środa, 6 lutego 2013

Louis.2 ♥

Jest druga część! Dziękuję bardzo bardzo bardzo za podpowiedź co mam napisać dalej. Niby przewidywalne, ale ciekawe. Aha, i co powiecie na dłuższe, kilku/kilkunastorozdziałowe opowiadanie z 1D? Czytalibyście?
KLIK. ♥

"Uśmiech nie zawsze oznacza,że ktoś jest szczęśliwy.
Czasami po prostu oznacza,że ktoś jest silny..."

   Na początku mnie wyprzedziła. Potem to ja wyprzedziłem ją. Potem ona znowu mnie. I tak bez przerwy. Że tak powiem, wyrównany pojedynek. Pomińmy fakt, że [T.I.] nie potrafiła jeździć na nartach.
   Przez cały czas gdy wjeżdżaliśmy na górę zastanawiałem się nad dobrą nauczką za to drobne kłamstewko, ale nadal nie potrafiłem wymyślić niczego odpowiedniego. Tak jakby moje szatańskie pomysły zniknęły wraz z postawieniem nogi na stoku. Dziwne, prawda?
   Jechaliśmy i jechaliśmy w dół, omijając staruszków, przestraszone dzieci i zmartwionych rodziców. W pewnym momencie straciłem [T.I.] z oczu. Tak jakby rozpłynęła się pod ziemię. Zacząłem rozglądać się na wszystkie strony, aż wreszcie ją zobaczyłem.
   Leżała rozpłaszczona na stoku, trzymając jedną nartę w ręce, drugą w zębach. Była nienaturalnie wygięta i płakała. Podjechałem do niej i szybko wziąłem od niej narty i pomogłem jej wstać.

- Nic ci nie jest? - spytałem.

   Było to raczej pytanie retoryczne, bo [T.I.] wyglądała jakby ją ktoś przejechał walcem, a potem napuścił na jej rozpłaszczone ciało stado dzikich słoni. Cud, że miała wszystkie zęby na swoim miejscu.

- Nie wiem, jak na razie nic mnie nie boli - wzruszyła ramionami i syknęła z bólu. - Stop, cofnij to. Boli mnie bark.
- Bark? - zdziwiłem się. - Uu, kiepściutko kochana, kiepściutko.
- No co ty? - spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Dasz radę jechać?
- A ty dasz radę zejść na dół na rzęsach?
- Okej, zrozumiałem. Daj narty.

   Wziąłem narty [T.I.] na jedno ramię, swoje na drugie i ruszyłem powoli w dół stoku. Mój rozjechany placek szedł kilka kroków przede mną, cały czas próbując rozmasować obolały bark.
   Kiedy doszliśmy na dół, znaleźliśmy przystanek pierwszej pomocy. Wpakowaliśmy się do gabinetu lekarskiego i poddaliśmy [T.I.] obserwacji. W milczeniu czekaliśmy na wyrok. Było tak jak się spodziewałem:

- Ma złamany obojczyk - oznajmił doktor bardzo znudzonym tonem.
- Co?!
- Będziesz miała gips! - powiedziałem ruszając brwiami. - Będę ci na nim rysował nieprzyzwoite rzeczy.

   W nagrodę za moje... no cóż, bardzo dojrzałe zachowanie, dziewczyna obdarzyła mnie jednym ze swoich mrożących krew w żyłach spojrzeń. Aż przeszły mnie ciarki.

- To kiedy zakładamy gips? - pytałem.
- Zamknij się - warknęła [T.I.].
- Teraz - oznajmił doktor. - Nie można czekać. Rozbierz bluzkę.
- Wyjdź Tomlinson, wyjdź - powiedziała.

   Przyznam, że bardzo niechętnie opuściłem gabinet lekarski i usiadłem na krześle w poczekalni. Jakieś pół godziny później drzwi się otworzyły i wyszła przez nie [T.I.]. Strasznie naburmuszona.

- Noo, kochana, nie jest źle! - uśmiechnąłem się i wystawiłem ręce by ją przytulić.
- Drwisz sobie ze mnie Tomlinson?
- Nie, coś ty, nawet nie widać tego gipsu - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Jedyne co, to rękawy od kurtki dziwnie ci zwisają - dodałem i zacząłem je podrzucać.
- Uspokój się wreszcie, nie jestem w nastroju na żarty - odparła.

   Zobaczyłem w jej oczach błyszczące łzy. Chyba rzeczywiście nie czuła się najlepiej. Przytuliłem ją do siebie mocno, ale delikatnie, uważając by nic jej nie zrobić. Wydała mi się taka krucha i dziewczęca, jak nigdy dotąd. Kreśliłem dłońmi koła na jej plecach, a swoją głowę oparłem o jej czoło. Płakała. Moczyła łzami moją kurtkę, ale to nie miało dla mnie znaczenia.
   Biedna, kochana [T.I.], która chciała tylko udowodnić, że potrafi jeźdzć...

OCZAMI [T.I.]:

   Czułam się fatalnie. Chciałam wyklinać na cały świat, na te głupie narty, na drzewa na stoku, no po prostu na wszystko! Wiem, że Louis nie chciał być niemiły, tylko poprawić mi humor, ale teraz nie byłam w nastroju na jakiekolwiek żarty. Chciałam tylko znaleźć się sama w jakimś odosobnionym miejscu i wyrzucić z siebie cały żal.
   Delikatnie odsunęłam się od Louisa i wyswobodziłam z jego uścisku.

- Jedźmy już do hotelu, co? - zaproponowałam.
- Na pewno nie chcesz jeszcze pojeździć? - zaśmiał się.
- Nie wkurzaj mnie. I tak już sobie nagrabiłeś - uszczypnęłam go zdrową ręką.
- No dobra, dobra, nie denerwuj się mała, już jedziemy - uniósł ręce do góry w geście obronnym.

