poniedziałek, 24 grudnia 2012

Louis. Świąteczny. ♥

Wesołych świąt kochani! Co tam dostaliście? Specjalny świąteczny imagin specjalnie dla was, z tradycyjną świąteczną nutą do towarzystwa. Miłego czytania! <3 KLIK. ♥
___________________________________________________

   Stoję sobie na dworcu, pada śnieg. Wszyscy ludzie już dawno się rozeszli. Nic dziwnego, pociąg przyjechał już ponad pół godziny temu. Dzwoniłam po Louisa już 10 razy, ale on nie odbierał. Zaczęłam się denerwować. Podmuchałam na zmarznięte ręce, tupnęłam nogą i stałam dalej.
   Ludzie, do przesady, jest Wigilia! Lou mógłby chociaż raz się nie spóźnić. Przytuliłam mocniej swoją torbę i zamknęłam oczy. Wyobrażałam sobie bogato zastawiony stół, pachnącą choinkę, Louisa śpiewającego mi kolędy... Hm, chyba za bardzo się rozmarzyłam. Tak sobie myślę, że nie będę mogła zjeść dzisiaj kolacji z moim chłopakiem, bo zwyczajnie zapomniał, że żyję. Miło z jego strony, prawda? Do naszego domu miałam za daleko. Ponad godzinę drogi z dworca. Wybrałam numer Louisa jeszcze raz.
   Wreszcie odebrał.

- Tak (T.I.)?
- Przyjedziesz po mnie? Miło by było. Czekam na ciebie od prawie godziny! - wydarłam się do słuchawki.
- Oczywiście słonko, przepraszam! Nie mogłaś zadzwonić wcześniej?
- Dzwoniłam ciołku – zgasiłam go.
- Aha.
- No dajesz, bo marznę. Jedziesz czy nie?
- Jadę, jadę. Czekaj spokojnie – powiedział i pewnie zaczął nerwowo rozglądać się za kluczykami. 
- Łatwo ci mówić - westchnęłam i wcisnęłam czerwoną słuchawkę.

   Z minuty na minutę czekanie na dworcu zaczynało mi się coraz bardziej podobać. Przyjechał kolejny pociąg, tym razem z Birmingham Obserwowałam różnych ludzi przelewających się przez drzwi na poszczególne perony. Wszędzie słychać było krzyki zdenerwowanych mam: „Szybciej Jimmie, zaraz przyjedzie tatuś, nie mamy czasu na wygłupy.” albo „Lilly, gdzie zostawiłaś swojego Pana Puszka?” Na widok zdezorientowanych dzieci coś kuło mnie w sercu. Współczuję tej małej dziewczynce, która pewnie zgubiła swoją ulubioną przytulankę i to akurat w dzień przed świętami.
   Nie pamiętam po jakim czasie przyjechał Lou. Był cały zziajany, a włosy, mokre od potu przykleiły mu się do czoła. Na powitanie cmoknęłam go czule w usta.

- Hej kochanie, prze-pra-szam, że tak póź-no... - dyszał.
- Ważne, że w ogóle jesteś – splotłam jego palce z moimi. - Wszystkiego najlepszego marcheweczko! - ucałowałam jego usta. - Jedźmy już, co? Nieźle wymarzłam.
- Jeszcze raz przepraszam – posmutniał. - Moja mama już czeka z kolacją.
- Przywiozłam tradycyjny polski barszcz z uszkami – uśmiechnęłam się.
- Brzmi pysznie – oblizał się i wziął ode mnie walizkę.  

   Pojechaliśmy do domu Louisa. W środku pięknie pachniało choinką i świątecznymi potrawami. Zdjęłam swoje puchowe kozaczki, płaszcz, czapkę i rękawiczki i poszłam do kuchni, by pomóc pani Tomlinson w przygotowaniu posiłku. Gdy tylko mnie zobaczyła, chwyciła moją twarz w dłonie i mocno ucałowała w oba policzki.

- Och, myślałam że już nie przyjedziesz! - otarła spływającą po policzku łzę wzruszenia.
- Ale jestem, proszę pani – uśmiechnęłam się.
- Proszę pani?! - rzekła z udawanym oburzeniem. - Mów do mnie „mamo”.

   Zaśmiałam się. Podgrzałam na kuchence barszcz, uszka wyłożyłam do miski, a potem wszystko położyłam na stole. Przytuliłam siostry Louisa, a potem samego Lou i zasiadłam przy stole. Na pierwszy ogień poszedł barszcz. Chyba wszystkim smakował, biorąc pod uwagę to, że każdy brał dokładki. Następny kurczak. Był, co tu mówić, wyborny.  Gdy skończyłam jeść, Louis nagle się zdenerwował. Mama posłała mu zachęcające spojrzenie. Nie wiedziałam o co chodzi.
   Lou wstał od stołu i przyklęknął przy moim krześle. Wstałam.

- Co ty robisz? - spytałam szeptem.
- To co powinienem już zrobić dawno temu.

   I wyciągnął coś z kieszeni. Pierścionek pasował jak ulał.
   Pani Tomlinson delikatnie starła łzy wzruszenia fartuchem. Wszystkie siostry Lou pisnęły z podekscytowania. Ja też.

- Hm, chyba zapomniałem o najważniejszym pytaniu... - złapał się za głowę. - (T.I.), czy wyjdziesz za mnie?

   Nie wiedziałam co powiedzieć. Znaczy się wiedziałam, ale jakoś nie mogłam tego wykrztusić z siebie. Przytaknęłam więc kilka razy ruchem głowy i rzuciłam się mu na szyję. A potem ja wyciągnęłam z walizki prezent dla niego: czapkę z ogromnym pomponem – taką jaka strasznie mu się podobała, gdy ostatnim razem byliśmy na zakupach.

- Kochanie... To ja ci życzę wszystkiego najlepszego, wesołych Świąt i wytrzymania ze mną do końca twojego życia – pocałowałam go w usta.
- Kocham cię – wyszeptał. - I nie martw się, na pewno z tobą wytrzymam.

   Wszyscy zaczęli się śmiać. Jutro prawdziwy świąteczny obiad. Już nie mogę się doczekać, bo zjem go z najwspanialszymi ludźmi na świecie: moim narzeczonym i całą jego rodziną.

A.

6 komentarzy:

  1. Cudowny, zawalisty itp. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa... Takie to piękne ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny. <3 Cudowny, świetny, nieziemski, niesamowity... ugh, zabrakło mi przymiotników. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaręczyłam się z Lou *0*
    Co tu dużo mówić? Wszędzie gdzie jest Louis mi się podoba zwłaszcza jak mi się oświadcza to jest już cud miód i maliny (kocham maliny ^^)

    OdpowiedzUsuń