piątek, 29 listopada 2013

UWAGA!

Hej Żabki.
Jest sprawa, nawet dosyć poważna. Chodzi o to, że w szkole wybuchła drama na temat bloga pewnej Directionerki. Wszyscy zaczęli go czytać i teraz dziewczyna nie ma życia. Szukają też innych blogów, dlatego na dzień albo dwa ten blog zostanie całkowicie zawieszony. Będę go mogła czytać tylko ja, nikt inny. Jak już wszystko przejdzie, to oczywiście z powrotem go udostępnię... I może za ten czas pojawi się na nim coś nowego. :*
PRZEPRASZAM ZA WSZYSTKO.
Kocham Was. ♥


A.♥

czwartek, 28 listopada 2013

Wszyscy! 2

No cześć.
Nie mogę uwierzyć, że już kończy się listopad. 1D Day i premiera Midnight Memories już za nami, przed nami Andrzejki, Mikołajki, Święta... i Sylwester! Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę się doczekać!
+ kompletnie nie jestem zadowolona z tego imagina, mógłby być 165748392 razy lepszy, ale nie miałam weny, a poza tym, wypadało już dodać coś nowego.
I love you all. ♥

KLIK.♥


- Cześć, jestem [T.I.] - powiedziała cicho, posyłając mi nieśmiały uśmiech. Gdzie się podziała ta psychiczna, pisząca listy swoją krwią dziewczyna?
- Jestem L... W zasadzie pewnie wiesz kim jestem.
- Kim jesteśmy - poprawił mnie Harry, który nagle pojawił się za moimi plecami.
- Tak, kim jesteśmy - mruknąłem.
- Wiem - powiedziała cichutko.

   Liam posłał jej zachęcające spojrzenie i zaprowadził na kanapę. Razem z Harrym zaczęli zadawać jej miliony pytań, ale rozmowa wybitnie się nie kleiła. Dziewczyna zamiast piszczeć i skakać z radości, tak jak na fankę przystało, siedziała cicho, odpowiadając na pytania chłopaków półsłówkami.
   Zayn podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.

- Nie uważasz, że to dziwne, stary?
- Co masz na myśli? - spytałem i oparłem się o blat kuchenny, kątem oka obserwując poczynania Liama i Harry'ego.
- Tą dziewczynę. Jest taka zbyt... normalna.
- No nie? - włączył się Niall. - Pewnie teraz jest taka cichutka, a w nocy przyjdzie do naszych sypialni i zamorduje nas siekierą. Wszystkich. Naraz. Jednym. Precyzyjnym. Cięciem... które ćwiczyła przez te kilkanaście lat swojego życia.
- Dramatyzujesz Horan - wydukałem, chociaż przeszedł mnie dreszcz na samą myśl o [T.I.] trzymającej w ręce siekierę.
- Teraz mówisz, że dramatyzuję, ale co zrobisz jak okaże się, że miałem rację? Hm?
- Nie będziesz miał racji, zrozum to kretynie - warknąłem.
- Dlaczego cały czas mówisz do mnie jak do chorego psychicznie? - mruknął urażony blondyn. - Jedyna osoba do której mógłbyś pod jakiś pretekstem się tak zwracać, to [T.I.], ale nie ja. Jesteśmy razem w zespole już od ponad trzech lat, Lou. A ja mam naprawdę dość.
- Proszę cię Niall, nie zaczynaj tego tematu teraz - sapnąłem i powolnym ruchem przejechałem palcami po włosach. - Mamy dużo ważniejszych rzeczy do zrobienia...
- ... takich jak ratowanie świata przed psychicznie chorą fanką, która jak na razie wydaje się być normalna - dokończył za mnie Zayn.

***

- Naprawdę nie wiem co powiedzieć - wyjąkała dziewczyna, siedząc sztywna jak kołek na naszej kanapie. - Po prostu nadal nie potrafię uwierzyć, że jestem tu teraz z wami... Jakim cudem mnie zauważyliście i postanowiliście zaprosić do siebie? Nawet nie wyobrażacie sobie jakie to dla mnie wyróżnienie, być tą jedną na miliard, która dostała zaproszenie do waszego... hm... tymczasowego miejsca pobytu. To naprawdę wspaniałe, jestem wam tak bardzo wdzięczna...

   [T.I.] kontynuowała swój słowotok, zanudzając nim nas wszystkich, a już w szczególności mnie. Bawiło mnie to, że żaden z nas nie przyznał się, co tak naprawdę sprowokowało nas, a właściwie Harry'ego do zaproszenia jej tutaj.
   Podparłem głowę na dłoni i zacząłem z zaciekawieniem przyglądać się dziewczynie. Była nawet ładna, wysoka, brązowowłosa, bardziej przy kości niż chuda, ale wyglądała dobrze i zdrowo. Do tego te jej migoczące niebieskie oczy... Sprawiały, że nie widziałem poza nimi świata, zatapiałem się w nich. Całkiem przyjemne uczucie. Szkoda, że wcześniej go nie znałem.

