_____________________________________________________________
Było lato. Tak, to akurat dobrze pamiętam. Siedziałam sobie na molo, zataczając stopami kręgi i malując na wodzie obręcze. A Harry siedział obok mnie. Przypomniałam sobie każdy szczegół: nasze splecione palce, rozgrzane ciała, rozmarzone oczy... Siedzieliśmy i snuliśmy plany na przyszłość. Wszystko wydawało się być idealne.
Lśniące loczki Hazzy były figlarnie rozwiane przez bryzę, jego usta wygięte w figlarnym uśmiechu... Świat wokół nas zdawał się nie istnieć. Byliśmy tylko my. Ja i on. Stanowiący idealną całość. (T.I.) i Harry, Harry i (T.I.). Powtarzałam te słowa jak mantrę.
Aż w końcu zadzwonił dzwonek. Koniec matematyki. Wrzuciłam książki do torby i zaczęłam zmierzać w stronę wyjścia, ale zatrzymał mnie głos nauczyciela.
- (T.I. i N.), podejdź tutaj - polecił, a ja wypełniłam jego prośbę i stanęłam nad biurkiem. - Z twoimi ocenami nie jest najlepiej. Popatrz tu - wskazał na kilka jedynek. - Musisz to poprawić.
- Właśnie, najgorszy jest ten problem, że nie mam kiedy, bo zajęcia dodatkowe kłócą mi się z treningami.
- Wiem, że sport jest dla ciebie bardzo ważny. Ale jak to mówią? Z pustego i Salomon nie naleje. Nie mam jak wystawić ci nawet dwói - załamał ręce.
- Panie profesorze, może korepetycje? - usłyszałam za sobą głos.
Obróciłam się i nie mogłam uwierzyć własnym oczom - Harry Styles? On?
- Co masz na myśli? - chciał wiedzieć nauczyciel.
- Mógłbym jeździć z (T.I.) na treningi i po treningach ją poduczać - uśmiechnął się do mnie.
- Jeżeli to nie problem... - odparłam nieśmiało i odwzajemniłam uśmiech.
- Żaden problem, a bardziej przyjemność - mrugnął do mnie. Umarłam.
- No to (T.I.), od dzisiaj Styles jest twoim prywatnym korepetytorem - oznajmił nauczyciel. - Tylko masz ją nauczyć MATEMATYKI, a nie czegoś innego. A teraz zmykajcie, mam dyżur.
Posłusznie wyszliśmy z klasy za nauczycielem. Harry stał naprzeciwko mnie, jakby na coś czekał.
- Dzięki Harry - odparłam.
- Nie ma za co (T.I.). To o której masz trening?
- O 16.
- Lekkoatletyka, powiadasz? - uśmiechnął się i oparł się ramieniem o drzwiczki mojej szafki. - Ciekawie.
- Tak, tak.. Bieg przez płotki i te rzeczy - wyznałam speszona.
- Lubisz to?
- Jasne, jeszcze pytasz? Przynajmniej jak biegam to nie muszę się nikogo wstydzić ani z nikim rozmawiać i tak mi jest dobrze - wyrzuciłam z siebie potok słów i gwałtownie zamilkłam. - UPS.
- Ślicznie się rumienisz.
- Dz-dz-dz-dzięki - wydukałam.
Włożyłam do szafki niepotrzebne książki i zamknęłam ją z głuchym trzaskiem. Wciągnęłam na siebie płaszcz i czapkę, a potem rękawiczki. Wspominałam już, że była okropna zima? No więc była. Harry nadal stał pod moją szafką i co chwilę lustrował mnie wzrokiem.
- Czekasz na kogoś? - spytałam go.
- Na ciebie - odparł. - Gotowa?
Przytaknęłam skinięciem głowy i ruszyłam przez korytarz do wyjścia. Obok mnie szedł Styles. Harry Styles. Wszyscy ludzie, którzy zostali na korytarzu rzucali nam dziwne, trudne do określenia spojrzenia. Wyszliśmy. Mróz szczypał w policzki, w nos, w uszy.
Harry nagle się rozpłynął. Rozglądałam się dookoła, ale nie mogłam go znaleźć. "Pewnie znalazł sobie lepsze towarzystwo" - pomyślałam i ruszyłam przed siebie. I wtedy dostałam śnieżką. Zza samochodu wyjawił się roześmiany Harry. Zebrałam trochę śniegu z maski i rzuciłam chłopakowi w twarz. On odwdzięczył się, nacierając całą moją twarz śniegiem.