   Powoli wpakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do hotelu, umiejscowionego za następną górą. Recepcjoniści jak zwykle miło nas powitali i spytali co się stało. Ku mojemu zadowoleniu, Louis sprostował sytuację, nie każąc mi rozwodzić się nad tym jak to możliwe, że już pierwszego dnia pobytu w górach złamałam obojczyk. W tym momencie miałam ochotę wycałować go całego z góry na dół. Wiem, trochę niejednoznacznie to brzmi.
   Wjechaliśmy windą na dwudzieste trzecie piętro i otworzyliśmy drzwi do pokoju taką bajerancką magnetyczną kartą. Luksus po prostu. Nie zważając na protesty Louisa brzmiące: "TYLKO NIE W BUTACH!", rzuciłam się na łóżko.




- Nie ruszam się stąd za żadne skarby - oznajmiłam.
- O nie, moja droga, musisz wstać, bo roztopisz się w tych spodniach.
- Dramatyzujesz - zbyłam go, chociaż faktycznie zaczynało robić mi się gorąco. - Wiesz, że będziesz musiał mnie karmić? Jak małego dzidziusia - zaśmiałam się.
- Och, zawsze marzyłem o roli matki - udał zachwyt i położył się obok mnie.

   Zdążył się już przebrać i miał na sobie tylko białe polo i granatowe rurki. Oparłam mu głowę na ramieniu i starałam się znaleźć możliwie najwygodniejszą pozycję. To znaczy taką, w której moje obojczyki nie będą cholernie piekły. Nagle doszło do mnie coś, co nie powinno było do mnie dochodzić właśnie w tej chwili.

- Wiesz, skoro nie mogę sama jeść, to znaczy, że nie mogę się sama ubierać. Ani myć - wypaliłam.

    Oczy Lou nagle rozbłysły milionem iskierek.

- I uważasz, że to będzie jakiś problem? - spytał chrapliwym głosem i zaczął delikatnie rozpinać guziki moich spodni narciarskich.
- Ej Lou... - zamruczałam. - Przestań.
- Nie mogę, to jest silniejsze ode mnie - zaśmiał się i zaczął powoli zsuwać spodnie z moich bioder, pakując ręce nie tam gdzie trzeba.
- Gdybym mogła, pacnęłabym cię w twarz - odparłam.
- Przecież wiem, że tego chcesz mała - szepnął mi do ucha i przejął inicjatywę.

C.D.N.
A.♥ 

22 komentarze:

  1. Czy ja lubię Twoje imaginy?
    Nie.
    Ja je KOCHAM! <33
    I pisz opowiadanie o 1D, kiedy będziesz już miała gotowego bloga, wyślij mi linka, z chęcią przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jdjdjdhaooxhwuifbducdhsicjdhxjisjzho super jak najszybciej next pls

    OdpowiedzUsuń
  3. Odbtxnsggssnvysudbhajjduwkdbwbjd. Omomonomo cudeńko!!!! Masz talent! Konkretna nie naciagana historia. Kocham twoje imaginy!!!! A ten jest boski!!!! Piss pisz dalej. Ten imagin, i 100 nastepnych i opowiadanie!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy dodasz kolejną część? Bo nie mogę się doczekać co będzie dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy kolejna? To jest swietne ! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. super,czekam na kolejna część

    OdpowiedzUsuń
  7. No kurcze w takim momencie? No wiesz co? :-P
    Jestem ciekawa co się między nimi wydarzy chyba będzie ciekawie XD
    Czekam
    PS.Napisz w najbliższym czasie coś +18
    a co do opowiadania to oczywiście że bym czytała :-) Pozdrawiam :-D

    OdpowiedzUsuń
  8. http://magicisreall.blogspot.com
    Zapraszam na bloga z imaginami blog nie jest mój ale polecam czytać i komentować
    ^_^

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne czekam na następna cześć <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny imagin ! Kiedy następna część? <3

    OdpowiedzUsuń
  11. O Boże ! Czekam na kolejną część o_o

    OdpowiedzUsuń
  12. Proszę daj szybko następną część.!! :** '.'

    OdpowiedzUsuń
  13. Kocham cie i ye imaginy genialne..

    OdpowiedzUsuń
  14. Daj nastepna zesc bo fajnie sie zapowiada ;*** 69

    OdpowiedzUsuń
  15. Pisz to długie opowiadanie proszę...
    Imagin świetny

    OdpowiedzUsuń
  16. to opowiadanie jest: supe, slicznie,czadowo, kochane...
    i love one dirction. i love louis! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  17. w tym.. fajnym czymś jest tyle moich ulubionych tekstów, że przy pisaniu tego oto komentarza na pewno zapomnę o połowie.. ale dobra. więc.. próbowałam sobie wyobrazić placek na białym asfalcie, z nartą w zębach i to nie skończyło sie dobrze.. szczęście, że siedze na kiblu, lol xd napisałam koblu ahhahahahahahaha nie nic
    czy dasz radę zejść na dół na rzęsach aka fragment książki "jak poprawnie używać sarkazmu". tu też brechtałam sie jak ciołek, nawet nie wiem czemu, idk
    no i jeszcze ten, idący rozjechany placek! to by było coś, wyobrażasz sabie jaką furrorę na stoku zrobiłby chodzący placek z nartą w zębach??
    uwielbiam spamować.
    kc
    muminegg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahah moje poczucie własnej wartości wzrosło o 5 kilometrów! przez ciebie leje z moich wlasnych tekstów, a to chyba oznacza, że nie jestem w pełni zdrowa na umyśle. wow, dzięgi :/
      kckc
      ksienszniczga

      Usuń