wtorek, 11 grudnia 2012

Harry. ♥

Od jakiegoś czasu nic nie wychodzi tak jak miało wyjść. Ciągle zmieniają mi się koncepcje, nagle coś się kończy, zaczyna się coś innego, niekoniecznie lepszego od tamtych pomysłów. Nie mam weny. Dobra, wiem że tego nie czytacie i przechodzicie od razu do imaginów, więc po co to piszę? Hah, jestem głupia. To dla Ciebie Ryś, kocham cię. <3
_____________________________________________________________ 

   Było lato. Tak, to akurat dobrze pamiętam. Siedziałam sobie na molo, zataczając stopami kręgi i malując na wodzie obręcze. A Harry siedział obok mnie. Przypomniałam sobie każdy szczegół: nasze splecione palce, rozgrzane ciała, rozmarzone oczy... Siedzieliśmy i snuliśmy plany na przyszłość. Wszystko wydawało się być idealne. 
   Lśniące loczki Hazzy były figlarnie rozwiane przez bryzę, jego usta wygięte w figlarnym uśmiechu... Świat wokół nas zdawał się nie istnieć. Byliśmy tylko my. Ja i on. Stanowiący idealną całość. (T.I.) i Harry, Harry i (T.I.). Powtarzałam te słowa jak mantrę.
   Aż w końcu zadzwonił dzwonek. Koniec matematyki. Wrzuciłam książki do torby i zaczęłam zmierzać w stronę wyjścia, ale zatrzymał mnie głos nauczyciela. 

- (T.I. i N.), podejdź tutaj - polecił, a ja wypełniłam jego prośbę i stanęłam nad biurkiem. - Z twoimi ocenami nie jest najlepiej. Popatrz tu - wskazał na kilka jedynek. - Musisz to poprawić.
- Właśnie, najgorszy jest ten problem, że nie mam kiedy, bo zajęcia dodatkowe kłócą mi się z treningami. 
- Wiem, że sport jest dla ciebie bardzo ważny. Ale jak to mówią? Z pustego i Salomon nie naleje. Nie mam jak wystawić ci nawet dwói - załamał ręce.
- Panie profesorze, może korepetycje? - usłyszałam za sobą głos.

   Obróciłam się i nie mogłam uwierzyć własnym oczom - Harry Styles? On?

- Co masz na myśli? - chciał wiedzieć nauczyciel.
- Mógłbym jeździć z (T.I.) na treningi i po treningach ją poduczać - uśmiechnął się do mnie.
- Jeżeli to nie problem... - odparłam nieśmiało i odwzajemniłam uśmiech.
- Żaden problem, a bardziej przyjemność - mrugnął do mnie. Umarłam.
- No to (T.I.), od dzisiaj Styles jest twoim prywatnym korepetytorem - oznajmił nauczyciel. - Tylko masz ją nauczyć MATEMATYKI, a nie czegoś innego. A teraz zmykajcie, mam dyżur.

   Posłusznie wyszliśmy z klasy za nauczycielem. Harry stał naprzeciwko mnie, jakby na coś czekał. 

- Dzięki Harry - odparłam.
- Nie ma za co (T.I.). To o której masz trening?
- O 16.
- Lekkoatletyka, powiadasz? - uśmiechnął się i oparł się ramieniem o drzwiczki mojej szafki. - Ciekawie.
- Tak, tak.. Bieg przez płotki i te rzeczy - wyznałam speszona.
- Lubisz to?
- Jasne, jeszcze pytasz? Przynajmniej jak biegam to nie muszę się nikogo wstydzić ani z nikim rozmawiać i tak mi jest dobrze - wyrzuciłam z siebie potok słów i gwałtownie zamilkłam. - UPS.
- Ślicznie się rumienisz. 
- Dz-dz-dz-dzięki - wydukałam.

   Włożyłam do szafki niepotrzebne książki i zamknęłam ją z głuchym trzaskiem. Wciągnęłam na siebie płaszcz i czapkę, a potem rękawiczki. Wspominałam już, że była okropna zima? No więc była. Harry nadal stał pod moją szafką i co chwilę lustrował mnie wzrokiem.

- Czekasz na kogoś? - spytałam go.
- Na ciebie - odparł. - Gotowa?

   Przytaknęłam skinięciem głowy i ruszyłam przez korytarz do wyjścia. Obok mnie szedł Styles. Harry Styles. Wszyscy ludzie, którzy zostali na korytarzu rzucali nam dziwne, trudne do określenia spojrzenia. Wyszliśmy. Mróz szczypał w policzki, w nos, w uszy. 
   Harry nagle się rozpłynął. Rozglądałam się dookoła, ale nie mogłam go znaleźć. "Pewnie znalazł sobie lepsze towarzystwo" - pomyślałam i ruszyłam przed siebie. I wtedy dostałam śnieżką. Zza samochodu wyjawił się roześmiany Harry. Zebrałam trochę śniegu z maski i rzuciłam chłopakowi w twarz. On odwdzięczył się, nacierając całą moją twarz śniegiem.