- Louis? Słuchasz nas? - usłyszałem rechot Harry'ego i zaraz potem zarejestrowałem jego rękę, która co chwilę przelatywała mi przed oczami.
- Nie - odparłem bez zastanowienia. - Odpłynąłem na chwilę.
- [T.I.] chciała wyjść na miasto - powiedział Zayn i spojrzał na mnie znacząco.
- Wyszła już?
- Wyszła - usłyszałem jej cichy szept.
- Nie kłam - skarciłem ją.
- Pójdziesz ze mną? - poprosiła cichutko i spojrzała na mnie z nadzieją.

   Nie wiem dlaczego, ale po prostu nie mogłem jej odmówić. Uśmiechnąłem się i nieznacznie pokiwałem głową. Na jej twarzy zagościł piękny, promienny uśmiech. Odpadłem.

***

- Podoba ci się Tokio? - spytałem, próbując przekrzyczeć szum samochodów.

   Dziewczyna pokręciła przecząco głową i skrzyżowała ręce. Wbiła wzrok w czubki swoich butów, podczas gdy ja próbowałem znaleźć jakikolwiek temat do rozmowy. W głowie miałem sześćset różnych pomysłów, ale żaden nie wydawał mi się właściwy. Zamiast tego, stałem po prostu obok niej, pilnując tego, żeby nie ściągnąć z twarzy czarnych okularów, które w jakiś dziwny i niewyjaśniony sposób, zdawały się chronić mnie przed wścibskimi nosami paparazzich.

- Jest tu strasznie głośno - mruknęła mi do ucha.
- Masz rację... może... - zastanowiłem się nad odpowiedzią. - Może pójdziemy do jakiegoś baru sushi albo kawiarni?
- Nie, dzięki. Wolałabym wrócić z powrotem do was, jeśli nie masz nic przeciwko.

   Pokiwałem głową i podałem jej rękę. Dziewczyna nieśmiało ją chwyciła i zaczęła podążać za mną przez zatłoczone ulice. Czułem ciepło jej dłoni w swojej i to rozpalało moje zmysły do białości. Cholera jasna, dlaczego ta dziewczyna tak na mnie działała? I dlaczego ja tak bardzo się tego wypierałem?

- [T.I.]... - zacząłem.
- Louis?
- Chcę żebyś wiedziała...
- Że?
- Że bardzo się cieszę że tu jesteś - wyparowałem i zaraz odwróciłem wzrok, bo na moje policzki wstąpił szkarłatny rumieniec.
- Ja też bardzo się cieszę - odparła.

   Kątem oka zauważyłem że staje na palcach i nachyla się w moją stronę. Po chwili poczułem jak jej usta lądują na moim lewym policzku. Usłyszałem ciche cmoknięcie, a potem chichot. Skóra na policzku zaczęła mnie piec i swędzieć. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. W mojej głowie zakiełkował strasznie głupi pomysł.

- Mogę cię o coś spytać? - wypaliłem nagle.
- Ym.. pewnie.
- Dlaczego napisałaś list własną krwią? Próbujesz nas zabić? Nastraszyć? Jesteś chora psychicznie? Nawet nie wiesz jaką polewkę mieliśmy z tego listu: "Nienawidzę cię za to, jednocześnie kochając cię za to, jaki jesteś." Jak psychopatka, przysięgam - zacząłem się śmiać.

   No to brawo Tomlinson, jak zwykle powiedziałeś za dużo!
   Dziewczyna spojrzała na mnie z przerażeniem. Przez chwilę tylko otwierała i zamykała usta jak ryba, nie mogąc wyartykułować chociażby jednej sylaby. Ruszała głową na prawo i lewo, próbowała uciekać wzrokiem ode mnie...

- Ja... Louis, ja... nie... - jąkała się, a do jej oczu napływały łzy.
- Przepraszam [T.I.], nie chciałem tego powiedzieć! - spanikowałem i dla podkreślenia swoich słów, zatkałem sobie usta dłonią.
- Ale powiedziałeś! - krzyknęła i wyrwała mi się, zaczynając biec w drugą stronę.
- Cholera, [T.I.], zaczekaj! Wracaj! - wrzasnąłem i ruszyłem za nią.

   Biegłem przez tłum ludzi, próbując ją złapać, ale była zbyt szybka i zbyt zwinna. Straciłem ją z oczu. Zniknęła.
   No i co ja teraz powiem chłopakom?

A.♥
 

niedziela, 17 listopada 2013

Wszyscy! 1

Cześć Koteczki!
Tak jak mówiłam, dodaję dzisiaj posta. Haha, jak ja siebie dobrze znam.
Tego imagina dedykuję mojej ukochanej @_Crazy_Mofo_69 (FOLLOW, FOLLOW, FOLLOW), za to że jest absolutnie wspaniała! bduvgsofndipw <3
+ dziękuję Angeli, za to że tak bardzo mi pomogła. :*

KLIK.♥

   ...Każdy ma w swoim życiu kogoś, kto chce je zepsuć. Kogoś, kto pragnie twojego cierpienia. Kogoś, kto zazdrości ci tego kim jesteś, bo wie, że nigdy nie będzie taki jak ty. 
   Każdy ma w swoim życiu kogoś, kto go kocha. Ten ktoś zrobi dla ciebie wszystko co będziesz chciał, zrezygnuje ze swojego szczęścia, żeby ciebie uczynić szczęśliwym. Nie będzie się bał stawiać czoła przeciwnościom, bo wie, że robi to dla ciebie.
   Teraz doświadczam czegoś paradoksalnego, wiesz? Bo cholernie zazdroszczę ci twojego bogactwa, tego że stać cię na wszystko czego zapragniesz, tego że po prostu udało ci się w życiu, a mi nie. Nienawidzę cię za to, jednocześnie kochając cię za to jaki jesteś. 
   Wiem, że nigdy mnie nie widziałeś i nie wiesz o moim istnieniu. Pewnie to się nigdy nie zmieni. I w sumie tak będzie lepiej dla nas obojga, bo nie wiem czy zdołałabym zapanować nad sobą, mając cię na wyciągnięcie ręki.

