Cześć!
Hello!
Hallo!
Salut!
¡Hola!
Ciao!
No to ten... Napisałam drugą część! Taka trochę mało straszna wyszła, ale cóż... Co myślicie o takim romantycznym Hazzie? Podoba Wam się?
Nie wiem jak udało mi się napisać 2 część, która jest cholernie długa jak na moje standardy w tak krótkim czasie (proszę o aplauz, haha). Kocham Was najmocniej.
DLA ANGELIKI, MUMINGA I JULCI, MOICH KOCHANYCH, NAJUKOCHAŃSZYCH. ♥
KLIK.♥
45 KOMENTARZY = 3 CZĘŚĆ
Harry:
- Nie jestem jakimś popierdolonym kryminalistą! - warknąłem, z całej siły uderzając pięścią w ścianę.
Od kilku dni nie potrafię myśleć o niczym oprócz [T.I.]. Śni mi się każdej nocy i za każdym razem próbuje się do mnie przytulić, a ja ją odpycham. Potem ona odchodzi ode mnie, krzycząc "Jesteś potworem Harry!". W tym momencie zawsze się budzę i przez jakąś godzinę nie wiem co się ze mną dzieje. To już chyba zakrawa się na jakąś chorobę psychiczną.
Nie mam pojęcia dlaczego cały czas obsesyjnie myślę tylko o jednej dziewczynie, którą przypadkowo spotkałem w klubie. Wcześniej nigdy mi się nic takiego nie zdarzyło. A teraz strasznie żałuję tego, że ją odepchnąłem, że przez moje idiotyczne zachowanie [T.I.] się mnie boi. Chciałbym to naprawić, ale nie mam pojęcia jak.
Przez to wszystko tylko wyżywam się na innych. Na przykład na moim najlepszym przyjacielu.
- No to nie zachowuj się tak, jakbyś nim był - Louis zaśmiał się gardłowo.
Pewnie był już lekko wstawiony. No cóż, on prawie zawsze jest lekko wstawiony.
- Bo, bez urazy, ale przez to, że cały czas próbujesz udowodnić wszystkim jakim jesteś twardzielem, ta dziewczyna zaczęła się ciebie bać.
- Czyli uważasz, że to wszystko MOJA wina? - krzyknąłem.
Ten facet zaczyna mocno działać mi na nerwy. Jakim prawem wytyka mi wszystkie błędy podczas gdy sam nie jest święty? Założę się, że jego kartoteka policyjna jest równie obszerna co piąty to Harry'ego Pottera (swoją drogą, świetna książka). Wiem, że jest moim przyjacielem, ale do przesady... Przecież ja nikomu nie chcę niczego udowadniać!
- Hazz, wyluzuj - jęknął Louis, z przerażeniem wpatrując się w utworzoną przeze mnie dziurę w ścianie. - Oczywiście, że sądzę, że to twoja wina... Ale nie ma takiej rzeczy, której nie da się naprawić.
Och. Zapomniałem już co ten magiczny napój zwany alkoholem robi z człowiekiem. Louis zawsze był bardzo szczery, ale przynajmniej wtedy, gdy nie był pijany, wiedział kiedy powinien przestać. Dobra, tym razem mu wybaczę.
- Co twoim zdaniem powinienem zrobić? - spytałem, siadając obok niego na skraju łóżka.
- Musisz jej pokazać, że potrafisz być słodki jak babeczka i romantyczny jak... Romeo. Dokładnie jak ten mały, szesnastoletni Styles, na którego dołeczki w policzkach leciały wszystkie dziewczyny w szkole - zaszczebiotał, ściskając moją twarz dłońmi.
O nie. Tylko tego brakowało.
- Nie mam zamiaru udawać mięczaka i niszczyć swojej reputacji dla jednej głupiej laski!
Coś ty powiedział idioto? Wypluj to!
- Oho, nie rozpędzaj się tak, mój kochany, bo, po pierwsze: wszyscy wuedzą, że tak naprawdę jesteś mięczakiem, po drugie: marnie ci idzie udawanie twardziela, bo twardziele nie noszą obcisłych czarnych spodni podciągniętych pod samą szyję...
- Przepraszam bardzo - przerwałem mu. - Moje spodnie WCALE nie są podciągnięte pod samą szyję.
- Żartujesz sobie ze mnie? Nie widać znad nich nawet gumki twoich markowych bokserek - zarechotał.
Dla podkreślenia swoich słów, wstał z łóżka i wypiął do mnie tyłek, eksponując swoje imponujące kształty. Jego jasne, poprzecierane jeansy były zdecydowanie za luźne, bo pozwalały mi zobacyzć napisany różnokolorowymi literkami na jego bokserkach wyraz "SOBOTA". Pomińmy fakt, że dzisiaj był czwartek.
Zachichotałem jak mała dziewczynka. Pijany Louis to mój ulubiony Louis.