- Trolololo, marzną ci policzki, marznie nosek - zaśpiewał i delikatnie ucałował wymienione miejsca. Myślałam, że się rozpłynę pod dotykiem jego ust.
- Już teraz nie marzną - powiedziałam i odsunęłam się od niego.
- Ja myślę, że jednak tak - odparł i jeszcze raz pocałował mnie w policzki i w nos. - A jak ja powiem, że marzną mi usta, to też mi je rozgrzejesz?
- Harry... - skarciłam go i spuściłam głowę, żeby schować rumieniec.
- No ale rozgrzejesz? - nie ustępował.
- No rozgrzeję - zaśmiałam się.
Kiedy chłopak usłyszał moje słowa, zgarnął śnieg z gałązki drzewa i zjadł. Serio, zjadł śnieg. Pacnęłam się ręką w twarz i spojrzałam na chłopaka.
- No dawaj, na co czekasz? - ponaglał mnie.
- No to chodź do mnie na herbatkę - zaproponowałam.
- Oj, widać że nie wiesz o co mi chodzi.
Harry przygarnął mnie do siebie i wyszeptał: ucz się. A potem złączył swoje wargi z moimi w gorącym pocałunku. Myślałam, że skończy się na pojedynczym całusie, ale on chciał więcej. Całował mnie zachłannie, z każdą chwilą coraz mocniej. To było coś... niesamowitego.
- A na herbatkę też z chęcią wpadnę - puścił mi oczko i ruszył przed siebie. - No na co czekasz?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Stałam w bezruchu i nie mogłam wydusić z siebie słowa. Chłopak podszedł do mnie i splótł swoje palce z moimi.
- (T.I.), żyjesz?
- Ja.. żyję - wydukałam. - Jeszcze.
- Cieszę się, że wreszcie to zrobiłem.
- To, to znaczy co? - nie wiedziałam o co chodzi.
- Pocałowałem cię, głuptasku - powiedział i przejechał kciukiem po moim policzku.
- Ja.. ja też się cieszę - nadal nie mogłam przyjąć do wiadomości tego, że całowałam Harry'ego Stylesa.
- Kocham cię - wyszeptał.
- Czy.. możesz to powtórzyć? - spytałam nie mogąc uwierzyć w te słowa.
- Ale co?- powiedział, jakby nic się nie wydarzyło.
- No, że mnie kochasz.
- To był żart - Harry zaśmiał się szyderczo i wymierzył mi policzek. - Nigdy cię nie kochałem. Jak mógłbym zwrócić uwagę na kogoś tak nudnego?! Żartujesz? Nie ma w tobie niczego fajnego!
Co...? Nie mogłam uwierzyć w jego słowa. To nie był on. To nie mógł być on. Na pewno. Obraz przed moimi oczami zaczął się rozmywać. Świat zaczął tracić barwy, a do moich uszu zaczęły dochodzić krzyki: Jezu, (T.I.), jak mogłaś zasnąć? Ja nie mogę!
A więc to tylko zły... no dobra, może tylko w połowie zły sen. Otworzyłam oczy. Siedziałam na kanapie w domu Harry'ego. Zerknęłam na niego z miną typu: WTF?!
- Jak mogłaś zasnąć na takim horrorze? - Styles wymachiwał rękami na wszystkie strony.
- Uwierz mi, końcówka mojego snu była gorszym horrorem - wyznałam.
- Co jest? - widać było, że się zmartwił.
- Już nic. Po prostu mnie pocałuj - powiedziałam.
- Nie trzeba mi dwa razy powtarzać - odparł i zatopił swoje usta w moich. - Kocham cię.
- Możesz to powtórzyć? - spytałam, żeby upewnić się, że tym razem to nie sen.
- Kocham cię jak nikogo innego, (T.I.) - odparł.
- Dzięki Styles, ja ciebie też - odparłam i pocałowałam chłopaka.
Aga ;*
P.S.
Przepraszam że taki nielogiczny...
Heh.. Fajny xx
OdpowiedzUsuńJest jak najbardziej logiczny. Chyba bardziej nie realny :) xx
OdpowiedzUsuńŚwietny;* kooooocham <3
OdpowiedzUsuńsupciooo <3
OdpowiedzUsuńHahaha ja myślałam że on serio jej plaskacza wymierzył xd
OdpowiedzUsuńA to tylko zły- chyba ^^ sen
Lecę czytać daaaalej :))))