I.] była od niego dużo ciekawsza. Taka tajemnicza, cicha, a jednocześnie otwarta na ludzi i radosna. Była zbiorem wykluczających się cech i to właśnie sprawiało, że była taka wspaniała i niepowtarzalna.
   Nagle do pokoju wtargnęli Niall, Zayn i Louis. Myślałem, że ich poćwiartuję. Jednak [T.I.] uśmiechnęła się do nich, tak jakby wcale nam nie przeszkodzili. Na szczęście mieli na tyle taktu, żeby nie zacząć buczeć i krzyczeć z podniecenia, że trzymamy się za ręce.

- Co tam? - spytał Niall sadowiąc się obok [T.I.]
- Pójdę po coś do picia – odparłem i wyszedłem do kuchni. Słyszałem jak dziewczyna odpowiada.
- Rzygam teczką.
- Teczką? - zdziwił się Zayn.
- W sumie dobrze, że teczką. Przynajmniej nie jedzeniem – uśmiechnął się Niall.
- Ty – wskazał na Nialla Louis – jesteś dziwny.
- Bywa – wzruszył ramionami blondyn.

   Wróciłem do salonu z pięcioma kubkami kakao na tacce. Usiadłem obok [T.I.] na kanapie i położyłem moją kudłatą głowę na jej ramieniu. Uśmiechnąłem się swoim najcudowniejszym i najszczerszym uśmiechem i zamknąłem oczy. Rozpływałem się pod jej dotykiem gdy delikatnie pieściła moje loki.

- Chodźcie coś zjeść – zaproponował Niall i wyprowadził resztę chłopaków z salonu, tak, że zostaliśmy tam tylko we dwójkę.

   [T.I.] już wcale nie interesowała się filmem. Z przyjemnością zauważyłem, że wbiła wzrok we mnie. Uśmiechała się. To chyba dobrze, prawda? Nagle usłyszeliśmy dźwięk napisów końcowych. Niemożliwe,że dwie godziny minęły nam tak szybko. Spojrzałem na zegarek: 20:17. A więc jednak.

- Muszę już iść – odparła [T.I.] i wstała z kanapy.
- Szkoda – uśmiechnąłem się i odprowadziłem ją do drzwi.

   Oparłem się o framugę i zagryzłem dolną wargę. W milczeniu patrzyłem jak starannie zawiązuje buty, wkłada płaszcz i szczelnie opatula się szalikiem. Na koniec włożyła czapkę i rękawiczki, a potem stanęła pośrodku przedpokoju, jakby na coś czekała. Nie stałem bezczynnie, zastanwiając się co zrobić. Podszedłem do niej i czule ją pocałowałem. Wreszcie. Czekałem na ten moment cholernie długo, aż w końcu... stało się. Musnąłem jej usta jeszcze raz i jeszcze raz, bo nie potrafiłem się opanować.
- Wpadniesz jeszcze kiedyś? - spytałem gdy już wychodziła.
- Ma się rozumieć – przytaknęła.

   Odprowadziłem ją do furtki. Na pożegnanie mocno ją przytuliłem. Naciągnąłem jej czapkę na uszy, tak żeby nie zmarzła. Latarnie oświetlały ulice i śnieg spadający na nie w milczeniu. [T.I.] idealnie komponowała się z otaczającym nas białym puchem. Była bezbronna, delikatna i radosna. Pocałowałem ją jeszcze raz, a potem patrzyłem jak wsiada do samochodu i odjeżdża.
   Posmutniałem.

A. ♥

środa, 23 stycznia 2013

Zayn 3. ♥

Nadeszła pora na trzecią część Zayna! W końcu! Trochę smutniejsza, inna, przepraszam jak coś schrzaniłam. Bo raczej schrzaniłam. Nie podoba mi się zakończenie. Wszystko za szybko. Ale strasznie się męczyłam żeby to napisać. Może nie jest tak źle? W każdym razie stwierdzam: od jutra piszę oneshoty, bo kilkuczęściowce mi nie wychodzą. Dla Żelka, za to że jest. xoxo

KOCHAM WAS PARÓWECZKI. <333

KLIK. ♥

"Miłość jest najdziwniejszym ze wszystkich uczuć.
Osoba którą kochamy, pomimo swoich licznych wad jest idealna.
Tak jak ty.
Jesteś dla mnie skarbem na całe życie..."


- Niall? - zdziwiłaś się i odepchnęłaś od siebie mulata.
- Tak, to chyba ja – powiedział z wyraźnym smutkiem.
- Ej, to nie tak – zaczęłaś się tłumaczyć i wstawać z łóżka, żeby przytulić Nialla.
- Nie [T.I.], leż sobie. Nie mam zamiaru wtykać nosa w nie swoje sprawy. A to nie są moje sprawy, jak sądzę... – powiedział i zanim wyszedł, mocno cię przytulił.

   Zaczęłaś płakać. Zayn mocno cię przytulił i nie wypuszczał ze swoich objęć.. długo. Bardzo długo.

5 dni później.

Zayn:

Uwielbiałem, jak prosiła mnie o bluzę, bo było jej zimno, jak dla zabawy przebierała się w moje ubrania, jak kupowała nam takie same bransoletki, czapki i bluzki. To wszystko sprawiało, że chciałem żeby była kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Ale ona nie chciała.
   Odkąd Niall wszedł do nas do pokoju, odkąd dowiedziała się, że ją kocha, już nic nie jest takie jak było wcześniej. Nie chciałem, żeby się ode mnie oddalała, żeby nie była już tą samą [T.I.] którą była. Chciałem ją taką jaką ją zobaczyłem gdy stała zmarznięta przed drzwiami naszego domu pięć dni temu.
   Od tamtego czasu praktycznie nie mogłem jej złapać sam na sam, żeby chwilę pogadać. Aż do dzisiaj. Zamknąłem się z nią w naszym pokoju i w końcu postanowiłem spytać o to, co tak bardzo mnie gryzło.

- [T.I.], co ja robię nie tak?!

   Co to za dziewczyna, która jednego dnia mnie całuje, a drugiego stwierdza, że to wszystko nie ma sensu? Nie powinienem się nią w ogóle interesować, a jednak.. Ta jedna głupia dziewczyna kompletnie zawróciła mi w głowie.

- Och, Zayn... - zaczęła się jąkać, tak jak wcześniej gdy jej o to pytałem. - Wszystko robisz dobrze, ale...
- Ale co?! - wybuchnąłem. - Uważasz że jestem skałą? Że nie mam uczuć?!
- Och, Zayn...
- No co „Och Zayn”?! Kiedy nie wiesz co masz powiedzieć, dukasz tylko „Och Zayn” i myślisz, że to załatwi sprawę? Powiesz mi w końcu dlaczego mnie odtrącasz? Dlaczego traktujesz mnie jak powietrze? Co ja takiego robię?!

   Milczała, a jej milczenie i bezradność wyprowadzały mnie z równowagi. „Daj sobie spokój, chłopie, nie jest ciebie warta.” - próbowałem sobie wmówić. Nijak się nie dało. Nie wiem co ta dziewczyna ma w sobie, ale wiem, że oszalałem na jej punkcie.

- Powiem ci o co chodzi, tylko do jasnej cholery przestań wrzeszczeć!!! - odpowiediała wreszcie.
- Dobra! - odparłem. - Dobra.. To mówisz?
- Tak, spokojnie – uśmiechnęła się.

   Usiadła obok mnie na łóżku i objęła mnie ramieniem. Poczułem zapach jej perfum, dotyk jej włosów na swojej twarzy... Chyba naprawdę się zakochałem.

- Nie potrafię pokazać ci tego, jak bardzo cię kocham, ani jak bardzo mi na tobie zależy. Bo tak jest – mrugnęła do mnie. - Ale widzę, że przez to Niall cierpi. A nie chcę żeby cierpiał.
- Jeśli jest twoim przyjacielem, to powinien to zrozumieć – odparłem.
- Wiem, wiem.. - skruszyła się. - Rzecz w tym, że nie jestem pewna, czy nasz związek będzie czymś dobrym.
- Co..? Jak? Jejku, [T.I.], co ty gadasz?! Przecież ja kocham cię do szaleństwa, dobrze wiesz, że chcę być tylko z tobą. TYLKO!

   Świrowałem. Zacząłem zapewniać ją o swojej miłości, zacząłem wykrzykiwać jak bardzo jest dla mnie ważna. A ona tylko siedziała i patrzyła na mnie: nieruchoma, smutna, jak lalka z porcelany. Pocałowałem ją. Jeszcze raz poczułem niesamowity smak jej ust.. Myślałem że mnie odtrąci. Nie zrobiła tego. Odwzajemniła pocałunek dwa razy mocniej.
   Kiedy się od siebie oderwaliśmy, przytuliłem ją i wyszeptałem jej do ucha dwa magiczne słowa:

- Kocham cię.

   Najpiękniejsze jednak było to, że odpowiedziała:

- Ja ciebie też Zayn.. Zawsze cię kochałam...

A.♥

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Harreh 3. ♥

 Trzecia część nagłej-weny-na- imagina. Hope you like it! Mam jeszcze pomysł na czwartą, ale nie wiem już czy to w ogóle ma sens. xD No więc miłego czytania pączusie. <3
KLIK. ♥

"I want, I want, I want,
But that's crazy
I want, I want, I want,
But that's not me,
I want, I want, I want
To be loved by you" 

- A co nielegalnego chciałbyś robić?
- Uprawiać z tobą dziki seks na stole w kuchni – przygryzł dolną wargę.
- Jakie fantazje erotyczne – zaśmiałam się.
- Mówię serio – przybliżył się do mnie i zaczął wodzić palcem po moim obojczyku. Czy mi się wydaje, czy on się... oblizał?
- Oj nie.
- Oj tak – naparł swoim ciałem na moje ciało i zsunął mi kawałek swetra z ramienia.  - Mrr – zamruczał mi wprost do ucha.
- Ludzie siedzą na górze – przypomniałam mu.
- No to co?
- Jak to co? - prychnęłam. - Chyba mnie zadziobią jak zastaną nas kompletnie nagich w kompletnie rozwalonej kuchni.
- Trudno – odparł i namiętnie mnie pocałował. Tak namiętnie, że aż zabrakło mi tchu. - Jesteś najtwardsza ze wszystkich dziewczyn.
- Harry, co ty brałeś? - zaśmiałam się i lekko go od siebie odsunęłam.
- Ty się boisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

   Bałam się. Strasznie się bałam. Ale raczej nie powiem mu że się boję. To byłoby co najmniej nie na miejscu. Odsunęłam głowę w prawo i w końcu odpowiedziałam.

