piątek, 11 stycznia 2013

Niall. ♥

No więc.. Dzisiaj piątek, weekendu początek. Moja mama ustawiła sobie na dzwonek WMYB. Nie no, nie wierzę. Moja mama Directionerką. Toż to dziwy! Dobra, powróćmy do żywych. Smutny, mega smutny i mega zepsuty imagin.
KLIK. ♥

Ja + Ty = My...?

   Pary są słodkie. Takie szczęśliwe i zaabsorbowane sobą. Kiedy się na nie patrzy, to sama cieszysz się ich szczęściem. Masz tak? Bo ja mam. Lubię podglądać ludzi przytulających się na korytarzu, czytać posty pisane przez jedno do drugiego, rozmawiać z nimi, robić im zdjęcia. O właśnie, zdjęcia. Uwielbiam to. Fotografia to chyba jeden z najlepszych wynalazków człowieka. Dzięki niej możesz utrwalić najważniejsze, najradośniejsze i najbardziej magiczne momenty w swoim życiu. Fotografie to taki przewodnik po życiu – twoim, twoich najbliższych, przyjaciół, a nawet obcych ludzi. Lubię poznawać historie różnych ludzi. Ogólnie, to chyba zostanę kiedyś psychologiem. Niall mówi, że mam dobre podejście do ludzi. Może jest w tym trochę racji? W każdym razie, tak bardzo się już rozpisałam, a nadal nie wiecie o co chodzi. A więc Horan, mój mega najlepszy, najcudowniejszy i jedyny w swoim rodzaju przyjaciel ma dziewczynę. Jest nią moja mega najlepsza, najcudowniejsza i jedyna w swoim rodzaju przyjaciółka Nikki. Mam w aparacie setki ich zdjęć. Na wszystkich są uśmiechnięci, szczęśliwi i tacy zakochani... Patrzę na nie jak mi smutno. I wtedy już nie jest mi smutno. Można powiedzieć, że wiecznie jestem szczęśliwa. Może dlatego, że potrafię cieszyć się nawet z najmniejszych drobiazgów. Tak jak z miłości Nialla i Nikki.
   Tego dnia postanowiliśmy wybrać się w czwórkę nad jezioro: Nikki, Niall, Harry i ja. Tak jak w każdym miejscu do którego jechaliśmy, Niall musiał wydziergać na drzewie serduszko z inicjałami jego i Nikki. Harry się z nich śmiał, ale ja uważałam, że to słodkie. Rozsiedliśmy się na kocu na pomoście. Niall wyjął gitarę i zaczął grać. A my śpiewaliśmy. To był taki jakby rytuał – Niall gra, Harry śpiewa. Potem śpiewamy wszyscy. Potem Niall uczy grać Nikki na gitarze. I wszystko jest słodko, pięknie i cudownie. Jak w bajce. I tak jak w bajkach, święcie wierzymy w to, że tak będzie już zawsze. Niestety, życie jak to życie, czasem lubi niezapowiedziane zwroty akcji. Tak musiało być właśnie dzisiaj.
   Razem z Harrym postanowiliśmy, że pójdziemy przynieść coś do jedzenia. No więc poszliśmy. W jedynym barze przy jeziorze sprzedawali tylko nieznanego pochodzenia zapiekanki. Cóż, lepsze to niż nic. Zamówiliśmy cztery, a potem musieliśmy czekać jakieś dwadzieścia minut na to, aż w końcu je nam podadzą. Masakra po prostu. Kiedy wróciliśmy, na kocu nie było ani Nialla, ani Nikki. Nie przejęliśmy się tym chyba dlatego, że oni często tak znikali. Ale nie wracali przez pół godziny, potem przez następne i następne... No i zaczęliśmy się martwić. Po jakimś czasie przyszedł Niall i usiadł obok nas na kocu. Wydawało się, że jednak wszystko w porządku. Aż nagle Niall zaczął płakać. Łzy leciały mu jedna za drugą po policzkach. Przytuliliśmy go z Hazzą i siedzieliśmy w tym uścisku przez chwilę.

- Co jest Horan? - spytałam.
- Ona nie żyje – wykrztusił.
- Jak to? Kto nie żyje? - spytał Harry.
- Nikki – wyszeptał Niall.

   Umarła. Miała raka. Nikomu nie powiedziała. Ta śmierć była czymś, co wszyscy przeżyliśmy równie mocno. I... najgorsze było to, że nikt się tego nie spodziewał. Przecież Nikki mogła nam o tym powiedzieć, mogła nas do tego przygotować. W szczególności Nialla.
   Od śmierci Nikki minął już rok. Niall nadal się po tym nie pozbierał. Cały czas mówi nam o Nikki, o tym co dzisiaj robili. Nie wiem czy zwariował, czy może tak silnie chce odepchnąć od siebie rzeczywistość. Wiem za to, że gdy patrzę na niego, to płaczę. Czuję taki niewytłumaczony ucisk w sercu, taką pustkę... I żal do siebie. Mam świadomość że Nikki – jedyna osoba, która potrafiła wywołać uśmiech na twarzy Nialla – już nigdy nie wróci.

- Nadal ją kocham – wyszeptał Horan, kiedy jakiegoś styczniowego wieczora siedzieliśmy nad jej grobem.
- Wiem Niall...
- Ale wiesz co? Życie toczy się dalej. Może i jej już nie ma na Ziemi, ale ona jest TAM – wskazał na niebo. - I mówi mi, że mam ułożyć sobie życie z kimś kogo kocham.
- A kogo kochasz? I nie mówię tu o jedzeniu – uśmiechnęłam się.
- Ciebie [T.I.] - wyszeptał i złożył na moich ustach ciepły pocałunek.


A.

5 komentarzy:

  1. Wow nie spodziewałam się takiego zakończenia całość jest naprawdę śliczna i nie mów że popsułaś bo to nie prawda
    PS Zazdroszczę mamy Directionerki ;-) też bym taką chciała.
    Pozdrawiam
    Aga:-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu cudowneee

    OdpowiedzUsuń
  3. jejuuu jaki zwrot akcji

    OdpowiedzUsuń
  4. piękny na końcu jedna łezka mi spłyneła;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie że masz taką mamę, jak ja opowiadam mojej coś o 1D to patrzy się na mnie jak na idiotę. ;-)
    A imagin genialny. Poryczałam się. :'(

    OdpowiedzUsuń