- Trolololo, marzną ci policzki, marznie nosek - zaśpiewał i delikatnie ucałował wymienione miejsca. Myślałam, że się rozpłynę pod dotykiem jego ust. 
- Już teraz nie marzną - powiedziałam i odsunęłam się od niego.
- Ja myślę, że jednak tak - odparł i jeszcze raz pocałował mnie w policzki i w nos. - A jak ja powiem, że marzną mi usta, to też mi je rozgrzejesz?
- Harry... - skarciłam go i spuściłam głowę, żeby schować rumieniec. 
- No ale rozgrzejesz? - nie ustępował.
- No rozgrzeję - zaśmiałam się.

   Kiedy chłopak usłyszał moje słowa, zgarnął śnieg z gałązki drzewa i zjadł. Serio, zjadł śnieg. Pacnęłam się ręką w twarz i spojrzałam na chłopaka.

- No dawaj, na co czekasz? - ponaglał mnie.
- No to chodź do mnie na herbatkę - zaproponowałam.
- Oj, widać że nie wiesz o co mi chodzi.

   Harry przygarnął mnie do siebie i wyszeptał: ucz się. A potem złączył swoje wargi z moimi w gorącym pocałunku. Myślałam, że skończy się na pojedynczym całusie, ale on chciał więcej. Całował mnie zachłannie, z każdą chwilą coraz mocniej. To było coś... niesamowitego.

- A na herbatkę też z chęcią wpadnę - puścił mi oczko i ruszył przed siebie. - No na co czekasz?

   Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Stałam w bezruchu i nie mogłam wydusić z siebie słowa. Chłopak podszedł do mnie i splótł swoje palce z moimi. 

- (T.I.), żyjesz?
- Ja.. żyję - wydukałam. - Jeszcze.
- Cieszę się, że wreszcie to zrobiłem.
- To, to znaczy co? - nie wiedziałam o co chodzi.
- Pocałowałem cię, głuptasku - powiedział i przejechał kciukiem po moim policzku. 
- Ja.. ja też się cieszę - nadal nie mogłam przyjąć do wiadomości tego, że całowałam Harry'ego Stylesa.
- Kocham cię - wyszeptał.
- Czy.. możesz to powtórzyć? - spytałam nie mogąc uwierzyć w te słowa.
- Ale co?- powiedział, jakby nic się nie wydarzyło.
- No, że mnie kochasz.
- To był żart - Harry zaśmiał się szyderczo i wymierzył mi policzek. - Nigdy cię nie kochałem. Jak mógłbym zwrócić uwagę na kogoś tak nudnego?! Żartujesz? Nie ma w tobie niczego fajnego!

   Co...? Nie mogłam uwierzyć w jego słowa. To nie był on. To nie mógł być on. Na pewno. Obraz przed moimi oczami zaczął się rozmywać. Świat zaczął tracić barwy, a do moich uszu zaczęły dochodzić krzyki: Jezu, (T.I.), jak mogłaś zasnąć? Ja nie mogę!
   A więc to tylko zły... no dobra, może tylko w połowie zły sen. Otworzyłam oczy. Siedziałam na kanapie w domu Harry'ego. Zerknęłam na niego z miną typu: WTF?!

- Jak mogłaś zasnąć na takim horrorze? - Styles wymachiwał rękami na wszystkie strony.
- Uwierz mi, końcówka mojego snu była gorszym horrorem - wyznałam.
- Co jest? - widać było, że się zmartwił.
- Już nic. Po prostu mnie pocałuj - powiedziałam.
- Nie trzeba mi dwa razy powtarzać - odparł i zatopił swoje usta w moich. - Kocham cię.
- Możesz to powtórzyć? - spytałam, żeby upewnić się, że tym razem to nie sen.
- Kocham cię jak nikogo innego, (T.I.) - odparł.
- Dzięki Styles, ja ciebie też - odparłam i pocałowałam chłopaka.

Aga ;* 

P.S.
Przepraszam że taki nielogiczny... 

5 komentarzy:

  1. Jest jak najbardziej logiczny. Chyba bardziej nie realny :) xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny;* kooooocham <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha ja myślałam że on serio jej plaskacza wymierzył xd
    A to tylko zły- chyba ^^ sen
    Lecę czytać daaaalej :))))

    OdpowiedzUsuń