- Nie boję się, ale nie chcę.
- Boisz się – uśmiechnął się złowieszczo i chwilę potem zaczął całować każde wgłębienie mojej szyi. - To słodkie.
- Harry, naprawdę nie chcę.
- Rozumiem. To chociaż pobawmy się  berka.
- W berka? - zdziwiłam się.
- Tak. A jak cię złapię trzy razy pod rząd, to wtedy...
- Sos zaraz się wygotuje – położyłam palec na jego zabójczo ponętnych ustach i podeszłam do kuchenki.

   Już po chwili czułam przyspieszony oddech chłopaka przy swoim policzku i jego ciepłe dłonie na moich biodrach. Kołysał nimi delikatnie, wprawiając mnie w zakłopotanie. Dałam mu do spróbowania naszego sosu.

- Uwielbiam kobiety w kuchni – wymruczał. - Tak właściwie, ile ty masz lat?
- Osiemnaście – odparłam. - Wiedziałam, że kiedyś zapytasz.
- No tak, standardowe pytanie. Ja ciebie też.
- Co? - myślałam że się przesłyszałam.
- Nic, nic – uśmiechnął się. - Gotuj dalej, z przyjemnością popatrzę.

   Wzruszyłam ramionami i dokończyłam robienie spaghetti. Harry co prawda wcale mi nie pomagał, ale przynajmniej nie przeszkadzał, tylko siedział spokojnie i ścierał mąkę i inne składniki z podłogi i blatów.
   Gdy makaron się ugotował, a ja nałożyłam wszystko co trzeba na talerze, zauważyłam, że mój towarzysz wyparował. Rozejrzałam się uważnie po całej kuchni, nawet zerknęłam pod zlew, bo kto wie co mu mogło przyjść do głowy? W końcu zrezygnowana poszłam do jadalni i położyłam na stole jedzenie. Samotnie usiadłam na jednym z krzeseł i już podnosiłam widelec do ust, gdy nagle zza moich pleców wyłonił się Harry. Podskoczyłam na krześle i obryzgałam cały obrus sosem.

- Harry, tępaku! - krzyknęłam i dałam mu widelcem w łeb. - Cały pokój mi popsujesz!
- Nie bij mnie! - zaczął się śmiać. - Bo się poskarżę kierownikowi.
- Nie odważysz się – zapewniłam go.
- Skąd wiesz? Proszę paa – zaczął wrzeszczeć, ale zakryłam mu usta dłonią.
- Cicho. Siadaj i jedz.
- Nie rozkazuj mi – pokazał mi język. - To ja tu jestem starszy.
- Ale za to ja mądrzejsza – odwdzięczyłam się tym samym.
- Myślę... myślę że...
- Wiem, że myślisz, nie musisz mi tego udowadniać. Po prostu robisz to za wolno.
- Ej no  - skrzyżował ręce na piersi i wbił wzrok w podłogę. - Bo nie zjem kolacji.
- Trudno. Będzie więcej dla mnie.
- Jesteś chamska, wiesz? - zaszczycił mnie spojrzeniem swoich zielonych oczu.
- Wiem – mrugnęłam do niego. - Ty też.
- Czy to miał być komplement? - dał mi kuksańca w bok i usiadł na swoim miejscu.
- Interpretuj to jak chcesz – rzuciłam i zaczęłam jeść. - Smacznego.
- Dzięki – mrugnął do mnie.

   Harry pochylił się nad talerzem i powąchał sos. Popatrzyłam na niego pytająco. On nie raczył mi odpowiedzieć, tylko zagłębił wzrok w jedzeniu.

- Nie, nie wrzuciłam tam trutki.
- Wiesz, chciałem się tylko upewnić – sięgnął po widelec i włożył go do ust. - Tak w ogóle, to pyszne nam to wyszło.

   „Fajnie by było, gdyby faktycznie NAM wyszło” - pomyślałam, ale nie wypowiedziałam tego na głos. No oczywiście wszystko robiłam sama. Ale Harry przynajmniej posprzątał i kuchnia nie wyglądała już jak po przejściu tornado. Może tylko przeleciał przez nią letni wietrzyk.
   Harry powoli jadł swoje spaghetti, wcale na mnie nie patrząc. Ciekawe czy faktycznie obraził się za to nazwanie go idiotą... Mam nadzieję że nie, bo tak się pięknie zapatrywałam na naszą znajomość. Jaka ja staroświecka...
   Skończyłam pierwsza. Nie bardzo wiedziałam co robić, więc zaczęłam stukać palcami w blat stołu. Do głowy wpadł mi bardzo fajny rytm i po chwili wystukiwałam go raz za razem. Dołożyłam do tego basowe „tu dum”, stwarzając muzykę z horrorów. No dobra, może nie do końca. Gdy w końcu przestałam, zauważyłam że Harry dziwnie się na mnie patrzy. Nawet nie pytałam dlaczego. Wybuchnęłam nieopanowanym śmiechem. Śmiałam się z samej siebie, z tej sytuacji, z Harry'ego ubrudzonego sosem... No po prostu ze wszystkiego! Nawet z tego, że jak ciocia tu przyjdzie, to opieprzy nas z góry na dół za ten syf. Mnie to już po prostu nie obchodziło. Jakby co, to Harry pomoże mi sprzątać. 
   Chłopak położył sobie dłonie na biodrach i zaczął się ze mnie śmiać. Chyba powinno mnie to urazić, prawda? Ja jednak wcale się tym nie przejęłam. Harry'emu zadzwonił telefon. Jako dzwonek ustawił sobie „Flowers In The Window” Travisa. Kurczę, kochałam tą piosenkę! Zaczęłam tańczyć, chociaż kawałek nie jest zbytnio rytmiczny. Wolałam nawet nie patrzeć na mojego gościa, bo wiedziałam jak na mnie spogląda. Odebrał. Przez chwilę rozmawiał z kimś kogo nie znałam. Nazywał się Paul. Pomyślałam, że to pewnie jego kolega.

- Harry, znowu sypiasz z jakąś dziewczyną?! - usłyszałam głos Paula w telefonie.

   W tym momencie byłam dumna z tego, że mu odmówiłam. Harry szybko zaprzeczył i wyjaśnił sytuację, co doprowadziło jego kolegę do śmiechu. Nie wiedziałam co zabawnego w tym było, ale skoro on się śmiał, to coś musiało go rozbawić. Po jakimś czasie Paul wreszcie się rozłączył.

- Wybacz. Paul to mój menedżer, musiałem odebrać – wyjaśnił Harry.
- Ahm – prychnęłam cicho i pozbierałam talerze ze stołu.
- Co teraz porobimy?
- Szczerze to nie wiem – odezwałam się z kuchni. - Ja posprzątam, a ty się na mnie popatrzysz.
- Cóż, lepsze to niż nic – zaśmiał się. - Albo wiesz co?
- Nie wiem.
- Ja posprzątam – zaoferował. - Skoro tyle bałaganu narobiłem.
- Jakiś ty miły! Z przyjemnością będę obserwować twe wyczyny.
- Nie śmiej się – poczochrał mnie po włosach.
- Wcale się nie śmieję – dopiero teraz się zaśmiałam.
- Teraz się śmiejesz – uśmiechnął się do mnie.
- Nieprawda, kłamiesz!
- Masz mnie za kłamcę? - przybliżył się do mnie i zaczął mnie łaskotać. Prawie wypuściłam z ręki talerz.
- Głupolu, znowu bym coś zepsuła!
- Widzisz jaka z ciebie niezdara? - wyszczerzył się szelmowsko i włożył ręce do kieszeni.
- Nie prowokuj mnie – dźgnęłam go w żebra.
- Przestań! - zaczął się zwijać ze śmiechu.

   Ganiałam go po całym domu. Wbiegliśmy do mojego pokoju i wpadliśmy na komodę. Zatrzęsła się i prawie runęła na ziemię, gdyby nie to, że w porę udało się nam ją złapać. Potem Harry usiłował ukryć się w szafie, wyrzucając z niej połowę moich ubrań. Dałam mu za to porządnie w głowę. Po tym co zrobiłam, to on zaczął za mną gonić. Biegnąc potknęłam się o pianino i upadłam. Chłopak pomógł mi wstać, ale zaraz po tym znów zajął się znajdywaniem sposobów na połaskotanie mnie. W końcu skończyliśmy na łóżku. Po mojej twarzy ciekły łzy, spowodowane nagłym atakiem chłopaka, a całe ciało skręcało się od śmiechu. Nie miałam pojęcia w jak wielu miejscach mam łaskotki, dopóki nie poznałam Harry'ego.
   Energicznie podniosłam się z łóżka i krzyknęłam „STOOOP!”. Przestał. Wygrałam. Udało mi się wreszcie go powstrzymać. Przytuliłam kudłatą głowę chłopaka do siebie i czule pogłaskałam go po tych uroczych loczkach.

- Mamusiu, nie przestawaj, tak mi smutno – wymruczał.
- Dobrze syneczku – zaśmiałam się.

   Harry leżał sobie wygodnie na moich kolanach i śpiewał Little Things, głaszcząc moją dłoń. W tej chwili było coś takiego wyjątkowego, że po prostu pragnęło się, żeby ona trwała wiecznie. Delikatnie zachrypnięty głos Harry'ego, powietrze przepełnione zapachem róż, zmysłowe światło i wszechogarniające ciepło... Siedziałam z głową położoną na oparciu łóżka, rozmyślając sobie o wszystkim i o niczym.

- Przy tobie czuję się taki mało zboczony – westchnął Harry. Zaśmiałam się i pstryknęłam chłopaka w nos. - Najgorsze jest to, że nie wiem czy to dobrze czy źle.
- Ja myślę, że dobrze.
- Dobrze? - podparł się na łokciach i spojrzał mi w oczy. - Zamotało mi się to wszystko.
- Co wszystko?
- Normalnie, cały mój świat. Wyobraź sobie, że do wczoraj – tu zawahał się i spojrzał na zegarek – tak, wczoraj, nawet nie wiedziałem że jesteś taka.. inna niż wszystkie. A dzisiaj nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie.
- Wyobraź sobie, że wyobraziłam sobie to, co miałam sobie wyobrazić.
- I?
- I stwierdzam, że...
- Że? - ponaglał mnie Harry.
- No poczekaj, dokończę przecież!
- Przepraszam – uśmiechnął się i wrócił do poprzedniej czynności.
- A więc... o czym to ja?
- O tym, co stwierdzasz.
- A, no tak – zaśmiałam. - Stwierdzam, że twoje życie beze mnie nie byłoby takie samo. A moje bez ciebie już kompletnie nie miałoby sensu.
- Serio?
- Serio, serio.
- Fajnie – uciął.