- To, że nie chwalę się wszystkim moją znakomitą znajomością dni tygodnia, wcale nie oznacza, że nie jestem twardzielem. Poza tym, obcisłe spodnie są teraz w modzie.
- No właśnie Styles! Czy ty się słyszysz? Prawdziwi twardziele nie znają się na modzie! - krzyczał Lou, wymachując rękami na wszystkie strony.
Cholernie bawił mnie jego entuzjazm, nawet jeśli mnie wyzywał. Może rzeczywiście było w tym trochę racji?
- Kurwa, Harry... Tak mnie zagadałeś, że zapomniałem ci powiedzieć o najważniejszej rzeczy! - bełkotał. - Bo po trzecie..
- Po trzecie co? - zaśmiałem się.
Dzięki idiotycznym tekstom Louisa, cała moja złość wyparowała. Mój przyjaciel jest absolutnie najlepszy na świecie.
- Po trzecie - zaczął, przybierając możliwie jak najbardziej poważny wyraz twarzy - dobrze wiem, że cholernie zależy ci na tej "jednej głupiej lasce".
- Daj spokój - jęknąłem, zbywająć go machnięciem ręki.
Oczywiście Louis jak zwykle miał rację. Ale nie mogłem mu tego przyznać, bo moja reputacja, która i tak wisiała już na włosku, teraz ległaby w gruzach. Dlaczego on musi mnie tak dobrze znać?
Dobra, teraz przyznam się sam przed sobą - tak, zależy mi na tej "jednej głupiej lasce", którą jest [T.I.] [T.N.]. I wcale nie jest głupią laską.
- Proszę cię, to nie jest coś, czego mógłbyś się wstydzić. [T.I.] jest naprawdę gorącą laską. Sam czasem zastanawiam się jak by to było, gdyby ona i ja..
- Nawet o tym nie myś! - warknąłem. - Bo jak nie, to...
- Spokojnie, Hazz - mruknął Lou. - [T.I.] jest twoja.. Albo będzie, o ile nie znalazła sobie kogoś innego. Ale nawet jeśli nie znalazła, to cię nie polubi, jeśli nie przestaniesz zgrywać takiego twardziela.
- Znowu mam być "słodkim Harrym"? - jęknąłem, ze zdenerwowania przeczesując palcami włosy.
- Zdecydowanie. Parę romantycznych gestów i wszystko się zmieni - mrugnął do mnie Louis i zaczął się śmiać.
Cóż, to rzeczywiście może być całkiem zabawne. Żegnaj nowy Harry, witaj stary Harry.
Uśmiechnąłem się do siebie i wsadziłem palce w swoje dołeczki. O tak, [T.I.] na bank się w nich zakocha, bo tylko tego brakuje mi do pełnego sukcesu. Połowa drogi już za mną.
Możecie się ze mnie śmiać, ale zakochałem się po uszy w [T.I.] [T.N.]. Ja, Harry Styles, który nie wierzy w miłość.
- Gdzie ona mieszka? - spytałem.
[T.I.]
Z zadowoleniem spojrzałam na efekt swojej pracy. Moje paznokcie wyglądały idealnie. W myślach przybiłam sobie piątkę.
Rozsiadłam się wygodnie na łóżku, opierając plecy o zagłówek, a nogi kładąc na puchatej poduszce w kolorowe słoniki. Włożyłam słuchawki na uszy, a na kolanach umiejscowiłam nowiutki egzemplarz "Poradnika Pozytywnego Myślenia". Uniosłam książkę na wysokość twarzy i zaciągnęłam się otumaniającym zapachem papieru i farby drukarskiej. Kocham wąchać książki. W szczególności te nowe.
Delikatnie przeciągnęłam palcem po błyszczącej okładce. Z podekscytowania mięśnie w moim podbrzuszu gwałtownie się skurczyły. Takie uczucia towarzyszyły mi za każdym razem, gdy zaczynałam czytać nową książkę.
Otworzyłam ją na pierwszej stronie i zagłębiłam się w lekturze... Jednak nie mogłam się skupić. Za każdym razem gdy patrzyłam na skupisko liter, w mojej wyobraźni formował się obraz ciemnowłosego chłopaka z klubu i za nic nie chciał mnie opuścić. Widziałam wyraźnie każdą plamkę krwi na jego koszulce, obszerny siniec pod lewym okiem, rozciętą wargę, czarną siatkę tatuaży pokrywającą większą część jego ciała, błyszczące srebrne kolczyki, ciemnozielone, hipnotyzujące oczy, niesforne loczki, zawadiacki uśmieszek, zabawną zmarszczkę pomiędzy brwiami.
O nie, [T.I.], opanuj się. Ten chłopak pewnie dawno o tobie zapomniał. Znając takich jak oni, pewnie jest męską wersją Tiffany z tej książki, którą właśnie czytasz. Łagodzi swój ból wywołany nie wiadomo czym, sypiając z przypadkowymi kobietami. Pewnie teraz już o tobie nie pamięta, więc i ty spróbuj zapomnieć o nim.
