_____________________________________________________________
18 stycznia. Środek zimy. Jest okropnie zimno, na ulicach pełno śniegu, który już nie przywołuje na myśl wesołych świątecznych dni – po prostu wszystkim się znudził. Z domów, sklepów i ulic poznikały świąteczne dekoracje, wszędzie pustko. Komu chciałoby się wychodzić z domu przy dwudziesto stopniowym mrozie? Mi i mojej najlepszej przyjaciółce.
Siedziałyśmy właśnie w jakiejś małej kawiarence i popijałyśmy gorącą czekoladę. Trzeba było czymś wynagrodzić sobie półgodzinny spacer po Londynie. Mówiłam już, że nienawidzę stycznia? Nie? No to już powiedziałam. Przede wszystkim dlatego, że moja siostra urodziła się w styczniu i zmarła mając zaledwie dwa dni. Po drugie: znika magia świąt i zima zmienia się w chlapę. Nie ma w tym nic ani ciekawego, ani pięknego.
Kiedy już wypiłyśmy swoje gorące czekolady, stwierdziłyśmy że jeszcze czegoś nam brakuje. Postanowiłyśmy więc jeszcze coś domówić. (I.T.P.) wysłała mnie, żebym poszła do kasy i wzięła coś słodkiego do zjedzenia. No i poszłam. W momencie, kiedy już stałam przy kasie i płaciłam za zamówione rzeczy, do środka kawiarenki wbiegło dwóch roześmianych chłopaków w śmiesznych puchatych czapkach. (I.T.P.) pisnęła. Kim oni mogli być?
- Cześć! - powiedział ktoś stojący za moimi plecami. - Jak s-s-się na...nazywasz?
Obróciłam się i zobaczyłam chłopaka o krótkich i mocno poczochranych brązowych włosach i szaro – niebieskich oczach. Jąkał się, pewnie dlatego że dopiero co przyszedł z dworu. Poza tym, cały trząsł się z zimna. Chwila.. czy to nie był ten z One Direction?
- Hej! - odpowiedziałam. - Nie jest ci zimno?
- Nie – skłamał. - No dobra, może trochę – uśmiechnął się rozbrajająco niewinnie i zmierzwił włosy ręką.
- Wiedziałam – zaśmiałam się.
- Więc... powiesz mi w końcu jak się nazywasz?
- (T.I.). A ty to... Louis? - zapytałam.
- (T.I.)? - wypowiedział moje imię lekko kalecząc. - Fajne imię. Takie... inne.
- Nie, źle mówisz – powiedziałam i jeszcze raz powtórzyłam swoje imię.
Tym razem chłopak przesylabował moje imię.
- Teraz dobrze! - pochwaliłam go.
- Jesteś ze mnie dumna? - wyszczerzył się.
- Jasne że jestem.
- Cool – odparł unosząc w górę dwa kciuki. - Jesteś Brytyjką? - spytał i uważnie się mi przyjrzał. Czy aż tak bardzo wyglądałam na Polkę?
- Nie, jestem z Polski – odparłam.
- To widać – odparł. A więc jednak … - Ale mieszkasz w Londynie?
- Tak – powoli skinęłam głową.
- O, to podasz mi swój numer?
- Pewnie – uśmiechnęłam się i naskrobałam swój numer na ręce chłopaka.
- Wiesz co? - spytał, spoglądając z tryumfem na rękę. - Wielka szkoda, że cię wcześniej nie poznałem. Jakoś tak z rok temu.
- Dlaczego?
- Bo wtedy chodziłbym z tobą, a nie z Eleanor – zachichotał. Zrobiłam dziwną minę.
- Dobrze wiedzieć – zaśmiałam się. - Nie wiem czy bym się zgodziła.
- Czemu? - zdziwił się i pomasował kark. - Przepraszam za tamto.. Przy tobie nie myślę – usprawiedliwił się.
- Ach tak? Widocznie źle na ciebie wpływam.
- Nie! Skądże! - zaprzeczył tak gwałtownie, że zaczęłam się śmiać.
- Louis! - zawołał ktoś.