[T.I.]

- Muszę przestać czytać listy od fanów - wyznałem i wzdrygnąłem się na samą myśl o nich.
- Na pewno nie jest tak źle. Pokaż to - powiedział Zayn i wyciągnął rękę w moją stronę. Ostrożnie podałem mu list.

   Mulat pochylił się i zaczął powoli czytać wyznania fanki. Po chwili dosiadł się do niego Niall i zaczął zaglądać mu przez ramię. W momencie, w którym dotarli do najbardziej.. cóż... interesującego akapitu, ich twarze wykrzywiły się w pełnym obrzydzenia grymasie.

- Psychiczna - stwierdził Zayn, patrząc na list jak na trędowatego człowieka. - Napisała to używając swojej krwi, tak?
- O kurwa - podsumował po przeczytaniu "Wyznań Directionerki". - Ja jakbym nie wiedział co zrobić ze swoją krwią, to pewnie oddałbym ją dla potrzebujących, a nie używał do pisania listów.
- Może atrament jej się skończył - dodał mulat bez przekonania.

   Już chciałem jakoś zripostować jego wypowiedź, kiedy nagle do pokoju wszedł Harry. Niósł w ręce dwa kubki z parującą kawą i paczkę jakichś japońskich ciastek. Wyrwałem z list z rąk Zayna i podstawiłem Hazzie pod nos.

- Czo to? - spytał z głupawym uśmiechem na twarzy.
- Przeczytaj - powiedziałem.
- Czekaj, muszę to gdzieś odłożyć - sapnął i zaczął kierować się w stronę stołu. Poszedłem za nim. - No, pokaż to.

   Podałem mu kartkę i usiadłem obok Nialla na kanapie. Zaczęliśmy go obserwować, w oczekiwaniu na końcową reakcję. Dziwne, że kiedy dotarł do "tego akapitu", nie skrzywił się, ale zaczął się śmiać. Wreszcie złożył list na pół i spojrzał na nas.

- Co o tym sądzisz? - spytał Zayn.
- Hm...

   Cisza.

- Albo to jakiś żart, albo ta dziewczyna jest psychiczna. Dobra, rozumiem to, że może cierpieć bo nigdy nas nie widziała czy coś, ale pisać list własną krwią? To już jest przegięcie - mruknął. Skinęliśmy głowami. - Poza tym, uważam że powinniśmy jej odpisać i poczekać na reakcję. A najlepiej byłoby zaprosić ją do siebie, wykupić jej M&G czy coś.
- Jesteś głupi, wiesz? - uśmiechnąłem się do Harry'ego.
- Właśnie za to wszyscy mnie kochają - odparł bez cienia frustracji. Cały Harry.

   Usiedliśmy we czwórkę na naszej pachnącej nowością sofie i zaczęliśmy się zastanawiać co zrobić z tą dziewczyną. Niall uważał że trzeba zadzwonić do psychiatryka, Zayn uważał że to żart, Harry nadal obstawiał przy swoim, a ja nie miałem zdania. Współczułem tej dziewczynie. Poniekąd czułem się winny temu że oszalała, bo to było dla mnie pewne. Fanka zdecydowanie miała nierówno pod sufitem.
   Jakieś piętnaście minut później do pokoju wszedł Liam z wysokim na około dwa i pół metra obrazem przedstawiającym nagą kobietę. Spojrzałem na niego wymownie.

- No co? - zdziwił się. - Dostałem to od fanki. Japonki są dziwne.

   Wymieniliśmy z Niallem porozumiewawcze spojrzenia.

- Musisz coś przeczytać - powiedzieliśmy w tym samym czasie i wskazaliśmy na list leżący na stoliku.

   Liam spojrzał na zakrwawiony kawałek papieru z niechęcią, ale w końcu przemógł się i wziął go do ręki. Zaczął powoli czytać te wypociny, czy też wykrwawiny (suchar godny Tomlinsona) i wyraz jego twarzy zmieniał się wraz z każdym przeczytanym zdaniem.