- Nie potrafię - jęknęłam z rezygnacją i pokręciłam głową.
Odłożyłam książkę na szafkę nocną i wstałam z łóżka. Moją uwagę przykuła biała karteczka leżąca na komodzie. Jeśli dobrze pamiętam, wcześniej jej tutaj nie było. Moje serce z przerażenia zaczęło bić miliard razy szybciej niż zazwyczaj. Drżącymi dłońmi podniosłam świstek papieru i przysunęłam go do twarzy. To, co przeczytałam, całkowicie zbiło mnie z tropu.
Wyjrzyj przez okno.
I nie bój się, to nic strasznego Księżniczko, chyba, że się mnie boisz.
Książę x
Książę? Och... to takie... romantyczne. Zupełnie jak w bajce.
Ostrożnie podeszłam do okna i przycisnęłam czoło do szyby, opierając ręce na parapecie. To, co zobaczyłam sprawiło, że mnie zamurowało. Stałam tak i gapiłam się na piękne widowisko rozgrywające się przede mną.
Na schodach przeciwpożarowych porozstawiane były świeczki, dające ciepłą, mleczną poświatę. Na jednym ze schodków siedział ciemnowłosy chłopak z klubu. W rękach trzymał gitarę i delikatnie szarpał palcami jej struny. Jego twarz rozjaśniał najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.
Delikatnie uchyliłam okno i wychyliłam przez nie głowę. To, co usłyszałam, do reszty mnie oszołomiło. Chłopak wydobywał z gitary delikatne dźwięki, które idealnie komponowały się z jego zachrypniętym głosem. Bo, chociaż trudno mi z początku było w to uwierzyć, on śpiewał. I to nie byle jak. On śpiewał... niesamowicie.
- Cześć - wydukałam niepewnie, gdy ostatnie dźwięki gitary ucichły.
- Witaj - odparł, ukazując słodkie dołeczki w policzkach. - Tęskniłaś za mną?
Nie chciałam mu odpowiedzieć, że nie mogłam myśleć o niczym innym, więc po prostu wzruszyłam ramionami i spuściłam wzrok, żeby chociaż odrobinę zakryć rumieniec, który zapewne pojawił się na moich policzkach.
Harry:
[T.I.] zarumieniła się. Jak słodko. Może rzeczywiście powrót do starego, ckliwego Harry'ego był dobrym wyjściem.
- Masz ładny dom - zauważyłem, rozglądając się dookoła.
Jej dom był zajebisty. Właściwie, jej blok, willa, czy też wieżowiec, nie wiem jak to nazwać. W każdym razie, jestem absolutnie pewien, że w środku jest winda. Dom ma sześć pięter i jeśli jest tak jak myślę, mieszka w nim jedna rodzina. Utrzymanie w dobrym stanie takiego budynku. musi kosztować majątek... A ona właśnie tam mieszka. Ciekawe gdzie pracują jej rodzice, że mają na to wszystko pieniądze.
[T.I.] znów wzruszyła ramionami.
- Mam taką propozycję - zacząłem, odkładając gitarę do pokrowca.
Oczy dziewczyny rozbłysły, gdy usłyszała moje słowa.
- Ale będziesz musiała mi zaufać, zrozumiano? - spojrzałem jej w oczy.
- Postaram się - zaśmiała się.
- Zabiorę cię gdzieś, dobrze? Tylko na godzinę, góra dwie... Chcę ci coś pokazać - szepnąłem.
- A co to takiego?
- Nie mogę ci powiedzieć, bo nie będziesz miała niespodzianki - mruknąłem, zaczynając gasić świeczki stojące na schodach.
[T.I.] skrzyżowała ramiona na piersi i udała, że się obraża. Wyglądała tak słodko...
- Proszę? - zaszczebiotałem jak małe dziecko, wlepiając w nią swoje ogromne oczy.
- Nie wiem dlaczego to robię - westchnęła.
O tak, już mi się udało!
- To.. pójdziesz ze mną? - zapytałem, wyciągając do niej dłoń.
- Tak, ale najpierw muszę coś wiedzieć - odparła, a jej twarz nagle przybrała poważny wyraz.
Oby nie pytała o Aleca, bo nie będę mógł jej odpowiedzieć. Ten typ z pewnością nie jest godzien jej uwagi. Poza tym, przysięgłem mu, że nikomu nie powiem o naszej umowie...
- Jak masz na imię?
Co?
Jak to było? Cholera, przed chwilą jeszcze pamiętałem. Zawsze to pamiętałem. Dlaczego musiałem o nim zapomnieć akurat w tym momencie? Zaczynało się na H...
- H-Harry - wydukałem i głośno odkaszlnąłem. - Nazywam się Harry - dodałem pewniejszym głosem.
[T.I.] zachichotała, po czym ujęła moją dłoń i wyszła na schody.
- Ufasz mi? - spytałem.
- Chyba nie mam innego wyjścia - szepnęła, mocniej ściskając moją dłoń.
A.♥