   Przez chwilę patrzyliśmy tylko w swoje oczy, pozwalając minutom marnować się na nic nie robieniu. Zaczęłam śpiewać coś bezsensownego, chyba jakąś starszą piosenkę Taylor Swift. Harry tylko leżał z zamkniętymi oczami i otwartą paszczą. Gdy już skończyłam swoje zawodzenie, uszczypnęłam go w wargę, gwałtownie wybudzając go z transu.

- Och, [T.I.]... - zaczął, ale nie skończył.
- Co Hazzuś?
- Twój głos jest taki cudowny, że chciałbym nagrać cię na telefon i cały czas wciskać „replay” - wyznał.

   Aż czułam, że się czerwienię. Omiotłam wzrokiem pokój – chyba wszystkie rzeczy które mogłby być zrzucone, zniszczone czy pobite, właśnie takie były. Ale na sprzątanie przyjdzie czas rano.
   Zanurzyłam rękę w loczkach chłopaka i zaczęłam bawić się nimi, dopóki jesteśmy we dwoje w tym pokoju i nikt nam nie przeszkadza. Nie wiem czy mi się to zdawało, ale Harry w pewnym momencie zamruczał jak mały kotek. Nachyliłam się bliżej niego i cmoknęłam go w czoło.

- Nigdy nie przestawaj miziać moich włosów – poprosił.
- Miziać? Jest w ogóle takie słowo? - zaśmiałam się, ale spełniłam jego prośbę.
- Jest! Przynajmniej powinno! - zaczął żywo dyskutować.

   Zerknęłam na zegarek i zauważyłam, że jest już dobrze po północy. Oznajmiłam to Harry'emu, ale on jakoś nie miał zamiaru się zbierać, aż do czasu gdy portierka nie wypędziła go z hotelu. Miło z jej strony, nie?
   Pożegnałam się z chłopakiem ciepło, a potem wróciłam do swojego pokoju. Nawet nie chciałam patrzeć na ten chaos, więc wyjęłam piżamę i poszłam się myć. Stanęłam przed lustrem w łazience i spojrzałam na swoją rozpaloną twarz. „No popatrz, co się z ciebie zrobiło przez ten jeden dzień” - powiedziałam do siebie i zaczęłam rozplatać warkocza. Powoli rozczesywałam swoje długie do pasa włosy i nuciłam pod nosem jedną z piosenek, które zaśpiewał mi dzisiaj Harry. Gdy brałam prysznic, myślałam o tym, co stało się dzisiejszego dnia. Doszłam do wniosku, że ta doba musiała trwać więcej niż dwadzieścia cztery godziny, tyle się wydarzyło. Z tego wszystkiego, najprzyjemniejszy był jednak wieczór z Harrym. Zaskakujące, ale ograniczył się do jednego, nieodwzajemnionego przeze mnie pocałunku. Może jednak nie upadłam jeszcze tak nisko?
   Tak oto dobiegł końca pierwszy dzień mojego pobytu w Londynie. Podsumuję go jednym słowem: MASAKRA. Albo dwoma: TOTALNA MASAKRA. Wkroczyłam w świat sławy, gdzie każdy najmniejszy ruch jest śledzony przez paparazzich. Dziwię się, jak chłopcy z 1D to wszystko wytrzymują. A może nie wytrzymują?
   Przykryłam się kołdrą i zaczęłam rozmyślać, jak by to było gdyby zamiast Nialla i Harry'ego w samolocie siedzieli zwykli, najzwyklejsi ludzie.  Z pewnością nie miałabym teraz tylu problemów. Największym z nich jest to, że ta barmanka sfotografowała mnie i Harry'ego podczas pocałunku, a zaledwie dwie godziny potem obściskiwałam się z Niallem.
   Z natłoku informacji i nadmiaru wrażeń nie mogłam zasnąć. Przekręcałam się tylko z boku na bok, usiłując skupić swe myśli na czymś innym niż pocałunki od chłopaków, ich wyjątkowo miękkie usta... Och, znowu o tym piszę. W każdym razie, gdy ostatni raz spojrzałam na zegarek była 3:41. Świetnie.

A.♥

Harreh 2. ♥

Druga część nadchodzi! :D Obiecuję, że Zayna też dodam jakoś niedługo. Na 100%. Ale do niego trzeba mieć specyficzny humor, którego nie miałam od pierwszej części. Ej, ten imagin jest mega nielogiczny. [T.I.] cały czas zmieniają się humory.. CO o tym sądzicie? Szykować 3 część?
KLIK. ♥

"He takes your hand,
I die a little, 
I watch your eyes,
And I'm in riddles,
Why can't you look at me like that?"


   Poczułam nagły ucisk w żołądku i wstałam z sofy. Harry nawet się nie ruszył, ale Niall wstał i wyszeptał mi krótkie pytanie o to co się stało. Spróbowałam zbyć go uśmiechem, ale najwidoczniej nie wyszło, bo chłopak cały czas uważnie zaglądał mi w oczy. Wypuściłam głośno powietrze i zaczęłam huśtać się na piętach.

- Poważnie, o co chodzi? - nie dawał za wygraną.
- Po prostu źle się czuję – uogólniłam swój problem. Nie chciałam żeby wiedział że chodzi o niego.
- Na pewno? Słuchaj... może podwiozę cię do domu?
- Dzięki – cmoknęłam go w policzek i mocno przytuliłam. - Bardzo chętnie.

   Niall otworzył przede mną drzwi. Wyszłam z ciepłego domu na zimne nocne powietrze. Poszłam za chłopakiem na tyły domu, gdzie – o dziwo – nie znalazłam żadnego samochodu. Przysunęłam się do niego bliżej.

- To... jedziemy? - spytałam.
- Tak, poczekaj chwilkę – przerwał mi i popatrzył się wprost przed siebie.  -  Popatrz jaki ten wieczór jest piękny. Ma w sobie coś niesamowitego, prawda? Tak jakby dzisiaj wszystko miało się zmienić.

   Zerknęłam w stronę na którą spoglądał. Nie wiedziałam tam nic oprócz drzew uginających się pod wiatrem, stosu cegieł i rozwalonego kawałka płotu. Na twarzy chłopaka wymalowane było pełne skupienie. Udzielił mi się jego dziwny nastrój. Rozglądałam się dookoła, bojąc się że może ktoś nas obserwuje i zaraz porwie.
   Nagle Niall pochylił się nade mną i złączył swoje usta z moimi. Zaparło mi dech w piersiach. Mimo wszystko odwzajemniłam pocałunek. Czułam jego palce w swoich włosach, jego usta na moich ustach, czułam jego zapach: cynamonowy, przywodzący na myśl święta, dom, rodzinę. I właśnie wtedy chłopak nagle się ode mnie odsunął. W bynajmniej nieodpowiednim momencie.

- Przepraszam – wydukał. - Nie powinienem.
- Nic się nie stało – palnęłam osłupiała.

   Nie docierało do mnie to, co przed chwilą miało miejsce. Jakiś czas zajęło mi dojście do siebie. Stałam obok niego jak wryta i wgapiałam się w jego usta; zabójczo słodkie, ponętne. Jego oczy miały w sobie taki niepowtarzalny blask... Wszystko w nim było inne, wyjątkowe.  Że też wcześniej tego nie zauważyłam.

- Nie chcę, żebyś myślał, że zrobiłeś coś złego – szepnęłam mu do ucha. - Ale jeszcze nie czas.
- Rozumiem – odpowiedział równie cicho i nawinął sobie kosmyk moich włosów  na palec. - Znamy się dopiero od niedawna.

   Uśmiechnęłam się do niego ciepło. Przytuliłam się do jego ciepłego ciała i zamknęłam oczy. Chłopak gładził moje plecy. Czułam na swojej szyi jego przyspieszony oddech.

- Tak mi przykro... Wszystko zepsułem – wymruczał zachrypniętym głosem.
- Och przestań – skarciłam go.

   Wsunęłam jedną dłoń w jego włosy, drugą pogładziłam go po policzku.

- Po prostu udajmy, że to nigdy się nie zdarzyło – odparłam smutno i poczułam jak po moim policzku spływają łzy.
- Nie chciałem żebyś płakała – odparł, a w jego oczach też je widziałam: łzy smutku, bezradności.
- Trudno. Już nic z tym nie zrobimy – powiedziałam i oderwałam się od niego.

   Wbiłam wzrok w ziemię i przez chwilę głośno oddychałam, chyba tylko po to, by sprawdzić że naprawdę to robię. Miotały mną przeróżne uczucia; naprzemiennie dobre i złe. Cieszyłam się z dzisiejszego pocałunku, ale jednocześnie było mi z tym źle. Może tak naprawdę to nie Niall a Harry mnie pociągał? Kurde, sama nie mogę się zdecydować. Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji i czułam się z tym okropnie. Wyjdę na zdzirę, dziwkę, puszczalską, bawiącą się uczuciami innych. Nie tego chciałam. I nadal tego nie chcę.

- Niall, jedźmy już – przerwałam dręczącą nas ciszę.
- Tak, jasne – odpowiedział tak, jakby ocknął się z bardzo nierealnego snu.

   Zeszliśmy po schodach do garażu, gdzie ujrzałam cztery baaardzo wypasione samochody. A ja się łudziłam, że oni mieszkają tak jak inni.

- Który jest twój? - spytałam, chyba bardziej z grzeczności niż z ciekawości.
- A który ci się najbardziej podoba?

   Wskazałam na starej daty garbusa i z przyjemnością zauważyłam jak na twarz Nialla wstępuje triumfalny uśmiech.

- Rozumiem, że to ten.
- Jak najbardziej – mrugnął do mnie i otworzył drzwi od strony pasażera.

   „Dżentelmen” - pomyślałam i wsiadłam do środka. Robiło mi się coraz bardziej głupio, a im dłużej siedziałam z Niallem sam na sam, tym bardziej chciałam zobaczyć Harry'ego. Jestem stworzona z paradoksów. Przyzwyczaiłam się. Tylko że tym razem jakoś bardziej mi przeszkadzają.
   Nawet nie zauważyłam kiedy wyjechaliśmy z garażu na zatłoczone mimo nocnej pory ulice Londynu. W radiu leciało właśnie „Good Time”, które sprawiło, że chociaż odrobinkę się wyluzowałam. W mgnieniu oka zajechaliśmy na Marshmellow Lane, pod hotel . Wysiadłam z samochodu, a zaraz po mnie zrobił to Niall.

- Dzięki – powiedziałam z uśmiechem i przytuliłam chłopaka. - Do zobaczenia.
- Na pewno – dodał.

   Patrzyłam jak odjeżdża. Tym razem nie towarzyszył mu smutek, co bardzo mnie pokrzepiło. Był szczęśliwy. Szkoda tylko że nie wiedziałam czy słusznie. Nie cierpię ranić ludzi. A coś czuję, że dzisiejszego wieczora zraniłam dwóch, na których de facto najbardziej mi zależało. Zarąbię się. Serio. Jak mogę być taka głupia?! No jak?!