- Jak sądzisz, co powinniśmy z nią zrobić? - spytał Zayn.
- Zaprosimy ją do siebie, prawda? - powiedział Harry i spojrzał na Liama z nadzieją.
- Możemy, pod warunkiem że przyjedzie w kaftanie bezpieczeństwa - mruknął.
- Wiedziałem że się zgodzi! - krzyknął loczek. - Wy też się zgadzacie, prawda?
- Harry, to niebezpieczne - zacząłem. - A co, jeśli ona rzeczywiście jest chora?
- Chrzanić to! Idę załatwiać potrzebne papiery. Co wy na to?
- Hazz...
- Ty Tomlinson się nie odzywaj. Liam, ty już się zgodziłeś. Niall? - spojrzał na blondyna. Chłopak siedział i patrzył tępo na Harry'ego, nie wiedząc dokładnie co powiedzieć. - Rozumiem, że ty też nie masz nic przeciwko. Zayn, nawet jakbyś się nie zgodził, to wiedz że jesteś przegłosowany, wiesz, czterech na jednego... Dobra, ja lecę ją zaprosić! - krzyknął i pobiegł gdzieś, niewiadomo gdzie.

   W pokoju znowu zrobiło się niebezpiecznie cicho.

- Ale się wkopaliśmy, co? - odezwał się Niall.

   Skinęliśmy głowami.
   Przysięgam, że kiedyś coś zrobię temu idiocie.


*TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ*

- Ja pierdole, nie wierzę że on to zrobił naprawdę! Nie wierzę! - krzyknął Niall, brutalnie wybudzając mnie ze snu. - No ja nie wierzę że w ogóle mu na to pozwolili! Przecież on jest jakiś nienormalny! Myślałem że żartował, rozumiesz? Ż-A-R-T-O-W-A-Ł!
- Nie przypuszczałem, że potrafisz literować. Zaskakujesz mnie, Horan - sapnąłem i przetarłem zaspane oczy. - Do rzeczy, co się stało?
- [T.I.] dzisiaj przyjeżdża. DZISIAJ. Ogarniasz? DZISIAJ!
- Opanuj się - skarciłem go. - Jaka [T.I.]?
- Ta od listu pisanego krwią.

   JEZUSMARIAŚWIATSIĘWALI.

- CO?! - teraz to ja zacząłem krzyczeć.
- No właśnie! I wiesz co? Ten idiota już po nią pojechał na lotnisko!
- Wziął ze sobą ochroniarza? - spytałem. Po minie Nialla wywnioskowałem, że nie. - Jak tu wróci, to go zabiję.
- A ja pomogę ci zakopać zwłoki w ogródku - zaoferował blondyn.

   Wyskoczyłem z łóżka, wyjąłem z walizki pierwsze lepsze ciuchy i pobiegłem do łazienki się ubrać. Wyszedłem z niej jakieś trzydzieści sekund później.

- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo wkurzony teraz jestem - wysapałem.
- Chyba jednak sobie wyobrażam - odparł. Stwierdziłem, że dzisiaj nie mam zamiaru się z nim kłócić. - Wiesz czego najbardziej się boję?
- Nie.
- Tego, że ta dziewczyna rzuci się na mnie, rozszarpie na strzępy, a potem napisze kolejny list, tym razem używając do tego MOJEJ krwi.
- Wydaje mi się, że najpierw może dorwać Harry'ego.
- Racja.

   Wyszliśmy z sypialni do salonu i usiedliśmy na sofie. Po chwili Leslie, nasza kucharka, postawiła przed nami talerze z "pełnowartościowym śniadaniem", które musieliśmy jeść nieprzerwanie od pół roku. Zjedliśmy w ciszy.
   Im więcej czasu upływało, tym bardziej bałem się o Harry'ego. Ogólnie się bałem. Wiedziałem, że tacy ludzie są nieobliczalni i w ogóle... Ale z jakiejś dziwnej, niewyjaśnionej przyczyny, bardzo chciałem ją poznać.
   Jakieś trzy minuty później usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Niall krzyknął "proszę!" i zaraz po tym do środka wszedł Harry, na szczęście cały i zdrowy, a obok niego stała TA DZIEWCZYNA.
   Spojrzałem na nią nieśmiało, a ona odwzajemniła moje spojrzenie. W momencie, w którym nasze oczy się spotkały.... To było coś dziwnego i trudnego do opisania. Po prostu, gdy tylko ją zobaczyłem, poczułem się jak... Cholera, poczułem że... Cholera... Poczułem...
   Ratunku.


A.♥

ROCZNICA!

Hej Miśki! 
Nie mogę uwierzyć że to już rok! Dokładnie 365 dni temu, mniej więcej o tej godzinie, razem z Marysią postanowiłyśmy założyć bloga. Nadal pamiętam ten strach przed dodaniem pierwszego posta: a co, jeśli komuś się nie spodoba? Co jeśli okaże się, że tak naprawdę w ogóle nie potrafimy pisać?
Cóż... w życiu czasem trzeba podejmować ryzyko.
I powiem Wam, że opłacało się. Gdybyśmy nie założyły tego bloga, nie poznałabym wielu wspaniałych ludzi, którym teraz chcę podziękować za ich pomoc i wsparcie. Dziękuję też Wam wszystkim, moim 'czytelnikom', którzy motywują mnie do dalszej pracy swoimi komentarzami i wiadomościami na twitterze, jesteście wspaniali, kocham Was! <3
Teraz co prawda prowadzę bloga sama, ale dzięki Waszemu wsparciu nie jest to dla mnie trudnym obowiązkiem, tylko przyjemnością. Wiem, że jestem czasem okropnie niesystematyczna i każę Wam czekać dwa lub trzy tygodnie na nowego posta i bardzo, bardzo, bardzo za to przepraszam.
Bardzo się cieszę, że jest grono ludzi, które nadal chce czytać to co piszę, to jest dla mnie chyba największe możliwe wyróżnienie.