- Tak Harry? - zdziwił się chłopak.
Cholera, jaki Harry? Też z 1D? Okazało się, że tak, bo zabójczo przystojny brunet w loczkach podszedł i na powitanie przeleciał mnie wzrokiem z góry na dół i na dodatek się oblizał.
- Cześć ślicznotko – przywitał się ze mną zadziornie.
- Cześć przystojniaku – zrewanżowałam się.
Harry odwrócił się do Louisa i bezgłośnie wypowiedział: ONA JEST MOJA!. Chłopak obruszył się i stanowczo zaprzeczył:
- Nie jest twoja, to ja do niej zagadałem pierwszy!
- Nie liczy się to, kto ją zauważył pierwszy, tylko to, kogo bardziej lubi – powiedział i objął mnie w pasie. Już chciałam potwierdzić jego słowa, gdy dodał. - A ona bardziej lubi mnie.
Lou wystawił język do przyjaciela i objął mnie z drugiej strony. W tej chwili podbiegła do nas rozwrzeszczana (I.T.P.).
- O ja dziękuję! To wy! - pisnęła z podniecenia i przykleiła się do torsu Louisa. - Zrób sobie ze mną zdjęcie, błagam!
Chłopak popatrzył na nią jak na przybysza z kosmosu. Ten wzrok był bezcenny.
- O – okej – wydukał w końcu.
Po zrobieniu kilku zdjęć, (I.T.P.) powiedziała, że musi już iść do domu, a my zostaliśmy sami. Przez chwilę staliśmy w krępującej ciszy, którą odważył się przerwać Harry.
- Zjedzmy te ciastka – wskazał na cztery kawałki różnych ciastek w moich rękach.
- Dobra myśl – przytaknął Louis, a ja tylko skinęłam głową.
Lou i Harry odwieźli mnie do domu. Umówiłam się z Louisem na dzisiaj na łyżwy, żeby jakoś podsumować ten dzień.
*Później*
Słońce już dawno zaszło. Big Ben wybijał właśnie dziewiętnastą, a ja czekałam nieruchomo jak lalka i czekałam aż Lou przyjdzie. „Jeszcze tylko 15 minut i idę” - obiecałam sobie w myślach. Tak naprawdę, wątpiłam w to, że pójdę.
Skarciłam się w duchu za to, że nie wzięłam telefonu. Jakim cudem mogłam stwierdzić, że nie będzie mi potrzebny?! Usłyszałam jak ktoś gwiżdże. Obróciłam się i spojrzałam na ulicę. Z ulgą stwierdziłam, że Louis już idzie.
Przytuliłam go na powitanie i od razu przeszłam do konkretów:
- Gdzie byłeś jak cię nie było?
- W kinie z Eleanor. Czy to nie dziwne, że zaplanowała wypad do kina akurat na dzsiejszy wieczór?
- Ech... - westchnęłam. - A mówiłeś jej wcześniej, że wychodzisz ze mną na łyżwy?
- No.. tak – przyznał i włożył ręce do kieszeni.
- To już wszystko jasne.
- Uważasz, że jest zazdrosna? - spytał patrząc mi prosto w oczy.
- Jestem tego cholernie pewna.
Louis kopnął kamyczek, który potoczył sę w ciemną uliczkę, a potem ruszyliśmy na to lodowisko.
Doszliśmy na miejsce po około dziesięciu minutach marszu. Rzekomym lodowiskiem była ogromna, jasno oświetlona hala. Po tafli śmigali ludzie w przeróżnym wieku – od małych dzieci po staruszków.
Lou pociągnął mnie za rękę do przebieralni. Chwilę zajęło mi sznurowanie łyżew i czułam że przez cały ten czas chłopak uważnie mi się przyglądał. Dałam mu zadziornego pstryczka w nos, po czym wyszłam na taflę.
Pierwsze zetknięcie z lodem było dla mnie czymś niesamowitym. Już nie pamiętałam jak to się robiło.. tak dawno nie jeździłam. Krok po kroczku zaczęłam sobie wszystko przypominać. Louis krążył wokół mnie: ostrożnie stawiającej nogę za nogą. Bałam się, że upadnę, a z tym wiązało się.. hm, wiele nieprzyjemności.