   Otworzyłam drzwi wejściowe i ruszyłam różowym hallem do swojego pokoju. Przywitało mnie wygodne łóżko. Wygląda na to, że w najbliższym czasie będzie musiało zamienić się w gąbkę, bo nie wiem ile łez wypłynie dzisiaj ze mnie. Wyjęłam z walizki ubrania i rozłożyłam je na podłodze. Następnie posegregowałam je i włożyłam do szafy. Na wierzchu zostawiłam tylko luźny T-shirt i krótkie spodenki, w które potem się przebrałam.
   Usiadłam przy pianinie i zaczęłam śpiewać jakąś smutną kołysankę, której nauczyłam się od babci. Opowiadała o królewnie, królu i paziu, mieszkających w pięknej dolinie. No niby na początku wszystko jest piękne, wesołe, ale na końcu każda postać umiera. Może właśnie dlatego tak bardzo pokochałam ten utwór? Dlatego że jest taki jak w prawdziwym życiu? Bo mówi o tym, że niby wszystko jest dobre, ale ma też swoją mroczną stronę.
   W końcu przestałam grać. Siedziałam jeszcze przez chwilę przy pianinie i rozmyślałam nad tym, co się dzisiaj działo. Z pewnością od tego wieczora moje życie nie będzie już takie samo. „Mam numer Harry'ego Stylesa” - pomyślałam. Pewnie marzyły o tym miliony nastolatek. Miliony nastolatek marzyły o pocałunku od Nialla. O zainteresowaniu chociaż jednego z tych chłopaków. Mam okropne wrażenie, że im to odebrałam.
   Przygryzłam dolną wargę, byleby tylko się nie rozpłakać. Wstałam od instrumentu i zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju. Po jakimś czasie usłyszałam jak ktoś puka do drzwi mojego pokoju. Uchyliłam je, licząc na to, że zobaczę w nich pokojówkę. Ale jednak, po drugiej stronie, w tym zabójczym różowym hallu stał nie kto inny jak Harry Styles.

- Cześć... Wyszłaś tak nagle... - zaczął, ale przerwałam mu, mocno się do niego przytulając.
- Też się cieszę że cię widzę – zaśmiałam się.
- Ja się cieszę bardziej! Planowałaś coś na dzisiejszą noc?
- Szczerze mówiąc, to myślałam że będę spać.
- Przykro mi, że będę musiał ci w tym przeszkodzić – przybliżył się do mnie i chwycił moją dłoń.
- Tak tak, przykro ci – odparłam z uśmiechem na twarzy i usadziłam go na łóżku. - Nie wiem czy miałeś na myśli oglądanie filmów, ale ja tak.
- Hm – powiedział przygaszony i zamilkł na chwilę. - Film też może być – dodał.
- No widzisz? Idę coś znaleźć i pójdziemy na górę do pokoju filmowego.
- Tu jest pokój filmowy? A myślałem że to ja jestem dziany – roześmiał się i położył na łóżku z rękami pod głową.
- Ludzie mają różne pomysły – usprawiedliwiłam się i wygrzebałam z walizki płytkę z filmami.
- To co tam masz? - spytał chłopak. Usiadłam obok niego i zaczęłam wymieniać:
- Gdzie jest Nemo, Potwory i Spółka, Shrek I, II i III, Atlantyda, kilka horrorów.
- Wybieram Atlantydę!
- Ale to wszystko jest po polsku.
- Trudno. Nauczę się polskiego!
- Tak tak, teraz tak mówisz, ale zobaczysz, jeszcze zmienisz zdanie – stwierdziłam i położyłam się obok niego.
- Dla ciebie zrobię wszystko – powiedział. Przez chwilę nawet wydawało mi się, że mówi szczerze. - - To co w takim razie porobimy? - spytał, a w jego oczach zobaczyłam iskierkę... pożądania?
- Zrobimy coś do jedzenia i pogramy w gierkę... - stwierdziłam zadziornie.
- Och, jestem chętny.
- Miałam na myśli Monopoly – zgasiłam go, tak jak zresztą planowałam.
- Też może być – odparł zrezygnowany.

   Wstałam z łóżka i pociągnęłam chłopaka za sobą. Weszliśmy do kuchni (która też była w moim pokoju) i razem jak na komendę otworzyliśmy lodówkę. Zadecydowaliśmy, że zrobimy spaghetti. Wynajęłam Harry'ego do krojenia pomidorów, a sama zajęłam się przygotowywaniem makaronu. Po chwili w całej kuchni pachniało sosem pomidorowym i bazylią. Harry wziął trochę na palec i posmarował mi nos. Nie pozostałam mu dłużna i już po chwili jego policzki były pokryte pomidorowymi serduszkami.

- Oj, nie myśl że ujdzie ci to na sucho! - krzyknął i obsypał mnie mąką.
- Nawet tak nie pomyślałam – odparłam i obrzuciłam go cukrem, bo tylko to miałam pod ręką.
- Cukier? Będę słodki jeszcze bardziej niż jestem! - nachylił się do mnie. - A teraz proszę cię bardzo, zliż ten sos z mojego policzka.

   Przejechałam palcem po jego policzku i zebrałam cały sos. Jak gdyby nigdy nic, zajęłam się przygotowywaniem makaronu. Wałkowałam go, starając się nie patrzeć na Harry'ego, który odstawiał jakiś popaprany taniec. Ale tak jakoś mi nie wychodziło.

- Zrobiłbym coś nielegalnego – wyparował Harry.

   Zaczęłam o tym myśleć. Chciałam go skarcić, ale nagle doszło do mnie, że w sumie chciałabym znać jego plany. Tak na wszelki wypadek, no wiecie. Kurde. Zaczynam się zmieniać. Po niespełna jednym dniu.

A.♥

niedziela, 20 stycznia 2013

Harreh. ♥

Wiem wiem, miał być Zayn. Ale jakoś dziwnie mnie natchnęło na takiego Harry'ego. Może nie za piękny, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. Maybe druga część? Piszcie!
JUTRO PONIEDZIAŁEK!
LOL.  - obejrzyjcie sobie to, po prostu padłam!
A tutaj link do czytania: KLIK. ♥

"She's not afraid of scary movies,
She likes the way we kiss in the dark,
 She's so afraid of f-f-falling in love."

   Od wczoraj skaczę ze szczęścia. Dlaczego? Proste! Harry Styles zaprosił mnie do siebie, do Londynu. Minęło sporo czasu odkąd ostatnio go widziałam... Kilka miesięcy na pewno. Poznałam go na obozie, ale wtedy jakoś nie mieliśmy zbyt wielu okazji do pogadania. Nie wiem jaki teraz jest. Żyjemy w dwóch różnych światach, więc można spodziewać się wszystkiego. No cóż, ja jestem Polką, od Anglikiem, raczej nie możemy widywać się zbyt często. Ważne, że w końcu jadę. To znaczy, lecę.

   Jestem na miejscu. Zakwaterowano mnie w pięknym, czterogwiazdkowym hotelu. Pełen luksus! Pokój miał własną ogromną łazienkę z jeszcze większą wanną. Gdy już wszystko dokładnie obejrzałam i nacieszyłam się wielkością mojego pokoju, zabrałam się za rozpakowywanie walizki. Starannie włożyłam wszystkie rzeczy do komody, potem kosmetyki na półkę w łazience, na końcu położyłam laptopa na szafce nocnej i podłączyłam zasilacz do prądu.
   Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Osiemnaście nieodebranych połączeń. O kurde, zapomniałam zupełnie o Niallu i Harrym, którzy jako jedyni z chłopaków wiedzieli że już przyjechałam. Nie musiałam długo czekać na następny telefon. Odebrałam po chwili.

- Tak?
- Tu Harry – odpowiedział mi głos w słuchawce.
- Cześć Harry – odparłam wesoło.
- Słuchaj... - zaczął i nagle urwał. Słyszałam jak bierze kilka głębokich oddechów. - Spotkamy się wieczorem na Times Square?
- Jasne – przeleciałam w głowie przez mapkę Londynu. - Powinnam trafić.
- Fajnie. To do zobaczenia o osiemnastej – powiedział i nagle oprzytomniał. - Pasuje ci tak w ogóle?
- Pasuje – zaśmiałam się. - To cześć.
- Cześć – odpowiedział.

   Rozłączyłam się i usiadłam na łóżku. Miałam rozpalone policzki, a gdy przejrzałam się w lustrze, to na dodatek błyszczące oczy. Zaskakujące jest to, że sama nie wiedziałam co czułam do Harry'ego. Wiem że do Nialla jestem przywiązana, bo ujął mnie swoją osobowością, swoim światopoglądem. A Harry? Był zabawny, trochę wkurzający i cholernie pociągający. Nie wiem którego lubię bardziej. Obaj są niesamowici. Każdy jest inny i wyjątkowy na swój sposób. Poszłam na obiad.
    Zjadłam przepyszne canneloni, popiłam je kompotem z jabłek i poszłam wybrać coś do ubrania na wieczór. Nie wiedziałam jak o nim myśleć, czy o zwykłym spotkaniu z przyjacielem, czy raczej o randce.
   W końcu wybrałam luźny łososiowy sweter i jeansy. Nic nadzwyczajnego. Do tego wisiorek z sową i łososiowe trampki, torebka.. Byłam gotowa. Zegarek pokazywał 17:17. „Ktoś o mnie myśli” - pomyślałam i wyszłam z hotelu. O dziwo, przed wejściem stała limuzyna. Stał przed nią szofer, a gdy mnie zobaczył, zaczął wykonywać jakieś dziwne gesty ręką. Okazało się, że mnie podwiezie. Miło, nie?
   Dojechanie na miejsce zabrało nam jakieś czterdzieści minut. Wszystko przez okrutne korki na drodze. Wysiadłam z limuzyny i patrzyłam jak Patrick (bo tak miał na imię ten szofer) powoli odjeżdża. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Harry'ego.

- Gdzie jesteś? - spytałam na wstępie.
- Nie wiem – odparł.

   Nagle ktoś złapał mnie od tyłu w pasie i przytulił. Gdy obróciłam głowę ujrzałam Harry'ego. Zaśmiałam się i ruszyłam razem z nim przez ulice Londynu. Co chwilę musieliśmy się zatrzymywać, bo wredni paparazzi robili nam zdjęcia. Harry zasłaniał mnie wtedy i przepychał się przez tłum fotografów. Niektórzy nie oblegali nas stadami, tylko robili zdjęcia zza samochodów, winkli lub śmietników. Wiem, obrzydliwe.
   W końcu udało nam się dotrzeć do jakiejś kawiarenki. Usiedliśmy przy malutkim stoliku i zamówiliśmy po kawie i ciastku. Przez chwilę bawiłam się łyżeczką do kawy, po czym spojrzałam na zamyślonego Harry'ego. Oczy miał utkwione w szybie.