Nie jestem dobra w pisaniu takich patetycznych przemów, więc kończę już. Naprawdzę bardzo dziękuję, za to że Wy wszyscy jesteście ze mną, pomagacie mi i podtrzymujecie mnie na duchu wtedy, kiedy czuję się naprawdę dennie.

Zaraz pewnie zabiorę się za pisanie nowego imagina, zacznę się wkurzać że nic nie potrafię wymyślić, ale w ostateczności go dodam. :)

No dobra, koniec już.

NO TO:
THANK YOU SO MUCH GUYS, I LOVE YOU.

KLIK.♥




czwartek, 14 listopada 2013

Hazza. 2

Hejka hej Miśki!
Drugą część Hazzy oddaję do Waszej dyspozycji!
Pod pierwszą częścią ktoś napisał mi, że zaczął czytać drugą część, ale ona... znikła. No więc, w związku z tym należą się chyba jakieś wyjaśnienia. Chodzi o to, że zamiast kliknąć "zapisz", kliknęłam przez przypadek "opublikuj" i post przez przypadek pojawił się na blogu. Tyle :D

11 DNI DO MIDNIGHT MEMORIES.
9 DNI DO 1D DAY.

DON'T PANIC.

KLIK.♥

   Punktualnie o siedemnastej ktoś zapukał do moich drzwi. Tym ktosiem oczywiście był Harry, ubrany w czarne jeansy i ciemnoszary T-shirt, z bandaną zawiązaną na głowie. Wyglądał zadziwiająco dobrze.

- Hej – szepnęłam.
- Hej – odszepnął i przyciągnął mnie do siebie. Na chwilkę rozpłynęłam się w jego objęciach. - Dzisiaj -jedziemy do restauracji – wymruczał mi do ucha. - Drogiej, ekskluzywnej, prestiżowej restauracji.
- Przyjęto do wiadomości – odparłam. - To dlatego ubrałeś się jak wieśniak?
- Mówiłem o McDonaldzie – prychnął. - A poza tym, oboje wiemy że w tych ciuchach wyglądam nieprzyzwoicie gorąco.

   Miał rację.
   Harry złapał mnie za rękę i wyprowadził z pokoju. Zeszliśmy na dół i obeszliśmy akademik dookoła, próbując znaleźć jego samochód, który, jak twierdził, zostawił gdzieś w pobliżu. W końcu okazało się że jego piękne czarne porsche stoi zaraz pod drzwiami do budynku. Jakim cudem za pierwszym razem go nie zauważył?
   Już zamierzałam otworzyć sobie drzwi i wsiąść do środka, ale nie, Harry musiał się o nie oprzeć i zatarasować mi drogę do klamki.

- Co ty robisz idioto?
- Po pierwsze, nie jestem idiotą tylko gentelmanem – uśmiechnął się i odwrócił się tak, że teraz stał do mnie tyłem – a po drugie, otwieram ci drzwi.

   To tak miło z jego strony... Przez całe dziewiętnaście lat mojego życia jeszcze ani razu nikt nie otworzył przede mną drzwi do samochodu. No cóż, kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
   W samochodzie było bardzo dużo miejsca i pachniało tam... czymś dziwnym. Tak jakby cytrusami, plastikiem, wódką i perfumami Harry'ego. O ile cytrusy, plastik i perfumy są do wytłumaczenia, to wódka jest tu zdecydowanie nie na miejscu.

- A tak serio to gdzie jedziemy? - spytałam rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- Gdzieś, gdzie wielu ludzi może nas zobaczyć – wyszczerzył się Harry i uruchomił silnik.
- To znaczy?
- Do Starbucksa i jakiegoś centrum handlowego. Może Harrod's? - spytał i spojrzał na mnie, na chwilę spuszczając wzrok z drogi. Pokiwałam głową. - Świetnie. Musimy ci załatwić trochę nowych ubrań.
- Nie będziesz mi niczego kupował – powiedziałam stanowczo i skrzyżowałam ręce na piersi. - Nie po to pracuję w księgarni żebyś ty kupował mi ubrania. Stać mnie na to czego potrzebuję.
- Jestem pewien że na te ubrania które chcę ci kupić cię nie stać.
- Czy w tym momencie próbujesz pokazać światu jaki jesteś wspaniały i na co to cię nie stać, bo jesteś „Harry Styles, idol nastolatek”?
- Cholera jasna, [T.I.], dlaczego jesteś do mnie tak negatywnie nastawiona?! - krzyknął i uderzył rękami o kierownicę, przez przypadek wciskając klakson.

   Zrobiło mi się strasznie głupio. W zasadzie żaden z moich kolegów czy przyjaciół nigdy na mnie nie krzyczał... Ale zaczęłam się przyzwyczajać do tego że z Harrym jest inaczej.