Po upływie kwadransa poczułam się już pewniej i zaczęłam ścigać Louisa. Złapałam go, gdy dawał autograf jakimś rozwrzeszczanym fankom. Objęłam go rękami w pasie, wywołując tym falę pisków dziewczyn. Lou zaśmiał się i po podpisaniu wszystkich zdjęć, kartek i rąk, uniósł mnie do góry i mocno wyściskał. Zastanawiało mnie, jakim cudem nie stracił równowagi.
Gdy już z powrotem znalazłam się na lodzie, chłopak złapał mnie za rękę i zaczął jechać prosto na grupkę nastolatek.
- Z drogi! - krzyknął i nie puszczając mojej dłoni przejechał pomiędzy dziewczynami, które wręcz sikały z podniecenia.
- Lou, uważaj! - zawołałam za nim, zanosząc się śmiechem.
W tym momencie chłopak wpadł na dość obfitą starszą panią. Odbił się od jej brzucha jak od trampoliny i upadł na lód. Wstał powoli i masując obolałe pośladki podjechał do mnie. A ja po prostu pękałam ze śmiechu.
- To było kompromitujące – wyznał. Odpowiedziałam mu kolejnym parsknięciem. - Nie śmiej się, bo wyglądasz jak burak – odparł, a ja oczywiście zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej. - Serio, przestań, bo zrobię ci zdjęcie – zagroził, a ja natychmiast się uspokoiłam i stanęłam stabilnie na nogach.
- Nawet się nie waż! - krzyknęłam i dźgnęłam go w brzuch,
- No dobra, dobra, nie gniewaj się – powiedział i przerwał mi pocałunkiem.
- Bo nie dam ci marchewki – dokończyłam kompletnie zbita z tropu.
Ta gruba pani na którą wpadł Lou podjechałą do nas i zmierzyła wzrokiem biednego chłopaka. Chyba usłyszała moją kwestię o marchewce, bo prychnęła:
- Nie dość, że mnie nie przeprosi, to jeszcze wyłudza od dziewczyny jedzenia. A ty – tu popatrzyła na mnie – nie daj mu się manipulować. To zły człowiek. Daleko z takim nie zajdziesz.
Gdy odjechała wystarczająco daleko, by nas nie słyszeć, oboje jak na komendę wybuchnęliśmy śmiechem. Skryłam twarz w rękawie płaszcza chłopaka i trzęsłam się ze śmiechu, który zawładnął całą mną. Louis patrzył na mnie inaczej niż dotychczas.
- Świetnie całujesz – powiedział.
- Heh, dzięki – odparłam i dałam mu kuksańca w bok. - Ty też, nie martw się.
- Wielu już całowałaś?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Lou był pierwszą osobą jaką całowałam. Czy to nie było głupie? Przyznać się do tego, że miałam niezbyt bujne życie towarzyskie? W końcu zdecydowałam, że jednak powiem prawdę.
- Nikogo – wyrzuciłam z siebie i poczułam jak na moją twarz wstępuje rumieniec.
- Przejmujesz się tym?
- Nie mogłeś zadać gorszego pytania?
- Przepraszam – odparł. - Ale nie musisz się tym martwić. Z tym można się urodzić – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Zaśmiałam się i przytuliłam się do niego. Staliśmy przez chwilę w milczeniu, po czym znów poczułam usta Tomlinsona na swoich ustach. Odezwałam się zmieszana:
- A co na to Eleanor?
- Hm – Lou zaczął się zastanawiać nad znaczeniem tych słów. - Mam nadzieję że na razie się nie dowie.
- Ja też – odpowiedziałam i jeszcze mocniej wtuliłam się w ciepłe ciało chłopaka.
Aga ;*
fajne
OdpowiedzUsuńŚwietne ,powinna być 2. Część.
OdpowiedzUsuńGenialny ! *-*
OdpowiedzUsuń