- Co jest? - spytałam. - Jesteś jakiś smutny.
- Niall się na mnie wydarł.
- Niall? Jakoś go sobie nie wyobrażam krzyczącego – zdziwiłam się.
- On... w sumie nieczęsto się złości.
- A więc – chrząknęłam, sprawiając że Harry zachichotał. Śmiesznie to wyglądało w jego wykonaniu. - Co się stało że on nagle się zdenerwował?
- Ty – odparł krótko.
- Ja? - spytałam kompletnie zbita z tropu.
- Tak. Powiedział, że jak zwykle kradnę mu dziewczynę – zaśmiał się tak bez uczucia i zajrzał mi głęboko w oczy. - Tylko że tym razem mi to nie przeszkadza.
- Haroldzie, czy ty próbujesz ze mną flirtować? - spytałam, unosząc w górę jedną brew.
- Nie zaprzeczę – odparł łobuzersko i trącił moją nogę pod stołem. - Tak ślicznych dziewczyn nie spotyka się na co dzień.
- Oj przestań – z mojej krtani wydobył się nerwowy chichot. Zazwyczaj się tak nie zachowywałam. Przy Harrym zaczynały się dziać ze mną dziwne rzeczy.  - Tobie ktoś wreszcie powinien powiedzieć, że odmóżdżasz.
- Co robię? - uśmiechnął się łobuzersko i przybliżył swoją twarz do mojej.
- Odmóżdżasz – powtórzyłam.
- A co to znaczy, że odmóżdżam? - przysuwał się do mnie coraz bardziej.
- To znaczy, że dziewczyny nie potrafią normalnie myśleć gdy są obok ciebie...
- A tym bardziej gdy robię coś takiego – szepnął.

   Po chwili jego usta delikatnie musnęły moje. Świat zdawał się na chwilę zatrzymać. Z tego co wiedziałam, pan Styles zawsze całował dziewczyny na pierwszej randce, dlatego nie powinnam być zdziwiona. A byłam. Po skończonym pocałunku Harry oblizał się i trącił nosem moją szyję. Nie wiedziałam jak na to zareagować.

- Prawda? - chciał wiedzieć.
- Prawda – wyszeptałam, nie mogąc złapać tchu.

   Harry zaśmiał się i splótł swoje palce z moimi. Chwilę bawił się złotym pierścionkiem na moim palcu, potem gładził każdy palec z osobna. Czekałam aż mu się to znudzi. Wolną rękę zanurzyłam w jego włosach i bawiłam się nimi tak długo, aż Harry nie złapał mojego podbródka i nie pocałował mnie czule. Przed oczami mignęły mi jego włosy, potem oczy, aż w końcu poczułam jak jego usta trafiają na moje. Dałam ponieść się chwili i przyciągnęłam go mocniej do siebie. Gdy skończyliśmy, zerknęłam na sprzedawczynię. O cholera, ta baba robiła nam zdjęcia.

- Harry – wyszeptałam. - Zwiewamy.
- Tak jest – zasalutował. Chwała mu za to, że o nic nie pytał.

   Biegliśmy szybko przez niezliczone ulice, wszystkie niesamowicie zakorkowane. Trzymałam go za rękę, byleby tylko się nie zgubić. Nie mogę określić tego, co czułam gdy byłam przy nim. To był taki niepowtarzalny magnetyzm, który na siłę tłumiłam. W końcu stanęliśmy przed ogromnym białym domem, chyba dwa razy większym od tego w którym mieszka ciocia. Był ogrodzony ślicznym płotem a'la te osiemnastowieczne, ogród przed nim był zadbany, a do wielkich drzwi prowadziła brukowana ścieżka.

- Wiem, robi wrażenie – powiedział Harry. - I to właśnie tu mieszkam.
- Tutaj? - zaparło mi dech w piersiach. Wiem gdzie mieszka One Direction. Czy powinnam się ekscytować?
- Tak. I zapraszam cię do środka – skłonił się w pas i otworzył furtkę.
- Dziękuję, zacny młodzieńcze.
- Ależ proszę, chędoga waćpanno – odparł i ucałował moją dłoń.

   Wnętrze było bardzo przytulne. Aż za bardzo jak na tak ogromny dom. Był utrzymywany w stonowanych kolorach: beżu, bieli i brązie. Wchodziło się praktycznie wprost na schody. Po lewej było wejście do kuchnio-salonu, skąd przechodziło się do ogromnej jadalni i kolejnego saloniku. Kolejne drzwi od salonu prowadziły do łazienki, a jeszcze dalej, pod schodami do gabinetu. Usiedliśmy na przewygodnej brązowej sofie w „Pierwszym Salonie”.

- Przynieść ci coś do picia? - spytał chłopak.
- Chętnie – odparłam siadając po turecku.
- Okej.. To poczekaj, nie uciekaj – zaśmiał się i podszedł do lodówki.

   Wyjął z niej ogromny sok pomarańczowy i nalał go do dwóch szklanek. Podał mi jedną z nich i usadowił się wygodnie obok mnie. Wzięłam łyka soku i włączyłam telewizor. Drzwi wejściowe otworzyły się i stanął w nich Niall. Zerwałam się z kanapy i podbiegłam do hallu by przytulić chłopaka. On przycisnął mnie do siebie i przywitał słodkim pocałunkiem w nos.

- Cześć Niall! -  powiedziałam radośnie.
- Cześć Bąbelku. Co tu robisz?
- Oglądam coś z Harrym – odparłam.
- Aha. Zaraz do was dołączę – szepnął i poszedł na górę.

   Usiadłam obok Harry'ego i wlepiłam wzrok w ekran telewizora. Mimo że bardzo się starałam, nie mogłam się skupić na filmie. Po jakimś czasie przyszedł Niall. Usiadł po mojejt lewej stronie. Przesunęłam swoją dłoń bliżej chłopaka. On przykrył swoją dłonią wierzch mojej, udając że robi to nieświadomie. 
   Harry przybliżył się do mnie i pocałował mnie w policzek, a następnie objął. Niall mocniej ścisnął moją dłoń, a drugą ręką pogładził moje włosy. Nie wiedziałam co się dzieje, ale byłam bynajmniej świadoma tego, że dwóch z najsławniejszych piosenkarzy zabiega o mnie. Jednocześnie. Wcześniej tak nie było...

A.♥

sobota, 19 stycznia 2013

Zayn 2. ♥

Przepraszam Was ogrooomnie, że tak długo nie dodawałam, ale miałam wczoraj egzamin ze skrzypiec i nie mogłam myśleć o niczym innym. Ale okej, mam to już za sobą i znalazłam teraz czas na napisanie drugiej części. Chciałam, żeby była ciekawa, przykuwająca Waszą uwagę, ale nie wiem na ile mi się to udało. Jeśli chcecie trzecią, to piszcie! <3
I przepraszam jeszcze raz, bo wydaje mi się, że zepsułam.
Do słuchania Lego House. ♥ (mania na piosenki Ed'a <3)


"To nie tak jak myślisz!"


    Siedziałaś razem z Zaynem w gabinecie i czekałaś aż gips na twojej nodze zaschnie. Byłaś wściekła na siebie, na to drzewo na które wpadłaś, na lekarza, który zakładał ci gips i przede wszystkim na Harry'ego, bo to przez niego zostałaś unieruchomiona na dwa miesiące.
   Powoli zwlekliście się na dół, na stok, gdzie obskoczyła was reszta chłopaków. Niall od razu rzucił narty na ziemię i podbiegł do ciebie. Spojrzał na twoją biedną nogę, a potem mocno, bardzo mocno cię przytulił; tak jak tylko on potrafi. Po chwili wszyscy chłopacy byli przyklejeni do ciebie jak rzepy. Zaraz przy swoim lewym uchu usłyszałaś szept Harry'ego:

- Przepraszam Smerfetko.
- Dziękuję za zepsucie mi ferii – odszepnęłaś i cmoknęłaś go w policzek.

   Ten mały gest wywołał burzę wśród chłopaków. Każdy krzyczał: A JA? JA TEŻ CHCĘ!!! Tym sposobem musiałaś każdego z nich pocałować w policzek i mocno przytulić. Pierwszy w kolejce stał Niall, drugi Liam, trzeci Louis, a czwarty, ostatni, był Zayn. Zanim wykonałaś „rytuał”, ciepło się do niego uśmiechnęłaś.

- Ja poproszę w usta – mrugnął do ciebie.
- Śnisz Malik! - zaśmiałaś się i odepchnęłaś go od siebie.
- Nie ma tak, musisz mnie pocałować!
- Ale nie w usta!
- W usta!
- Nie, nie zgadzam się! - krzyknął Niall.

   Zapanowała krępująca cisza. Wzrok wszystkich spoczywał na biednym chłopaku w odblaskowej kamizelce koloru żółtych sików. Potem Liam spojrzał na Harry'ego, Harry na Louisa, Louis na Zayna, a Zayn westchnął i powiedział:

- Zakochał się.

   Wszyscy zgodnie przytaknęli. Tylko Niall zrobił się jakiś dziwnie czerwony i z desperacją odparł:

- No chyba każdy chciałby dostać całusa od [T.I.]!
- Tak, jaaasne! - zaczął się śmiać Louis.

   Chłopacy otoczyli Nialla i zaczęli próbować wyciągnąć z niego to, czy się w tobie zakochał. W sumie, było ci wszystko jedno. Ty i tak byłaś zakochana w Zaynie. No ale chyba nie powiesz mu tego. To byłoby dziwne, zwłaszcza po tym, co się dzisiaj stało. Zayn posłał ci dwuznaczne spojrzenie. Chyba nadal chciał, żebyś go pocałowała.

- Chętnie poszłabym już do hotelu – westchnęłaś i zaczęłaś powoli kuśtykać, próbując podpierać się kulami. Trochę ci nie wychodziło.
- Odwiozę cię – zaoferował Zayn.

   Lekko przytaknęłaś głową i ruszyłaś za nim do samochodu. Jak na ironię, w połowie dystansu ze schroniska na parking, zaczął padać śnieg. Z oddali słyszałaś wesołe dźwięki jakiejś piosenki, obok ciebie szedł szeroko uśmiechnięty Zayn, ale ty raczej się nie cieszyłaś.
   Dojechaliście do hotelu. Wjechaliście windą na jedenaste piętro, tam gdzie mieliście pokój. Zrezygnowana rzuciłaś się na łóżko, upuszczając już znienawidzone kule na podłogę. Nawet nie zdejmowałaś kurtki ani butów, po prostu leżałaś.