- Przepraszam – wymruczałam. - Po prostu... nie ufam popularnym i bogatym ludziom.
- Nie ufasz mi? Dlaczego? - teraz z krzyku przeszedł do szeptu. - Zrobiłem coś nie tak? Przestraszyłem cię? Przepraszam [T.I.], nie chciałem.
- Przestań dramatyzować – westchnęłam i delikatnie chwyciłam go za ramię. Był cały spięty. - Spokojnie. Wszystko w porządku.. Po prostu nie jestem przyzwyczajona do.. tego wszystkiego.

   No pięknie. Jąkam się jak niepełnosprawna umysłowo.
   Zaczęłam się zastanawiać czy nie za wcześnie zgodziłam się na udawanie dziewczyny Harry'ego. Dałam się omotać jego nieodpartemu urokowi i wcale tego nie przemyślałam. A to mogła być najgorsza decyzja w moim życiu. Ale mogła być też najlepsza.

- Nad czym tak myślisz?
- Londyn o tej porze jest naprawdę ładny – skłamałam.
- Tak.. Masz rację – zamyślił się. - Szczególnie podoba mi się Picadilly Circus.

   Pokiwałam głową.
   Trzy minuty później, Harry zaparkował na parkingu przed Harrod's. Wysiadł z samochodu jako pierwszy i kazał mi zostać w środku i czekać aż otworzy mi drzwi. No więc zostałam. Po upływie około dwunastu sekund byłam już na wolności.
   Harry ostrożnie splótł nasze palce i zaczął prowadzić mnie w stronę jednego z najbardziej prestiżowych sklepów w Harrod's. Po drodze próbowało nas zatrzymać mnóstwo piszczących fanów, błagających Hazzę o autografy, ale nikomu się to nie udało. Szliśmy przez centrum handlowe jak burza, nie zatrzymując się nawet na sekundę.
   Okropnie uciążliwe było to, że co chwilę ktoś robił nam zdjęcia, tak jakbyśmy byli co najmniej parą królewską. Na początku stroiłam głupie miny do zdjęć, ale po jakimś czasie już mi się to znudziło i zaczęłam po prostu olewać natrętnych fotografów.
   Weszliśmy do sklepu z bardzo eleganckimi sukienkami, płaszczami, torebkami, graniturami i innymi rzeczami w tym stylu. Harry uśmiechnął się do ekspedientki i posłał mi spojrzenie mówiące „zaufaj mi”. No to zaufałam.

- Hej... Megan – powiedział, spoglądając na plakietkę na piersi dziewczyny. - Szukam czegoś wyjątkowego dla [T.I.] na piątek.
- VMA's? - spytała dziewczyna fachowym tonem i zaczęła rozglądać się po sklepie. Harry skinął głową. - Tak się składa że mam coś wspaniałego. Rozmiar 36? - spytała, taksując mnie wzrokiem. Teraz to ja kiwnęłam głową.

   Megan posłała nam jeden z firmowych uśmiechów i zniknęła na zapleczu. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego na widok Harry'ego nie mdlała z podniecenia, aż w końcu doszłam do wniosku... Właściwie to nie doszłam do żadnego.

- Jesteś zdenerwowana? - spytał Harry i delikatnie pogłaskał mnie po ramieniu.
- Nie, dlaczego? - prychnęłam. - Uwielbiam zakupy.

   Mam nadzieję że usłyszał ironię w moim głosie.
   Po chwili Megan wróciła do nas z śliczną ciemnozieloną sukienką na wieszaku. Pokazała ją Harry'emu, a potem mi... I muszę przyznać, że już na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić że ta sukienka rzeczywiście jest wyjątkowa.

- To do przymierzalni – uśmiechnął się Harry i wepchnął mnie za kotarę.

   Byłam w kabinie sam na sam z sukienką. Przez chwilę napawałam się bliskością jedwabiście miękkiego materiału, zanim zdecydowałam się ją przymierzyć.

- Harry? - zawołałam, wychylając się zza kotary.
- Tak kotku?
- Zapniesz mnie?

   Hazza uśmiechnął się i podszedł do mnie. W momencie kiedy jego ręce zetknęły się ze skórą na moim karku, całe moje ciało przeszedł dreszcz. Chłopak jednym sprawnym ruchem zapiął sukienkę i odsunął się do tyłu żeby mnie zobaczyć.
   Kiedy przejrzałam się w lustrze, stwierdziłam że dziewczyna którą widzę nie może być mną. Wyglądałam zupełnie inaczej. Sukienka podkreślała wszystkie zalety mojej figury, a sprytnie maskowała mankamenty. Czułam się jak księżniczka.

- Jest cudowna – szepnęłam i spojrzałam na Harry'ego, który w zadumie kiwał głową.
- Wyglądasz niebiańsko – stwierdził. - Bierzemy ją. I nawet nie próbuj się wykręcać, bo dzisiaj to ja tu rządzę.
- Tak jest kapitanie – zasalutowałam.


   Dwie albo trzy godziny później, już chyba cały Londyn wiedział o tym że jestem „dziewczyną Harry'ego Stylesa”. Wszyscy ludzie na ulicy patrzyli na nas jak na przybyszów z kosmosu i robili nam miliony zdjęć.
   Byliśmy właśnie w drodze do samochodu, kiedy Harry nagle się zatrzymał, złapał mnie za rękę i spojrzał mi prosto w oczy.

- Jak dojdziemy do auta, oprzesz się o drzwi od strony pasażera, przyciągniesz mnie do siebie i pocałujesz, okej? - spytał.