- Cholera jasna, pieprzyć takie ferie! - krzyczałaś i miotałaś poduszkami po całym pokoju.
- [T.I.], spokojnie! - zaśmiał się Zayn, łapiąc jedną z latających poduszek.

   Skoczył na materac, kładąc się dokładnie obok ciebie. Poczułaś jego ciepłe ręce obejmujące cię w pasie i jego przyspieszony oddech na swojej szyi.

- Teraz mnie pocałujesz? - spytał.
- Zayn... - westchnęłaś i odepchnęłaś jego twarz od siebie.
- No proszę [T.I.]... - wymruczał w twoje włosy.
- Normalnie nie zadałbyś takiego pytania- odparłaś, obracając się do niego przodem.
- No widzisz, a przy tobie zadaję, bo nie myślę o niczym innym, tylko o tym, że jesteś obok mnie – wyszeptał i lekko ugryzł cię w ucho.
- Chciałeś, przez to powiedzieć, że mnie kochasz? - spytałaś i poczułaś, że serce zaraz wyskoczy ci z piersi.
- Jak Pitagoras matematykę – odparł.
- Powiedz to normalnie – zaśmiałaś się i uszczypnęłaś go w ramię.
- Au! - jęknął i spojrzał na ciebie z wyrzutem. - No wiesz?! A ja cię kocham!
- NO WRESZCIE!

   Zayn spojrzał na ciebie zdezorientowany. Puściłaś mu oczko i lekko go pocałowałaś. Wreszcie poczułaś smak jego ust, zapach jego perfum i ciepło jego rozpalonego ciała. Pocałowałaś go zachłannie jeszcze raz i jeszcze raz, bo bardzo ci się to spodobało. Po chwili chłopak zaczął zdejmować z ciebie kolejne części garderoby. Gdy już próbował rozpiąć ci stanik, szepnęłaś:

- Nie Zayn...
- Dlaczego?
- Jeszcze za wcześnie – uśmiechnęłaś się i dałaś mu całusa w nos.
- No dobra – odparł zasmucony i zaczął delikatnie wodzić palcami po twoich plecach. - Może jednak?
- Nie – odparłaś stanowczo.
- A, [T.I.] i nie myśl sobie, że mówiłem że cię kocham tylko dlatego, że chciałem z kimś się przespać.
- Było tak?! - odskoczyłaś od niego jak oparzona, na tyle na ile pozwalał ci gips.
- No właśnie mówię, że nie!
- Ach tak? To po co to robiłeś?
- Bo już od dawna niesamowicie mnie pociągasz – wymruczał i zaczął cię całować jeszcze raz.

   I nagle otworzyły się drzwi do pokoju, a w nich ukazał się pewien zasmucony chłopak, który widząc was, posmutniał jeszcze bardziej...

A. ♥

niedziela, 13 stycznia 2013

Zayn. ♥

No to tak paróweczki, macie Zayna, bo trochę dawno go nie było. Przedsmak mojej nagłej weny. Może trochę zbyt szczęśliwy i euforyczny, ale taki miał być. W końcu jednorożce lubią ferie, nie? Piszcie, czy kontynuować mordeczki. :*
Do słuchania Kiss You. ♥

"There's nothing funny, so we laugh at n-n-nothing!"

   3...2...1...  Ostatni dzwonek. FERIE! Całą klasą wybiegacie ze szkoły i zaczynacie prowadzić bitwę na śnieżki. Śmiejecie się, próbujecie unikać śnieżnych pocisków. Nagle czujesz, jak ktoś ściąga ci czapkę z głowy. No tak, Zayn. Twój najlepszy przyjaciel.W zamian za to, zaczynasz obkładać go śniegiem z każdej strony. Co z tego że przemokliście już do suchej nitki? Trzeba się cieszyć, wreszcie nadeszły tak długo wyczekiwane dwa tygodnie wolnego. Plany? Oczywiście że są. Wspaniale zapowiadający się wyjazd na narty z całym zespołem Zayna. Już nie możesz się doczekać.
   Powoli wróciliście do domu. Zayn, jak miał to w zwyczaju, wprosił się do ciebie na obiad. Tym razem zjedliście naleśniki. Patrzyłaś w zadumie na chłopaka i na jego wąsy z bitej śmietany. Wyglądał z nimi uroczo.
   Około 18:00 do drzwi twojego skromnego domku zapukało jeszcze czworo uśmiechniętych wariatów – Liam, Louis, Niall i Harry. Rozsiedliście się na łóżku w twojej sypialni i zaczęliście omawiać ostatnie szczegóły dotyczące waszego wyjazdu. Czułaś się jak przy opracowywaniu strategii wojskowej. Co nie znaczy, że źle. Wręcz przeciwnie, byłaś ogromnie podekscytowana.

 - Piątek, piątek, pięknych ferii początek – zaszczebiotałaś.
- Ale ty okropnie fałszujesz! - zaśmiał się Niall i zadziornie uszczypnął cię w łydkę.
- Wcale nie! Ja po prostu śpiewam na swoją melodię – odparłaś.

   Wróciliście do spraw wyjazdu. A więc tak: jutro, godzina 7:21 (Lou ustalał czas) masz stawić się pod domem chłopaków z całym ekwipunkiem – narty, buty, ubrania, kask, gogle itp. A potem wyjeżdżacie i jedziecie, jedziecie, długo, długo, bardzo długo i na miejscu jesteście około 14:00. Potem rozpakowujecie się w hotelu, jecie obiad i o 18:00 idziecie na stok, żeby trochę pojeździć. Voila!

   Zadzwonił budzik. Godzina szósta jedenaście. Wybiegasz z łóżka, szybko się ubierasz, pakujesz wszystkie potrzebne rzeczy i lecisz na śniadanie. Szybko witasz się z wiecznie zapracowanym tatą i rozgadaną mamą, potem z dwoma młodszymi siostrami, a potem biegniesz ile sił w nogach pod dom chłopaków. Zayn już czekał przed domem. A może wcale na ciebie nie czekał tylko poszedł zapalić? Nieważne. Przytuliłaś go na powitanie, a potem weszłaś do domu, żeby przywitać się też z innymi chłopcami. To, co tam zastałaś, przekraczało twoje wszelkie oczekiwania. Hazza, ubrany w tandetny strój narciarski, tańczył na stole w jadalni. Lou wtórował mu tym samym, tyle że przy lodówce, sprawdzając, co ciekawego jest w środku. Chyba tylko światełko.
   Wyjechaliście z minutowym opóźnieniem (7:22), a przyjechaliście na miejsce o godzinie trzynastej pięćdziesiąt siedem, sekund jedenaście. Wbiegliście do hotelu jak stado rozpędzonych bizonów i zabraliście się do chaotycznego rozpakowywania. W waszym pokoju były trzy dwuosobowe łóżka. Podzieliliście się na Harry'ego i Louisa, Nialla i Liama i ciebie z Zaynem. Nie żeby coś, ale ucieszył cię taki obrót sprawy. Bardzo lubiłaś Zayna. I nawet wydawało ci się, że on ciebie też.
   Na obiad podano lekko niedopieczonego łososia z ziemniakami i jakąś dziwną surówką. Mimo wszystko, jedzenie było pyszne. W końcu to nie jakiś byle jaki, tylko czterogwiazdkowy hotel! Zjedliście, trochę ponarzekaliście (głównie Harry, na to że kelnerki są brzydkie), a potem stwierdziliście, że czas iść na stok.

   Na górze było cholernie ciemno. Drogę rozświetlały jedynie nieliczne latarnie, bo chyba niektóre z nich się popsuły. Bałaś się zjechać. To był twój pierwszy raz. Z przerażeniem patrzyłaś w górę, na ludzi którzy zjeżdżali sobie jak gdyby nigdy nic. Zazdrościłaś im takiego podejścia.
   Lou, Niall i Liam poszli pojeździć, a Zayn i Harry stwierdzili, że koniecznie muszą cię uczyć. I że wcale nie potrzebujesz instruktora (ty jednak byłaś innego zdania). Przez pół godziny uczyli cię wpinania nart, przewracania się i hamowania. Kiedy stwierdzili, że idzie ci całkiem nieźle, zaciągnęli cię na wyciąg. Co z tego, że nie potrafiłaś skręcać?

- Coś czuję, że będzie zabawnie – szepnęłaś do Zayna, kiedy  pięliście się w górę na ławeczce.
- Dlaczego? Przecież dobrze sobie radzisz – zaśmiał się.
- Tak, świetnie.

   No i potem już wcale się do siebie nie odzywaliście. Stanęliście na szczycie góry. Spojrzałaś w dół i natychmiast zakryłaś oczy dłońmi. Okropnie się bałaś

- Nie pojadę – wysyczałaś. - Nie ma mocnych, chyba prędzej się zabiję niż stąd zjadę.
- Oj przestań [T.I.], nie będzie tak źle – pocieszył cię Hazza i „przez przypadek” popchnął cię do przodu.

   Zaczęłaś zjeżdżać z zawrotną prędkością. Próbowałaś hamować, ale nie bardzo ci wychodziło. Chciałaś się przewrócić, ale bałaś się, że coś ci się stanie. Słyszałaś z tyłu głos Zayna krzyczący: SPOKOJNIE [T.I.], JUŻ JADĘ! Mimo wszystko, nie byłaś spokojna.
   Nagle na horyzoncie zamajaczyło ci małe drzewko. W sumie, to ono tylko wydawało się małe. Kiedy na nie wpadłaś, już takie nie było. Usłyszałaś okropny trzask, a potem padłaś na ziemię i nie mogłaś się podnieść. Spojrzałaś na biedne drzewko. Wpadając na nie, połamałaś chyba wszystkie gałęzie. Ale co tam, ważne że żyjesz.
   Po chwili Zayn i Hazza dojechali do ciebie. Obrzuciłaś Harry'ego nienawistnym spojrzeniem.

- Żyjesz? - spytał Zayn, mocno cię przytulając.
- Jeszcze żyję – wysapałaś.
- No to chodź, pomożemy ci wstać.

   Wstałaś, ale nie potrafiłaś ustać na nogach. Szczególnie na prawej. Coś czułaś, że jest źle. A dokładniej, to że ją złamałaś. Podpierając się na ramionach chłopaków zeszłaś w dół stoku, aż do punktu udzielania pierwszej pomocy. No i tam okazało się, że twoja noga rzeczywiście jest złamana.
   „Wygląda na to, że całe ferie z głowy” - pomyślałaś i spuściłaś głowę.

A.♥

piątek, 11 stycznia 2013

Niall. ♥

No więc.. Dzisiaj piątek, weekendu początek. Moja mama ustawiła sobie na dzwonek WMYB. Nie no, nie wierzę. Moja mama Directionerką. Toż to dziwy! Dobra, powróćmy do żywych. Smutny, mega smutny i mega zepsuty imagin.
KLIK. ♥

Ja + Ty = My...?

   Pary są słodkie. Takie szczęśliwe i zaabsorbowane sobą. Kiedy się na nie patrzy, to sama cieszysz się ich szczęściem. Masz tak? Bo ja mam. Lubię podglądać ludzi przytulających się na korytarzu, czytać posty pisane przez jedno do drugiego, rozmawiać z nimi, robić im zdjęcia. O właśnie, zdjęcia. Uwielbiam to. Fotografia to chyba jeden z najlepszych wynalazków człowieka. Dzięki niej możesz utrwalić najważniejsze, najradośniejsze i najbardziej magiczne momenty w swoim życiu. Fotografie to taki przewodnik po życiu – twoim, twoich najbliższych, przyjaciół, a nawet obcych ludzi. Lubię poznawać historie różnych ludzi. Ogólnie, to chyba zostanę kiedyś psychologiem. Niall mówi, że mam dobre podejście do ludzi. Może jest w tym trochę racji? W każdym razie, tak bardzo się już rozpisałam, a nadal nie wiecie o co chodzi. A więc Horan, mój mega najlepszy, najcudowniejszy i jedyny w swoim rodzaju przyjaciel ma dziewczynę. Jest nią moja mega najlepsza, najcudowniejsza i jedyna w swoim rodzaju przyjaciółka Nikki. Mam w aparacie setki ich zdjęć. Na wszystkich są uśmiechnięci, szczęśliwi i tacy zakochani... Patrzę na nie jak mi smutno. I wtedy już nie jest mi smutno. Można powiedzieć, że wiecznie jestem szczęśliwa. Może dlatego, że potrafię cieszyć się nawet z najmniejszych drobiazgów. Tak jak z miłości Nialla i Nikki.
   Tego dnia postanowiliśmy wybrać się w czwórkę nad jezioro: Nikki, Niall, Harry i ja. Tak jak w każdym miejscu do którego jechaliśmy, Niall musiał wydziergać na drzewie serduszko z inicjałami jego i Nikki. Harry się z nich śmiał, ale ja uważałam, że to słodkie. Rozsiedliśmy się na kocu na pomoście. Niall wyjął gitarę i zaczął grać. A my śpiewaliśmy. To był taki jakby rytuał – Niall gra, Harry śpiewa. Potem śpiewamy wszyscy. Potem Niall uczy grać Nikki na gitarze. I wszystko jest słodko, pięknie i cudownie. Jak w bajce. I tak jak w bajkach, święcie wierzymy w to, że tak będzie już zawsze. Niestety, życie jak to życie, czasem lubi niezapowiedziane zwroty akcji. Tak musiało być właśnie dzisiaj.
   Razem z Harrym postanowiliśmy, że pójdziemy przynieść coś do jedzenia. No więc poszliśmy. W jedynym barze przy jeziorze sprzedawali tylko nieznanego pochodzenia zapiekanki. Cóż, lepsze to niż nic. Zamówiliśmy cztery, a potem musieliśmy czekać jakieś dwadzieścia minut na to, aż w końcu je nam podadzą. Masakra po prostu. Kiedy wróciliśmy, na kocu nie było ani Nialla, ani Nikki. Nie przejęliśmy się tym chyba dlatego, że oni często tak znikali. Ale nie wracali przez pół godziny, potem przez następne i następne... No i zaczęliśmy się martwić. Po jakimś czasie przyszedł Niall i usiadł obok nas na kocu. Wydawało się, że jednak wszystko w porządku. Aż nagle Niall zaczął płakać. Łzy leciały mu jedna za drugą po policzkach. Przytuliliśmy go z Hazzą i siedzieliśmy w tym uścisku przez chwilę.

- Co jest Horan? - spytałam.
- Ona nie żyje – wykrztusił.
- Jak to? Kto nie żyje? - spytał Harry.
- Nikki – wyszeptał Niall.

   Umarła. Miała raka. Nikomu nie powiedziała. Ta śmierć była czymś, co wszyscy przeżyliśmy równie mocno. I... najgorsze było to, że nikt się tego nie spodziewał. Przecież Nikki mogła nam o tym powiedzieć, mogła nas do tego przygotować. W szczególności Nialla.
   Od śmierci Nikki minął już rok. Niall nadal się po tym nie pozbierał. Cały czas mówi nam o Nikki, o tym co dzisiaj robili. Nie wiem czy zwariował, czy może tak silnie chce odepchnąć od siebie rzeczywistość. Wiem za to, że gdy patrzę na niego, to płaczę. Czuję taki niewytłumaczony ucisk w sercu, taką pustkę... I żal do siebie. Mam świadomość że Nikki – jedyna osoba, która potrafiła wywołać uśmiech na twarzy Nialla – już nigdy nie wróci.

- Nadal ją kocham – wyszeptał Horan, kiedy jakiegoś styczniowego wieczora siedzieliśmy nad jej grobem.
- Wiem Niall...
- Ale wiesz co? Życie toczy się dalej. Może i jej już nie ma na Ziemi, ale ona jest TAM – wskazał na niebo. - I mówi mi, że mam ułożyć sobie życie z kimś kogo kocham.
- A kogo kochasz? I nie mówię tu o jedzeniu – uśmiechnęłam się.
- Ciebie [T.I.] - wyszeptał i złożył na moich ustach ciepły pocałunek.


A.

czwartek, 10 stycznia 2013

Louis & Harry 2. ♥

Druga część do usług! Początkowo nie wyobrażałam sobie tego imaginu właśnie tak. Myślałam nad zupełnie innym zakończeniem, ale zanim cokolwiek napisałam, przeczytałam Wasze komentarze. I to mnie zainspirowało do napisania Larry'ego. Znaczy, może nie do końca mi wyszedł, ale starałam się to jakoś ująć. Liczę na Wasze opinie. Dla Anonimka od Larry'ego. <333
 KLIK. ♥


"Miłość to jest jakieś nie wiadomo co,
przychodzące nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak,
i sprawiające ból nie wiadomo dlaczego."

- Nie łam się Lou – poklepałam przyjaciela po ramieniu. - Pójdę z nim pogadać
- Jak chcesz – wzruszył ramionami.

   Myślałam, że szybko mi pójdzie: znajdę Harry'ego, pogadam z nim, wszystko sobie wyjaśnimy i będzie tak jak dawniej. Nic bardziej mylnego.
   Przez cały tydzień próbowałam znaleźć Harry'ego samego – czytaj: bez Taylor przyssanej do jego ust. Udało mi się to dopiero wtedy, kiedy jej klasa miała basen i musiała się przebierać. Znalazłam Stylesa w pracowni artystycznej siedzącego przy fortepianie. Przycupnęłam obok niego i zaczęłam:

- Co tam?
- A wiesz, idę dzisiaj z Taylor do kina. Ona mówiła...
- Spytałam się co tam u CIEBIE, a to oznaczało, że nie chcę wiedzieć co mówi Taylor – wypaliłam.
- Ale...
- No co to tam u ciebie? - spytałam zakładając nogę na nogę.
- Em... wszystko dobrze? Siedzę sobie w pracowni artystycznej i próbuję pisać piosenkę dla...
- O, piosenka! - krzyknęłam z entuzjazmem nie pozwalając mu dokończyć. - Długo już tu siedzisz?
- Odkąd Tay..
- Od której?
- Od za piętnaście trzecia – odparł. - Dlaczego mi przerywasz jak mówię o Ta...
- Nie nudzi ci się? - spytałam, udając że nie słyszałam poprzedniego pytania.
- [T.I.] przestań! - wstał z krzesła tym samym zrzucając z niego mnie. - Dlaczego do jasnej cholery nie mogę nic powiedzieć o Taylor?!
- Może dlatego, że odkąd z nią jesteś nie potrafisz normalnie porozmawiać nawet ze swoim najlepszym przyjacielem?!
- Nie wiedziałem, że jesteś chłopcem – skrzywił się, a zaraz potem zaczął się śmiać. Normalnie też bym tak zrobiła, ale to nie był czas na żarty.
- Nie chodzi o mnie, tylko o Louisa! - krzyknęłam.

   Harry spojrzał na mnie zdziwiony. Podrapał się po głowie. Kilkakrotnie otwierał i zamykał usta próbując coś powiedzieć. Potarł ze zdenerwowania kark.

- Przecież... - jąkał się. - Przecież ja.. ja z nim... normalnie, no.. normalnie rozmawiam.
- No, nie byłabym tego taka pewna – zrobiłam zniesmaczoną minę.
- Ale on wcale nie narzeka! - próbował się bronić. - Poza tym, myślisz, że ci wszystko wolno?! Że możesz mi zabronić spotykać się z Taylor, bo jakiś Louis jest smutny?! [T.I.], posłuchaj sama siebie! - krzyknął.
- Louis nie powiedział ci że mu to przeszkadza, bo nie ma kiedy. Cały czas siedzisz przylepiony do Taylor. Naprawdę nie widzisz tego, że ona leci tylko na twoją kasę? - złapałam się za głowę. To wszystko już mnie przerastało. - Naprawdę?
- Nie mów tak o niej!
- Ale to prawda! I pomyśl lepiej o tym jak traktujesz Louisa – powiedziałam i wyszłam z pracowni.

   Chciałam trzasnąć drzwiami, ale były wahadłowe. Połowa mojego planu wyjścia legła w gruzach. Trudno. Poszukałam Louisa. Znalazłam go przy fontannie przed szkołą. Siedział przygnębiony i wpatrywał się w lśniącą taflę wody. Usiadłam obok i przytuliłam się do niego.

- I co? Spytał Louis z nadzieją – odparł.
- I nic. Odparła smutno [T.I.].
- Naprawdę nic?
- Naprawdę. Nie widzi świata poza Taylor i uparcie jej broni. Nie widzi tego, że ona go wykorzystuje. Nie widzi tego, że leci tylko na jego kasę. Jest, że tak powiem, zaślepiony miłością – powiedziałam.
- Aha. Naprawdę nic? - spytał jeszcze raz.
- No naprawdę.

   Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, wsłuchując się w rytmiczne uderzenia strumieni wody o kamienną posadzkę fontanny. Było cicho, smutno i jakoś tak dramatycznie, jakbyśmy grali w horrorze albo co najmniej filmie akcji.
   Po jakimś czasie zwlekliśmy się z murka przy fontannie i poszliśmy do domu. Wlekliśmy się różnymi ulicami, czasem zupełnie bez sensu, bo mogliśmy pójść dużo szybszym skrótem. Ale dzisiaj jakoś nam się nie spieszyło. Zazwyczaj idąc tą trasą śmialiśmy się z bezsensownych żartów opowiadanych przez Harry'ego. Teraz było tak jakoś pusto. Jakbyśmy już na zawsze go stracili.