   Teoretycznie nie powinno mnie zdziwić to o co prosił, skoro tymczasowo jestem jego dziewczyną... Ale mimo wszystko, gdy usłyszałam jego słowa byłam trochę zażenowana. Nie wiedziałam jak zareagować, więc tylko delikatnie pokiwałam głową.
   Harry uśmiechnął się i zaczął iść dalej w stronę samochodu. Nie wiedzieć dlaczego, czułam się tak, jakbym szła na ścięcie. A przecież miałam go tylko pocałować. Tylko raz. Przecież to nie będzie nic znaczyć.
   Z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej się trzęsłam i nie mogłam złapać oddechu. Od samochodu Harry'ego dzieliły nas dwa, może trzy kroki. Zaczęłam panikować. A co jeśli uzna że źle całuję? Co jeśli przez przypadek się potknę i upadnę na ziemię? Co jeśli...
   Nie zdążyłam zadać sobie w myślach kolejnego pytania, bo poczułam usta Harry'ego na moich. Były jedwabiście miękkie, zmysłowe, delikatne... Jego ręce błądziły po moich plecach, jego włosy łaskotały moje policzki, jego ciepły oddech drażnił moją zmarzniętą skórę. Przyciągnęłam go bliżej do siebie, chcąc jak najdłużej delektować się tą chwilą.

- [T.I.] - wyszeptał pomiędzy pocałunkami. - Pamiętaj że to nic nie znaczy.

   Cudowny romantyczny nastrój znikł, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Odsunęłam się od Harry'ego i szybko wsiadłam do środka samochodu, próbując uniknąć jego spojrzenia. Byłam okropnie zażenowana. Jak mogłam dać się tak ponieść emocjom? Przecież to logiczne że ten pocałunek nic nie znaczył. Wiedziałam o tym.
   W takim razie dlaczego teraz czułam się... inaczej?

A.♥

poniedziałek, 11 listopada 2013

Hazza. 1.

Dobra, hej Paróweczki!
Dawno mnie tu nie było... Strasznie dawno. W tym czasie tak strasznie dużo się działo, że nie byłam w stanie tego wszystkiego ogarnąć. Teraz jakoś udało mi się coś naskrobać, mam nadzieję że Wam się spodoba.
Za 6 dni będziemy obchodzić rocznicę powstania tego bloga... I przyznam, że już szykuję jakiegoś specjalnego imagina na tą okazję... Zobaczymy co z tego wyjdzie. :D
13 dni do Midnight Memories.
11 dni do 1D Day.
ŻYCIE JEST TAKIE WSPANIAŁE. ♥

KLIK.♥

   Siedziałam sobie spokojnie przy stoliku w mojej ulubionej kawiarni. Na dworze było już ciemno, pomimo tego że dopiero dochodziła osiemnasta. Na dziesięć stolików tylko trzy były zajęte. Jeden przez uroczą parę w podeszłym wieku, zajadającą się maślanymi ciasteczkami, drugi przez kobietę z na oko ośmioletnią dziewczynką, no i trzeci przeze mnie. [T.I.][T.N.], studentkę pierwszego roku archeologii, po raz siódmy w tym semestrze zrywająca się z literatury.
   Przygnębiającą ciszę w kawiarni przerwał dzwonek mojego telefonu. Zielony napis na wyświetlaczu głosił: MASZ JEDNĄ NOWĄ WIADOMOŚĆ. Ciekawe od kogo.

Czekam w Twoim pokoju! :)

   Co?
   Spojrzałam na wyświetlacz telefonu jeszcze raz, upewniając się że to nie żadne przewidzenia. Jednak nie.
   Zaczęłam się zastanawiać z kim ostatnio rozmawiałam. Kogo mogłam zaprosić do swojego pokoju w akademiku? I w ogóle, to czyj do cholery jest ten numer? Bo na pewno nie Kelly, mojej współlokatorki. Co do tego jestem stuprocentowo pewna.
   Dobra. Jeśli ktoś czeka na mnie w moim pokoju, to sprawa musi być poważna. Po pierwsze, nie każdy ma przywilej przebywania w miejscu mojego tymczasowego zamieszkania. Po drugie, tylko grupka moich najbliższych przyjaciół wie na którym piętrze i w którym pokoju mieszkam. Po trzecie... skończyły mi się pomysły.
   Postanowiłam zaryzykować i sprawdzić kto może na mnie czekać. Podniosłam się z krzesła w kafejce, gdzie siedziałam przez ostatnie czterdzieści pięć minut. Podczas gdy ja relaksowałam się z kubkiem ulubionej kawy, reszta moich znajomych kisiła się w cuchnącej sali wykładowej na niewiarygodnie nużących zajęciach z literatury.
   Od akademika dzieliło mnie jakieś dziesięć minut drogi spacerem. Jak na ironię, skrót którego zazwyczaj używałam został zamknięty jakieś dwa dni temu, tak jakby wiedział że akurat dzisiaj będę go potrzebować i chciał mi koniecznie zrobić na złość.
   Chcąc nadrobić stracony czas, ostatnie dwie przecznice przebiegłam. Stawiając pierwszy krok na schodach w akademiku zaczęłam tego żałować. Jakimś cudem wpełzłam na czwarte piętro, gdzie znajdował się mój pokój.
   Powoli uchyliłam drzwi i weszłam do środka. Zamrugałam kilka razy, żeby przyzwyczaić wzrok do ciemności i wtedy zauważyłam że ktoś siedzi na parapecie, z nosem przyklejonym do szyby. Prawą ręką nadal przytrzymywałam te cholernie ciężkie drzwi, a lewą próbowałam wymacać włącznik światła. Błądząc palcami po ścianie, natknęłam się na coś lepkiego. Pisnęłam.

- To ty? - mruknął ktoś siedzący na parapecie. Przez przyklejony do szyby policzek, mówił strasznie niewyraźnie.
- Zależy kogo szukasz – mruknęłam. - A ty kim jesteś?

   Wreszcie jakimś cudem wymacałam ten durny włącznik. Klik. Nastała światłość. Kiedy zidentyfikowałam postać siedzącą na parapecie, omal nie umarłam z wrażenia.

- Hazza? - wydukałam, przez nieuwagę puszczając ręką drzwi, które zatrzasnęły się z hukiem.
- Tak wyszło – bąknął i odkleił twarz od szyby. - Trochę dawno się nie widzieliśmy – stwierdził i podrapał się po podbródku.
- Jeśli dla ciebie rok to „trochę dawno”, to masz rację, trochę dawno się nie widzieliśmy.
- Ironiczna jak zawsze – mruknął.

   Postawiłam torbę na podłodze i podeszłam do Harry'ego, który w tym samym czasie zdążył zeskoczyć z parapetu. Rozłożył ramiona w zachęcającym geście i nachylił się w moją stronę. Nie czekając długo, wpadłam w jego objęcia i zaczęłam upajać się jego zapachem. Pachniał zupełnie tym samym Harrym co rok temu, był tylko troszkę wyższy i szczuplejszy. A może mi się wydawało.

- Jak to fajnie cię znowu zobaczyć – wyszeptał prosto do mojego ucha.
- Po co tu przyjechałeś? - spytałam. - Nawet nie próbuj mnie wkręcać że ze względu na mnie.
- Oczywiście że dlatego – burknął urażony. Skomentowałam to prychnięciem. - Nie cieszysz się że mnie widzisz?
- Tego nie powiedziałam.

   Harry zaśmiał się i przyciągnął bliżej do siebie.

- Co robiłeś przez te dwanaście miesięcy? - spytałam i spojrzałam w jego intensywnie zielone oczy. - Opowiadaj.
- Za dużo do mówienia, może kiedy indziej – zaśmiał się i sprzedał mi czułego całusa w nos.
- Coś tu kręcisz.
- Skądże znowu – znowu się zaśmiał.

   Zamilkliśmy. Ciszę przerywało tylko miarowe tykanie zegara. Harry wziął kilka głębokich oddechów, po czym odsunął mnie od siebie, złapał za ramiona i spojrzał prosto w oczy, przeszywając mnie swoim szmaragdowym spojrzeniem na wylot.

- Do rzeczy, [T.I.]. Wyświadczysz mi przysługę?
- To zależy – powiedziałam ostrożnie.
- Mogłabyś udawać moją dziewczynę przez kilka miesięcy?

   Co?
   Zamurowało mnie. Stałam naprzeciwko niego z rozdziawioną paszczą, próbując przetrawić te informacje.

- Harry, czy ja dobrze rozumiem? Nie widzieliśmy się przez rok, a teraz ty prosisz mnie żebym udawała twoją dziewczynę? - krzyknęłam.
- Wiesz, że cię lubię, prawda? - uśmiechnął się, ukazując słodkie dołeczki w policzkach. Umarłam. Cholera, nadal wiedział jak mnie podejść.
- Jaka jest stawka? - spytałam.
- To nie jest kryminał, [T.I]. Musisz po prostu pokazywać się ze mną publicznie, trzymać za ręce, całować, przytulać, takie tam.
- A psychofani?
- Psychofani? - Harry zabawnie uniósł brew. - Nie obrażaj moich kochanych Directioners.
- Sorry – wybąkałam. - Nie będę ich obrażać dopóki nie rozszarpią mnie żywcem.
- Zgadzasz się prawda? - spojrzał mi prosto w oczy i delikatnie ścisnął moją dłoń.

   Zaczęłam zastanawiać się nad odpowiednią odzywką, taką jaką zawsze wypowiadają bohaterowie durnych tanich filmów, kiedy zgadzają się na coś zupełnie szalonego, niebezpiecznego i tak dalej... Ale żadna w tym momencie nie przychodziła mi do głowy.

- Kiedy zaczynamy? - spytałam po prostu.
- Wiedziałem – zaśmiał się Harry i dał mi słodkiego całusa w policzek. - Wpadnę po ciebie jutro o tej samej porze.
- Możesz przyjechać godzinę wcześniej... - zaczęłam nieśmiało, mając nadzieję że zrozumie aluzję.
- Przecież masz literaturę.
- No właśnie – mruknęłam.

   Harry pokręcił głową z politowaniem i wyszedł z pokoju bez słowa. W tym wypadku brak reakcji uznam za potwierdzenie.

A.♥