   Następnego dnia nie spieszyło mi się z pójściem do szkoły. Powoli zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki, żeby nieco się ogarnąć. Potem zjadłam śniadanie, ubrałam się i wyszłam z domu. Spotkałam się z Louisem w tym samym miejscu co zawsze. Poszliśmy do szkoły, weszliśmy do środka przez ogromne i strasznie ciężkie drzwi, wzięliśmy książki z szafek i usiedliśmy pod pracownią biologiczną, gdzie mieliśmy mieć lekcję.
   Przyszedł Harry. O dziwo, nie szedł za rękę z Taylor. Nawet jej obok niego nie było. A on był jakiś taki smutny i przybity. Podszedł do nas i usiadł obok Louisa. Nie odzywał się, ale było widać że coś jest nie tak.

- Chciałeś nam coś powiedzieć? - spytał oschle Lou.
- Tak Lou.. Przepraszam – odparł i ukrył twarz w dłoniach.
- Co jest? - zapytałam mocno go przytulając.
- Zerwała ze mną – wyszeptał. - Zerwała ze mną, bo nie chciałem jej kupić złotej bransoletki! Zerwała ze mną przez jakąś głupią bransoletkę! Bransoletkę, rozumiesz?! - krzyczał zrozpaczony.
- Harry, mówiłam ci...
- Wiem, że mówiłaś [T.I.]! I tak bardzo was przepraszam!
- Spokojnie Boo Bear, bez nerwów – Louis poklepał go po ramieniu. - I tak zawsze będę cię kochał... E.. jak brata oczywiście.

   Zaczęliśmy się śmiać. Hazzie poprawił się humor. Może i nie miał już dziewczyny, ale za to miał nas – jego najlepszych, najcudowniejszych i jedynych w swoim rodzaju przyjaciół.

 MIESIĄC PÓŹNIEJ: 

   To było późnym wieczorem. Wracaliśmy sobie z basenu. Chłopcy już odprowadzili mnie do domu, a sami poszli w swoją stronę. Nie wiem czy mi się zdawało, ale chłopcy złapali się za ręce, a potem Lou lekko pocałował Harry'ego w policzek. Patrzyłam na ich dwójkę odchodzących w świetle latarni. Zaśmiałam się sama do siebie. Jeszcze niedawno Harry miał dziewczynę, a teraz chyba będzie miał chłopaka. Życie chyba lubi serwować nam niespodzianki.

A.♥

wtorek, 8 stycznia 2013

Harry & Louis. ♥

No więc tak... ostatnio trochę ciężko mi idzie pisanie imaginów. Ten jest zlepkiem kilku pomysłów, które przyszły mi dzisiaj do głowy. Dajcie znać, jeśli chcecie drugą część.
KLIK. ♥

"– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy?
– Nic wielkiego. – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika."

    Lekcja historii mijała mi dzisiaj wyjątkowo wolno. Pan Forester, którego wszyscy uważali za najlepszego i najprzystojniejszego nauczyciela w szkole, tłumaczył nam właśnie wybuch I wojny światowej. To był chyba najgorszy możliwy temat do omawiania. Wszystkie dziewczyny (oprócz Janet, fanki wszystkich rzeczy związanych z wojnami) strasznie się nudziły. Klasowe plastiki malowały sobie paznokcie, inne dziewczyny czytały gazety albo książki. A ja słuchałam muzyki. Harry i Louis, którzy siedzieli za mną, szeptali coś między sobą. Lubię ich. Obaj są śmieszni i tacy inni niż wszyscy. Hazza i jego kasztanowe loki są sławne w całej szkole. A Lou... cóż, on jest tak nienormalny, że nie da się go nie lubić. Są najlepszymi przyjaciółmi i nigdy się nie rozstają.
   Wreszcie zadzwonił tak długo przeze mnie wyczekiwany dzwonek. To na szczęście była już ostatnia lekcja, więc razem z Harrym i Louisem postanowiliśmy pójść do kina na jakiś nowy horror. W kinie spotkaliśmy Taylor – dziewczynę która zawsze podobała się Harry'emu i w gruncie rzeczy była moją dobrą koleżanką. Okazało się, że idzie na ten sam film co my. Zamówiliśmy więc cztery bilety. Kupiliśmy ogromne wiadro popcornu i dwie cole, a potem weszliśmy na salę. Jak przystało na kino, było ciemno. A nawet bardzo ciemno. Zajęliśmy swoje miejsca. Harry obok Tay, a ja obok niego i Louisa. Taylor zagadywała Hazzę przez cały film. Widać było, że dobrze się dogadują.
   Po obejrzeniu filmu, Lou podszedł do Loczka i powiedział:

- Wiesz co, chyba nie będę mógł spać.
- Oj, biedactwo – Hazza pogłaskał go po włosach.
- Gdzie teraz idziecie?
- Myśleliśmy, że pójdziemy z Tay do jakiejś kawiarni – odparł. - Jak chcecie, możecie iść z nami.
- Nie, dzięki – uśmiechnęłam się do Harry'ego. - Pójdziemy sobie do sklepu, żeby przymierzyć...
- Buty narciarskie – podpowiedział mi Lou.
- Tak, buty narciarskie – przytaknęłam.
- Przecież wy nie jeździcie na nartach – zauważyła Taylor.
- Ale mamy zamiar się nauczyć! - odparł Louis i zaciągnął mnie jak najdalej od Hazzy.

   O dziwo, rzeczywiście poszliśmy do sklepu sportowego i stanęliśmy przy regale z butami narciarskimi.

- Naprawdę masz zamiar nauczyć się jeździć na nartach? - spytałam z niedowierzaniem.
- Ym.. może jednak warto spróbować? - wyszczerzył się. - No dawaj, nie bądź taka lodówa, daj się namówić! - nalegał.
- A co ja będę z tego miała?
- Dozgonną wdzięczność z mojej strony, o pani – odparł i przyklęknął na jedno kolano, składając na mojej prawej dłoni soczysty pocałunek.
- Przekonałeś mnie – zaśmiałam się.
- No to które wybierasz?

   Spojrzałam na półkę i wyczaiłam ładne białe buty z błękitnymi wzorkami. Zdjęłam je z góry i pokazałam Louisowi.

- Jak zwykle, musiałaś sobie wybrać najdroższe – z niesmakiem spojrzał na cenę. - Przymierz.
- Przecież i tak ich nie kupimy – zaśmiałam się.
- Przymierz – ponowił prośbę.

   Ostatecznie uległam i wsadziłam na nogę buty. Czułam się tak, jakbym do połowy łydek była zatopiona w betonie. Koszmarne uczucie. Nie wyobrażam sobie, jak ludzie mogą w tym jeździć. Jedyną zaletą tych butów było to, że gdy Lou stanął mi na palec, nic nie poczułam.

- Pasują? - spytał.
- Idealnie – parsknęłam śmiechem i zachwiałam się.

   Prawie upadłam. Żeby jednak niczego sobie niepotrzebnie nie stłuc, uwiesiłam się na Louisie.

- Ale ty jesteś ciężka – sapnął.

   W nagrodę dostał ode mnie mocnego kopniaka w kolano i soczystego całusa w policzek. Uśmiechnęłam się do niego, a potem poprosiłam go o pomoc w zdjęciu tych okropnych plastikowo-metalowych kaloszy.
   Wyszliśmy ze sklepu z pustymi rękami. Butki, które sobie wypatrzyłam kosztowały około sześćset złotych, a to ponad pięć razy przekracza aktualny stan mojego konta. Przykre.
   Szliśmy pasażem oglądając każdą wystawę i zaglądając przez okna do kawiarni. W jednej z nich siedział Harry i trzymał Taylor za rękę. Uśmiechnęłam się do Louisa, ale on nie odwzajemnił tego gestu. Stał tam po prostu i patrzył pustym wzrokiem w szybę. Ścisnęłam lekko jego dłoń, a potem odciągnęłam go od tej kafejki.

- Chodzi o Harry'ego? - spytałam, kiedy wyszliśmy już z centrum handlowego i szliśmy nieco okrężną drogą do mojego domu.
- No a o kogo? Chyba nie o Taylor – zaśmiał się. - Jest... nie w moim typie, żeby nie powiedzieć że brzydka. Chociaż wiesz, skoro on jest z nią, to chyba też chodzi o Taylor, nie?
- Ym.. no, chyba tak – odparłam po chwili. - Ale o co dokładnie?
- Mogę się założyć, że jak zacznie z nią chodzić, to zupełnie o mnie zapomni.
- Och, Lou.. - wyszeptałam i przytuliłam go na pocieszenie. - Hazza jest twoim przyjacielem, tak?
- No tak.. nawet bardziej bratem.
- No więc? Bracia nigdy o sobie nie zapominają – próbowałam jakoś odegnać od niego czarne myśli.
- Zobaczymy jak będzie jutro – wymamrotał.


   Następnego dnia wstałam wcześnie. Byłam rześka i szczęśliwa. Miałam przeczucie, że dzisiaj będzie dniem wyjątkowym, że zdarzy coś, co zmieni moje życie.. na lepsze. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i wyszłam do szkoły.
   W połowie drogi spotkałam Louisa. Szedł sam. Coś mi w tym nie pasowało.

- A gdzie Hazza? - spytałam.
- On idzie z Taylor – odparł.
- Och, Loueh, naprawdę? - zdziwiłam się.

   Chłopak ze smutkiem skinął głową. Przytuliłam go najmocniej jak umiałam, a potem ruszyliśmy do szkoły. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, było to, że Hazza siedział na parapecie z Taylor. Namiętnie się całowali. O ile dobrze pamiętam, w naszej szkole jest to zabronione. „Odezwała się” - pomyślałam. Sama przecież często łamałam zasady.
   Lou krążył w tę i z powrotem z opuszczoną głową. Wiedziałam, że jest mu smutno, ale nie wiedziałam jak go pocieszyć. Przecież nie mam magicznej różdżki, która mogłaby sprawić, że Tay zniknie. A chciałabym.
   Przez cały dzie Louis i Harry się do siebie nie odzywali. Jedyną rzeczą o jakiej mógł mówić Styles była Taylor. A Lou nie chciał o niej słuchać, więc wolał już wcale nie odzywać się do przyjaciela. Chciało mi się płakać, gdy na nich patrzyłam. Louis miał rację. Harry zaczął się od niego oddalać.
 
A. ♥